Apteka z motywacją, czyli szukaj pomocy u blogerów!

Nasi blogerzy to chyba największa dawka motywacji i dobrej energii na tej stronie. Czytam Wasze teksty i nie ukrywam, że dzięki temu mogę utrzymać wysoki poziom motywacji nawet wówczas, kiedy zaczynam sezon startowy już w maju. A jak wiadomo bardzo trudno o taką dyscyplinę przez cały sezon. Zawsze kiedyś przychodzi mały kryzys. Warto wówczas zajrzeć do tekstów, które przypominają po co i dlaczego znaleźliśmy się tu, gdzie jesteśmy. Ponieważ właśnie jestem w takim momencie kiedy to po pięciu startach „na maksa”, zacząłem odczuwać potężny kryzys i przemęczenie, a nawet momentami zniechęcenie, zacząłem na różne sposoby szukać w sobie motywacji, a przede wszystkim możliwości powrotu do formy sprzed ponad miesiąca. Odpoczynek już zaaplikowany i to w dużej dawce. Był czas na refleksję i przypomnienie sobie, że 38-latek regeneruje się znacznie wolniej niż 20-latek, że startowanie tydzień po tygodniu przez miesiąc to fajna sprawa, ale dla Gomeza, nie dla Grassa. Na szczęście mam gdzie szukać motywacji i energii na drugą część sezonu. Wyciągam z blogów tekst Kuby – cofnąłem się dzięki niemu do swoich 103kg. Ciekawe wspomnienie. A tekst inspirujący i może jeszcze kogoś zmotywuje, zachęci do rozpoczęcia przygody z tri albo jej kontynuowania na wyższym biegu. Kuba gratulacje i powodzenia w kolejnych startach! Do zobaczenia w Radkowie.

Łukasz Grass

 

 

Kuba Abramczyk:

„Witam wszystkich bardzo serdecznie!

Zacznę od tego, że jestem pod ogromnym wrażeniem Waszych wpisów, przygód, opowieści. Mam często wrażenie, że to właśnie nie ta ścisła sportowa czołówka zasługuje na najwieksze uznanie, ale ci którzy wspinają się powoli, pokonując po drodze własne słabości. Lud zie, którzy muszą balansować pracę, rodzinę i inne obowiazki ze sportowymi ambicjami. Świetnie czyta się te wszystkie Wasze wpisy. Niestety nie mam jakiegoś specjalnego talentu literackiego, ale postaram sie od teraz, co jakiś czas, wrzucić jakąś małą aktualizację.

  Gdzieś tam z ukrycia śledzę stronę i blogi od około roku. Postanowiłem ostatnio ujawnić się i dołączyć do AT Teamu. Miałem przyjemność spędzić trochę czasu w namiocie AT w Ełku. Zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony super miłym przyjęciem, brakiem jakiegokolwiek nadęcia, a przy okazji wyniosłem kilka bardzo dobrych porad. Jako że planuję pokrecić się trochę wśród Was przez najbliższe miesiące/lata (mam nadzieję), to postanowiłem opowiedzieć o sobie kilka słów.

 

Mam 36 lat, żone (która w tym roku planuje pierwszy start w Tri), 3 dzieci (13 lat + 2×2 lata), psy, rybki, etc. 🙂 Mieszkam pod Warszawą. Najpoważniejsze przygody sportowe miałem jako nastolatek – przez ok. 7-8 lat bardzo intensywnie trenowałem wioślarstwo. Rewelacyjny sport, ale mam wrażenie, że poza wyrobieniem pewnych nawyków treningowych i mocnej psychiki, to teraz za dużo mi z tego nie zostało. Potem przyszedł dłuuuuuugi okres zapuszczenia się. 1 maja 2012 roku postanowiłem coś ze sobą zrobić. Ważylem 104kg (187cm wzrostu), paliłem paczkę dziennie od ponad 10 lat i nie byłem w stanie przebiec dlużej niż 1 minuty ciągiem.

 

Zacząłem od marszobiegów, przeszedłem wiekszość typowych urazów i kontuzji początkujących – najpoważniejsza kontuzja to zapalenie Achillesa, które leczyłem 3 miesiące. Tak czy siak, udało mi się pod koniec sezonu osiagnać cel, który sobie postawiłem: ukonczyć Biegnij Warszawo (10km) poniżej 60min. Gdzieś na początku zeszłego roku przewiął mi się jakiś artykuł o triathlonie i wspomniałem mojej drugiej połowie, że byłoby to fajne wyzwanie. Kiedyś całkiem nieźle pływałem i zdarzało mi się od czasu do czasu po lesie pojeździć góralem. Temat zniknał do momentu moich urodzin w maju, kiedy otrzymałem od niej w prezencie książkę „Mój pierwszy triathlon” – tak kochanie, Ty jesteś za to odpowiedzialna :).  Poszukałem trochę info w necie. Znalazłem najbardziej odległe w czasie zawody i się zapisałem (Przechlewo).

 

Mam trochę obsesyjną osobowość, więc od razu wziąłem się za czytanie wszystkiego, co wpadło mi w ręce, ułożyłem sobie jakiś tam plan i zacząłem pływać (sporo), jeździć (zdecydowanie za mało) i biegać. W okolicach sierpnia udało mi się kupić pierwszy w życiu rower szosowy – używany Canyon UltimateAL (kolor: wściekła pomarańcz). Pierwsze treningi jak za karę: dupsko boli, plecy bolą, nogi jakieś słabe… Wybrałem się na fitting, założyłem lemondkę i byłem gotowy podbić świat! Nawet prawie dałem się namówić na zakup pełnego kasku „aero”.  Przyszedł wrzesień. Pierwszy start (1/4 Ironmana). Mógłbym tutaj długo rozpisywać się o tych zawodach, ale mniej więcej wygladało to tak:

 

–       Plywanie całkiem całkiem (21:35)

–       Rower katastrofa. Wyprzedzili mnie wszyscy 🙂 W momencie kiedy mniej wiecej setna osoba mnie mijała, myślałem sobie tylko jedno – „Dzięki Bogu, że nie kupiłem tego kosmicznego kasku.” (czas: 01h42m).

–       Bieg masakra. Na ostatnich kilometrach roweru zaczęły się kurcze. Połowę biegu szedłem i rozciągałem nogi (01h02m).

–       Razem 3h12m. Dodam, że organizacja perfekcyjna i w tym roku wracam z żona, która rok temu powiedziala, że za 12 miesięcy też tu wystartuje.

 

kuba3 elk2014

 

W październiku znowu Biegnij Warszawo i nowa życiowka: 53 minuty na 10km.

Miesiąc odpoczynku i zima/wiosna relatywnie mocno przepracowana. Sporo biegania na początku roku i 2 starty biegowe:

–       PZU Półmaraton (debiut): 01h55m

–       Orlen Maraton (10km): 49m – pierwszy raz 50 min złamane.

 

Mając już troszkę większą świadomość „z czym się to wszystko je” założyłem sobie, że osiągnięcie w miarę rozsądnej bazy do Tri, zajmie mi kilka lat. Szczególnie jeśli chodzi o rower. Tego chyba nie ma jak przyspieszyć, czy oszukać. Mam wrażenie, że trzeba tu po prostu swoje kilometry w nogach mieć. Postanowiłem w 2014 roku zrobić jak najwięcej startów i traktować je jako mocne treningi. Kalendarz ułożyłem sobie taki:

 

–       Piaseczno (1/4)

–       Radkow (1/4)

–       Nieporet (1/4)

–       Gdynia (1/2)

–       Przechlewo (1/4)

 

Ta Gdynia ciągle mnie przeraża, ale pakiet jest wykupiony i będę starał się powalczyć o ukończenie. Piaseczno też postaram się szybciutko podsumować:

–       Plywanie w tych warunkach jakie były wyszło bardzo ok (17:52)

–       Rower dałem radę w miarę mocno jak na mnie (1h30m)

–       Bieg kompletnie zawalony (1h09m)

–       Razem (3h03m)

 

Tak mnie bolał prostownik grzbietu po rowerze, że każdy krok wiązał się z gigantycznym bólem. Pierwsza połowa biegu spacer, druga delikatny truchcik. W tych 30-paru stopniach i kurzu stwierdziłem, że ten sport jest głupi, bez sensu i że odwołuje wszystkie dalsze starty – a na bank Gdynię.

 

kuba2 elk2014

 

Kisząc się parę dni później w swojej złości za nieudany start, zapisałem się szybko na Olimpijkę w Ełku, żeby wykorzystać to, że dobrze czuję się w wodzie i że będzie trochę mniej roweru i biegu. Plan na Ełk był prosty: wchodzę w bieg bez kurczy, bólów i dużego zmęczenia, żeby w końcu pobiec. No i w sumie tak wyszło:

–       Woda (23:27) – fajnie

–       Rower (1h31m!!!!!) – mega geriatria…

–       Bieg (57:46m)

–       Razem: 02h56m

No i wróciłem do domu świeży i wypoczęty… z niedosytem, że może jednak trochę za bardzo odpuściłem ten rower.  Ale ogólnie OK. Uczę się tego sportu, wchodzę na razie w zawody bez specjalnego „tapering’u” i ciągle eksperymentuję mocno z piciem i jedzeniem.

 

kuba1 elk2014

 

Miało być kilka zdań, a są już prawie 2 strony – a i tak starałem się mocno streszczać. Następny start Radków. W ostatniej chwili zmieniłem ¼ na 1/8. Może niesłusznie, ale boję się, że całkowity brak treningów biegowo/rowerowych na górkach za dużo by mnie kosztował. Przy okazji chcę się sprawdzić w wysiłku na wyższych obrotach i skupić na szybkich zmianach. Jeśli chodzi o treningi, to zdecydowanie przeważa obecnie rower, a w najbliższych dniach planuję zrobić profesjonalne badania progów HR i LT oraz na bazie tego wspólnie z trenerem przygotować bardziej zorganizowany plan. Waga przez te 2 lata zeszła do 86kg (-18kg). Prawie tyle samo czasu minęło od ostatniego papierosa. Samopoczucie świetne! Tyle tytułem krótkiego wstępu. Już udało mi się poznać sporo bardzo fajnych ludzi. Do zobaczenia na zawodach w barwach AT Teamu! 🙂

 

P.S.: No i moja ukochana też już wkrótce zasili szeregi Polskich triathlonistek – debiut zaplanowany jest na 1/8 w Nieporęcie. Jej rower pasuje kolorystycznie do strojów AT Teamu, więc na pewno dołączy.

Powiązane Artykuły

6 KOMENTARZE

  1. czytając takie teksty motywacja wzrasta to fakt:) ja z 114 kg( 01.11.2013) , dzis 96 kg tak wiec lecę powoli , moj start już za 6 tygodni pozd TRI-napaleńców !

  2. Super pomysł Andrzej!!! W takim razie zaczynamy od poniedziałku. Piszę artykuł i będzie pewnie mnóstwo śmiechu, bo zestawienie zdjęć będzie kapitalne. :-)) Andrzej – szykuj już zdjęcia i możesz do mnie wysłać. Będziesz obok Profesora, Maćka Dowbora i mnie bohaterem tego tekstu. Wyżej wymienionych „before” widziałem. Jest co pokazywać!

  3. Andrzej, super pomysl!!!! Trzeba namowic LG na taka zabawe. Moj rekord to 104-105 (pchslo sie sztange na lawce!), teraz 82:)))

  4. Mysle , ze wszyscy czytelnicy AT chetnie zobaczyliby zdjecie takiego 103-kilogramowego Ojca Dyrektora . :-))) Moj rekord to 95 kg, obecnie 78. A moze konkurs na lamach A T ze zdjeciami „Before & After” pt „Od nadwagi do odwagi”
    Wierze ze zmotywuje to wielu, ktorzy zobacza i uwierza.
    „One picture is worth ten thousand words”

    Pozdrawiam !

  5. Faktycznie, tekst Kuby bardzo motywujacy. Brawo! Brawo i do przodu! Do zobaczenia w Radkowie:)

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,299ObserwującyObserwuj
434SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze