Między nami triathlonistami…

Reakcja społeczności triathlonowej na wydarzenie: „Pirat Dowbor zaatakował swoim rowerem biedną toyotę” skłoniła mnie do zastanowienia się, na ile to jaki sport uprawiamy powoduje, że chemia pomiędzy nami „teges”. Wiem, że na razie piszę nieskładnie, ale powiem o co chodzi. Na blogu Arek Cichecki pisze o „brutalnym napadzie” przejeżdżającego obok kierowcy, którym okazuje się obcy przecież facet, który ściska Go serdecznie, zostawia mu gadżety, obcałowuje i traktuje jak najlepszego kumpla. Kim jest ten „napadacz”? To Andrzej Kozłowski. Oczywiście nie wnikam, czy panowie znali się z czasów przedtriathlonowych, ale zakładam, że nie. Skąd ta miłość? Czy tylko z wymiany poglądów na łamach Akademii? Myślę, że nie. Inny przykład: biegnę na zawodach i właściwie na każdym kilometrze jest doping nieznanych mi ludzi, którzy głośno mnie wspierają, krzycząc: „dawaj MKON”, czy też czasami: „szybciej Panie Marcinie (sic!)”. Jestem w czubie, więc istnieje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, że wygrywam z tych właśnie kibiców partnerami. A oni mi kibicują. Nie życzą mi, żeby mi się nie udało – w stylu boiskowego: „Kto nie skacze ten z… (wpiszcie odpowiednie miasto)”, tylko życzą mi wygranej. Mało? No to kolejny przykład.

 

Po Karkonoszmanie (sobota) żona powiedziała, że to „nienegocjowalne” żebyśmy nie pojechali do Radkowa (niedziela), dopingować startujących kolegów. Zresztą nie byliśmy jednymi, którzy to zrobili. Radość związana z widokiem min zaskoczonych znajomych, ale i nieznajomych mi rowerzystów, którzy na trudnymprzecież podjeździe krzyczeli „cześć mkon, fajnie, że kibicujesz” jest czymś dającym (przynajmniej mnie) taką samą radość jak sam start i uzyskanie satysfakcjonującego wyniku. Podobnie zresztą miło było oglądać ich reakcję na napisy, jakie się nagle pojawiły na asfalcie (przepraszam Panie Burmistrzu, ale farba zmywalna). Nie chcę postawić tezy, że uprawianie triathlonu czyni z nas ludzi lepszych od innych, ale sami musicie przyznać, że część z nas jeździ na zawody nie tylko po to, żeby się ścigać, ale również po to, aby się „pospotykać i posocjalizować”. Wprawdzie niektórzy (czyt. redaktor Dowbor) gadają wtedy tylko o tym, ile to przejechali km od ostaniego spotkania i z jaką średnią, a inny z kolei (np. Redaktor zwany też Ojcem Dyrektorem), ile to jeszcze muszą schudnąć, ale pozostali rozmawiają o sprawach normalnych: ile zapłacili za nowy rower, jaką kasetę na te zawody wybrali etc. No i oczywiście temat nieśmiertelny – jak bardzo są słabi i nieprzygotowani.

 

doping

 

To „kumplowanie się”, z przecież obcymi kiedyś ludźmi, wykracza daleko poza aspekt sportowy. Przyjaźnie jakie się dzięki temu zaczynają są absolutnie fascynujące i wykraczają daleko poza dzielenie się doświadczeniami triatlonowymi. Potrzebujesz noclegu – nie ma sprawy, znasz kogoś kto zna – jest natychmiast. Jeszcze tylko muszę wypróbować pożyczanie pieniędzy, ale na razie zastanawiam się kogo wziąć na pierwszy ogień. Chętni? Zadziwiające jest to (z socjologicznego i psychologicznego punktu widzenia), że dzieje się to właściwie w wieku (piszę o sobie) kiedy relacje interpersonalne powinny być stabilne, ukształtowane i kiedy raczej bazujemy na tym, co „zasialiśmy” w przeszłości, a nie na tym, co nowe i świeże. A tutaj nagle „miliony” nowych super osób. Co więcej, ci starzy kumple nagle muszą walczyć o atencję z tymi nowymi. Czy jest to wynikiem dyscypliny, którą uprawiamy – ciągle niezbyt powszechnej i z tego powodu ciągle mało egalitarnej? Czy może po prostu wszyscy triathloniści to fajne chłopaki (i dziewczyny). Nie wiem, ale życzę Państwu i sobie żebyśmy stale doświadczali tej przyjemności sportowego obcowania.

Powiązane Artykuły

14 KOMENTARZE

  1. Ja okiem amatora przez duże A .

    Startując pierwszy raz (w Piasecznie) w strefie zmian czułam się jak Księżniczka.
    Pomoc z każdej strony. Uśmiechy. Miłe tekściki. Owszem lokalnie jestem rozpoznawalną osobą ale tam w strefie zmian w tych dziwnych ciuchach to raczej mnie nikt nie kojarzył.

    Coś w tym jest jak na trasie zawodnik wspiera zawodnika – swoją konkurencję. W innych startach wielokrotnie słyszałam za strony kibiców teksty typu „dawaj dawaj chuda”, „kobieto jesteś wielka”. I wiele innych bezimiennych.

    A co do wyprzedzania, to ja jestem ciągle wyprzedzana 😉 bo obstawiam tyły. Ale miło jest jak pędzący „KOŃ” krzyknie coś bądź pomacha, co się często zdarza.

    TRI wariaci to zdecydowanie pozytywna grupa ludzi . Kolega Dowbor również się do Nich zalicza. Cieszę się, że jestem wśród WAS.

  2. Marcinie, nie znałem się wcześniej z Andrzejem. To j est ewidentny przykład jak mistrz bezinteresownie udziela rad debiutantowi. Podobnych przykładów na blogu jest mnóstwo! Zresztą sam udzielałeś niedawno porad na czacie … Pewnie, że celebryci są rozpoznawalni i maja większy doping ale to chyba normalne!? Niemniej atmosfera zawodów jest niepowtarzalna i nawet ,,szaraczek” może z tego czerpać garściami… Nie wiem czy analizowanie tego wszystkiego na czynniki pierwsze ma jakiś głębszy sens… 🙂

  3. Nie wiem jak wyglądają zawody z punktu widzenia celebryty … ale z mojego punktu widzenia zawsze mam fajne ściganie :)))
    A jeśli są celebryci jak i czołówka krajowa to zawody są „wyborne” – zawsze ktoś krzyknie na trasie „dawaj, dawaj” zwłaszcza jak się wyprzedza :p – zawsze mam miłe wspomnienia z każdego startu, zawsze nie mogę się doczekać następnego 🙂 – świadomość, że w razie potrzeby wystarczy poprosić i zaraz ktoś pomoże – BEZCENNA 🙂
    Panie Maćku – gratuluję opanowania – nie wiem czy bym wytrzymał he he

  4. @Maciek Dowbor….:):):) nie wiem co tak naprawde jarało tego Dunczyka:):):)….przeciez przystojny z Ciebie facet:):):):). Ale tak na powaznie żeby byla sprawa jasna nie mam nic przeciwko celebrytom w szerokim slowa znaczeniu. To dzieki nim sport staje sie bardziej medialny, wychodzi do ludu i przyciaga sponsorów. Nie mam nic przeciwko lansowaniu sie bo showbiznes ( w szerokim slowa znaczeniu) ma swoje prawa i obowiązki. Ni emam tez zadnych kompleksów ani negatywnych emocji w zwiazku z tym ze naleze do tych pozostałych 95% zawodników amatorów. Tylko chcialem podkreslic ze niec inaczej wygladają zawody z punktu widzenia kogos kto jest zapraszany, adorowany i kim sie wszyscy interesują a inaczej z punktu widzenia ” szaraczka”, który próbuje swoich sił i walczy sam ze sobą w cieniu jupiterów. Oczywiście ze jesteśmy wszyscy sobie życzliwi, pomocni ale nie odbiega to od życzliwości wśród wszystkich grup ludzi których łączy wspólna pasja. Obojętnie czy mówimy o triathlonistach, biegaczach czy hodowcach gołebi.
    P.S Szkoda ze nie startowałem w Szczecinie bo woda z rąk twojej żony musiała smakować wybornie:):):). Pozdrawiam i ciesze sie ze poznamy sie osobiscie w Gdyni i gratuluje cierpliwosci wobec tego faceta z Toyoty:):):):)

  5. @grzegorz markowicz. Teraz bedzie z perspektywy „celebryty”. Na każdych zawodach cieszę się nie tylko z samego startu ale ze spotkania z innymi zawodnikami. Z tymi, których znam i tymi, których widzę po raz pierwszy. W granicach możliwości jestem do dyspozycji każdego. I każdemu sam z siebie chce pomoc, zwłaszcza gdy widzę ze to np.debiutant. Chyba każdy kto mnie spotkał potwierdzi;-). A moja Joasia, „celebrytka” a jakże, kibicując mi dziś w Szczecinie, nie dość że dopingowała każdego z ponad 600 zawodników, to jeszcze zorganizowała jakieś butelki z zimną wodą i pomagała zupełnie anonimowym dla niej osobom. Jak zresztą na trasie pomagały dziesiątki prywatnych osób, nie wolontariuszy i nie rodzin !!!!! I to jest właśnie piękno Triathlonu. Kiedy jesteś w obcym mieście i potrzebujesz jakiekolwiek pomocy, niemal zawsze możesz liczyć na innych zawodników. Począwszy od porad gdzie trenować, przez wsparcie sprzętowe, na wspólnym piwku kończąc. Dzięki Tri dziś mam przyjaciół w każdym regionie Polski i żeby zdjąć z tej euforii odium celebryckosci, mam tez świetnych znajomych we Francji, Anglii, Niemczech czy w Danii za sprawą startów zagranicznych. I uwaga!!!! Kiedy wrzuciłem na FB info że startuje w Danii mój duński kumpel Henning, z którym dwa razy w życiu sie widziałem na zawodach, zaproponował, ze przyjedzie po mnie na lotnisko, przywiezie do siebie do domu, nakarmi i przenocuje oraz bedzie moim szoferem przez cały pobyt. Tak po prostu. Czyż to nie jest piękne. A raczej nie zrobił tego, bo jara go „ten Dowbor z telewizji”. 😉 pozdr i głowa do góry .

  6. @Grzegorz – I love you. Lepiej 😉
    Wczoraj i dzisiaj w Suszu kibicowałem. Wszystkim – nie tylko znajomym. I te zachwycone „gemby”, ze ktoś obcy karze, prosi i błaga żeby dali z siebie jeszcze trochę to jest to co kocham w tym sporcie. Tak samo w bieganiu. W każdym sporcie. No dobra – piłkarzom bym tak nie kibicował (i proszę o wybaczenie wszystkich, którzy kopią).

  7. Bo triathlonisci to ogólnie bardzo mili ludzi 🙂 a już zdecydowanie na tym portalu 😉 swoją drogą Bartku Ł. czy mógłbyś napisać namiary na ta chatę kolo Ełku. mail [email protected]

  8. Zgadzam się Łukaszem, że wysiłek który wkładamy w trening i wiedza o tym, że każdy z nas musi taki wysiłek włożyć powoduje że szanujemy się na wzajem….
    Natomiast co do osób znanych, robią one duuużą robotę dlatego sportu, nie ma co ukrywać…rozpocząłem treningi po tym jak obserwowałem Łukasza Grassa, Maćka Dowbora, Tomka Karolaka, Bartka Topę, Iwonę Guzowską na 1/4 w Szczecinku w ubiegłym roku.
    W tym roku mam już debiut za sobą, a za dwa tygodnie w Górznie mam zamiar wypruć sobie flaki :).
    Na FB jak wrzuciłem zdjęcie, na którym na pierwszym planie jest Bartek Topa a ja tuż za nim 😉 wszyscy znajomi pokochali triathlon….i nie czaruję się, nie z powodu mojej drugoplanowej roli :).
    Dlatego dziękuję im za to i wszystkim, którzy powodują, że FAJOWO jest być triathlonistom 🙂
    Pozdrawiam

  9. Niestety, a raczej „stety” tak musi wyglądać dziś sport masowy – ja się z tym godzę, że „celebryci” (oczywiście bez pejoratywnego zabarwienia) są wśród nas. Może to właśnie dzięki nim mamy co raz lepiej organizowane zawody. Prawdopodobnie bez świata mediów, marketingu, itd. triathlon nadal stanowiłby „zaklęte rewiry” a nie sposób spędzania wolnego czasu. Może trochę odbiegam od tematu, ale w pamięci utkwiła mi rozmowa Mego Brata z jego wykładowcą z AWF, która miała miejsce na tegorocznym Orlen Marathon – tenże dziarski Pan mówi, że nie wie co się dzieje – tyle ludzi, jak on biegał maratony to biegło 100 – 200 osób – na co Mój Brat – ale wszyscy pewnie poniżej 3 h – na co Ten Pan – no fakt 🙂

  10. To jeszcze ja, mały suplement. Tu nie chodzi o to, że triathlonista lub triathlonistka fajnym człowiekiem jest, ot tak po prostu. I nie chodzi wyłącznie o triathlonistów. Myślę, że to zrozumienie, wzajemna pomoc, doping to efekt ciężkiej pracy jaką każdy z nas musiał doświadczyć, aby w ogóle zawody ukończyć. Tu nikt niczego za ciebie nie załatwi, każdy z nas wie, ile poświęcenia i determinacji wymaga ten sport. Doceniamy to, szanujemy, bo wielokrotnie sami byliśmy w takiej sytuacji. Jeździmy po polskich drogach – te lokalne są niekiedy w fatalnym stanie, na krajówki raczej mało kto się wypuszcza. A kierowcy? najgorsi są Ci, którzy nigdy nie siedzieli za kierownicą roweru. Nie rozumieją nas, nie wiedzą, co czuje człowiek, obok którego z zawrotną prędkością przejechał samochód. A rowerzyści? najgorsi są ci, którzy nigdy nie siedzieli za kierownicą samochodu. Nie rozumieją, że rower to nie jedyny pojazd na drodze :)jeszcze dziś opublikujemy tekst Filipa Przymusińskiego z linkiem do filmu, w którym zobaczycie beznadziejnego rowerzystę 🙂 Ale wśród wielu kierowców są naprawdę „spoko goście”. Czasami kiedy jadę na odcinku z ograniczoną widocznością, pomagam kierowcom, machając ręką „droga wolna”. Wyprzedzają mnie zjeżdżając szeroko i dziękują mrugnięciem awaryjek. Takich kierowców Wam życzę!

  11. Serdeczność i pomoc to jedno ale do ” miłości” to troszke daleko:):). Mkon piszesz to z poziomu „celebryty”. I tak rzeczywiscie moze to wyglądać…gdzie sie nie pokazesz tam kazdy z toba rozmawia, obserwuje cie, ugości w domu, robi wywiad. I tak jest wśród grupy kilkunastu osób znanych i rozpoznawalnych. Ale w zawodach bierze udział 600-1000 osób i nikt ich nie zaprosi na nocelg, przemykają w strefie zmian, patrzą nieśmiało na przeciwników stojąc z boku. Im nikt nie kibicuje i oprócz najbliższych nie czeka na mecie, nikt nie robi wywiadów , nie pyta jak bylo i jakie ma plany.. Bylem na razie na 2 zawodach triathlonowych ( Sieraków i Radków). Oczywiście fajna atmosfera i przyjaźni ludzie ale tak to wygląda w każdym amatorskim sporcie. Ja osobiście nie zauważyłem nic szczególnego w porównaniu do biegania czy wyścigów rowerowych.

  12. MKon – niestety mechanizm „fajności” triathlonistów, jest bardzo prosty – jest wspólny cel, wspólna fascynacja i jest super i fajnie, to samo przeżywali biegacze, jak było ich powiedzmy 10 x mniej – potem żelazne prawa rządzące społecznościami powodują, iż wewnątrz grupy tworzą się podziały na lepszych i gorszych (np takich którzy mają sprzęt za 100 000 i takich którzy go nie mają – oczywiście bez podtekstów), zaczynają istnieć towarzystwa wzajemnej adoracji, wewnętrzne frustracje itd. To wszystko przed pasjonatami amatorskiego triathlonu w Polsce – cieszmy się póki jeszcze tak nie jest 🙂 – ja też nie jestem bez winy – jakieś 2 lata temu mój kumpel zachwycał się Red. Grassem – ja trochę z doświadczenia, trochę z obserwacji, trochę z przekory powiedziałem, że to M. Dowbor skopie tyłek Ojca… – no i co? Zaczęło się – teraz siedzę cicho 😉

  13. Dodajmy jeszcze bezinteresowną pomoc podczas zawodów. Nieważne czy chodzi o pompkę w strefie zmian, nabój na trasie rowerowej, pomoc w założeniu pianki czy wodę na biegu. Nigdy nie usłyszałem nie 🙂

  14. Mkon cwaniaku;-)!!!! Jesteś nie fair ;-). Na naszych spotkaniach głownie z pamięci wyliczam wyniki większości znanych nam zawodników i zastanawiam sie jakie trzeba mieć czasy na poszczególnych etapach żeby ich pokonać ( ze szczególnym naciskiem na Red.Grassa) . Nawet Twoje osiągnięcia pamietam lepiej od Ciebir 😉 Przyjacielu!!!!!!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,299ObserwującyObserwuj
434SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze