Triathlonowy debiut w Malborku – felieton dr. Marcina Stajszczyka.

Po wielu miesiącach przygotowań przyszedł czas na konfrontację. Konfrontację z rzeczywistością. Ostatnio ktoś napisał, że o ile w okresie przygotowań można było pisać i mówić co się chciało o tyle teraz, w dniu debiutu, nie ma to już żadnego znaczenia. Przychodzi czas próby. Żaden trening nie odda tego, czego doświadczamy na zawodach, na zawodach triatlonowych. Ja już to wiem. Przed debiutem w Malborku startowałem w tym roku tylko dwa razy na zawodach biegowych, w półmaratonie w Krakowie (opisany na łamach AT) oraz w biegu Fiata na 10 km w ub. niedzielę. Były to moje jedyne starty w życiu na jakichkolwiek zawodach sportowych. Nigdy nie trenowałem żadnej dyscypliny nawet amatorsko. Nie mam za sobą przygotowania wytrzymałościowego. W ub. roku postanowiłem zostać triatlonistą i zacząłem się uczyć biegać…w sierpniu. „Umiałem” jeździć na rowerze i pływać. Przeszedłem długą drogą, żeby być tu gdzie teraz jestem. 

 

Debiut zaplanowany razem z żoną i synem. Jeśli zabraknie mi motywacji na trasie, to myśl o nich czekających na mecie na pewno pomoże. W piątek ok. 14 byliśmy już w Malborku. Ciepło. Ok. 25 st. Nie podoba mi się to. Mogą być ciężkie zawody. Z drugiej strony serwisy pogodowe straszą deszczem. Też nie dobrze. Nie wiadomo co lepsze. Dwa dni później na trasie już wiedziałem, co byłoby lepsze. W sobotę krótki trening biegowy po trasie wzdłuż rzeki Nogat i wiedziałem jedno – to będzie masakra. A w sobotę było tylko ok. 25 st. i niebo zachmurzone. Wieczorem objazd trasy kolarskiej z organizatorami. Trasa dobra, płaska, trochę wietrzna. Nastrój dobry. Ostatnie przymiarki pianki i niech się dzieje. Działo się…

 

Dzień startu

Na miejsce startu przybyłem po raz pierwszy już o 8:30. Odebrałem pakiet i przyniosłem większość „gratów”. Dzięki AT Team Room, mogłem bez problemu zostawić wszystko na miejscu i wrócić do hotelu na śniadanie. Pierwszy rzut oka na niebo i nie jest dobrze. Pełne słońce i już o tak wczesnej porze robi się ciepło. Po 1,5 godzinie byłem z powrotem w namiocie już z rowerem. Dowiedziałem się, co zrobić z numerkami, opaską i chipem, które były w pakiecie. Na miejscu był już Łukasz Grass i Adam Pastusiak – członek AT Team, informatyk strony AT, tak jak ja debiutant na zawodach tri. Po chwili mogłem uścisnąć dłoń Marcina Koniecznego i Piotrka Nettera. Zostałem namaszczony. Jak ktoś zaczyna zawody od poznania takich legend triatlonu to nie może źle skończyć. A jednak mogłem, ale o tym później. Z krótką wizytą wpadł Bartek Topa, który po ubiegłorocznej kontuzji trenuje do startów w tym sezonie. Po chwili dotarł też Maciek Dowbor. Czyli czołówka gwiazd AT Team i paru żółtodziobów przygotowywała się do startu.

 

at team_room

 

Zanim wstawiliśmy rowery do strefy pojechaliśmy z Łukaszem i Adamem na krótkie rozjeżdżenie po trasie. Potem rower i graty do strefy. Ok. 11:00 odprawa – cenne uwagi organizatorów, jak się zachować w trakcie zawodów. Dla nowicjuszy wszystko wydaje się skomplikowane. Musiałem się upewnić u sędziego, jak wbiec z rowerem do strefy i wybiec na bieg. Jak się później okazało i tak się pomyliłem. Jedną z zasad zawodów był zakaz jazdy „na kole”… o tym na koniec.

 

Pływanie

Ok. 11:25 ubrałem piankę… o pomoc w zapięciu poprosiłem samego Piotrka Nettera… jak ktoś taki pomaga ubrać piankę, to nie można źle skończyć… a jednak mogłem. Ruszyliśmy w stronę pomostu, żeby przed startem wskoczyć do wody. Na marginesie należy powiedzieć, że start w Malborku był moim pierwszym pływaniem w wodach otwartych. Przed wejściem do wody wkładam okularki i nagle czuje, że pasek „puścił”. Pierwszy stres. Na szczęście udało się rozwiązać problem i pasek udało się „zblokować” (na wszelki wypadek w torbie miałem drugie okularki). No to chlup do wody i nie jest źle. Woda to woda. Wrażenia organoleptyczne nie najgorsze, temperatura do zniesienia. Woda przepuszczona przez piankę i wychodzimy. Po kilku minutach powoli już wszyscy wchodzimy do wody i kierujemy się pod most, jakkolwiek to brzmi. Start jest z wody. Płynę na drugi brzeg do przedostatniego filaru. Wolę być z boku, nie mam pojęcia, co się będzie działo, kiedy ok. 500 osób ruszy. Pierwszą połowę dystansu płyniemy pod prąd, drugą z prądem. Nurt jest spokojny. Lewitujemy sobie w wodzie, jest miło… trzeba być czujnym. W to samo miejsce podpływa Maciek Dowbor… hmmm, czy aby na pewno ja tu także mam być?!? A może uciec jeszcze bardziej w bok i przesunąć się do tyłu? Kiedy w końcu będzie ten start? 12 już na pewno minęła.

 

IMG 0286

 

Przed zawodników podpływa duża łódź motorowa, to chyba jakiś sygnał. I nagle, ni stąd, ni zowąd, przeraźliwy dźwięk syreny… upływają ułamki sekund, a ja obracam w głowie myśl – czy to już start, czy to tylko „pierwszy sygnał” i dopiero gruchnie jakaś armata. Naiwniaku! Nie jesteś w teatrze czy operze i nikt tu nikogo trzema dzwonkami z antraktu nie woła. Po drugie to nie Kona triatlonowy młokosie… żadnej armaty nie będzie… to już jest START!!!

 

IMG 0295

O starcie etapu pływackiego w triatlonie można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że początek przypomina Lokomotywę Jana Brzechwy. Po paru sekundach tnę już wodę jak reszta otaczających mnie z każdej strony zawodników. Kompletny brak kontroli tempa. Płynę, bo inni też płyną. Z każdej strony obijam się o sąsiadów, to ja dostaję z ręki, to ja kogoś uderzam, to ktoś wpływa mi na nogi, to ja łapię za nogi kogoś przede mną. Kompletny brak kontroli tempa. Mam wrażenie, że jak zwolnię, to przepłyną mi po plecach, jak płynę obecnym tempem, wpadam na osoby przede mną. Masakra. Każde zderzenie wybija z rytmu, poza tym co kilka-kilkanaście ruchów kontrola nawigacji, która wśród kilkuset osób nie jest tak prosta jak na basenie… tam też nie była. Pralka działa bez zarzutu.

Przed nami 2 bojki w jedną stronę i dwie w drugą. Po ok. 250 m zaczynam czuć, że mnie „przytyka”. To na pewno nie jest moje tempo początkowe. Dałem się ponieść tłumowi. W pewnym momencie sytuacja robi się kryzysowa. Zagotowałem się. Artur ostrzegał! Oddycham na „2” ale czuję, że te oddechy nic mi dają. Puls szaleje. Co robić? Nie dam rady tak szybko dalej płynąć. Z drugiej strony boję się, że jak zwolnię to mnie „stratują”. Powiem szczerze, że gdyby to nie były zawody, pierwsze w życiu zawody triatlonowe, to wyszedłbym z wody. Przez moment zaczynam zastanawiać się czy tak się nie skończy. Może lepiej przełknąć gorycz porażki i wstyd niż narażać się na poważniejsze konsekwencje? Podejmuje decyzję… obracam się na plecy i płynę na samych nogach. Staram się uspokoić oddech i chłonę tlen jak mogę. Jeśli to nic nie pomoże wychodzę. Uspokajam się. Nie wiem, ile to trwało. Może 30 sekund, może minutę. Wracam do kraula. Powoli łapię rytm. Jest coraz lepiej. Druga bojka i nawrót. Znowu wytracam rytm. Trzecia bojka, nawrót i płyniemy już z lekkim prądem do wyjścia. Dopłynę. Ukończę etap pływacki. Nadal duży tłum, ale znajduje swoje miejsce. Nie boję się już walczyć o terytorium. Przed wyjściem z wody kotłowanina, ale udaje się wydostać na ląd. Na kładce pomocą służą wolontariuszki. Chyba korzystam z pomocnej dłoni jednej z nich.

T1
Biegnę do strefy. Nie mam zawrotów głowy. Nogi utrzymują mnie w pionie choć w 3/4 trasy pływackiej łapały mnie kurcze na przemian w obu łydkach. Wybieg do strefy lekko pod górkę kilkadziesiąt metrów. Gdzie jest tasiemka? Nie mogę złapać tasiemki, żeby odpiąć piankę. Mokra przykleiła się do pianki i nie mogę jej zlokalizować. Biegnę spokojnie, mam dużo czasu, w końcu ją złapię. Mam. Odpinam zamek. Zdejmuje do połowy i biegnę dalej. Jestem w strefie. Biegnę przez całą jej długość, robię nawrót i dalej wzdłuż strefy prawie na sam początek – mam numer 37, więc rower jest blisko wyjścia i na szczęście po dobrej dla mnie stronie, czyli kilkanaście metrów od wyjścia. Mogę bez problemu wybiec po ułożonym chodniku w butach tri… wskakiwanie na rower nie wchodzi na tym etapie w grę. Zdejmuje czepek i okularki.

 

IMG 0403

 

Jestem przy rowerze. Pianka schodzi gładko. Numer, okulary, kask zapięty, nogi w buty i ruszamy. Zegarek na rowerze włączony już wcześniej, teraz tylko „start” na część rowerową. Pije. Żele w kieszonkach. Linia startu i ruszam.

Rower
Założenie na rower było proste. Początek spokojny, a potem ile fabryka dała. Tzn. w moim przypadku walka o utrzymanie tempa ok. 30 km/h. Jedzie mi się dobrze. Wiatr w tamtą stronę jest korzystny, w plecy. Po nawrocie wiało w twarz, a na fragmencie trasy na Stogi z boku. Udaje mi się utrzymywać średnią ok. 31 km/h. Nie jest źle jak na mnie. Piję przed każdym nawrotem, zjadam dwa żele. Energetycznie czuję się dobrze. Jest gorąco ale niestety na rowerze nie czuję jak bardzo. Nie piję tyle, ile powinienem. Dopiero po zawodach sprawdzam bidony i okazuje się, że w jednym zostało ok. połowy isotoniku, a w drugim ok. 1/5 wody. Wypiłem na rowerze zdecydowanie za mało jak na panujące warunki. Po drodze widzę paru pokiereszowanych zawodników, którzy po kraksach pedałują dalej. Na wąskich nawrotach wypinam wewnętrzną nogę z pedału, strata żadna, a zysk przy ew. uniknięciu upadku bezcenny. Przy nawrocie w Stogach widzę jeden z upadków na nawrocie, klasyczne położenie się. Bywa. Na ostatnich 10 km staram się trzymać średnie tempo, które wynosi ok. 31,5 km/h. Nie jest to jednak jazda „w trupa”. Nagle słyszę z tyłu „ciśniemy doktorze” i ktoś mija mnie jak bolid formuły 1. Dziękuję za doping choć nie wiem komu. Przed dojazdem do mety etapu rowerowego wypinam buty z pedałów i zatrzymuję się przed linią. Cały czas pamiętam, że muszę zdjąć zegarek z roweru i zapiąć na rękę. Pamiętam. Pamiętam, bo przecież Maciek Dowbor zapomniał tego zrobić w Olsztynie. Dzisiaj miał już zegarek na ręce od pływania. Ale ja nie zapomnę. Przecież pamiętam. Zsiadam z roweru i wbiegam do strefy.

T2
Dobiegam do stojaka, odwieszam rower, zdejmuje kask, buty. Przekręcam numer na brzuch. Ubieram skarpetki (tak, tak, możecie się śmiać, ale w obecnych butach źle mi się biega boso). Buty są już zawiązane i mogę ubrać je bez rozwiązywania bez problemu, próbowałem wcześniej. Lewy jednak w trakcie ubierania lekko się rozwiązuje i muszę go rozwiązać i zawiązać na nowo. Zostawiam okulary, wkładam czapkę na głowę. Słońce pali niemiłosiernie. Teraz dopiero to czuję. Jest ponad 30 st. Ruszam. 5, 10, 15 m, muszę przełączyć zegarek z trybu rower na bieg. ZEGAREK! Zapomniałem go zdjąć z roweru! Hmmmm. Przecież pamiętałem. Przez ułamek sekundy zastanawiam się, czy tego nie odpuścić i biec dalej. Wracam. Odpinam zegarek. Nie mogę go odpiąć. A przecież „na sucho” odpinał się szybko. Jest. Biegnę. Zapinam zegarek na rękę. Chcę przełączyć tryb i przez pomyłkę wyłączam go naciskając nie tam gdzie trzeba. Ponownie go włączam. Dobiegam do końca strefy, gdzie mam zrobić nawrót i przejść na trasę biegową i nagle słyszę „tata, tata”. Są! Stoją tam. Na wprost ścieżki, którą wybiegam. Ania z Mikołajem oraz Ania, Weronika i Maja. Jak się dowiaduje później od żony, to nie ona oślepiona już słońcem i zmęczona długim wypatrywaniem, tylko Weronika zauważyła mnie w tłumie. Dobiegając do nich posyłam „buziaka” i żwawo zawracam… „nie tam!” słyszę krzyk moich kibiców. Okazało się, że zamiast wybiec poza strefę obiegając stojaki z rowerami zaczynam biec wzdłuż nich wewnętrzną ścieżką strefy, co zostało uwidocznione na zdjęciu. Robię kolejny nawrót i już właściwą drogą biegnę na ostatni etap zawodów.

stajszczyk malbork2

 

Błąd w strefie zmian. Zły kierunek biegu, ale po korekcie jest już tak…

 

stajszczyk malbork3

Bieg
Przed startem zrobiłem tylko dwie zakładki w tym jedną na „dystansie” startowym tzn. po 90 minutach roweru przebiegłem 10 km. Generalnie byłem zaskoczony, że nie mam większych problemów z przejściem z jednej dyscypliny do drugiej. Tak też było na zawodach choć trzeba powiedzieć, że tempo roweru było średnie. Zaczynam bieg i już po pierwszych minutach wiem, że będzie ciężko. Nie dlatego, że mięśnie są słabe. Ale dlatego, że temperatura i słońce szybko dokonają dzieła zniszczenia. Powrót po zegarek był błogosławieństwem, ponieważ tak jak na treningu zakładki tak i teraz, w trakcie zawodów, nie mogę wyczuć tempa  jakim biegnę. Biegam słabo i dlatego wiem, że muszę zacząć spokojnie, co dla mnie oznacza ok. 5.30-5.45 min/km. Na moście i pierwszych kilkuset metrach poza nim z trudem udaje mi się hamować do 5.00, bo nogi niosą po 4.40, a mnie wydaje się, że biegnę wolno. Wiem, że nie ma możliwości, żebym wytrzymał takie tempo przez dłuższy czas w taką pogodę. Udaje mi się w miarę ustabilizować tempo ok. 5.30. Po przebiegnięciu 1 km zaczynam wypatrywać punktu z wodą na 2 km. Droga prowadziła wzdłuż rzeki, wśród rosnących po obu jej stronach traw. Niby nic takiego, ale trawa częściowo była już skoszona i zdążyła na słońcu wyschnąć. Dlaczego ta trwa tak mnie interesowała? Bo jestem alergikiem, a najsilniejsze uczulenie mam właśnie na trawy. Od jakiegoś czasu nie stosowałem leków antyhistaminowych, bo na południu pogoda była przyjazna dla alergików tzn. padało i objawów alergii nie miałem. Jeszcze przed startem w okolicy strefy zmian poczułem pierwsze „drapanie” w gardle, na szczęście oczy i nos nie dawały o sobie znać. W trakcie biegu czuje, że mocniej zasycha mi w ustach. W powietrzu unosi się ciepły zapach trawy, taki jaki pamiętam z dzieciństwa, kiedy spacerowałem po polach na wsi u babci. Oddycha się ciężko. Modlę się o punkt z wodą. Bardzo dobrze, że ustawiony był na 2 km, bo dzięki temu mijało się go dwa razy, przed i po nawrocie w krótkim czasie. Kolejny był na nawrocie w okolicy startu/mety.

 

Jeszcze wcześniej rozpoczynając bieg na moście mijam biegnącego z naprzeciwka Łukasza, który kończy już pierwszą pętle. Później jeszcze przed moim pierwszym nawrotem na 2,5 km czuje klepnięcie w ramię i Łukasz mnie mija. Kończąc pierwszą pętle z niechęcią ruszam na drugą. Piję i polewam się wodą przy każdym punkcie ale mam wrażenie, że to już nic nie daje. Nie mam pojęcia jaki mam całkowity czas. Wiem, że rozpoczęliśmy „po 12” więc patrząc na zegarek widzę, że mam pewną rezerwę, żeby ukończyć poniżej 3 h. W międzyczasie mija mnie „krajan” z Jaworza pozdrawiając Bielsko-Białą. Dzięki! Średnia biegu ustabilizowała się ok. 5.35, czyli tyle i miałem w planie. Pomimo tego wiem, że o żadnym mocnym finiszu nie ma mowy. Biegnę z tętnem 160-165/min i jest to maksimum, ile mogę wytrzymać tego dnia. Jakiekolwiek przyśpieszenie powoduje, że zaczynam słabnąć i odpuszczam. Wiem, że średniej tym dużo nie pogorszę i decyduje się na 3-4 kilkunastosekundowe marsze, szczególnie w okolicy punktu odżywczego, gdzie przez kilkanaście metrów można się było schować w cieniu. Nie mogę doczekać się mety.

 

Przebiegam przez mostek, skręcam w prawo, słyszę „tata, tata”, biegnę dalej, widzę bramę, na szczęście mogę skręcić w lewo, a nie w prawo na kolejną pętle. Meta. Wypatruje zegara, nie widzę. Był z boku. Nie wiem jaki mam czas ale chyba poniżej 3 h. Na mecie czekają na mnie Ania i Mikołaj, nawet teraz, kiedy to piszę, czuję wzruszenie. Mikołaj odbiera medal i dumnie pozujemy razem do zdjęcia.

stajszczyk malbork4


Ukończyłem pierwsze w życiu zawody triatlonowe

Czuję pewien niedosyt, choć myślę realnie, że dużo lepiej nie mogło być. Bardziej czuję złość na siebie za etap pływacki. Mogło się źle skończyć. Mogłem nie ukończyć zawodów. Po paru godzinach byliśmy już w samochodzie, a przed nami ponad 7 godzin jazdy do domu. Wcześniej piszę do Artura, że udało mi się ukończyć zawody, ale nie znam czasu i jak tylko wyniki ukażą się w sieci to proszę o info. Dostaje sms z danymi. Nie wiem zupełnie, co o tym myśleć.

Czas 2:53.33; kat M40 miejsce 56 na ok. 100 zawodników. Zawody oceniam bardzo wysoko i na pewno będę chciał wrócić do Malborka za rok.

Powiedziałem sobie na początku roku, że triatlonistą będzie mnie można nazywać, kiedy uda mi się ukończyć dystans co najmniej ½ IM. Powiem jednak szczerze, że wysiłek włożony w debiut na dystansie ¼ IM był dla mnie na tyle duży i warunki pogodowe na tyle ciężkie, że pozwalam sobie w myślach już tak o sobie mówić. Ale tylko w myślach. Ogromne gratulacje dla wszystkich, którzy startowali w ten weekend w Malborku i Sierakowie na dystansach ¼ i ½ IM i ukończyli pierwsze w swoim życiu zawody triatlonowe. Wielu udało się osiągnąć bardzo dobre wyniki w debiucie. Doskonałe relacje można przeczytać w blogosferze AT.

 

Podziękowania
Chciałbym bardzo podziękować swojej żonie Ani i synkowi Mikołajowi za wsparcie jakiego udzielali mi przez ostatnie miesiące i w dniu startu. Dziękuję także Ani, Weronice i Mai Grass za cały weekend i kibicowanie na zawodach. Wielkie podziękowania dla Łukasza Grassa, bez którego nie byłoby mnie tu na pewno. To dzięki portalowi AT i Łukaszowi osobiście triathlon stał się dla mnie realnym celem. Ogromne podziękowania dla Artura Pupki i Łukasza za wiele cennych rad dot. treningu i startu w pierwszych zawodach. Ich merytoryczne wsparcie było dla mnie bezcenne! Jak się można domyślić w trakcie pierwszego startu, spora część pomimo tego poszła nie tak jakbym chciał.

Post scriptum
Non-drafting? No kidding!
Na trasie kolarskiej miałem wrażenie, że chyba „coś” jest nie tak. „Może mi się to wydaje?” – zastanawiałem się w myślach. „Może to jednak jest dozwolone?” Co? „Pociągi zawodników” jadące jak gdyby nigdy nic. Trzeba powiedzieć, że w pewnych momentach trasy trudno było utrzymać 2x7m, ale większość starała się utrzymywać przepisową odległość za jadącymi przed sobą. Ja także. Jak wiało w twarz to czułem, że wieje w twarz. Kilka razy widziałem sędziów na motorach, ale na „pociągach” nie robiło to wrażenia. Chciałbym poznać statystykę zawodów dotyczącą ilości upomnień i kar minutowych za niedozwolony drafting. Czy ktoś został wykluczony z tego powodu? Nie wiem. Wtedy można się będzie przekonać, czy kontrola obowiązywania tej zasady jest skuteczna. Czytając na AT relację innych startujących osób widzę, że nasze wrażenia były podobne. Większość opinii niestety sprowadza się do stwierdzenia, że zakaz draftingu na zawodach nie był przestrzegany przez duże grupy zawodników i należy zwrócić większą uwagę na świadomie łamiących przepisy. Niestety często też słyszy się opinie, że kary dostają Ci, którzy zrobią jakieś drobne przewinienie, zupełnie nieświadomie. Ja mam nadzieję, że tak nie jest, bo jeśli ktoś początkujący dostanie karę za próbę zdjęcia roweru bez kasku, a jednocześnie później na trasie widzi świadomie łamiących przepisy w celu poprawy wyniku i nie ma za to konsekwencji, to na pewno nie przyczynia się to popularyzacji sportu. Ale tak jak napisałem w pewnych miejscach trasy utrzymanie pola 2x7m było bardzo trudne, a pętla kolarska miała 22,5 km. W przypadkach jeszcze krótszych pętli i większej ilości zawodników jest to z pewnością jeszcze trudniejsze.

Oczywiście każdy, kto z premedykacją stara się ułatwić sobie start w ten sposób, tak naprawdę robi krzywdę samemu sobie. Rywalizując „nieczysto” pomimo osiągnięcia „lepszego” wyniku na pewno w głębi duszy nie czuje takiej satysfakcji, jak kończący zawody z czystym sumieniem. Pozostaje jeszcze kwestia dopingu w sporcie amatorskim, ale to już inna historia. Być może osoby świadomie łamiące przepisy powinny być kontrolowane w pierwszej kolejności, bo u nich skłonność do „grania nie fair” jest większa. Być może pierwszych kontroli należy spodziewać się już najbliższą niedzielę na Mistrzostwach Polski Amatorów w Szczecinku, które rozegrane zostaną w trakcie drugich zawodów z serii Garmin Iron Triatlon na dystansie ¼ IM.

Powiązane Artykuły

23 KOMENTARZE

  1. @Marcin dzięki za info o zdjęciu, głupio się przyznać ale przeglądałem tę galerię i jakoś przegapiłem to photo. Swoją drogą, wiem gdzie się ustawić co? 🙂

  2. @Paweł (@Tomek) – wielkie uznanie za tą analizę! (to powinien być standard)
    @Adam – plany to ja mam szerokie:)))

    Foto z zawodów, dużo fajnych zdj – każdy może się tu znaleźć, jest też sporo fotek członków AT Teamu:)

    @Adam – masz świetne zdj z biegu jak biegniesz obok Maćka Dowbora i wygląda to tak jakby Maciek już nie dawał rady a nie odwrotnie… media kłamią;)))(zdj nr 39)

    https://plus.google.com/photos/107270172804154771911/albums/5884964036939471105/5884964037283528834?pid=5884964037283528834&oid=107270172804154771911

    I druga galeria – dużo zdj po wyjściu z wody:

    https://plus.google.com/photos/107270172804154771911/albums/5884964036939471105/5884964037283528834?pid=5884964037283528834&oid=107270172804154771911

  3. Marcin świetna relacja, w trakcie czytania czułem jakbym ponownie tam był 🙂

    Jeszcze raz gratuluję Ci wyniku i widzimy się na kolejnych zawodach. Planujesz Ełk czy dopiero Gdynię?

  4. wyniki z miejscem w każdej z konkurencji dostępne są też w systemie startlist.pl (tym do rejestracji na zawody GIT)

  5. Gratuluję udanego debiutu! Poradzenie sobie w ciężkich warunkach dobrze wróży na starty w lżejszych 🙂

    Pawle też bym Ci zostawił maila żeby móc zobaczyć tak ładnie podzielone wyniki, tylko nie mam pojęcia jak tu do Ciebie napisać.

  6. Odniosę się do kwestii draftingu. Dla mnie jako debiutanta było dość frustrujące widzieć 3 pociągi powyżej 10 osób na 1-szej pętli, podczas gdy ja depcze swoją przerabianą kozę aby jakoś utrzymać te 30 km/h. Sędziowie zatrzymali się, żeby robić foto na nawrocie komuś z mojej okolicy, a z przodu takie jaja. Nieładnie i zniechęcająco.

  7. @Marcin. Wynikoholikiem to ty już dawno jesteś. Na razie obędzie się bez zaszywania 😉

  8. Marcin, dostarcz mi swojego maila a wyślę Ci plik z takimi danymi, łącznie z Twoją pozycją w każdej z konkurencji i po każdej konkurencji:) Znajomy poświęcił się i go przygotował.

  9. Dzieeeeeekuuuujeeee Wam wszystkim!:) to jest paliwo do dalszej ciężkiej pracy;)

    Mam tez pytanie a propos wyników (takze do organizatorow) – w linku zamieszczonym na stronie są tylko wyniki „open” bez podziału na kat wiekowe – poniewaz ilośc startujących była mniejsza niż zapisanych to takze ilości w kat podane przed zawodami sa mniejsze – czy beda wyniki z podziałem na kat? Czy mozna to gdzies zobaczyc? Chetnie poznam osoby ze swojej kat ale nie koniecznie mam ochotę studiować 460 pozycji. Nawet na „zwykłych” biegach tak jest;) inne pytanie czy beda ( a moze gdzieś są) w wynikach podane dodatkowe dane cząstkowe jak miejsce po poszczególnych konkurencjach czyli miejsce po pływaniu, rowerze a moze nawet po T1 i T2? Ciekawe byloby zobaczyc czy zyskiwalismy/tracili na rożnych etapach. Znowu tak jak na biegach w poszczególnych miejscach pomiaru.

    @MKon – czy to już są pierwsze objawy wynikoholizmu?;)))

  10. Gratulacje! Świetny wpis. Mój debiut w lipcu bedzie wyglądał pewnie podobnie – nie raz pomylę drogę lub dostanę ostrzeżenie za zdjęcie kasku w niedopowiednim czasie. Taki urok debiutu 🙂 Chciałbym również pogratulować wszystkim blogerom za świetne relacje z zawodów i świetne wyniki. Tak trzymać triathloniści!

  11. Marcin, zazdroszczę masz to za sobą i jesteś triathlonista całą gębą 🙂 ! Pretendent chyli czoła czekając cierpliwie na debiut …. Gratulacje!!!

  12. Marcinie, gratulacje, imponująca walka! 🙂
    Ja mam z Sierakowa zupełnie odmienne wrażenia termiczne, zwaszcza z części pływackiej, która też była dla mnie bardzo trudna, chociaż od pralki trzymałem się z daleka. Na etapie rowerowym może nie wszyscy jechali w 100% zgodnie z przepisami, ale przypadków ewidentnej jazdy na kole nie widziałem.

  13. Panie Doktorze, tym bolidem F1 na trasie rowerowej byłem ja 😉 Wnioskuję, że moja zachęta do raźnego pokonywania dystansu pomogła, bo na biegu to Pan minął mnie jak TGV 😉
    Pozdrawiam!

  14. Marcin,
    Idealnie oddałeś to co i ja czułem podczas swojego debiutu triathlonowego w Malborku. Pływanie te same wrażenie, rower także, bieg jak dla mnie było za ciężko z powodu słońca i strachu przed ścianą. Gratuluję debiutu no i mam nadzieję, że do zobaczenia na zawodach.

    pozdrawiam

    Grzegorz

  15. @Marcin S, widzę że startowaliśmy z tego samego filara:)
    Spójrz na pływanie z pozytywnej strony, miałeś kryzys a i tak przypłynąłeś wyżej np ode mnie i od 200 innych osób:))))

  16. Brawo Marcin! Gratulacje za pierwszy tri. Widzę, że emocje Tobą targały niesamowicie! Przyznam szczerze, że czytając opis pływania lekko się przestraszyłem. W Szczecinku proponuję zacząć dużo spokojniej i jeszcze bardziej uciec na bok.

  17. Ja też dołączam do gratulacji i do zobaczenia w Szczecinku. Wychodzi na to, ze się w tym namiocie jednak wszyscy nie pomieścimy 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,773ObserwującyObserwuj
19,200SubskrybującySubskrybuj

Polecane