Koniec roku kalendarzowego i początek kolejnego to czas, kiedy postanowienia i deklaracje sięgają apogeum. Postanawiamy zrzucać kilogramy, rozpocząć aktywność fizyczną, zwiększyć częstotliwość treningów, itd., itd. Przypominamy w związku z tym tekst Ludwika Sikorskiego o tym, dlaczego tak często rezygnujemy z postanowień noworocznych? Doskonała analiza i lektura, która być może pozwoli nam nie rezygnować z postanowień. Trzymamy kciuki! Swoją drogą ciekawe, ilu z Was po przeczytaniu tego artykułu ponad dwa lata temu wytrwało w swoich postanowieniach? Pamiętacie? Pochwalcie się!
Koniec roku kalendarzowego to czas, gdy dostaję sporo e-maili, telefonów i smsów. Niekoniecznie są to życzenia noworoczne, czy nawet świąteczne. Duża część korespondencji dotyczy postanowień. Dzwonią koledzy rzucający palenie, koleżanki chcące się zmieścić w spodnie kupione rok temu. Przypominają się znajomi, którzy chcą zrzucić 10 kilogramów, znajomi znajomych marzący o biegu na 10km, czy znajomi znajomych moich znajomych, którym marzy się triathlon. Ja, niczym bezduszny Ebenezer Scrooge z „Opowieści wigilijnej”, niewzruszony proszę o telefon w połowie stycznia. Dlaczego? Sami wiecie, jak w większości przypadków wyglądają postanowienia noworoczne. Na początku jest entuzjazm, zachwyt i motywacja. Ba! Niektórzy już poprosili Mikołaja o buty biegowe, czy nawet rower. I w wielu przypadkach na tym kończy się noworoczny entuzjazm postanowień. Są tacy, którzy potrzebują aż(!) 5 dni aby zejść na ziemię: 1 stycznia – leczenia kaca, 2 stycznia – powrót do pracy, 3 stycznia – zryw motywacji do treningu, 4 stycznia – zakwasy, 5 stycznia –akceptacja dotychczasowych możliwości, trybu życia, wagi i poziomu zdrowia. Ci najsilniejsi przetrwają i to oni zadzwonią w połowie stycznia. To z nimi prawdopodobnie spotkamy się na linii startu w sezonie 2015. I dobrze, że w grudniu nie decyduję się na długie rozpisywanie diet, żmudne układanie programów treningowych i planów startów na kolejny sezon. Co prawda, jestem z pochodzenia grekiem, ale jeden Syzyf w historii już wystarczy. Co zatem jest powodem niedotrzymania obietnic, które składamy sami sobie?
Postanawiamy coś nie dla siebie, ale dla innych
„Nie pytaj czego świat potrzebuje. Pytaj, co czyni cię pełnym życia i rób to. Ponieważ tym czego świat potrzebuje są ludzie pełni życia.” – Howard Thurman. Dla żony! Dla dziecka! Dla sąsiada Romana, a właściwie przeciw niemu, aby mu udowodnić, że nie jestem gorszy! Tego typu postanowienia niekoniecznie dadzą satysfakcję z wykonanej pracy. Sporadycznie tylko można spodziewać się końcowego sukcesu, jeśli robimy coś wbrew sobie, lub tylko dla kogoś lub przeciwko komuś. Podejście do spełnienia marzeń musi opierać się w dużej mierze na samozadowoleniu i umiejętność czerpania radości z dążenia do nich.
Cele zbyt górnolotne
„Cel – zadanie, które wyznaczamy naszym marzeniom.” – Ambrose Bierce.
Jeśli ważę 130kg, palę papierosy i piję 3 piwa dziennie, to nie postanawiam, że w kwietniu skończę maraton. Cuda się zdarzają, ale z motyką na słonce porywać się nie radzę. Postanowienie noworoczne nie może być ani za łatwe, ani za trudne do osiągnięcia. Trzeba realnie podejść do swoich możliwości, bardzo serio biorąc pod uwagę aktualny stan zdrowia i poziom wytrenowania. Gdy cel osiągniesz zbyt łatwo i szybko, znaczy, że nie był on niczym szczególnym. Jeśli poprzeczkę powiesisz za wysoko, szybko się zniechęcisz. I jak śpiewał Andrzej Piaseczny: „złoty środek znajdź”, a wszystko pójdzie śpiewająco.
Brak funduszy
„Dopóty wspaniale jest mieć pieniądze, dopóki nie zagubi się mądrości dostrzegania rzeczy, których nie można za nie kupić.” – Salvador Dali.
Problem znany. Przynajmniej znacznej większości. Wielu już mierzyło się z oszacowaniem kosztów triathlonowego hobby. Nie jeden już poległ w tych kalkulacjach. Na początku, podobnie jak z poziomem wytrenowania, należy oszacować co już mamy, a co trzeba dokupić. Prawda jest taka, a potwierdzeniem mogą być historie moich podopiecznych, że z wielu rzeczy nie trzeba, ale można zrezygnować. Kupno roweru nie musi być kosztem kilku tysięcy, pianka nie jest ani wymagana, ani potrzebna do startów w wielu naszych triathlonach, a pobiec można w zwykłych butach biegowych i zwykłym stroju sportowym bez „modnego” napisu. Warto zastanowić się wcześniej, ile startów nas interesuje, ile kilometrów musimy dojechać na zawody, czy zostaniemy na noc itp. Wczesna kalkulacja oszczędzi sporo czasu, nerwów oraz… nieprzyjemnych rozmów rodzinnych i wyrzutów sumienia.
Zła organizacja czasu
„Jeśli chcesz mieć mało czasu – nie rób nic” – Anton Czechow.
Kiedyś usłyszałem, że wymówka dorosłych „nie mam czasu” jest odpowiednikiem dziecięcej „pies zjadł mi pracę domową”. I rzeczywiście coś w tym jest. Prawie każdy triathlonista wie, że zawsze znajdzie się chociażby godzina dziennie na ćwiczenia. Gdy zaczynałem swoją przygodę z tri, pracowałem bardzo dużo, sporo czasu byłem poza domem. Teściowa moja kochana (bez ironii) próbowała wytłumaczyć mi, że jednak nie mam czasu na długie treningi. Wtedy usiadłem blisko niej (poważnie!) i poprosiłem ją o opisanie swojego dnia. Powiedziałem jej, ile cennych godzin w tygodniu zajmuje jej robienie spraw trywialnych, niepotrzebnych, a nawet nie do końca sprawiających aż tyle przyjemności. Okazało się, że gdyby chciała, to co najmniej 6 godzin tygodniowo mogłaby znaleźć na inne, bardziej przydatne i pasjonujące rzeczy… na przykład na triathlon. W moim przypadku zrezygnowanie z oglądania piłki nożnej, z cotygodniowych, czasem już nudnych wypadów z kolegami, z niepotrzebnych częstych wycieczek na zakupy pozwoliło zyskać kilka dobrych godzin treningowych w tygodniu! Paradoksalnie, im więcej masz obowiązków, tym więcej czasu potrafisz znaleźć dla rzeczy wartościowych. O czasie pisałem już na naszej stronie.
Brak planu działania
„Cel bez planu pozostaje jedynie życzeniem” – Antoine de Saint-Exupéry
Masz czas. Jest kasa. Nawet forma nie jest najgorsza, więc już chyba jest wszystko, co potrzebujesz by osiągnąć sukces. Wyobraź sobie więc, że startujesz w wyścigu Dakar: jest sponsor, super auto, a w nim najwyższej jakości paliwo. Wygrasz? Szansę i potencjał są, ale bez rozplanowania długiej drogi dotarcia do celu, do mety, wszystko to schodzi na drugi plan. Co zatem zrobić? Po pierwsze, cele rozkładamy na mniejsze i jak to się pięknie od lat mawia: po nitce do kłębka. Powoli i konsekwentnie. Z entuzjazmem, ale przede wszystkim z głową. Żadne pieniądze i sprzęt oraz żadna motywacja nie zastąpią ci korzyści i mądrości płynących z racjonalnej, optymalnej drogi do spełnienia marzeń.
Oszukiwanie samych siebie
„Gdy człowiek obrasta w piórka, nie znaczy, że będą z nich skrzydła.” – Henryk Fiszel
Podam najprostszy, dziecinny przykład. Co jakiś czas każdy z moich podopiecznych, dziecko, czy dorosły, wysyłają mi arkusz treningowy w którym wypisują treningi, które zrealizowali. A papier przyjmie wszystko! Co to za przyjemność dodanie sobie kilku kilometrów dziennie do treningu biegowego? W czym pomoże dopisanie czterech rozpływań, aby trener się nie denerwował? Jak bardzo przybliży cię do celu powiedzenie znajomym, że jesteś na diecie i biegasz co rano, skoro tak naprawdę obżerasz się wieczorami, a biegasz połowę tego, co przewiduje mądrze ułożony plan? Około 20% moich uczniów, którzy po raz pierwszy przygotowują się do triathlonu, wycofuje się na miesiąc przed zawodami. Co się okazuje, zawartość arkusza treningowego nie przekłada się na rzeczywisty stan przygotowania. Wiosenne treningi zweryfikują, co jest prawdą, a co fikcja na miarę „Zaćmienia”. Bądź uczciwy, nie okłamuj innych, a przede wszystkim siebie.
Brak wiary we własne możliwości
„Jesteś tym, czym wierzysz, że jesteś” – Paulo Coelho.
W tym przypadku mamy odwrotną sytuację. O ile „nieuczciwi” wyobrażają sobie siebie bez problemu (i bez przygotowania) przekraczającego linię mety, o tyle „niedowiarkowie” nie wyobrażają sobie nawet linii startu. Prawda jest taka, że każdy kiedyś musiał zaczynać od zera. I prawdą jest także to, że każdy, amator czy profesjonalista, wcześniej czy później, będzie miał kryzys, urazy i ciężkie chwile. Nie sztuką jest chwalić się czymś, co nie wymagało żadnych wyrzeczeń i poświęceń. Nie wolno dopuścić, aby diabełek, który czasem szepce nam do ucha miał rację i przekonał nas, że nie potrafimy. Dlatego oprócz motywacji, ważna jest umiejętność cieszenia się z nawet najmniejszych sukcesów. To z tych „małych kamyków”, powstanie kiedyś „wielka góra”, na którą wspiąłeś się mądrze i z podniesioną głową wpatrzoną w jej szczyt.
Jasne, że fajny tekst! Chłopaki z Aleksandrowa tylko takie piszą… 🙂 A skromność to ich dewiza…. 😉
Bardzo dobry i mądry tekst. Każdy może wyciągnąć coś dla siebie i zastanowić sie czy aby nie popełnia któregoś z tych blędów 😉
Fajny tekst :). Jak na razie dwa tygodnie mijają bez problemów. Zastanawiam się kiedy przyjdzie pierwszy kryzys…
Bardzo dobry tekst. Pozdrawiam
Robbins powie więcej 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=UVy01t0_3NI&list=LLvjQqYMTF7dAJjw2s4LL_6w&index=13
Fajny artykuł 🙂 To ja zadzwonię w lutym 🙂 Czytając go, jakbym słyszała księdza, który dokładnie to samo mi mówił w konwesjonale podczas bożonarodzeniowej spowiedzi ;-)A sprawy nie dotyczyły bynajmniej sportu 🙂 Naprawdę, nie żartuję. To tylko potwierdza Pana słowa, o ułomności ludzkiej natury 🙂 Ale chęci są zawsze! I te nieśmiertelne postanowienia zmian! Pozdrowienia noworoczne dla AT. Tutaj są Ci, którzy słowa i obietnic dotrzymują. To bardzo moblizujące dla pozostałych 🙂 i nobilitujące dla Redakcji AT.
Fajny artykuł. Czytając „oszukiwanie samego siebie” poczułem, że to brzmi znajomo… Hmmm… 🙂
A tak naprawdę to chciałem napisać, że szczerze dziwi mnie dlaczego akurat 1 stycznia to moment składania postanowień. Dla mnie – tak po chrześcijańsku – każdy dzień to dobry moment do tego, by zaczynać na nowo.
Powodzenia Wam wszystkim w postanowieniach i szczęśliwego nowego roku!