Triathlonowy Dzień Ojca!

Dzień Ojca to wyjątkowy dzień. A tym bardziej jest on szczególny, gdy ojciec jest triathlonistą. Rozdarty między pracą, rodziną, a treningiem. Wydaje się, że chyba nikt nie ma więcej wyrzutów sumienia jak pracujący tatuś-triathlonista. W wodzie myślisz, co jutro zrobisz w pracy. Na rowerze zastanawiasz się, czy nie powinieneś właśnie pomagać dziecku odrabiać lekcji. Gdy biegniesz i mijasz sklep, przychodzi ci na myśl, że dobrze by było wyręczyć żonę w zakupach. Jadąc na zawody żałujesz, że kolejny weekend spędzisz „w biegu”, zamiast na placu zabaw. Żadna chwila nie jest ważniejszą od tej, którą spędzamy z najbliższymi. Wiemy o tym, dlatego jest to kolejny czynnik przemawiający za tym, że triathlon jest jedną z najtrudniejszych dyscyplin na świecie. Nic nie jest równie ważne i trudne jak połączenie nie trzech dyscyplin, ale trzech aspektów życia: rodziny, pracy i sportu… 

 

Pamiętam, jak przygotowywałem się do zawodów, a wspomniane wyrzuty sumienia nie dawały szans na dobry trening. Wiedząc, że Nikodem (mój synek) wstaje o 7.00, ja wstawałem nad ranem, aby o 5.00 mieć już buty wpięte w pedały. I nie ważne, czy to była zima, czy lato. Zawsze chciałem być pierwszym, którego rano zobaczy mój syn. Podobnie wieczorem. Czekało się, aż syn zaśnie i dopiero wtedy wychodziło się na basen lub bieg. Gdy nabawiłem się kontuzji, znamiennym było, że dnia gdy wróciłem do domu po zabiegu i nie mogłem chodzić, mój syn zrobił pierwsze 5 kroków, aby wejść do kontuzjowanego taty do łóżka. Wtedy, mając więcej czasu, zgłębiłem nieco literatury ojcowskiej. I przyszło pocieszenie: ważniejszym od ilości czasu spędzonego z dzieckiem, jest jego JAKOŚĆ. Ale, my to już wiemy. Samo siedzenie przy boku potomstwa nie wystarczy. Ciągle coś kombinujemy, staramy się, aby w 110% ten bezcenny czas wykorzystać…

Ale ten wieczny niedosyt: zawsze można więcej potrenować, zawsze można więcej popracować i ZAWSZE można więcej posiedzieć z dziećmi. No, ale niektórzy mówią, że łatwiej jest, gdy inni współdzielą nasz los. Przedstawiamy Wam kilka sylwetek ojców, którzy bez względu na napięty grafik startowy, czy w pracy, nie zaniedbują najważniejszej „życiówki” – swoich dzieci…

 

Konrad Maciej Wilijewicz
Mieszka w Łodzi, jest radcą prawnym. W tygodniu pracuje 40 godzin, a od 15 do 20 spędza na treningu. Obecny sezon będzie jego drugim w triathlonie. Najlepszy wynik: olimpijka Olsztyn 2:24, half IM w Sierakowie 5:17. W tym roku planuje start na dystansie Ironman w Klagenfurcie, olimpijkę w London Virgin Trathlon, Herbalife Gdynia 1/2IM i Zell am See 1/2IM. Ojciec trójki dzieci: Julia -11 lat, Anastazja 9, Kajetan 3. 

 

konrad 2

 

„Tato śmierdzisz papierosami!!! Tato nie pal!!!, Tato nie oglądaj tylko telewizji!!!” Trójka dzieci i krzyki, cały czas krzyki. Nie dadzą człowiekowi po całodniowej biurowej robocie, spokojnie poleżeć przed telewizorem z papierosem w ręku. „Tato chodź na rower!!! Tato czemu z nami nie pójdziesz na basen?”  Ciągle zrób to, zrób tamto. A jak miałem iść, gdy już po przepłynięciu dwóch basenów i przejechaniu 700m byłem umęczony, bliski zejścia? Kiedyś „na szczęście”, podczas wycieczki złapałem gumę w rowerze i mogłem sobie wrócić do domu… poleżeć… popalić… Któregoś dnia, 3 lata temu rzuciłem papierosy i zacząłem być „fit”. Po dwóch latach zacząłem słyszeć: „Tato, kiedy wracasz z treningu? Tato, znów jesteś zmęczony treningiem? Tato posiedź z nami, znowu jedziesz na rower na 5h, przecież to niedziela, Ciebie wciąż nie ma! Tato, czy ty się nami w ogóle przejmujesz?” No tego było za dużo. Musiałem dostosować swoje przyjemności do potrzeb mojej rodziny. Triathlon to trudna dyscyplina. I nie dlatego, że trzeba dobrze pływać, „rowerować” czy biegać i to jedno po drugim, ale dlatego że wymaga duuuuużo czasu i wyśmienitej samoorganizacji. Co zatem zrobić, aby forma była a i dzieci kochały tatusia? Ja na przykład zawsze odwożę dzieci do szkoły. Normalnym jest zatem basen o 6 rano. Można też po szkole na basen zabrać dzieciaki. Pomocna jest w tym i żona:). Przez 40-50 minut pływa sobie triathlonista na basenie sportowym, potem zamiana z małżonką i do basenu brodzika z dziećmi na zabawy (a zarazem na regenerację). Jeśli chodzi o rower, dzieci nadają się do robienia „siły”. Montujesz przyczepkę i pedałujesz po lesie. Maluch zachwycony krzyczy „Tato ybciej, ybciej..” Trening załatwiony, a i dziecko szczęśliwe.

 

konrad 4

Ze starszym dzieckiem możesz pobiegać ok 15 km. To znaczy ty biegniesz, a ono jedzie na rowerze. Moja Julka (11 lat) to lubi. Mamy ponad 1h do obgadania – tylko dla siebie. Anastazja (9 lat) uwielbia basen, zwłaszcza lubi samotną zabawę, ślizgawki i takie tam. Idzie zatem Nastka z Tatą popływać. Oczywiście ja robię trening, ona na ślizgawkę. Nikt jej nie pogania, ma czas dla siebie pod okiem zaprzyjaźnionego ratownika. Dzieci uwielbiają wspólne wypady z tatusiem:). Odkąd zacząłem się ruszać, jak tylko mogę zabieram dzieciaki na zawody. Na szczęście powoli nasi rodzimi organizatorzy zaczynają coraz częściej myśleć również o dzieciach zawodników i wtedy dziewczyny również startują. Obu idzie dobrze, ale zwłaszcza Julka zawsze coś tam wygra. Zaczęło się od Biegu Piotrkowską 2 lata temu (3 miejsce), potem Non Iron w Łodzi (1 miejsce), potem Bieg Dzieci w Łódzkim Maratonie Dbam o Zdrowie (3 miejsce), Bieg Przełajowy (3 m) i Bieg dookoła Zoo (2 miejsce). Julce tak się to spodobało, że w swojej szkole sama zawody zorganizowała, a każdy uczestnik miał przygotowany przez nią samą pakiet startowy – pełna profeska. Kajtek lat 3, też jeździ na zawody i kibicuje. Doping malucha aż ciśnie łzy do oczu dumnego ojca. W Suszu w zeszłym roku podawał zawodnikom mokre gąbki na trasie. Najbardziej jednak cieszy, że nie leżymy razem na kanapie oglądając telewizję, tylko zwłaszcza w okresie startowym często udaje się wbiegać na metę razem z moimi sportowcami.

Robert Markowski
Mieszka w Olecku. Zawód wykonywany: nauczyciel wychowania fizycznego (aktualnie instruktor sportu w MOSiR Olecko). Pracuje od 40 do 50 godzin w tygodniu. Kiedyś trenował więcej, ale jak sam mówi, „po urodzeniu córeczki trenuję w wolnych chwilach”. Robert jest także instruktorem triathlonu i ma za sobą wiele zawodów tri: „Amator – entuzjasta, pokonałem samego siebie.” 

 

Robert M

 

Jego plany na ten sezon: wychowanie córeczki, Beko Ełk triathlon, maratony pływackie w Olecku, Augustowie, Ełku, Gołdapi… Ma miesięczną córeczkę Zuzię. Triathlonem zarazili mnie znajomi z Krakowa – niezniszczalna Aśka Garlewicz, Tomek Palich i Patryk Mączyński. Mieszkając tam kilka lat uczyłem się od nich i próbowałem ich naśladować. Profesorka Aśka najpierw kształtowała moją psychikę – mało pochwał, dużo szpileczek 😉 Łącząc pracę w szkole i w krakowskiej YMCA starczało czasu na trening. Kilka startów na dystansach half IM i olimpijskich. I niezapomniana przygoda na autostradzie niedaleko Katowic z Markiem Kuryjem, Bartkiem Czyżem i Patrykiem Mączyńskim.

No i długo oczekiwana decyzja – wracam na Mazury do mojego Olecka. Wraz ze mną moją drugą połówką. Jeziora, lasy, świeższe powietrze niż pod Wawelem… będzie gaz do treningów. I pojawia się super nowina. Będzie dzidzia. Radość ogromna, ale i więcej obowiązków w domu. Gdzie tu wpleść treningi? Miał być IM w Borównie. Ok, będzie za rok. A teraz tylko zawody w tri Ełku i maratony pływackie. 14 maja 2013r. Zuzia zdrowa przychodzi na świat. I przydały się wcześniejsze starty i treningi. Pozwoliły mi być podczas porodu – czas 7 godz. minął błyskawicznie. Ale w następnym roku IM mi nie umknie. Chyba że bocian przyniesie nowy pakunek. Serdecznie życzenia wszystkim tatusiom – wychowywanie dzieci to taki mały IM. Pozdrawiamy z Olecka – Robert, Zuzia i Basia

Arkadiusz Cichecki
Mieszkaniec Aleksandrowa Łódzkiego. Pracuje jako Dyrektor w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji i na miejscowej pływalni. Pracuje od 40 do 50 godzin w tygodniu, jednocześnie trenując około 10-11. Jeszcze nie startował w triathlonie. W planach jest 1/4 IM (Mrągowo), 1/2 IM (Gdynia), 1/2 maratonu (Płock). W grudniu wystartował w półmaratonie (1:40). Ma dwójkę dzieci, Emila (również przyszły triathlonista) i Ewelinę. Oboje mają 26 lat. O tym, że triathlon jest bardzo absorbujący nie muszę nikogo przekonywać. Wielu doświadczonych zawodników, trenerów czy teoretyków sportu udzielało rad jak zorganizować się, aby wyrwać często zza krótkiej doby parę chwil na trening. W dążeniu do celu stajemy się mistrzami wyboru i rezygnacji ze spraw mniej istotnych (przynajmniej uważamy tak w danej chwili). Wydawałoby się, że jakimś cudem udaje nam się wszystko poukładać. Czy rzeczywiście tak jest?! Do spokojnego oddania się pasji niezbędne jest pogodzenie treningów z potrzebami rodziny. Bynajmniej nie o aspekt finansowy tu chodzi… Dla mnie mistrzem jest nie ten (moje rozważania dotyczą amatorskiego ruchu), który osiąga najlepsze wyniki, ale ten, który korzyści płynące ze sportu potrafi przelać na rodzinę. Zaszczepić, wdrożyć, ukształtować sportowy styl życia, radość z uczestnictwa w zdrowej rywalizacji i innych pozytywnych aspektów płynących z aktywnego ruchu….

 

Mam to szczęście, że żona uprawiała sport, ja w wieku juniora też miałem ,,przygodę”, której konsekwencją było ukończenie AWF. Dzieci pierwsze kroki stawiały w szkole sportowej… i mimo, że nikt z nas nie osiągnął jakiegoś mistrzostwa, potrzebę ruchu mamy już we krwi. Dlatego moja decyzja o chęci uczestnictwa w tri nikogo zbytnio nie zaskoczyła. Stosunkowo łatwo było mi zainfekować wirusem tri syna. Bez zbędnych sugestii (w tym wieku często bywa, że jakiekolwiek naciski czy presja przynoszą efekt odwrotny 🙂 ) Stopniowo, systematycznie ,,wkręcaliśmy się i nakręcaliśmy” wzajemnie… Pierwszy efekt to zaliczenie 1/2 maratonu po 5 miesiącach przygotowań! Niby nic wielkiego, ale dla nas był to sukces, który uskrzydlił. Po 6 miesiącach wspólny obóz triathlonowy, za 2 tygodnie debiutujemy w 1/4 IM w drodze do 1/2 IM w Gdyni. Swoisty paradoks! Właśnie teraz mamy więcej czasu dla siebie. Wspólne treningi, tematy, cele zbliżają jeszcze bardziej. Ojciec dumny z syna, który mimo czasochłonnej pracy, typowym potrzebom wieku młodzieńczego, znajduje chwile na kształtowanie charakteru, podejmuje wyzwania… Z drugiej strony odnoszę wrażenie, że on też może pochwalić się ,,staruszkiem”, który na tle swoich kolegów wygląda dość korzystnie. 🙂 Pozostała część rodziny – żona i córka – akceptują nasze ,,zboczenie”, wspierają i dopingują. Wprawdzie są odporne na wirus tri, ale ich aktywność ruchowa znacznie wzrosła, figury zyskały, kto wie czy atmosfera zawodów nie wpłynie na chęć dopisania się do towarzystwa…. :-). Niedawno zaczął się 8 miesiąc przygotowań, zapał nie mija, satysfakcja rośnie, rośnie też liczba znajomych na blogu… 🙂 To była dobra decyzja!

Filip Przymusiński
Mieszkaniec Poznania. W triathlonie 12 lat. Obecnie pracuje jako wykładowca w Studium Wychowania Fizycznego i Sportu Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. W tygodniu pracuje 24 godziny, a trenuje od 20 do 30. Filip wcześniej uprawiał kolarstwo i pływanie. Osiągnięcia: Od 7 lat członek Kadry Narodowej, wielokrotny medalista MP w triathlonie i dyscyplinach pochodnych, wielokrotny zwycięzca zawodów Pucharów Polski, wielokrotny reprezentant kraju na zawodach zagranicznych. Obecnie w trakcie zmiany dystansu na 1/2IM Najważniejszym startem w 2013 roku będzie dla Filipa Triathlon Poznań na dystansie 1/2IM. Ma dwójkę dzieci: syn Artur 2 lata i 9 miesięcy, córka Wiktoria – 3 tygodnie. 

 

filip ojciec

Niestety, w porównaniu z zagranicą 99.99 % naszych zawodników to amatorzy, dla których triathlon to nie sposób utrzymania, tylko pasja do sfinansowania której trzeba pracować na pełen etat. Ja również zaliczam się do tej grupy. Pogodzenie życia rodzinnego, pracy zawodowej i wyczynowego uprawiania triathlonu nawet na poziomie polskiej czołówki to zadanie nad wyraz trudne. Często odbywa się to kosztem rodziny. Nigdy nie zapomnę gdy mój syn widząc jak pakuje się na wyjazd przytulał się i mówił: „Kakuś nie jedź, zostań ze mną”. Odpowiadałem, że muszę wyjechać. Na chwilę opuściłem pokój, po powrocie zastałem rozpakowaną walizkę, a w niej mojego syna, który stwierdził, że jedzie ze mną.

 

filip 2

Rozwiązanie na które wpadł dwulatek jest jednym z najlepszych możliwych. Kiedy tylko się da, staram się zabierać rodzinę ze sobą – zarówno na obozy, jak i starty. Najlepiej gdy uda się wyjechać w kilka par. Ważne, by w czasie kiedy realizuję trening moja lepsza połowa miała jakieś zajęcie, kogoś do towarzystwa. Kilkukrotnie byłem na obozach sportowych w Hiszpanii czy Szklarskiej właśnie w takim układzie. Towarzyszyła nam rodzina Szołowskich: Jolka, Filip, mała Zosia, czy Marcin Ławicki z narzeczona Anią. Bardzo miło to wspominam. Były to w mojej ocenie jedne z najlepszych wyjazdów na jakich byłem.  Czy triathlon pomaga mi w byciu ojcem? Myślę, że tak. Sport niesie z sobą szereg uniwersalnych wartości, uczy życia, radzenia sobie z trudnościami. To co zyskałem poprzez sport, chcę przekazać moim dzieciom. Na pewno nie można zmuszać dzieci np. do triathlonu, tak by stały się one narzędziem do realizacji naszych niespełnionych aspiracji. Najlepszym sposobem jest stwarzanie możliwości, warunków, ale zostawiając dziecku prawo do samodzielnych decyzji. Jak to wygląda w praktyce: mój syn regularnie chodzi na basen, na koniki, do małpich gajów, spędza dużo czasu na świeżym powietrzu wśród rówieśników, jeździ na swoim małym rowerku. Nie muszę go do tego namawiać, sam chce. Dzięki temu doskonale się rozwija, jest pogodny, nie boi się ludzi, mówi pełnymi zdaniami, od dawna nie używa pieluch, jest strasznie samodzielny. Na bilansie dwulatka rozwojowo wypadł jak dobrze rozwinięty trzylatek.

Czy chciałbym, aby mój potomek w przyszłości został sportowcem? Oczywiście, wszak „czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci”. Na pewno jednak nie będę go do niczego zmuszał. Chciałbym jednak, by regularna aktywność fizyczna była tym przez co się wyraża i go określa, by była dla niego czymś normalnym, by była to alternatywa dla komputera i fast-foodów, by nie musiał wstydzić się swojego wyglądu, czy w wieku 40-50 lat nadrabiać zaniedbań z młodości. Marzy mi się, by mieć kontakt z dziećmi na każdym etapie rozwoju. Sport jest właśnie taką uniwersalna płaszczyzną porozumienia. Chciałbym, by np. za 30 lat moje dziecko podeszło do mnie i powiedziało: „to co staruszku, idziemy pobiegać ?”

 

 

Dariusz Wolski
Mieszka i pracuje w Aleksandrowie Łódzkim. Prowadzi swoją własną działalność. Zarówno w pracy, jak i treningach czas jest nienormowany. Jest to jego czwarty sezon w triathlonie. Największym osiągnięciem jest jak do tej pory Ironman Regensburg (11:40). W tym sezonie Dariusz planuje jeszcze start w 1/2IM Gdynia. Ma trzy córki: Marta 19lat, Ania 17 lat, Julia 14lat.

 

Wolski 2

Moją przygodę z triathlonem rozpocząłem trzy lata temu, ale jeszcze 5 lat wcześniej zacząłem zabawę z bieganiem. Wsparcie rodziny miałem od samego początku tj. lutego w 2010 roku, kiedy przy sporej nadwadze, braku aktywności ruchowej podjąłem decyzje, że chcę przebiec najbliższy maraton w Łodzi, który był w maju. Oczywiście najpierw były próby wyperswadowania mi tej „głupoty”, tym bardziej widząc w jakim stanie wracam z treningów i jak poważnie traktowałem swoją deklarację. Jednak im bliżej zawodów, tym większe były obawy. Oczywiście moje też, ale jeszcze większe mojej małżonki, nie tyle czy jestem w stanie to zrobić, ale czy nie przypłacę tego zdrowiem. Podobnie było i jest przed każdym nowym wyzwaniem jakimi były starty w ½ IM w Suszu czy rok później Ironman w Regensburgu w 2011 roku. Do chwili obecnej uzbierało się łącznie ponad 30 różnego rodzaju imprez sportowych, w których brałem udział zawsze wspierany przez najbliższych. Co więcej, w zeszłym roku najstarsza córka Marta, a w tym najmłodsza Julia także ukończyły z powodzeniem swoje pierwsze zawody triathlonowe. Poza tym, w różnych konkurencjach biegowych brały udział już wszystkie moje dziewczyny z małżonką włącznie. Kibicowanie im jest niesamowitym przeżyciem, a duma z ich osiągnięć jest nie do opisania! Ogromnie mnie cieszy to, że też próbują swoich sił w sporcie. Zawsze starałem się pokazywać im pozytywy płynące z aktywnego trybu życia, ale też nie przesadzić z mobilizowaniem co mogłoby odnieść odwrotny skutek.

Potrzeba sporej motywacji do tego, aby realizować w ciągu każdego tygodnia kilkanaście godzin na trening. Bez wsparcia, a przynajmniej akceptacji tej pasji ze strony najbliższych nie byłoby to możliwe. To oni dają siłę do pokonywania trudności. Jeśli jeszcze moje osiągnięcia były dla nich bodźcem do spróbowania tego, to tym bardziej było WARTO!

 

wolski

 

 

I na koniec przypominamy jeszcze dwa artykuły, które pokazują jak być wspaniałym ojcem:
TEAM HOYT

TEAM MADDY

Panowie – ojcowie… wszystkiego co najlepsze! Samych dobrych wyników… wychowawczych przede wszystkim. Pamiętajcie, nie tylko wynik w triathlonie powoduje, że w oczach swojego dziecka jesteśmy bohaterami!

Powiązane Artykuły

5 KOMENTARZE

  1. @Marcin, dziekuje. Ale bolalo, w biegu. Temperatura dawala sie we znaki, no i ten 3x podbieg do centrum miasta… Zawody wziete „z marszu” treningowego do Zurichu, bez taperingu. Wypadl Rapperswil to wpisalem w plan Susz. Bylo jak zwykle super! Pozdrawiam Wszystkich i gratuluje Organizatorom. W szczegolnosci suskiej osobowosci triathlonowej – Mariuszowi Biskupskiemu. Maniek, super robota!!!

  2. @Andrzej. Chyba najfajniejsze w tym wszystkim to czas oczekiwania, przyczajenia i te znaki zapytania w jakim miejscu się znajduje. Mam nadzieję, że w tą niedzielę będę miał jakąś odpowiedź 🙂
    A za ukończenie połówki w takiej temp.- szacun!

  3. @Arek C. „… ostatni będą pierwszymi…”
    Tak Ci spieszno do tej „mordęgi”? :-)))
    Zaliczyłem dzis „połówke” w temp 39C.
    Bolało !:-)

  4. No, proszę ! Koledzy zaliczają jeden tir za drugim a ja czekam i czekam na swój debiut ! Ale uporalem się właśnie z największymi wyznaniami w pracy i czas startów nadchodzi wielkimi krokami 🙂

  5. W tym miejscu najlepsze życzenia dla naszego… Ojca Dyrektora, który jest Ojcem nas wszystkich bez względu na wiek;)))
    Kolejne życzenia dla mojego „triatlonowego Taty”, Artura, Profesora, który wczoraj rozprawił sie z „połówką” w Suszu w 6 h – gratulacje!!!:)))

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,299ObserwującyObserwuj
434SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze