Mietków – debiut!

Z góry przepraszam za długi wpis!

Nie wiem jak zacząć wpis ale myślę, że zacznę od wydarzeń na dwa dni przed startem, które były dosyć istotne. W piątek wyskoczyłem na krótki open water aby sprawdzić modyfikację pianki dokonanej przez moją siostrę. W miejscu rzepu ociera się o skórę raniąc ją – niestety nie udało się tego zniwelować. Na zawodach spróbuje plastrów. Sprzęt miałem już spakowany więc tuż po pływaniu dałem się namówić na grilla u znajomych. Oczywiście bez alkoholu i tylko jedna mała kiełbaska. W końcu zawody dopiero w niedzielę. Grill trochę się przeciągnął i nieco zmarzłem. Rano pobudka i katastrofa. Gradło boli, nos zawalony i ogólne osłabienie. Byłem wściekły i załamany. Nie chorowałem od ponad roku! Dlaczego akurat dzień przed startem mnie złąpało!? Chwilę się wahałem czy w ogóle jechać na zawody ale postanowiłem, że jednak pojadę. W aptece zakupiłem polopiryne w saszetkach i jakiś lek do psikania na gardło. Wyruszyliśmy do Mietkowa.

Po drodze Pan u którego mieliśmy wynajęte pokoje do spania 3 razy zmieniał miejsce gdzie mamy się udać. Ibramowice, Bożanów i stanęło na Mrowinach. Na miejsce zawodów dojechaliśmy na 16:30. Od tej godziny miał przyjmować lekarz który wystawial zaświadczenia potrzebne do wydania licencji. Okazało się jednak, że lekarza nie będzie. Na temat organizacji zawodów w Mietkowie napisano już wiele więc nie będę się na ten temat rozwodził. Tak więc wykupiłem licencję i odebrałem skromny pakiet. Następnie udałem się na odprawę do TriCity (bardzo skromne miasteczko) i na objazd trasy. W tym czasie moja grupa wsparcia plażowała i zbierała siły na jutro aby mocno mnie dopingować. Po wszystkim udaliśmy się do Mrowin, oddalonych o ok. 12 km od Mietkowa, gdzie mieliśmy kwatery. Warunki średnie – spaliśmy w byłej stodole, która miała być przekształcona w bar ale ostatecznie została sypialnią. O 22 już leżeliśmy w łóżkach. Miałem problemy aby zasnąć, powoli zaczynałem odczuwać stres przedstartowy. W końcu zasnąłem. Rano, alarm. Tato, który wstał wcześniej zauważył, że w tylnej oponie brakuje powietrza. Dziura przy wentylu. Do tej pory nie wiem dlaczego nie zabrałem zapasowych dętek. Na szczęście kolega, który startował na dystansie olimpijski mieszkał niedaleko i miał przywieźć mi dętkę. Więc pojechaliśmy do Mietkowa nieco mniej nerwowi. Na miejscu założyliśmy dętkę i zameldowałem się w strefie zmian.

 

P7213243

 

Pływanie

Dzień przed zastanawiałem się jak daleko mogą byc ustawione bojki. Gdy rano stanąłem na plaży trochę się zdziwiłem, że są aż tak daleko i że są takie małe. O 9 start olimpijki a o 9:30 start długiego. Ustawiłem się z boku po prawej stronie aby uniknąć tej sławnej wirówki. Czekam w skupieniu i słyszę dziwne odliczanie: 5 min, 1 min, 30 sek sygnał i start! Czołówka wystartowała jakby się paliło. Ja zacząłem spokojnie bo przecież 3km przede mną a nigdy takiego dystansu jeszcze nie przepłynąłem. Niby płynąłem bardziej z boku stawki i w mniejszym tłumie jednak poczułem na twarzy czyjąś stopę. Postanowiłem wtedy płynąć zupełnie z boku aż sytuacja się wyklaruje i peleton się rozciągnie. Niestety gdy 3 razy moje nawigowanie wyprowadziło mnie na manowce wróciłem do peletonu i tak już dopłynąłem do mety. Płynęło mi się świetnie. Czułem siły i pole do przyspieszenia jednak w głowach miałem myśl, że przede mną jeszcze 80 km roweru i 20 km biegu więc studziłem swoje zapędy. Na drugim kółku złapałem 3 zająców i tak dopłynąłem z nimi do mety. Trochę się rozczarowałem, że czas był zmierzony dopiero gdy wbiegłem do strefy zmian więc czasu z samego pływania nie znam. Oficjalny czas to 55:12 sek. Pani w strefie zmian krzyknęła że jestem trzydziesty któryś. Pomyślałem: k#%$@^!  nieźle.

 

P7213289

 

Rower

W strefie zmian zamieniłem piankę na spodenki i koszulkę rowerową, ubrałem kask i ruszyłem w trasę. Przez pierwsze 8 km byłem wyprzedzany przez mocniejszych zawodników. Straciłem ze 30 pozycji pozycji ala jaka to była przyjemność patrzeć na tą prędkość (nie osiągalną póki co przeze mnie) i piękne rowery. Zakładałem jechać ze średnią prędkością w okolicach 26 km/h aby zmieścić się w 3 godzinach. Jednak czułem jeszcze euforię po pływaniu i średnia prędkość była w okolicy 31 km/h. Wszytko było pięknie gdzieś do 40 kilometra. Poczułem, że jedzie mi się trudniej, myślałem, że płacę za ułańską fantazję i po prostu opadam z sił. Niestety było jeszcze gorzej. Powietrze zaczynało schdozić z dętki, którą dostałęm od kolegi. Prawie się załamałem bo nie miałęm ze sobą pompki. Już myślałem, że miesiące przygotowań pójdą na marne przez moje gapiostwo. Na szczęście spotkałem dobrych ludzi na trasie (małżeństwo na rowerach), którzy mi pomogli i mogłem kontynuować jazdę. Drugie 40 kilometrów przejechałem wolniej ale tego się spodziewałem. Ostatni nawrót i dojazd do strefy zmian. Czas 2:43:44. Jest nad czym pracować 🙂

 

P7213304

 

Bieganie

W strefie zmian już nie byłem taki rześki jak po pływaniu. Pierwszy kilometr był bardzo ciężki. Sztywne nogi i perspektywa 20 km biegu nie pomagały. Na szczęście niedaleko stał miły pan z wężem strażackim, który świadczył usługi obfitego polewania wodą. Skusiłem się na ofertę bez zastanowienia (z resztę prosiłem o polanie za każdym razem gdy koło niego przebiegałem). Pozwoliło mi to odżyć i pokonać pierwszą pętle bez kryzysów. Natomiast druga dycha to najgorszy etap tego startu. I nie chodzi tu o coraz większy ból nóg i ogólne zmęczenie a o walkę jaką toczyłem w głowie. Świadomość przebiegnięcia drugi raz tej 10 kilometrowej pętli w tym upale skutecznie mnie zniechęcało. Jednak powtarzałem sobie, że przecież o to chodzi, w końcu triathlon to walka ze swoimi słabościami i przeciwnościami. Po trzech kilometrach zorientowałem się, że cały czas ktoś biegnie tuż za moimi plecami i to w takim samym rytmie. Dobrze się razem biegło ale niestety w końcu nadszedł kryzys i musiałem przejść do marszu. Gdy zeskoczyłem w lewo z trasy tego zawodnika usłyszałem 'nie!’. Za chwilę on się też zatrzymał. Dobiegłem do niego i znowu wskoczył mi na plecy. Dotarliśmy tak do punktu żywieniowego. Ja spędziłem tam więcej czasu więc on się znowu oddalił. Jednak poczekał na mnie kilometr dalej i do końca wspomagaliśmy się na wzajem zmieniając pozycjami niczym drafting 🙂 i jakoś dociągnęliśmy siebie do mety. Czas biegu 2:02:41. Również jest nad czym pracować 🙂

Oczywiście na zawody przyjechałem z myślą aby ukończyć. Plany zejścia poniżej 6 h odłożyłem do szuflady już w maju. Jakież było moje zdziwienie gdy zegar na mecie wskazał 5:46:27. 72 miejsce na 106. Wpadłem w objęcia rodziny i przyjaciół przeszczęśliwy 🙂

 

P7213326

 

Debiut udany!

W tym miejscu chciałbym podziękwować rodzicom i siostrze za wsparcie w trakcie przygotowań oraz niesamowity doping na trasie.

Społeczności i ekspertom AT za cenne wskazówki i porady.

A przede wszystkim mojej Agacie za wyrozumiałość i cieprliwość, którą nie raz wystawiłem na próbę.

 

Powiązane Artykuły

5 KOMENTARZE

  1. Dziękuje Panowie 🙂 @Mateusz – niestety to był pierwszy i ostatni start w tym sezonie. Na początku roku, kiedy wpisowe były tańsze nie przewidziałem, że aż tak się wciągnę w tri i nie zapisałem sie na inne zawody. Za rok minimum 3 starty 🙂

  2. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem Cię na zdjęciu! Na awatarze wyglądasz zupełnie inaczej… Triathlon zmienia pozytywnie… 🙂 Gratuluje wyniku!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,318ObserwującyObserwuj
435SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze