„To był dla mnie najtrudniejszy Ironman” – Marek Jaskółka

Kwalifikacja do Mistrzostw Świata na Hawajach oraz same zawody w Kona były dla mnie tzw. „Once in a life project“. Po zawodach jestem teraz spełniony i szczęśliwy, że zaliczyłem tą światową imprezę, może nie ze świetnym, ale na pewno z solidnym wynikiem. Do Kony przyleciałem na sześć dni przed startem. To było znacznie za późno, jak się pod czas zawodów okazało. Już na lotnisku w Kona powitał mnie upał i straszna wilgoć. Do samego startu nie czułem się dobrze. Zmiana strefy czasowej o dwanaście godz. do tyłu, oraz przede wszystkim zmiana klimatu, dala mi się we znaki. Czułem się cały czas przegrzany i tętno na każdym nawet lekkim treningu było podwyższone o 20 do 30 uderzeń! Do samego startu tętno na treningach spadło, ale to odczucie przegrzania nadal pozostało. Mieszkałem 50km od Kony w miejscowości Wakaola, gdzie niedaleko prowadziła trasa kolarska. Tam miałem święty spokój. Minusem było jednak to, że do Kony musiałem dojeżdżać 45min samochodem. W dniu startu zapowiadało się, że będzie słaby wiatr. To się miało zmienić, ale wszystko po kolei…

 

Pływanie w morzu było trudne. Fala nie była aż tak bardzo duża, ale mimo to płynęło się słabo! Ku mojemu zaskoczeniu, pierwsza grupa odpłynęła mi i wyszedłem z wody ponad trzy minuty za nią – około dwudziestego piątego miejsca. Na początku bardzo szybko uformowała się jedna grupa. Było nas około dziesięciu zawodników, w tym świetni kolaże jak Twelsiek, Mackenzie i Kienle. Tempo na rowerze było piekielne i wiedziałem, że dla mnie za szybkie, ale mimo tego nie chciałem kapitulować i jechałem z ta „grupą”, utrzymując przepisową odległość. Około czterdziestego kilometra Kienle rozerwał grupę i tempo spadło odczuwalnie. Dla mnie to było dobre, bo wreszcie mogłem jechać w ramach moich możliwości. Od tego czasu jechałem w małej grupce. Wszyscy jechali według reguł, czyli z odstępem 12m. Sędzia i tak jechał cały czas obok nas i kontrolował. Około sześćdziesiątego kilometra zaczęło nagle strasznie wiać z przodu, mimo, że nie zmieniliśmy kierunku i starałem się zająć jak najbardziej aerodynamiczną pozycję na rowerze. Na podjeździe do Hawi, na ostatnich dwudziestu kilometrach do nawrotu, wiało jeszcze mocniej. Na tym odcinku jechało mi się jednak bardzo dobrze, wyprzedzając wielu zawodników m.in. Ivana Rane i Bevena Dochertiego, którzy widocznie mieli ogromne problemy.

 

FotoHawaje1 1

 

Zaproponowałem Ivanowi coś do jedzenia, bowiem wyglądał na zmęczonego. Po nawrocie w Hawi wiało ekstremalnie od tyłu, ale czasem też z boku. Te tzw. „Crosswinds“ są bardzo niebezpieczne i w pewnym momencie dużo nie brakowało, żebym się wywrócił. Udało mi się uniknąć kraksy, ale uderzyłem kolanem w kierownicę i do dziś odczuwam ból. Sama walka z wiatrem kosztowała mnie dużo energii, ale bylem w stanie utrzymać do 140km równe tempo i strata do głównej grupy była jeszcze w ramach akceptacji. Niestety około czterdziestu kilometrów przed T2 moc nagle mnie opuściła i zaczęła się walka z samym sobą. Do tego doszły bóle stopy i prawego pośladka. W pewnym momencie byłem sam na Highway. Nikogo przede mną, nikogo za mną! Próbowałem się motywować i utrzymać- mimo trudności – jak najwyższe tempo. Jednak mocny wiatr utrudniał mi wyścig i bylem świadomy, że tracę na tym odcinku bardzo dużo czasu do czołówki. Ulżyło mi wreszcie, kiedy wpadłem do strefy zmian T2. Nie odczuwałem jeszcze nigdy tak ciężkich nóg po zejściu z roweru. Po wyjściu z boksu, biegło trzech zawodników tuż przede mną, którzy widocznie również „przegrali“ walkę z wiatrem na ostatnim czterdziestokilometrowym odcinku. Z czasem czułem się coraz lepiej, ale odczuwałem, narastający upał, gorąco od słońca oraz asfaltu. Pierwsze 14km prowadziły na Ali Drive. Na każdym punkcie odżywczym piłem wodę, izotonik i starałem się obniżyć temperaturę ciała wkładając kostki lodu pod strój oraz czapkę. Mimo chłodzenia, czułem się nadal przegrzany i moje tempo znacznie spadało. Po czternastu kilometrach opuściły mnie siły i musiałem się zatrzymać na punkcie odżywczym, aby się jeszcze bardziej ochłodzić oraz zjeść żelka. Kryzys trwał około dziesięciu minut. Wbiegając na niekończący się Highway, doszedłem znów do siebie, zwiększając progresywnie tempo. Od tego momentu na prawie każdym punkcie odżywczym, a były co jedną milę, korzystałem z żelka, z wody, i zatrzymywałem się, aby się ochłodzić lodem. To była dobra decyzja, gdyż do końca maratonu nie miałem już większego kryzysu i wyprzedzałem jeszcze bardzo wielu zawodników, którzy „umierali“. Nawet bieg przez Energy Lab, gdzie temperatura powietrza podobno dochodzi do czterdziestu stopni, nie sprawiał mi problemu. Ostatnia prosta na popularnym Ali drive była dla mnie bardzo emocjonalna. Właśnie tam dopingowało mnie dużo ludzi, wśród nich również kilkoro Polaków, którzy podali mi polską flagę tuż przed metą.

 

To był dla mnie najtrudniejszy Ironman. To są specyficzne zawody. Przede wszystkim warunki atmosferyczne ogromnie utrudniają wyścig. Każdemu, kto zamierza wystartować w Kona zalecam przyjechać minimum dwa tygodnie wcześniej, żeby do końca się zaaklimatyzować. Tydzień nie wystarczy! W związku z pracą nie mogłem jednak przylecieć wcześniej. Ale i tak mogę być z wyścigu zadowolony, chociaż wiem, że mogło być lepiej. Siedemnastu zawodników PRO nie ukończyło zawodów, a wielu faworytów ukończyło zawody poniżej swoich możliwości. Każdy „Finisher“ może być dumny z siebie i życzę każdemu triathloniście przeżycia tego, co ja przeżyłem, chociaż raz w życiu!

 

Na koniec dziękuje wszystkim moim kibicom, którzy trzymali kciuki na trasie, przed telewizorem i przed komputerem! Teraz wiem, co to znaczy Ironman Hawaii!

 

Marek Jaskółka


Clear Filters 

Name Country Div Rank Gender Rank Overall Rank Swim Bike Run Finish
Jaskolka, Marek POL 22 22 22 00:54:36 04:53:02 02:56:12 08:48:27

Powiązane Artykuły

6 KOMENTARZE

  1. Pewnie że Marek jest najlepszy,każdy o tym wie.W opisie nic nie jest umniejszającego w stosunku do jego osoby,jest jedny, z najlepszych,licząc Ewe Dederko,Marsysie Cześnik,czy Age jerzyk
    Marek dosyć póżno doszedł do wyników wiec więcej wiary w naszych,którym narazie nie idzie ale miejmy nadzieję że pójdą za sukcesami naszych kolarzy którzy też byli tłem a dziś są jednymi z najlepszych

  2. Wielkie gratulacje! Mityczne Hawaje wykończyły wielu wspaniałych w tym roku. Sądzę, że to spełnienie marzeń wielu Triathlonistów PRO i amatorów.

  3. Gratulacje, wspaniały wynik !!!!!
    A tak na marginesie nie licząc tytułów MP, Marek jest jedynym zawodnikiem z Polski, który na dystansie olimpijskim stawał na podium w zawodach rangi PŚ. Jest też jedynym pro, który stawał na podium w cyklu IM. Tak więc określenie „jeden z najbardziej utytułowanych triathlonistów w Polsce” jest nie na miejscu on jest NAJBARDZIEJ UTYTUŁOWANY Z POLSKICH ZAWODNIKÓW !!!!!! dobrze żebyśmy o tym pamiętali bo należy mu się duży szacunek. pozdrawiam

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,390ObserwującyObserwuj
434SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze