Debiut po debiucie, czyli doktor Stajszczyk w Szczecinku!

Tak. To nie mogło się „tak” skończyć. Triatlonowy debiut w Malborku był dla mnie emocjonujący, a nawet wg wielu osób udany. Czas 2:53:33 jak na 43-letniego, jeszcze rok temu „kanapowca” powinien cieszyć. Tym bardziej, że pomimo wielu udzielanych mi rad, możliwości korzystania z profesjonalnego planu treningowego robiłem wszystko po swojemu, tzn. na wyczucie. W żadnym razie nie nazwałbym tego profesjonalnym treningiem. O podziale całego okresu przygotowań na mikro- i makrocykle nawet nie wspomnę.  No więc? Jeszcze rok temu samo ukończenie takich zawodów było iluzją. Pół roku temu ukończenie zawodów na dystansie ¼ IM poniżej 3 godzin brałbym w ciemno. No więc? Dlaczego tego nie poczułem? Satysfakcji, radości? Nie wiem. Tak jak pisałem w relacji z Malborka pozostała we mnie złość za etap pływacki. Rower był w miarę spokojny, ale bieg wycisnął ze mnie resztki energii i spustoszył moją psychikę, odarł mnie ze złudzenia, że taki dystans mogę spokojnie ukończyć. A taki był plan. Ukończyć spokojnie pierwszy start, na tak zwanym luzie, nie zmęczyć się za bardzo, uznać debiut za udany i z jeszcze większym zapałem wystartować w kolejnych zawodach tydzień później w Szczecinku. I pobić swój czas z Malborka. Ktoś może powiedzieć, że to szaleństwo. Zawody tydzień po tygodniu na tak wczesnym etapie przygody z triatlonem. Ale taki miałem plan. Pierwsza część planu nie poszła tak jak zakładałem. W sferze mentalnej, która była dla mnie o wiele ważniejsza niż wynik i osiągnięty czas, poniosłem w swojej ocenie porażkę. Musiałem wystartować w Szczecinku i postarać się ukończyć zawody w „innym stylu”. Przede wszystkim popłynąć spokojniej. Uwierzyć, że można to zrobić pomimo tego, że otacza mnie kilkaset osób, dla których jestem tylko przeszkodą w drodze do mety. Dla siebie. Czas nie miał już znaczenia.

O tym, że czas z Malborka może być trudny do pobicia można się było przekonać w trakcie objazdu trasy kolarskiej dzień przed zawodami. Płasko nie było. Opis „trasa pofałdowana” ze strony organizatora nie oddawał zupełnie rzeczywistości. Fałdy były konkretne. Poza tym wiatr. Wyraźnie odczuwalny. Pogoda „wakacyjna” tzn. pełne słońce i ok. 30 st. w godzinach trwania zawodów. Super.

Przed startem zupełnie się nie denerwowałem. Tak jak w Malborku. Nie jest dobrze, pomyślałem. Atmosfera zawodów od początku bardzo fajna. Mnóstwo znajomych już twarzy. Po raz pierwszy po kontuzji pojawił się gotowy do startu Bartek Topa, przy okazji promując akcję BiegiemNaPomoc (powrót bardzo udany!). Na starcie niespodziewanie stawił się także Tomek Karolak przywitany gromkimi brawami przez zgromadzoną publiczność (widząc później Tomka na mecie szczerze nie kryłem podziwu, że bez przygotowania ukończył zawody, to wymagało od niego ogromnego wysiłku!). Nie mała grupa zawodników AT Team stawiła się ponownie na starcie, w tym „Redaktorzy” i „Profesor”. Wszyscy mogli się spotkać w AT Team Room.

Pływanie
Tym razem miejsce startu etapu pływackiego oddalone było od strefy zmian ok. 300 m. Prowadziła do niego ścieżka przez park, na szczęście osłonięta od słońca, co miało znaczenie w drodze powrotnej. Wyłożona została miękkim chodnikiem, więc problemu z dojściem nie było. Sama strefa zmian umieszczona została na boisku, co było świetnym rozwiązaniem. Idziemy. Część już w piankach do połowy, część z piankami w ręku, idziemy na plażę, miejsce startu. Nie wiem, jak to się dzieje, ale Piotrek Netter jest znowu w pobliżu, więc nie wypada nie poprosić o zapięcie pianki. Tym razem to już musi być na szczęście. Piotrek śmieje się, że ma już etat. Teraz do wody. W końcu to jezioro a nie rzeka i trzeba zobaczyć, jak to jest. Wieje i jest delikatna fala. Muszę też więcej przepłynąć przed startem niż w Malborku. Nie jest źle. W Malborku też nie było. Przepływam ok. 200 m, spokojnie, oddycha mi się luźno. Wychodzę. Płynąc nie czułem tego tak bardzo, ale jednak woda kołysała. Staje w wodzie i nagle czuję, że kręci mi się w głowie, nie mogę ustać. Upadam raz do wody, wstaje i jeszcze raz po zachwianiu równowagi opieram się o kogoś (sorry!). Nie jest dobrze. Co będzie po przepłynięciu całego dystansu?

 

start stajszczyk1

Wszyscy z wody!” Co chwila sędziowie nawołują, apelując do naszej dorosłości. Stoję obok Bartka Topy, przychodzi Tomek Karolak… znowu brawa. 10 min do startu. 2 min… 1 min… start.

 

start stajszczyk2

 

Spokojnie, tylko spokojnie, truchtem do wody maksymalnie z lewej strony. Dużo jest takich, którzy chcą płynąć z lewej choć jak się później dowiaduje od Artura w środku to dopiero była pralka. Płynę. Spokojniej niż w Malborku. Kilka zderzeń, wyhamowanie, z trudem udaje się mi się uniknąć kopniaka w twarz. Płynę. Staram się nie hiperwentylować, oddychać spokojnie na dwa, nawet na trzy, na obie strony od początku. Jednak tempo trochę za szybkie. Pianka robi się „ciasna”. Muszę zaczerpnąć więcej powietrza. Nie czekając na to co zdarzyło się w Malborku odwracam się na plecy i robię 5 spokojnych głębokich wdechów. Wracam do kraula, płynę jeszcze spokojniej i nie przejmuje się mijającymi mnie zawodnikami. Nawigacja na bojki jest dobra. Łapię rytm o wiele wcześniej niż w Malborku. Nadal się obijam o innych, mam trudności z wyprzedzaniem,” łapię” kogoś nogi i tak płynę do drugiej bojki.

 

tri szcze2

 

Generalnie płynę skrajnie z boku, więc na pewno nadkładam dystans ale nie ważne, jest luźniej. Po opłynięciu trzeciej bojki nie wyczuwam kierunku i odbijam jeszcze bardziej w bok. Orientuje się, kiedy zauważam wokół mnie brak innych zawodników. Wiedziałem, że jest to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Jak już raz zgubię kierunek, to powrót jest bolesny. Korekty przypominają wychodzenie samochodem z poślizgu, tzn. miota mną na obie strony. Po kilku zygzakach o mały włos nie opływam kolejnej bojki z lewej zamiast prawej strony. Dopływam do brzegu, wydaje mi się, że jestem na szarym końcu, przecież płynąłem luźno i kluczyłem jak mysz w trawie. O dziwo nie mam zawrotów głowy i mogę spokojnie biec do strefy. Słyszę doping. Dziękuję! Jest tasiemka. Odpinam piankę i biegnę. Mógłbym teoretycznie szybciej, ale nie ryzykuje.

 

IMG 0779

T1
Rower mam blisko wejścia. Numer, okulary, kask (tri zestaw czynności przed dotknięciem roweru). Pije. Wkładam buty, zdejmuję rower i biegnę. Po trawie, a potem po ułożonym miękkim chodniku, krótko po asfalcie i w drogę. Zegarek zamocowany na rowerze. Tym razem już na pewno nie zapomnę go zdjąć na bieg.

Rower
Zegarek ustawiony na odczyt pulsu, kadencji, aktualnej prędkości i dystansu. Nie chcę znać średniej prędkości i czasu. Postanawiam, że jadę tak mocno jak mogę, tak, żebym to poczuł w nogach. Oczywiście jadę na rowerze szosowym, a nie maga wypasionym czasowym bolidzie z jajkiem na głowie. Tym razem sędziowie rygorystycznie pilnują draftingu, choć czasem jakaś grupka się tworzy. Jedną muszę puścić przodem, celowo zwalniając, bo nie jestem w stanie wyprzedzić wszystkich jednocześnie, ale nie mogę też jechać swoim tempem nie zbliżając się do nich co chwilę. Generalnie jednak draftingu nie ma. Brawo! Podjazdy udaje mi się pokonywać w miarę dobrze, a na zjazdach miejscami prędkość dochodzi do 50 km/h. Druga pętla i podjazd na 6 km nie idą już tak łatwo. Nie walczę. Jadę miękko. Zjadam łącznie dwa żele, parę km przed końcem każdej pętli. Wypijam całą wodę i pół izotoniku. Dojeżdżając do końca drugiej pętli przygotowuje sobie zegarek do zdjęcia, teraz nie ma szans, żebym zapomniał. Przed zejściem z roweru sprawdzam średnią prędkość. Nie jest źle. 32 km/h, czyli tyle samo ile w Malborku, choć trasa nieporównywalna.

 

IMG 0899

T2
Biegnę z rowerem do boksu. Łydki trochę ciężkie. Odwieszam rower. Zdejmuje kask i okulary. Ubieram czapeczkę. Numer przekręcam do przodu. Pamiętam o zegarku. Zdejmę go na końcu jak ubiorę buty. Skarpetki, buty wkładam bez rozwiązywania bez problemu choć mam zwykłe sznurówki. Przed startem przygotowałem sobie jeszcze w strefie małą butelkę wody. Chcę mieć możliwość, szczególnie na początku biegu, pić wtedy, kiedy chcę, a nie tylko w punkcie, który jest na początku pętli (3 pętle po 3,5 km). Słońce nie zawiodło i jest co najmniej 30 stopni. Zaczynam biec i po kilku metrach orientuję się, że nie mam butelki. Wracam. Biegnę. Wybiegam za bramę strefy… eureka… zapomniałem zdjąć zegarka!!! Nie! Tym razem się nie wracam, nawet nie wiem, czy mogę zza bramy wrócić do strefy.

Bieg
Przynajmniej żaden gadżet nie będzie mnie rozpraszał. Tak sobie to tłumaczę, skrywając trochę przed samym sobą niepokój, jak to będzie? Idzie mi całkiem nieźle i robię drugi raz ten sam błąd. Z drugiej strony pierwszy w życiu półmaraton też przebiegłem bez zegarka, bo rozładował mi się zaraz po stracie… tam biegłem przynajmniej za pacemakerem. No dobra i tak plan na bieg był taki, żeby zacząć bardzo wolno, tzn. tak, żebym mógł swobodnie oddychać, a nie dyszał jak parowóz. Wizja 3 pętli przeraża mnie. To jest tortura psychiczna. Przypominam sobie jednak relację Scotta Jurka jak brał udział w 24 h biegu po pętli 1,5 i już mi łatwiej. Biegnę wolno, oddycham spokojnie. Nie przyspieszam choć czuję, że mogę. Tzn. mógłbym, bo puls nie jest wysoki, ale jest jedno „ale”. Nogi. Łydki. Są tak ciężkie, że czuje, że balansuje na granicy kurczu. Muszę biec bardzo wolno, żeby do tego nie doszło. Muszę pokonać pierwszą pętle i potem zobaczę. Na drugiej pętli dalej biegnę swoim tempem i o dziwo zaczynam wyprzedzać pojedynczych zawodników. Nogi robią się lżejsze. Na pierwszych dwóch pętlach piję wodę z butelki, a w punkcie tylko polewam wodą głowę, twarz. Wbiegając na boisko kończąc 2 pętle słyszę głos spikera… gratuluje komuś świetnego wyniku… czas 2.30. ILE?!? Moment… czy to znaczy, że ja… hmmm… to jest możliwe. Tylko jakim tempem ja biegnę i czy to wystarczy? Na ostatnim nawrocie, ok. 1,5 km przed metą mijam kogoś z zegarkiem i myślę sobie, zapytam jaki mamy czas… nie… po co mi to?! Biegnę dalej swoim tempem, choć trochę przyspieszam. Wbiegając na boisko dostaje doping od Maćka Michalskiego, a spiker ogłasza, że na mecie pojawiła się Iwona Guzowska. Jak to? Przecież ja jestem dużo słabszy. Przyspieszam. Wpadam na metę i kątem oka widzę zegar. Nie mogę uwierzyć!

Czas na mecie: 02:46:03

Pływanie: 00:19:33

Czas zmiany: 00:03:29

Rower: 01:25:59

Czas zmiany: 00:01:41

Bieg: 00:55:21

Dla przypomnienia czas z Malborka:

Czas na mecie: 02:53:33

Pływanie: 00:21:42

Czas zmiany: 00:03:34

Rower: 01:25:29

Czas zmiany: 00:02:44

Bieg: 01:00:04

Udało mi się poprawić pływanie o ponad 2 min i bieg o prawie 5 min biegnąc bez kontroli tempa. Na rowerze pojechałem prawie identycznie jak Malborku, ale jak powiedział mi Marcin Konieczny nawet nie mam co porównywać obu tras. Ta była zdecydowanie trudniejsza. Czas na mecie poprawiony o 7 i pół minuty. Czy teraz jestem zadowolony? Tak, teraz jestem. Wiem też, ile pracy potrzeba, żeby od tego wyniku odjąć kolejne minuty. Jednak to nie jestem moim celem na ten rok. Cel jest inny. Na samą myśl o nim serce zaczyna mocniej bić. Ten cel to ½ IM Herbalife Triathlon Gdynia, tzw. „połówka”, która jak sama nazwa wskazuje różni się od „ćwiartki” tym, że jest dwa razy dłuższa. Mam ogromny respekt dla tego dystansu. Teraz jeszcze większy. Nie wiem, czy jestem gotowy na zmierzenie się z nim. Pozostały jeszcze 2 miesiące. To mało czasu. Pozostaje jeszcze kwestia pływania w morzu, w zatoce, ale chyba lepiej o tym nie myśleć.

Powiązane Artykuły

10 KOMENTARZE

  1. @Artur – jestem pewny, ze Twój debiut będzie dużo lepszy niż mój jesli chodzi o czas końcowy ale przede wszystkim życzę Ci wewnętrznej satysfakcji!
    @Andrzej – nie, nie na wysepce;) jesli już, bo to pewne nie jest to będę na kontynencie a dokładniej w SD;) A propos kół to raczej nie zamierzam na razie inwestować w jakieś drogie koła ale jakbym trafił super wyprzedaż to kto wie;) jakie koła ew polecisz i jakie sklepy internetowe gdzie mógłbym kupić i ew. polecić przesłać do hotelu? Czy za koła płaci sie clo na granicy?

  2. Marcin ! W pażdzierniku w stanach ? Czy na małej wysepce ? :-))) Jeżeli tak to się spotkamy . Nie mam pojęcia o cenach rowerów w Polsce, wiec trudno cos powiedzieć. Kupując tutaj , musisz doliczyć $200 za przewóz . Osobiscie nie przewoziłbym roweru bez tej specjalnej walizki . Możesz porównać ceny kół areo i kupic same kołą(mniej problemu z przewozem).Pażdziernik to b dobry czas na zakup . Odnosnie pływania! Wypożycz może na któres zawody piankę bez rękawów, tak dla porównania. Ja zmieniłem na taką wiele lat temu i czuję się w niej o wiele lepiej i szybciej pływam niż w tej z rękawami(Orca). Oczywiscie nie mam na mysli temperatur 10-12C. :-))) Powodzenia !

  3. Marcin. Naprawdę wynik, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności budzi szacunek. Mam nadzieję, że w debiucie będę miał porównywalny… I żeby było jasne – par rywalizujących jest dosyć ! 🙂 Dla mnie zwycięstwem będzie pokonanie swoich słabości … Fajny felieton….. Pozdrawiam

  4. @MKon – żeby tylko było komu przez ta bramę wbiec;))) chyba jednak licznik rowerowy osobny kupię tańszy niż drugi zegarek;)
    @Lukasz – masz racje warunki w wodzie nie równe, trudno porównać choć w Malborku połowa pod prąd połowa z prądem, w sumie nie dużym, w Szczecinku za to było trochę fali i wiatr, wydawało mi sie ze warunki porównywalne jesli chodzi o stopień trudności, jak myślicie?
    @Andrzej – czyli myślisz ze już wpadłem i to tylko kwestia czasu? Moze będę w październiku w stanach czy moge tam trafić jakieś okazje? Czy warto szukać roweru za granica czy lepiej kupić w Polsce? Z tym, ze na razie nie kupuje żeby było jasne;)))
    @Arek – nie żartuj ze mnie, zdmuchniesz mnie na biegu jak strus pedziwiatr:)
    @SBE – spokojnie, poprawisz sie, a jak masz ciekawe relacje z podróży to chętnie poczytamy w rubryce;)

  5. Gratulacje takiej znaczacej poprwy w tak krotkim czasie! Nie ukrywam ze mi tez daje to troche nadzieji na zrobienie postepow po srednio udanym debiucie w Malborku.

    Niestety moj plan treningowo startowy jest mocno ograniczony przez podroze… 🙁 W sumie moglbym dolaczyc do rubryki „trenuj – gdziekowiek jestes”… 😉

    Pozdrawiam

  6. Wow! Jak na początkującego triathlonistę i wiek (sory :-))to już dobry wynik! A ja naiwny myślałem, że się z Tobą po ścigam…. Nie wiem czy gratulować czy strzelić focha… :-))

  7. I proponuję nie porównywać czasów pływania uzyskanych na poszczególnych zawodach. Nawet jeśli trasa jest idealnie wymierzona, dochodzą takie czynniki jak fala, prąd, nawigacja, itp. Gratulacje za dobry czas końcowy.

  8. Ha. Czyli widzimy się w Gdyni. Brama będzie czekała 🙂
    Serdecznie gratuluję wyniku, wytrwałości i nauki. Może pomysłem jest mieć oddzielny zegarek na rower i oddzielny na drugiej ręce na bieg 🙂 albo niech jakiś kibic poda (zgłaszam kandydaturę mojej ukochanej żony). Z tym wynikoholizmem to już wirówka Marcinie. przepadłeś :)))))

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,773ObserwującyObserwuj
19,200SubskrybującySubskrybuj

Polecane