Od zera do age groupera ;)

Tytuł nieco przewrotny i na wyrost ale ładnie się rymuje.

 

A ponieważ to mój pierwszy wpis na blogu AT (a w zasadzie na jakimkolwiek blogu) to może warto zastosować wariant chronologiczny.

 

Urodziłem się w styczniu, w zasadzie w drugiej połowie stycznia a konkretnie 20 stycznia równo 40 lat temu w Warszawie.

Sportowe początki, jak pewnie większości rówieśników, to gra w piłkę gdziekolwiek, kiedykolwiek i czymkolwiek (bramki z tornistrów, 3 rogi to karny, itp.). Kolejny, króciutki etap to treningi piłkarskie w Legii pod okiem trenera Rudolfa Kapery – niestety (a może stety) to co było wirtuozerią na podwórku, w starciu z innymi podwórkowymi tuzami okazało się zwykłym przeciętniactwem, więc miejsca w stołecznym klubie nie zagrzałem.

 

Szkoła podstawowa to szkoła sportowa pod egidą prężnie ówcześnie działającego klubu Warszawianka i klasa o profilu lekkoatletycznym, ze specjalizacja w ostatnich 2 latach – skok o tyczce. Rekord życiowy 3.50 m również nie gwarantował większych sukcesów w sporcie profesjonalnym. Szkoła sportowa dała rozwój ogólnosportowy oraz większe bądź mniejsze uszkodzenia organizmu spowodowane obciążeniami treningowymi organizmu w fazie wzrostu.

 

Okres liceum i studiów to amatorska gra w koszykówkę i powrót do piłki nożnej oraz zamiłowanie do niesportowego trybu życia. Ponieważ całe życie byłem chudy, wydawało mi się, że tak już zostanie. Niestety – proza życia, siedzący tryb pracy i tysiące kilometrów pokonywane samochodem spowodowały, iż w lipcu 2013 dobiłem do 113 kg  przy wzroście 193 cm. Każdy dostępny w internecie kalkulator BMI zalicza to do pierwszego stopnia otyłości. Zapada decyzja – biegamy, żeby schudnąć. Dlaczego bieganie? Ze względu na najmniejszy stosunek kosztów do efektów. W zasadzie inwestycja sprowadzał się do zakupu porządnych butów, które – w razie gdyby zapał minął – miały po prostu służyć do chodzenia w luźne dni. Przekopałem internet w poszukiwaniu jakichś planów treningowych i znalazłem: plan 10 tygodniowy, czyli jak wstać z kanapy i po 10 tygodniach móc biec ciągle przez 30 minut. Pierwsze dni – masakra… Zadyszka po 300m, kolka itp. Ale zawziąłem się. Plan skończyłem co prawda po 18 tygodniach zamiast 10 ale skończyłem! Byłem w stanie biec przez 30 minut i pokonywałem w tym czasie niewiele ponad 4 km.

 

Ponieważ natura nie znosi próżni postanowiłem zapisać się na zawody – pierwsze dostępne to bieg z okazji WOŚP – 5 km. Jakże byłem dumny wracając do domu z medalem na szyi!

Potem już poszło z górki – półmaraton warszawski, kilka biegów na 10 km, każdy z coraz lepszym czasem i decyzja – maraton. Z różnych względów padło na Wrocław, 15.09.2014. To mój start A w tym roku.

 

W tzw. międzyczasie, dość przypadkowo usłyszałem o serii zawodów triathlonowych (why just run if you can swim and bike? 🙂 ) na dystansie, który wydawał mi się do przebycia bez większego dodatkowego przygotowania, które zaburzyłoby treningi do maratonu. Dodatkowo, nieco wirtualnie, zmobilizował mnie fakt iż mój ówczesny szef ukończył kilka zawodów IM na długim dystansie, zawsze mieszcząc się między 10 a 11 godzin. Szacunek!

 

Tak więc, debiut triathlonowy padł na zawody może nieco szumnie ale jakże mobilizująco dla początkujących zostały nazwane 1/8 IM w Mrągowie. Pojechałem tak bez większego pojęcia jakiego wyniku się spodziewać – wiadomo pływanie to porażka większości początkujących. Rower – któż nie jeździł na rowerze? Ale czym innym jest przecież przejażdżka z żoną i dzieckiem a czym innym ciśnięcie przez cały dystans. Bieg – no tu miałem jakieś wyobrażenie, aczkolwiek nie wiedziałem jak organizm będzie reagował po wcześniejszych dyscyplinach. Najkrótszy dystans startował na samym końcu, poprzedzany przez „połówkę’ i „ćwiartkę’, więc była okazja przyjrzeć się bardziej doświadczonym zawodnikom. Pierwszy zawodnik na długim dystansie wyszedł z wody po 23 minutach! Mam wrażenie, że nawet kajakiem miałbym kłopoty żeby go dogonić. Rower to już bardziej emocjonująca dyscyplina, zwłaszcza że popadało a końcówka rundy to kostka brukowa :/ Do biegu nie dotrwałem jako kibic bo trzeba było się szykować do własnego startu.

 

Pływanie – zgodnie z oczekiwaniami – nędza, ledwo zmieściłem się w 20 minutowym limicie. Duży potencjał do poprawy w długie zimowe poranki/wieczory.

Rower – ponieważ zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać, założyłem sobie średnią na poziomie 28 km/h. Ostatecznie wyszło 29,6 km/h więc byłem zadowolony. Aczkolwiek bez trenażera na zimę się nie obejdzie.

Bieg – tu z kolei, planowałem średnie tempo 5:05 min./km, ostatecznie wyszło 4:54 min./km, więc też byłem zadowolony. Oczywiście i tu jeszcze chętnie urwę w przyszłości kilkadziesiąt sekund ze średniej.

 

Czas całkowity: 1:31:12, dający 15 miejsce w kategorii open. Na 53 startujących. Byłem zadowolony. Natomiast zupełnie zaskoczony i szczęśliwy stałem się przy dekoracji naszego dystansu, kiedy spiker poinformował, iż 3 miejsce w mojej kategorii (M3) zajął zawodnik z czasem 1:38. Oznaczało to, iż w debiucie w triathlonie dopłynąłem, dojechałem i dobiegłem na podium! Miejsce 2. to czas 1:32. I nagle okazało się, że wygrałem! Pierwsze zwycięstwo w jakichkolwiek zawodach indywidualnych po 40 latach. To był magiczny dzień!

Teraz czas na kolejne starty w Volvo triathlon series. Mam nadzieję, że również udane, zarówno dla mnie jak i pozostałych kolegów z AT Team.

 

Mam nadzieję, że nie zanudziłem nikogo moim sportowym życiorysem.

 

Aha, jeszcze jedno – ponieważ od przyszłego sezonu chciałbym skupić się wyłącznie na treningach triathlonowych, z highlightem w postaci HIM na Lanzarote (10.2014), chciałbym zaprosić do kontaktu trenerów, którzy chcieliby podjąć się kompleksowego treningu. Oczywiście odpłatnie. Ze swojej strony obiecuje dużo zapału, bo motywacja po wydarzeniach ostatniej niedzieli jest ogromna. Start przygotowań planuje na październik bieżącego roku.

 

Pozdrawiam,

Michał Majdowski

 

PS. Podczas dekoracji dumnie stałem na podium w koszulce biegowej AT Team, więc mam nadzieję, że zostało to uwiecznione na zdjęciach 🙂

Powiązane Artykuły

3 KOMENTARZE

  1. Gratulacje! Miałem podobnie z pływaniem. Też ostatnio na MP Masters stanąłem na podium niechcący 🙂 a pojechałem ot tak sobie. 🙂

  2. Mrągowo będzie Nam się dobrze kojarzyć! 🙂 Dwa udane debiuty… ! Gratuluje!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,299ObserwującyObserwuj
434SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze