TriMama – kim jest, co robi i jak sobie radzi?

O „TriMamie” słyszało wiele osób. Jeżeli nie, to z pewnością w przeciągu paru miesięcy, każdy chociaż trochę interesujący się triathlonem, dowie się o istnieniu takiej postaci.

ZOBACZ TEŻ: „Nikt nie powinien być karany za zajście w ciążę”. O polityce macierzyńskiej PTO

Natalia, bo tak naprawdę ma na imię wspomniana bohaterka, od kilku miesięcy staje się coraz bardziej rozpoznawalna i coraz głośniej o niej w przeróżnych miejscach – blogach, Facebooku, w radio, na portalach i wszędzie tam, gdzie niesie się ciekawa informacja.

Natalia Wodyńska-Stosik jest żoną, mamą dwóch cudownych dziewczynek – dwuletniej Marysi oraz trzymiesięcznej Ani. Jeszcze nie tak dawno walczyła o to, aby wstać z łóżka po operacji guza mózgu. Teraz postawiła sobie poprzeczkę znacznie wyżej. Latem zamierza ukończyć pierwszy triathlon. Być mamą, pracować i trenować jednocześnie nie jest łatwo. Dlatego „TriMama” stała się wzorem do naśladowania dla tysięcy kobiet w całej Polsce.

Michał Okuniewski: W kilka miesięcy udało Ci się zgromadzić wokół profilu „TriMama” na Facebooku prawie 9 000 zwolenników! Spodziewałaś się aż takiej popularności zakładając ten fanpage?

TriMama: Reakcja użytkowników Facebooka kompletnie mnie zaskoczyła. Wszystko zaczęło się w momencie podjęcia decyzji o starcie w zawodach triathlonowych. Jestem mamą, chcę być „Tri” i tak właśnie zaczęła się moja przygoda. To niesamowite, że w tak krótkim czasie prawie 9 000 osób zainteresowało się moim pomysłem. Jeszcze nie jestem nawet na półmetku a już taki gorący doping!

W czym tkwi ten sukces? Myślę, że ludzie doceniają to, gdy próbujesz z czymś walczyć, czemuś się przeciwstawić, coś osiągnąć. Po prostu chcą wyrazić swoje poparcie dla tego, co robisz. I tak jest w moim przypadku. Moje trzy ostatnie lata życia to istne trzęsienie ziemi. Urodziłam pierwszą córeczkę – Marysię, zdiagnozowano u mnie guza mózgu, później operacja, aż w końcu urodzenie drugiej ślicznotki – Ani… To mi dało jeszcze więcej siły i przekonania, że teraz mogę wszystko. Siła woli oraz determinacja są kluczowe. Dlatego uważam, że właśnie triathlon pasuje idealnie do mojej osobowości, ponieważ łączy w sobie te cechy.

MO: Udzielasz się nie tylko na swoim facebookowym profilu. Wiem, że piszesz aktywnie na innych portalach i blogach.

TM: Zaczęłam od Facebooka, bo w tych czasach to takie oczywiste. Od niedawna piszę na platformie blogowej Radia Gdańsk. Fakt, że mnie tam zaproszono był dla mnie dużym zaskoczeniem. Jeszcze większe zdziwienie poczułam, gdy się okazało, że mój blog został tak ciepło przyjęty przez tysiące osób. Wielu z nich pisze, że moja histora ich wzruszyła – to co ja mam powiedzieć czytając te wszystkie komentarze i wiadomości, które ciągle otrzymuję? Dodatkowo niektórzy piszą, że ich zainspirowałam, pomogłam zwalczyć swoje slabości i sprawiłam, że stają się coraz lepsi.  Jak ktoś raz założył buty do biegania to wiem, że już ich nie zdejmie. Na coś sie przydałam ! Dlatego nadal będę pisać i łatwo nie odpuszczę. W końcu ponad 8 000 tysięcy osób na mnie liczy.

Kobieta i dzieci na finiszu zawodów
Źródło: Facebook

MO: Jak Ci idą przygotowania do startu oraz treningi? Możesz opisać krótko, jak wygląda typowy dzień „TriMamy”?

TM: Kalendarz „TriMamy” to przede wszystkim kalendarz mamy (Marysia 2 lata i 4 miesiące, Ania 3 miesiące). Zawsze na pierwszym miejscu będzie mama, a potem tri. Każdy trenujący rodzic chyba wie, o czym mówię. Dzień zaczynam dość wcześnie.  Pobudka około 6:00. Karmię Anię, ubieram Marysię i zawożę dziewczynki do przedszkola. Wracam, gotuję owsiankę, wstawiam pranie, trochę posprzątam, coś przygotuję do obiadu, a gdy Ania akurat grzecznie śpi to popracuję godzinę albo dwie – w końcu jestem na urlopie macierzyńskim.  Robi się już godzina 16:00 i trzeba odebrać Marysię. Wracamy i bawimy się w sklep, czytamy, a gdy jest ładna pogoda wychodzimy z wózkami na spacer, w moim wózku Ania, w Marysi – jej lalki, ostatnio same Anie. Wieczorem kąpiel, szykowanie do snu i nareszcie czas dla siebie – ale oczy się same zamykają. Dopiero w tym momencie do kalendarza mamy dokładamy kalendarz Tri. Łatwo nie jest, ale nikt nie mówił, że będzie. Jak basen to o 5:40 lub 22:15.  Rower i bieganie w każdej wolnej chwili. Awaryjny zestaw do biegania mam zawsze pod ręką. Nigdy nie wiadomo, kiedy pojawi się okazja żeby potrenować. Na szczęście te parę godzin snu mi wystarcza.

MO: Czy pojawiły się już jakieś symptomy rezygnacji, załamania i myśli typu „chyba sobie odpuszczę”,  „po co mi to wszystko”?

TM: Tak. Czasami się zdarzają, ale to chyba normalne. Szczególnie wtedy, gdy wstaję na basem a Ania miała gorszą noc. Zacisnę zęby i pójdę, bo później mam ogromną satysfakcję, a gdy jeszcze się zdarzy, ze trener mnie pochwali to czuje jak mi rosną płetwy!
Załamanie i zrezygnowanie absolutnie nie leżą w mojej naturze. Nigdy, nawet w najgorszych dla mnie chwilach, nie odpuszczam. Kiedy dowiedzieliśmy się, że mam guza w głowie to ja pocieszałam moją rodzinę, że oczywiście dam radę…i dałam. Moi trenerzy uczą mnie cierpliwości, rozsądku, zwalniania,  wyhamowywania. Tego wszystkiego, czego brakuje nowicjuszowi. Ja sie wyrywam, a oni mówią ‘stop’. Ja czuję, że mnie pcha do przodu, a trener radzi  ‘spokojnie’.

MO: Jak reagują na Twoją odmianę bliscy – rodzina, dzieci i mąż, który z pewnością nie pozostawia Ciebie samej w Twoich przygotowaniach?

TM: Wsparcie najbliższych jest najważniejsze. Bez tego, nie byłoby mowy o codziennych treningach. Wiem, co mówię – mój mąż trenuje i startuje od trzech lat. Teraz po prostu zamieniliśmy się rolami. Mam to szczęście, że rodzina stoi za mną murem. Bez tego po prostu nie dałabym rady. Dzieci są jeszcze malutkie, ale już się cieszę, że za parę lat będą dumne z mamy. Nawet Marysia zmieniła postrzeganie tego, co się dzieje dookoła. Jeszcze niedawno na widok butów do biegania mówiła ‘o, buty taty’, a od pewnego czasu mówi: ‘o, mamy buty!’.

MO: Podobno wspólne zamiłowanie do triathlonu zawdzięczacie kontuzji Twojego męża? 

TM: Zgadza się, natomiast nie była to miłość od pierwszego wejrzenia… Przynajmniej nie dla mnie! Paweł 6 lat temu zerwał ścięgno Achillesa. Lekarz powiedział, że musi zrzucić kilka kilogramów i wzmocnić nogi. Myślałam, że skończy się na kilku przebieżkach i diecie. Ale byłam naiwna! Czasem irytowało mnie to, ile czasu Paweł poświęcał na treningi. Ja chciałam gadać, obejrzeć film, pójść na spacer.

Nie rozumiałam jak można wstawać rano na dwie godziny przed praca i tak się męczyć. Teraz ma to dla mnie absolutny sens, bo sama złapałam bakcyla i czuje się częścią triathlonowej rodziny! Póki co, rzadko możemy potrenować razem, ale te wspólne biegi, rower czy basen sprawiają mi najwięcej radości. Gdy się mieszka i oddycha tym samym powietrzem, co człowiek zarażony wirusem to nie ma siły, że go nie złapiesz. I tak sama zaraziłam się triathlonem.

Kobieta w kasku rowerowym
Źródło: Facebook

MO: Jakie masz plany startowe na obecny sezon: mowa tu o imprezach biegowych, może rowerowych, a przede wszystkim debiutanckich – triathlonowych? A może czujesz się na tyle zmotywowana,  że wybiegasz ciut dalej i już planujesz kolejne starty na 2015 rok?

TM: Pierwszy start planuję w maju podczas Biegu Urodzinowego w Gdyni – 10km. Potem Bieg Papiernika w Kwidzynie i liczę na tzw. „Kaszebe Runda” – debiut rowerowy. W tym sezonie chce wystartować w dwóch zawodach Tri – ¼ IM w Gdańsku w lipcu oraz sprint w podczas zawodów Herbalife Triathlon Gdynia w sierpniu. Jesienią zapewne Bieg Niepodległości, natomiast zimą chciałabym zadebiutować w Pół-maratonie Mikołajów w Toruniu.  Sporo tych startów… Czasami sama nie wiem, czy to wszystko uda się pogodzić. Plany na przyszłe lata? Poczekam i po debiucie podejmę decyzje, ale wydaje mi się, ze 1/2IM w przyszłym roku to by było coś! Z wolnym czasem na treningi może być coraz trudniej, bo w 2015 roku mój mąż chce zmierzyć się z pełnym dystansem IM. Chyba musimy zainwestować w drugi wózek do biegania i trenować całą czwórką.

Czy rozpoczęcie treningów, przyjęcie postanowień, akceptacja wyrzeczeń dało Ci dodatkowej energii? Jak reaguje na „nową Natalię” Twoje otoczenie? 
Jasna sprawa! Postanowienie – dać radę. Wyrzeczenie – nie mam czasu na maseczkę, babskie gazety i telewizję. Ale to prawda, gdy zaczynasz myśleć o udziale w triatlonie to dostajesz potężnego kopa energii i motywacji. Zmiany, które zauważam u siebie nazywam jako „Tri S”: chcę być Szybsza, Silniejsza i Smuklejsza. Powoli się udaje i bardzo lubię – jak każda kobieta, gdy ktoś, kogo dawno nie widziałam, mówi: „Ale dobrze wyglądasz!”.

MO: Na koniec mam prośbę. Czy mogłabyś powiedzieć parę słów od siebie ludziom, którzy są, bądź byli w podobnej sytuacji do Ciebie? Jak zachęciłabyś do aktywności tych, którzy uważają,  że trudno o jakąkolwiek poprawę, lub po prostu boją się zmian w swoim życiu?

TM: Tu mogłabym mówić i mówić. To bardzo ważne dla nas samych, aby sobie trochę podnosić poprzeczkę. Żeby się nie poddawać nawet w tych najtrudniejszych sytuacjach, zawsze trzeba walczyć! Oczywiście to zawsze boli, jak każda walka. Ale to akurat jest dobry ból – taki, który zamienia się w satysfakcję. Trzeba mieć w sobie ochotę na cos nowego, innego. Monotonia dla życia to porażka. Myślę, że szkoda czasu na nudę. Postawiłam sobie poprzeczkę wysoko, ale postanowiłam, że mi się uda i dobiegnę na metę triathlonu! Zdaję sobie sprawę, ze będzie ciężko, będzie pot, krew i łzy, ale ja się nie poddam! Bo ja się nie poddaję. Wygrałam już tą najważniejszą walkę w życiu i coś mi mówi, że znowu dam radę!

Tego właśnie Ci życzę. Wierzę, że za kilka miesięcy powiesisz swój pierwszy medal na ścianę, a w szafie zrobisz miejsce na kolejne koszulki „finishera”. Dziękuję bardzo za rozmowę i do zobaczenia na starcie!

ZOBACZ TEŻ: Mistrzyni olimpijska powraca. „Dzieci nie oznaczają końca kariery”

Powiązane Artykuły

2 KOMENTARZE

  1. Życzę powodzenia Pani Natalio.
    Niech wszyscy malkontenci biorą przykład z Tri Mamy
    i odstawią swój zapał do narzekania oraz szukania powodów dlaczego ma się nie udać…..
    pozdrawiam

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,375ObserwującyObserwuj
435SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze