(Nie)ludzka strona triatlonu.

TdF 2012. Na jednym z podjazdów Cadel Evans łapie zadyszkę. Widząc to Ivan Basso i Vincenzo Nibali ostro kręcą pod górę gubiąc całą stawkę. Finalnie tempo wytrzymują tylko Bradley Wiggins, Christopher Froome i Vincenzo Nibali. Cadel Evans traci kilka minut i tym samym szansę na podium, czy też na walkę o zwycięstwo. Jeden etap wcześniej. W grupie wspólnie jadą wszyscy wielcy wyścigu. Na szczycie podjazdu Cadel Evans łapie gumę na rozrzuconych przez kibiców pinezkach. Samochód techniczny nie jest w stanie mu pomóc, bo też łata podziurawione opony. Evans ma wielkiego pecha, bo łapie gumę 3 razy w ciągu 5 minut. Wiggins, Nibali, Froome i reszta grupy lidera nagle przestają pedałować. Wloką się po zjeździe z prędkością 30km/h. Czekają na Evansa, który niedaleko przed metą dogania grupę. Nikt nie skorzystał na pechu rywala, walka rozstrzygnie się w sportowej rywalizacji na podjazdach kolejnego dnia. Najtęższe nogi świata solidarnie pomagają koledze, z którym rywalizują o prestiżowe zwycięstwo.

 

½ IronMan Susz 2012. Jeden z nas, Kamil łapie gumę. Zwykła rzecz, ale nie ma zapasowej dętki, pompki, ani też łatek. Dodatkowo nigdy wcześniej nie wymieniał gumy. Prosi przejeżdżających po trasie zawodników o pomoc. Bez skutku. Po pompkę biegną dzieci do pobliskiej wsi – niestety pompka z grubym wentylem nie nadaje się do użytku. Kolejne pół godziny proszenia o pomoc i… nic. Nikt nie chce się zatrzymać, nikt nie zapyta, każdy urywa cenne sekundy nie zwracając uwagi na tragedię rozgrywającą się obok. Tragedię człowieka, który traci rok przygotowań i wyrzeczeń, rok planowania życia zawodowego i rodzinnego pod start w Suszu, rok wsparcia najbliższych i setek litrów wylanego potu. Nie zmogły go rodzinne sprzeczki, nie pokonały kontuzje, nie rozbroiła słaba siła woli… Przegrywa, bo wśród 500 osób nie może znaleźć kogoś, kto wyciągnie pomocną dłoń.

 

W końcu po pół godzinie oczekiwania trafia się ktoś, kto mu pomoże. Byłem to akurat ja, choć zatrzymałem się bardziej na chwilę, aby odpocząć, niż z czystej chęci pomocy, za co mi trochę wstyd. Ja jadę dalej, a Kamil walczy. Pompka już jest, jednak dętka nie nadaje się do dalszej jazdy. Kamil zrezygnowany wraca w stronę startu i dopiero po około 4km marszu z rowerem (sic!!!) otrzymuje dętkę od zawodnika z numerem 412. Łączna strata 2 godziny, irytacja, złość, łzy w oczach, dziesiątki bąbli od pogryzień przez końskie muchy. Słowa otuchy od „czterystadwunastki” dodają jednak kopa, łzy wzruszenia powodują, że Kamil już wie, że ukończy.

 

Nie bądźmy obojętni. Nie udawajmy, że nie widzimy. Nie bójmy się utraty sprzętu, z pewnością go odzyskamy. Stracimy kilka minut, zyskamy wdzięczność i pamięć do końca życia. I niezmierzoną satysfakcję. Ile to znaczy – sprawdźcie jeszcze tutaj: w relacji Filipa Przymusinskiego, któremu kiedyś też ktoś pomógł.

 

Ja dotarłem do mety powyżej 7 godzin, Kamil również ukończył. Na mecie, choć nieżywy, byłem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Teraz zaś czuję się jak Nibali, Froome czy Wiggins. Choć nikt nie wie, kim jestem, nikt nie zauważył mojej męki na trasie – wygrałem dwa razy. Raz za siebie, drugi raz za Kamila.

Powiązane Artykuły

6 KOMENTARZE

  1. Sorry, ale zgadzam się z Dariuszem. W tegorocznym 1/2 IM w Suszu debiutowałem w tri. Przygotowałem się jak cię mogę, ale jakoś tam gotowy byłem. Mimo obaw o wszystko swoją dętkę oddałem gościowi na ok. 15km. Miał zapas, ale złamał mu się wentyl. Pomyślałem sobie, że przecież nie po to tu przyjechał, żeby skończyć na 15. kilometrze roweru… oddałem dętkę spytałem czy ma pompkę, podziękował a ja ruszyłem dalej. Zbawiły mnie te dwie minuty? No chyba nie bardzo, a komuś bardzo pomogły.

    Postawcie się na jego miejscu i nie myślcie tylko o sobie – trochę więcej empatii ludziska. Nie tylko wy się przygotowywaliście, a i wam pomoc kiedyś będzie potrzebna – tak to już jest na tym świecie.

    Mimo, że impreza bardzo mi się spodobała to nabawiłem się średniej opinii o „środowisku tri”. Nie znając nikogo ani to pogadać, ani się poradzić, ani jak widać często nie uzyskać pomocy… jakoś tak znacznie słabiej to wypada niż u biegowej braci

    Drugiej dętki nie miałem więc kolejnemu człowiekowi, który o nią prosił nie mogłem jej oddać, następnym razem zabiorę dwie i jak trzeba będzie to oddam obie.

  2. Pompka, dętka , pływanie, rower, bieganie itd.. to element przygotowań jak nie jesteś przygotowany to nikt na Ciebie czekać nie będzie i na Evansa by nie czekali również.
    Różnica kolosalna Evans był przygotowany!!!
    Co innego nieszczęśliwy wypadek tu sportowa rywalizacja powinna zejść na drugi plan.

  3. Zawsze wozisz ze sobą pompkę, zapasową dętkę, zapasową oponę, łatki do dętki, łatki do opony, łyżki do kół, skuwacz do łańcucha, zestaw kluczy itp?
    A jak złapiesz w ciągu godziny kilka dziur? Rozwalisz łańcuch? Czy zwyczajnie braknie Ci wody?
    Nikt niczego nie wymaga. To zwykły ludzki odruch, tak jak pomóc poszkodowanemu w wypadku. Pomożesz Ty, kilometr dalej pomogą Tobie. Bardzo podoba mi się tego typu zachowanie na maratonach MTB. Tam się od pomocy musisz opędzać, a normą jest oddawanie pożyczonego sprzętu w biurze zawodów. Niejednokrotnie ktoś sam Ci pomaga, tracąc swój czas.
    Pewnie dla czołówki każda sekunda jest ważna. Ale są też tacy, co połówkę kończą w 7 godzin. Czemu mamy być gorsi od MTB-ców?

  4. Może i 412 pomógł. Ale mijałem dwóch na „gumie”. I zarówno jeden jak i drugi podziękował za pomoc. Generalizowanie jakoby to wśród 500 nie znalazło się zbyt wielu, którzy chcieli pomóc jest lekko przesadą… Po za ty zgadzam się z częściowo komentarzem poprzednim. Trzeba mieć jaja .. albo też dobrze przygotować do zawodu w aspekcie sprzętu.
    Nie należy się przygotować jedynie fizycznie,mentalnie. Ryzykowałem też dużo ze względu na brak pompki…

  5. „Nikt nie chce się zatrzymać, nikt nie zapyta, każdy urywa cenne sekundy nie zwracając uwagi na tragedię rozgrywającą się obok”.
    Co to za tragedia? Po prostu trzeba pomyśleć wcześniej i zabrać ze sobą pompkę i zapas. Ja też kiedyś nie potrafiłem wymienić dętki. Jednak nauczyłem się przed Suszem, aby pół roku wyrzeczeń nie poszło na marne. Dlaczego wymagacie, aby ktoś, kto odpowiednio przygotował się do zawodów poświęcał swój wysiłek dla innych. Ktoś, kto pożycza pompkę lub dętkę, sam ryzykuje, że złapie kapcia i co wtedy…?
    Mój kolega, który ukończył zawodyw Suszu w ścisłej czołówce, pojchał bez pompki i zapasu. Powiedział: „wóz albo przewóz. Moje ryzyko”. Szanuję go za żelazne jaja.
    PS:na przyszłość radzę zainwestować 150 zł w sprzęt i dzień nauki.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,319ObserwującyObserwuj
435SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze