„Ściany nie było, ale lizałem tynk” – Maciej Dowbor po Gdyni!

Sam nie wiem, jak to wszystko ocenić. Teraz siedząc na kanapie w domu, wciąż nieco obolały, na wydarzenia z Gdyni patrzę coraz chłodniej, bardziej analitycznie, mniej emocjonalnie. Z jednej strony – obiektywnie rzecz biorąc – nie ma tragedii. Co prawda wyniku z Berlina nie poprawiłem, ale w każdej z poszczególnych konkurencji zanotowałem lepsze rezultaty (nawet w rowerze, bo w Berlinie trasa była lekko niedomierzona ) i gdyby nie duże odległości na zmianach miałbym życiówkę. Tyle tylko, że według wszelkich znaków na niebie i ziemi byłem w naprawdę dobrej formie i zarówno w rowerze jak i w biegu spodziewałem się nieco lepszych rezultatów. Na pewno miejsce w pierwszej 50tce, w tak silnie obsadzonej imprezie mogę traktować jako sukces, ale kiedy przypominam sobie wczorajsze okoliczności to czuję niedosyt. Ktoś kiedyś w komentarzach na forum AT zarzucił mi brak szczerego stosunku do wyników. No to dziś będzie zupełnie szczerze w kilku żołnierskich słowach.

Pływanie zaliczyłem spacerowo, bez większej szarpaniny. Nawet się specjalnie nie zasapałem. Ostatnio często stosuję tę taktykę i dotychczas przynosiła skutek. Postępy treningowe w tej konkurencji staram się wykorzystać nie tyle na szybsze pływanie podczas zawodów, co na mniejszy wydatek energetyczny. W Gdyni było podobnie, chociaż już na dobiegu do strefy, zanim dotarłem do swojego roweru nieco się zmęczyłem. Bieganie w piance nie jest tym co tygrysy lubią najbardziej.

 

maciek gdynia1

 

Mimo to zmiana poszła dość sprawnie, tak jak i wskakiwanie na rower oraz wkładanie stóp do butów. Jak na ósmy strat w sezonie to trochę mi zajęło opanowanie tej czynności. Już na kostce na Skwerze Kościuszki pogubiłem znaczną część dobytku – bidon z koszyka za siodłem, w którym miałem życiodajną miksturę odżywczą oraz siatkę zatykającą bidon aero na lemondce. Na szczęście rano coś mnie tknęło i po raz pierwszy w życiu rurkę z tego bidonu wetknąłem w dodatkowy, specjalnie do tego przeznaczony otwór, a nie tak jak zwykle we wspomnianą siatkę. Gdyby nie to, byłbym nieźle ugotowany. A tak zachowałem rurkę, ale za to na każdej dziurze wylewałem na siebie strumienie lepkiego płynu. Po przejechaniu kilkuset metrów poczułem dziwny nerwoból w lewej nodze. Było to o tyle dziwne, że to moja dużo zdrowsza, a także silniejsza kończyna i nigdy wcześniej nie miałem z nią żadnych większych problemów. Ból przypominający w objawach rwę kulszową towarzyszył mi przez cały czas i promieniował od miejsca, w którym plecy łączą się nogami, przez udo, staw kolanowy, aż do łydki. Nie mogłem zrozumieć skąd się wziął, szczególnie, że od kilku dni czułem się znakomicie. Byłem wypoczęty, a pozycja, na tydzień wcześniej odebranym od moich nowych partnerów rowerze, pasowała jak ulał. Przed zawodami dużo bardziej obawiałem się o plecy, które przy nowym, bardziej agresywnym ustawieniu aero, były nieco narażone na naciągnięcia. A tu tymczasem taka niemiła niespodzianka.

 

dowbor gdynia3

Na pierwszej pętli nie było jeszcze tak najgorzej. Średnia po 30 km wynosiła ponad 37 km/h, a więc byłem na dobrej drodze do realizacji założeń. Niestety z każdym kolejnym kilometrem, szczególnie w kierunku Rumii, czyli pod wiatr, słabłem. Dziwne było tylko to, że nie tyle czułem, że ucieka mi energia, co doskwierał mi palący ból, przeszywający moją lewą nogę. Starałem sobie wmówić, że to nic wielkiego i w końcu się rozjeździ. Zastanawiałem się tylko jak bardzo przełoży się to na bieg. Na drugiej pętli zniknął mi z oczu Marcin Konieczny, który już wcześniej mnie doszedł, ale dzielnie starałem się trzymać do niego dystans. Na trzeciej pętli coraz trudniej było mi utrzymać tempo i mimo coraz mocniejszego wiatru, nawet kiedy wiał on w plecy moje prędkości były dalekie od satysfakcjonujących. Byłem wściekły, bo jeszcze rano czułem moc w nogach, a tu taka historia. Cały czas zastanawiałem się jedynie, gdzie nabawiłem się kontuzji? Może miało to związek ze zbyt miękkim hotelowym łóżkiem, a może dysk tego dnia, przy tak ciężkich warunkach był dla mnie zbyt wielkim wyzwaniem?! Jedyne co cały czas podtrzymywało mnie na duchu, to nieprawdopodobna atmosfera, szczególnie w okolicach Skweru Kościuszki i te niezliczone tłumy kibiców, którzy zdzierali gardła dopingując wszystkich zawodników. Wiedziałem, że w takich okolicznościach nie mogę dać plamy nawet kosztem lekkiego cierpienia. Dojeżdżając do końca trasy kolarskiej byłem świadom, że tego dnia spektakularnego wyniku nie będzie. Średnią prędkość roweru minimalnie powyżej 36 km/h traktowałem w kategoriach przynajmniej zawodu. Pozostało mi tylko walczyć o zbliżenie się do życiówki, co wciąż było realne.

 

maciek gdynia2

Podczas niekończącego się przebiegu z rowerem przez strefę, cały czas towarzyszył mi rozemocjonowany Łukasz Grass, który w sobie tylko znany sposób naprzemiennie komentował bieżące wydarzenia do mikrofonu i mobilizował mnie do dalszej walki. Przez ostatni rok z Ojcem Dyrektorem bardzo się zbliżyliśmy i nawet nasza czysto sportowa, ale nieco rozgrzana rywalizacja, nie jest wstanie tej przyjaźni nadwyrężyć. Łukasz w ciągu kilkudziesięciu sekund wykrzyczał mi do ucha chyba całą encyklopedię triathlonu, nie pominąwszy żadnych szczegółów dotyczących taktyki żywienia czy też techniki pokonywania podbiegów. Najważniejsze jednak, że powtórzył mi to, co powinienem wiedzieć i pamiętać – pierwsze 10 km miałem biec spokojnie, a przyspieszyć dopiero w drugiej połówce. Ponieważ redaktora Grassa cenię i szanuję szczególnie, zrobiłem wszystko dokładnie… na odwrót. Rzuciłem się w pościg za Markiem Markowskim, o którym wiedziałem, że jest lepszym biegaczem. W pewnym momencie tak uwierzyłem w siebie, że nawet mu uciekłem goniąc innego rączego konia, Michała Majkę. Dodatkowym smaczkiem tej rywalizacji był fakt, że wszyscy walczymy w tej samej kategorii, a stawką jak się później okazało, było miejsce na pudle. Tyle tylko, że po 10 km, po których to niby miałem przyspieszyć, jedynym pudłem jakie przychodziło na myśl, to takie do siedzenia. Michał uciekł mi w okolicach 8 km, Marek doszedł mnie na 11tym. Chciał mnie jeszcze ze sobą pociągnąć i to dosłownie, bo widząc, że słabnę, chwycił mnie za rękę i próbował zmotywować do dalszej walki. Jednak trzeci podbieg pod Świętojańską to tego dnia był dla mnie zbyt wielkim wyzwaniem. Traciłem siły w oczach. Co prawda na zbiegach starałem się choć trochę nadrobić stracone sekundy, ale były to tylko ostatnie podrygi faceta, z którego z każdą minutą uchodziło coraz więcej powietrza.

Przed rozpoczęciem ostatniej rundy musiałem już naprawdę kiepsko wyglądać, bo stojąca na trasie Ania Jakubczak, krzyknęła, że wyglądam świetnie, ale zarówno barwa jej głosu jak i wyraz twarzy nie pozostawiały złudzeń. Byłem trupem, który miał w głowie zakodowany tylko jeden cel – doczołgać się do mety. Nie było już mowy o żadnych rekordach, życiówkach. Podczas ostatniej pętli marzyłem o tym, by wreszcie zakończyć ten niekończący się, upierdliwy tupot. Na zakrętach i na ostatnim nawrocie, tuż przy morzu moje nogi były miękkie jak z waty. Bałem się, że za chwilę nie utrzymają mojego ciała w ryzach, złożę się jak domek z kart i połamię piszczele, albo przynajmniej skręcę kostki. Miałem dość triathlonu, a świadomość, że za 4 tygodnie znów będę się musiał zmierzyć z tym dystansem, wywołała we mnie obrzydzenie. W tamtym momencie jakby tylko ktoś mnie o to poprosił, oddałbym mu slota, bilet do Vegas, a nawet swój rower z kompletem kół i jeszcze pocałował w rękę z radości, że zdejmuje ze mnie ten krzyż. W międzyczasie kilku zawodników, których wcześniej zdublowałem próbowało mi pomóc. Teraz to oni mnie wyprzedzali, ale honorowo chcieli wesprzeć w chwili kryzysu. Gdyby nie oni i Ci fantastyczni kibice wspierający niemal na całej długości trasy biegowej, tego dnia bym się poddał. Ostatnich dwóch kilometrów praktycznie nie pamiętam. Wiem tylko, że prosta prowadząca do mety, to było najdłuższe pięćset metrów w mojej triathlonowej karierze. I kiedy za plecami usłyszałem zawodników dochodzących mnie tuż przed metą, chyba po raz pierwszy sam nie byłem wstanie finiszować, a niemrawa próba obronienia swojej pozycji musiała wyglądać żałośnie. Kiedy dotarłem do mety, głęboko w czerech literach miałem czas końcowy, miejsce i inne pierdoły. Wiedziałem tylko, że muszę zachować fason przed fotoreporterami, bo wciąż miałem w pamięci zeszłoroczny Susz i bzdety jakie na mój temat wypisywały brukowce. Więc resztką sił utrzymałem się jakoś na nogach, po czym wykorzystałem ich chwilę nieuwagi i czmychnąłem do ambulatorium. W tym momencie prąd się wyłączył, a ja grzecznie, na ziemi, poszedłem spać.

 

maciek upodlony

 

Szybko zajęły się mną służby medyczne, chociaż próbowałem im wytłumaczyć, że jestem tylko kosmicznie zmęczony i jak mi dadzą kilka minut, to ja się tu chwilę zdrzemnę i już mnie nie ma. Po kilkunastu minutach i po wypiciu ponad litra płynów, rzeczywiście doszedłem do siebie i o własnych siłach opuściłem ambulatorium. Chociaż przyznam szczerze, że nawet dzień później czułem się jakby mnie ktoś przejechał walcem. Wieczorem pogadałem z Marcinem Koniecznym, który powiedział, że po raz pierwszy widział mnie tak upodlonego. I trudno zaprzeczyć. Ściany może nie było, ale trochę tynku z niej zlizałem. Długo nie mogłem zrozumieć, co poszło nie tak. To, że czasy były nieco poniżej oczekiwań, to się zdarza. Ale po pierwsze dlaczego miałem ten nerwoból, a po drugie czemu mnie tak odcięło?!

 

maciek upodlony2

Odpowiedź na drugie pytanie poznałem pakując sprzęt ze strefy. Okazało się, że podczas całych zawodów w ferworze walki nieco przeoczyłem to, co najważniejsze, czyli suplementacje. Zjadłem tylko dwa żele i może pół batona, a co gorsza wypiłem około 1,5 litra płynów. To nie mogło się dobrze skończyć. Tajemnice nerwobólu odkryłem w nocy już w domu w Warszawie. Kiedy wieszałem w garażu rower, zauważyłem, że na sztycy nie ma biało-czerwonej flagi, którą nakleiłem tam dzień wcześniej z myślą o występie na MŚ w Las Vegas. Kiedy zacząłem się bliżej przyglądać ramie okazało się, że znad otworu na sztyce wystaje tylko mały fragmencik flagi. Okazało się, że wskakując na rower, zrobiłem to z takim impetem, że puściła śruba i na dzień dobry siodło obniżyło mi się o dobre 2 centymetry. A dlaczego bolało tylko z lewej strony?! W tym przypadku odpowiedź jest banalna. Dokładnie 2 centymetry wynosi różnica pomiędzy długością mojej lewej i prawej nogi. Swego czasu nie chcieli mnie tego powodu przyjąć na AWF. To co dla lewej nogi było nie akceptowalne, dla prawej było ok. No cóż. Problemy techniczne, szczególnie z rowerem to element naszego sportu. Nie mam co narzekać. Mnie przynajmniej udało się skończyć, a wielu, wśród nich Wojtek „Twister” Łachut, który na moich oczach stanął na podjeździe, bo jego rower odmówił posłuszeństwa. A trzeba przyznać, że tego dnia miał gość parę w nogach. Z każdego startu należy wyciągać wnioski i naukę. A niepowodzenia powinny nas tylko jeszcze bardziej motywować do dalszej, ciężkiej pracy.

 

Na koniec jeszcze raz wielkie dzięki dla kibiców i wolontariuszy. Wielkie gratulacje dla uczestników, bo wielu w niedziele przełamało swojej bariery, pobiło życiówki. No i czapki z głów przed Mateuszem Petelskim. Taki debiut to marzenie. Nie wiem tylko czemu Mateusz poświęca tyle energii i uwagi na gonienie mojej skromnej osoby. Dopóki to ja nie zacznę lepiej biegać, gramy w różnych ligach. Na rewanż i szansę pobicia życiówki muszę poczekać do przyszłego roku. Bo w Vegas głównym przeciwnikiem będą pustynia, góry i potworny upał… No i Łukasz Grass. Jak mogłem zapomnieć 😉 .

 

Powiązane Artykuły

47 KOMENTARZE

  1. A mnie się wszystko podobało, nawet Maciej na rowerze od sponsorów ;). Szkoda, że go nie dałem rady dogonić ale to nawet dobrze bo by mi się w głowie debiutanta przewróciło, a tak mam motywacje na przyszły rok:))). Słowa uznania dla organizatorów, kibiców i nas startujących. Było SUPER!

  2. Panie Maćku, gratuluję. Startu, wyniku, ambicji. Sam startowałem i wiem, co to jest 1/2 Ironmana. Mam tylko nadzieję, że ci którzy komentują Pana wyniki, też mają taki start za sobą. Inaczej to trochę pusta gadanina. Interesująca jest natomiast dyskusja o sponsoringu. Jeden z wpisów zarzucał AT, że nie promuje sportu wśród młodzieży itp. Nie mogę się na ten temat wypowiadać, ale pomyślałem sobie, że autor tego słusznego apelu o promocję sportu wśród młodzieży trochę zapomina o tym, że sport nie tylko dla młodzieży jest. I mówię też trochę o samym sporcie, a nie o rywalizacji, czyli zawodach, sporcie zawodowym. Uprawianie sportu dla zdrowia jest dla KAŻDEGO. Zaryzykuję stwierdzenie, że może jest on nawet bardziej potrzebny tym, którzy codziennie zmagają się ze stresem w pracy, poważnymi problemami, utrzymaniem rodziny itd. Czy promocja sportu w kategorii wiekowej 30-40 też nie jest potrzebna? A kto umiera najczęściej na zawały, cierpi na choroby wieńcowe itd? Ja zauważyłem bez robienia statystyk, że w Gdyni chyba najwięcej było ludzi w tej kategorii wiekowej. I super. Jeśli komuś przeszkadza, że jest bananowo, bo wszyscy mają dobry sprzęt (w końcu ich na to stać w tym wieku), to chyba jest jego problem. Mi się wydaje wspaniałe to, że tylu ludzi stawia sobie takie cele, rezygnuje z innych rzeczy i startuje. Jedni może są zafiksowani na wynikach, inni się sprawdzają, inni debiutują – ale pewnie wszyscy musieli wykonać spory wysiłek i jednocześnie wprowadzić ileś pozytywnych i zdrowych nawyków w swoim życiu.

  3. No nie znalazł Radek152 rozumków podobnych u kolegów. We mnie chociaż ruszyło się sumienie i nie mogę już patrzeć na karbona com sobie go bezczelnie sprawił. Ileż by pożytku przyniósł pod godniejszym zadkiem? A mi się już zakręcić na wigrach nad grobem wypada. Obywatele! zdawajcie sprzęty w lepsze ręce! (co nie, Radek152 😉

  4. Maćku – gratulacje! Wynik jest bardzo dobry i jak ktoś już napisał, biorąc pod uwagę, że trasa rowerowa była pełnowymiarowa a nie skrócona jak w Berlinie to jest to życiówka na 1/2!

    A propos dyskusji jaka się wywiązała nt sponsoringu – ciekawa jeśli wyłączymy z niej emocje i nie potrzebne nikomu wycieczki osobiste. Myślę, że nie potrzebnie łączymy w niej dwa rodzaje sponsoringu. Czym innym jest sponsoring amatorów z grup wiekowych a czym innym sponsoring elity. Sponsorując indywidualnie jakiegokolwiek zawodnika z grup wiekowych każda firma bardzo dokładnie policzy jakie będą z tego profity. Jest sprawą oczywistą, że sponsorując osoby znane, medialne zyskują dużo przy stosunkowo niewielkim wkładzie, szczególnie jeśli jest to sponsoring sprzętowy. Jeśli dodatkowo osoba medialna osiąga dobre wyniki to jest to dodatkowy atut ale uważam, że mniej istotny w takim przypadku. Nie można nikomu odmawiać prawa do takiego sponsoringu, bo to oni sami wypracowali sobie taką pozycję, że firma jest nimi zainteresowana. Firmie nie zależy na tym, żeby diabelsko drogie rowery kupiło kilku zapaleńców ale żeby rowery średniej klasy kupiło kilka tysięcy amatorów. I to może im dać sponsorowanie znanej osoby.

    Czym innym jest sponsorowanie elity – tu na pewno trudniej uzyskać indywidualnego sponsora jeśli nie jest się na szczycie. Tylko wtedy, szczególnie jeśli dyscyplina należy do niszowych medialnie, daje to szansę firmie na to, że ktokolwiek zechcę o tym zawodniku, a przy okazji być może o firmie wspomnieć. Uważam, że sprawa sponsoringu zawodników, także tych zaczynających swoją karierę i dobrze rokujących oraz aktualnej elity to zadanie dla PZTri. To związek powinien znaleźć sponsora a później po ustaleniu jasnych i uczciwych zasad pomagać zawodnikom. Fakt, że zawodnikom trudniej jest uzyskać to, co mogą niektórzy amatorzy nie może być powodem zazdrości i pretensji do tych amatorów. Związek nie znajdzie sponsora dopóki dyscyplina nie przebije się do świadomości społeczeństwa jako interesująca i atrakcyjna. I tu dużą rolę odgrywają właśnie amatorzy, Ci bardziej znani i Ci anonimowi. Pomyślcie o tym tak – w tym sezonie zadebiutowało w triatlonie co najmniej kilkaset osób. Każda z tych osób tematem triatlonu zaraziła co najmniej kilka-kilkanaście osób – jeśli była aktywna medialnie to nawet więcej. To jest kula śnieżna. Dzięki amatorom i komercyjnym zawodom ludzie zainteresują się także elitą. Wtedy PZTri może być łatwiej zdobyć sponsora. Życzę wszystkim, żeby tak się stało choć od wyborów minęło już sporo czasu a zmian w funkcjonowaniu związku na razie nie widzę…

  5. Robić Ku&%a swoje a nie siedzieć i biadolić.

    Jak ktoś chce zdobyć sponsoring i jest dobry to go zdobędzie. Bycie zawodowcem to nie tylko bycie pierwszym na mecie ale również praca nad wizerunkiem (i wizerunkiem sponsorów) i bycie „out there”. Kto tego nie rozumie zawodowcem nie będzie. A przykładów ze świata Tri jest wiele, że czasami dużo lepiej i lukratywniej jest być top amatorem niż zawodowcem.

  6. dyskusja ciekawa:) mam do niej kilka uwag: nie znamy szczegółów „sponsoringu” Maćka, widać u niego nową ramę, reszta pochodzi z jego starego roweru. nie wiemy, czy On ramę dostał, czy ma wypożyczoną, czy dostał rabat….
    pomoc sprzętowa jest bardzo łatwa do uzyskania, ze względu na to, że jest tania dla sponsorujących
    co do sponsorowania, narzekania narzekaniami, ale czy Ci co by chcieli być sponsorowani chodzili za tym? to nie piłka nożna, że wystarczy dwa razy kopnąć, ale na mój gust, da się „wychodzić” spore wsparcie, jak nie finansowe to sprzętowe czy organizacyjne. Tu przewagę mają osoby medialne, bo one pojawią się w materiałach prasowych, w tym momencie pojawia się kwestia podejścia organizatora, aby pokazywać w „oficjalnych” relacjach więcej „zwykłych” zawodników (czy to PRO czy amatorów), osoby medialne sobie poradzą:) a to, że one startują może tylko zachęcić do wejścia w sponsorowanie tri kolejnych firm. a co do Maćka, moim zdaniem On już przeszedł ze strony „jestem znany i startuję” na „trenuję i startuję”. w sporcie trzeba mieć szczęście (slot do LV zdobył zgodnie z regulaminem, nie kupił go, a że wybrał zawody, na których nawet taki czas pozwalał na zdobycie slota…. no cóż, każdy mógł tam wystartować:)) czy 40 miejsce na 1000 osób to przeciętność, czy 4:47 to przeciętność? nie, to nie jest przeciętny wynik, ok, dzieli go przepaść od np. Marcina Koniecznego, ale proszę, Maciek trenuje i startuje drugi rok, nie rozumiem tej nagonki….

  7. @Radek152, no tak może i żle zrozumieliśmy Twojego posta ale Ty także nie rozumiesz idei sponsoringu, bo co da sponsorowanie firmie X sponsorowanie Ciebie czy np przytoczonego przez Ciebie Spaleniaka… nic, no może prawie nic. I juz Ci uzasadniam dlaczego, nawet jeśli taki sponsorowany ale nie znany nikomu (poza środowiskiem TRI) zawodnik wygra zawody a może nawet kilka to i tak o nim nikt nie wspomni w zadnych mediach a nawet jesli nazwisko jego bedzie podane do ogólnej wiadomości to i żaden zwykły śmiertelnik nie zwróci uwagi. Co innego osoby znane (Maciek, Łukasz czy np ambasadorzy) na mecie i na trasie czekaja na nich fotoreporterzy, dzienikarze i TV i wiadomości, zdjecia itd „pójda” w lokalnych mediach, może nawet ogólnopolskich pojawią sie w poczytnych brukowcach itd zysk dla sponsora jest ogromny bo sa zdjecia loga itd a i jeszcze jeden aspekt już poruszany, nigdy zwykły śmiertelnik nie bedzie sie porównywał do „zawodowców” a do takiego zwykłego medialnego człowieka już tak, tak przynajmniej miałem ja, TRI interesowałem sie juz już jakiś czas ale zawsze uwazałem ze to sport dla mega zawodowych twardzieli, później dowiedziałem sie o Łukaszu Grassie i jego portalu, wszedłem poczytałem, później dowiedziąłem sie ze Łukasz bedzie promowałe swoją ksiżkę przed maratonem w Poznaniu wiec pojechałem, kupiłem książkę przeczytałem i porównując sie do niego (podobna waga, wiek i jeszcze kilka rzeczy) podjąłem decyzje o starcie… Gdyby nie to to pewnie dalej tylko bym biegał z grupką znajomych tak jak biegałem a nie przygotowywał sie do swojego drugiego startu w Tri 🙂
    Podsumowując sponsorując i namawiajać do startów w Tri osoby znane, producenci czy dystrybutorzy sprzetu (rowery, pianki i inny sprzet który jest potrzebny mniej lub wiecej) maja ta swiadomośc ze dzieki znanym osobom ten sport robi sie coraz barziej popularny i coraz wiecej osób bedzie go uprawiało a co za tym idzie zapotrzebowanie na sprzet przez zwykłego smiertelnika wzrośnie i to bardzo.
    P.S sam byłem swiadkiem jak w EŁku TV regionalan chyba Olsztyn czekał na mecie i wypytywali wszystkich wkoło czy to juz Dowbor biegnie czy nie, ba nawet nie krecili jak finiszował Adam Głogowski tylko grzecznie w deszczu czekali na Maćka i Łukasza bo to o nich chca chca ogladac materiały widzowie a nie o jakimś tam Głogowskim, niestety

  8. Moi drodzy przeciwnicy mojego posta 🙂
    Źle zrozumieliście problem, który chciałem poruszyć.

    Jak wcześniej zaznaczyłem absolutnie nie ujmuje osiągnięć i wyników Panu Dowborowi (wręcz przeciwnie), a tym bardziej sam jestem zwolennikiem tego by osoby medialne wprowadzać do triathlonu, gdyż tak jak Pan Łukasz pisze – są oni potrzebni by wypromować triathlon w Polsce.

    Komentarze typu osoby „panucci10” czy innych, którym Pan Dowbor czy Gras pomogli w mobilizacji etc. – super, ale ja nie o tym pisałem !!!

    Ktoś pisał bym przynajmniej osiągnął tyle co Pan Dowbor zamiast siedzieć i pisać na forum – proszę się nie martwić nigdy jeszcze z Panem Dowborem nie przegrałem i wątpie by to nastąpiło, aczkolwiek życzę mu jak najlepiej !!!

    Problem, który chciałem poruszyć to kwestia sponsorowania/finansowania owych osób medialnych w przykładowy sprzęt – czy to jest potrzebne ?
    Raz, nie oszukujmy się te osoby mało nie zarabiają, a jest mnóstwo osób przede wszystkim młodszych, których wyniki są kolosalnie lepsze, a o pomoc finansową jest naprawdę ciężko.

    Dla wszystkich hejterów, którzy szukają w moim poście „zaczepki” proszę zobaczyć sobie wywiad po zawodach w Gdyni z Panem Spaleniakiem – jest to idealny, ale idealny przykład dotyczący problemu, który poruszyłem.

    Różnice pomiędzy ambasadorami czy innymi osobami „medialnymi”, które dostają sprzęt/sponsoring etc. a przykładowym Panem Spaleniakiem są wielkości krateru, a uważam, iż za 10 czy 15 tys. zł które kosztował rower dajmy na to Pana Dowbora, wspomniany Spaleniak mógłby jechać na mistrzostwa świata i faktycznie powalczyć o dobrą lokatę na miejscu, niżeli jechać na „wczasy”

  9. Jak widać hejterów nie brakuje również tutaj. Nie ma co się nie przejmować. Łukasz z Maćkiem odwalają kawał roboty promując tri w Polsce. Szacun dla nich za to. M.in. Łukasz był jedną z moich inspiracji, aby wrócić do marzeń związanych z tri, jeszcze zanim szum wokół tri rozkręcił się na dobre i AT również.
    Ponadto nie można wymagać, że sprostają oczekiwaniom wszystkich, skoro robią to co robią hobbistycznie. To jest ich portal i to oni decydują co się na nim pojawia. A i tak starają się jak mogą słuchać głosu ludu.
    Maćku, odnośnie Twojego artykułu, to ja zawsze jak Cię widzę na żywo w biegu to mam wrażenie, że kiepsko wyglądasz. Może za bardzo za każdy razem się napinasz. A może już taki Twój urok 😉
    Chłopaki róbcie dalej swoje i nie przejmujcie się hejterami. Z niecierpliwością czekam na Wasz występ w LV. Pozdrawiam!

  10. No i zrobiła się całkiem ciekawa dyskusja 🙂

    @ Grzegorz Markowicz – nie przesadzałbym z tym brakiem zadęcia wśród biegaczy – przykładem obecności tegoż są przezabawne, acz budzące u niektórych duże emocje, dyskusje na temat tego, czy ktoś, kto pokona dystans maratoński w 5 czy 6 godzin albo krócej, ale „Galloway’em” zasługuje na miano maratończyka, czy nie. Epatowanie życiówkami jak… nie powiem czym 😉 też jest dosyć często spotykane. Z drugiej strony, myślę, że piszącym tutaj (na AT) redaktorom, felietonistom i blogerom z pewnością nie brakuje dystansu do siebie. Nie chwaląc się – wystarczy poczytać mojego bloga 😉 Mój triathlonowy dystans do siebie można mierzyć w latach świetlnych 😉 I wcale nie czuję się, jak „mały żuczek”. Niemniej jednak, to jest sport! Rywalizacja (choćby z samym sobą z poprzednich zawodów) jest jego nieodłączną częścią! W końcu po to trenujemy, żeby startować w poważnych zawodach z pomiarem czasu, żeby było co porównywać (ew. startujemy po to żeby trenować) 😉 Że relacje wyglądają, jak z mistrzostw świata? No pewnie, bo każde zawody to nasz świat i nasze mistrzostwa. W triathlonie sprzęt jest trochę bardziej istotny niż w bieganiu, a że wielu facetów (choć chyba nie tylko) jest w mniejszym lub większym stopniu gadżeciarzami (ja też), to się tym sprzętem „jara”. Ale wszyscy wiemy, że najważniejszy jest jednak „element białkowy” 😉

    @ J. Tyczyński – uważam, że Akademia Triathlonu to świetny portal (a przeglądam także wiele innych, w tym sporo anglojęzycznych). Czy mógłby być lepszy? Pewnie tak. Ja też chętnie bym czytał sprawozdania ze wszystkich imprez triathlonowych, czy okołotriathlonowych. Przydałoby się też coś w rodzaju „bazy zawodników pro”, z życiówkami, z aktualnymi wynikami itd. (inna rzecz, że granica między pro a amatorami jest w polskim triathlonie dość płynna). Tylko – jak rozumiem – AT działa w dużej mierze na zasadach społecznościowych. Kto miałby jeździć na te wszystkie imprezy i pisać sprawozdania? Kto miałby prowadzić i publikować statystyki? Nie zgodzę się też z tezą Jajacka, że nie są tu prezentowane sylwetki, czy informacje o polskich zawodnikach (w tym młodych) „pro” – bo są. Jeśli się regularnie przegląda AT, to się to wie.

  11. @jajacek. Za promowanie sportu jakim jest tri w Polsce i sport zawodniczy rozumiany jako „olimpijski” odpowiedzialny jest Polski Związek Triathlonu. Nie AT, nie X-tri, Tri-Book,love2tri czy inne, których nie pamiętam albo nie znam. I to PZTRI powinniśmy walić po łbie, ze ludzie nie wiedzą kto to jest Kuster, Jaskółka, Cześnik i inni. Bo oni mają pieniądze Twoje, moje i nas wszystkich i nic z tym nie robią. Na razie różnica w prezesowaniu jest taka, ze obecny startuje a poprzedni nie. Innych różnic nie widzę

  12. @ Natomiast moje pierwsze wrażenie po przejściu na to forum……to straszne ” zadęcie”. Kazdy podkreśla że jest tylko średnije klasy amatorem ale biada temu kto temu przytaknie:):):) mi na nerwy….BARDZO.
    Niestety Panie Maćku brylujesz w tym. I ten przytyk odnośnie nieszczerego traktowania swoich wyników to rozumiem, że o mnie mowa :). Także podpisuje się pod słowami Grzegorza.
    Najlepszy tekst jaki czytałem napisał Ojcec Dyrektor z występu gdzie dostał kwalifikację do Las Vegas ( i czytelnik z Czechmana i Norsemana). Tam było CZUĆ że jara go co się dzieje i pozytwnie zaskakują go jego wyniki.
    A nie kolejne nędzne 50 miejsce NA TYSIĄC OSÓB!!!!!!!!!! Faktycznie bida z nyndzą. Wszedłeś na ring i dostałeś w ryj……
    AT to świetna strona. Pomimo niekonczącego się pasma moich kontuzji natchnęła mnie do podjęcia jeszcze jednej próby podejścia do tego absurdalnego sportu (szczególnie IM: 42km biegu po 180 km na rowerze..ahahahhaha czy WY jesteście normalni? Nie….nie jesteście…ja też się do normalnych nie zaliczam i dlatego właśnie chce to ukończyć i udowodnić sobie że moje je(*&^ szczęście mnie nie złamie). Panie Maćku….Maćku Twoje wyniki są NIEZIEMSKIE i nieosiągalne dla śmiertelników. Skończ Pan z tym tonem. Nie dołuj Pan reszty. Felietony okołotriathlonowe piszesz Pan REWELACYJNE…. ale przez relacje przebijam się z bólem „pleców”. Jak widać nie tylko ja. Co do sponsorów to sprawa dla mnie jasna. To NIE jest medialny sport (może najkrótsze dystanse). To jest sport, który się przeżywa a nie ogląda. Fajne są relacje (Kona, Garmin Iron ma świetne relacje). A sponsoring jest dla medialnych, ewentualnie tych, którym się poszczęściło. To JEST sport dla bogat(sz)ych albo dla takich KOZAKÓW, którzy kończą go na tym co mają. Na góralach, przepływających HIM żabką (rispekt człowieku) i cieszą jak ukończą. Takie rzeczy się doskonale czyta i NAJBARDZIEJ inspirują. Wiem że kółko wzajemnej adoracji jest wielkie ale kilka słów gorzkich, które się pojawiają nie mają na celu obrażanie kogokolwiek ale może zmienią lekko perspektywę.

  13. @ Grzegorz – sądzę, że masz dobre odczucia czytając wpisy jakby to byly relacje z Mistrzostw Swiata. Triathlon jest trzy razy ciekawszy niż bieganie, jest tu więcej dramatyzmu. Zarazem przygotowania do takiej imprezy trwają zdecydowanie dłużej niż do maratonu, jeżeli oczywiscie chce się osiągnąc dobry wynik. A czy amator jest duzo gorszy od najlepszych na swiecie… ? Spójrz na wynik Mateusza, który pojechał ok. 13 minut słabiej od zwycięzcy. Dodam, że na czasówkach w Tdf różnice były mniejsze, ale dystans również krótszy. Pokaże ci amatora, który pewnie pojechałby 5-6 minut wolniej od najlepszego w tych zawodach i jest blisko 50-tki. Dodam, ze gdy wracałem z zepsutym rowerem to zapytał mnie kibic co się stało itd. Sledzi moje wpisy na AT od dawna i mocno kibicuje mi i innym. Zatem, chyba nasze „wypociny” motywują niż odstraszaja……

  14. Gratulacje!!! piekny tekst i piekna postawa!!! moj brat tez startowal w tym triathlonie i jestesmy z niego bardzo dumni! to dyscyplina sportu wymagajaca wielu mocnych cech charakteru, dlatego czapki z glow!!! pozdrawiam Ewa

  15. Trochę zirytował mnie wpis jajacek : ”Nie pozwólmy, żeby triathlon stał się sportem dla starszych i bogatych, bo uwierzcie, stąd tak to właśnie wygląda … promujmy SPORT !”
    Czy starsi i amatorzy, bogaci czy mniej zamożni nie mają prawa do uprawiania sportu !!!
    Jestem już w gronie tych starszych, zacząłem cokolwiek robić w kierunku Triathlonu 10-mc temu po namowach młodych z mojej rodziny. Co prawda w Gdyni tylko kibicowałem, ale byłem zafascynowany atmosferą na tej imprezie. W tym roku po raz pierwszy spróbowałem swoich sił w Suszu w sprincie, później była ukończona ćwiartka w Ślesinie i już czekam na otwarcie rejestracji na przyszłoroczną połówkę w Suszu i Gdyni, aby motywować się do dalszych treningów.
    Trenuję na tym i w tym co odziedziczę lub pożyczą mi zapaleni uczestnicy imprez triathlonowych z mojej rodziny i znajomi i wcale mi to nie przeszkadza, że nie mam topowego roweru lub pianki. Cieszę się tym, że daję radę i jak starczy sił i zdrowia może kiedyś pokuszę się o start w pełnym IM. A co nie wolno mi bo jestem starszy…..Gratulacje dla wszystkich którzy ukończyli połówkę w Gdyni – do zobaczenia za rok na linii startu.

  16. Już się nie mogę doczekać zawodów w LV! To jest właśnie ta różnica pomiędzy śledzeniem wyników „celebrytów” a zawodowców. Z Maćkiem czy Łukaszem możemy się porównywać. Wiemy, że jak Oni mogą to my też. Albo przykład Rozmusa. Gość po 50 zrobił mega wynik. To na bank przyciągnie kolejnych debiutantów.

  17. Jako zawodnik, zgodzę się z „jajackiem”.

    Akademia triathlonu to obecnie portal, który odwiedza prawie każdy mający do czynienia z triathlonem. Świadomie lub nie świadomie, Panowie radaktorzy, są w dużej mierze odpowiedzialni za triathlonową „świadomość” większości amatorów w naszym triathlonowym światku. A jako zawodnikowi, zależy mi, żeby na portalu znajodowało się także wiele informacji o sporcie jako takim!

    Panie Łukaszu, podam kilka przykładów.
    Najważniejsza impreza sportu młodzieżowego, Ogólnopolska Olimpiada młodzieży (Mistrzostwa Polski juniorów młodszych) z której w przyszłości mają wyłonić się talenty, świadczące o sile Polskiego triathlonu. Nie znalazłem żadnej informacji czy wzmianki na ten temat…
    To samo z Pucharem Polski w Rawie Mazowieckiej. Znalazłem tylko relację jednego z debuitantów.

    Wielki szacunek dla pracy Panów redaktorów! Jednak jeśli portal ma stanowić źródło informacji dla triathlonistów, powinno się dbać o promowanie wizerunku ZAWODNIKÓW.

  18. @MAciek, nie rób sobie jaj. Inna liga? dobre 😀 Sztyca Ci opadła, jechałeś tyłkiem po ziemi a i tak zrobiłeś 4:47. Skupiałem się na Tobie i Radku, bo wiedziałem, że walczymy o mistrzostwo AT. W sumie nic takiego ale chciałem je zdobyć 🙂

  19. Hej….nie wiem czy powinienem się wypowiadać bo swoje pierwsze zawody zamierzam przeżyć w 2014 roku. Ale przyszedłem tu z biegania. I podzielę sie swoja refleksją. Na portalach biegowych wszyscy wiedza ze są amatorami, biegają bo lubią, ściągają sie sami ze sobą i z własnymi słabościami. Natomiast moje pierwsze wrażenie po przejściu na to forum……to straszne ” zadęcie”. Kazdy podkreśla że jest tylko średnije klasy amatorem ale biada temu kto temu przytaknie:):):)
    Czytam opisy, relacje, stwierdzenia i widze jak przez linijki tekstu przelewa sie jakiś dziwny ton….ta jakbym czytał refleksje z zawodów ….mistrzów świata.

    Chciałbym niesmiało wszystkim przypomnieć, że jestesmy amatorami i zawsze nawet najlepszym z nas będzie bardzo daleko do naprawdę najlepszych. Tak wiec troszkę wicej uśmiechu i dystansu do swoich wyników. Tri
    o to wymagająca dyscyplina głownie jeśli chodzi o psychikę. W maratonie wszyscy sa zwycięzcami a tym bardziej Tu.

    Zapewniam Was ze często dużo większym bohaterem sa ci którzy kończą dystans w 6 i więcej godzin bo to oni wznieśli sie na granice swoich możliwości. To oni przełamali bariery i możliwości swoich organizmów.

    Chce być dobrze zrozumiany….wiem zależy Wam na popularyzacji tej dyscypliny ale moim zdaniem nowicjusz wchodzący na ten portal po 5 minutach poczuje się jak mały żuczek, zniechęci i przestraszy.
    Osoby medialne maja swoje prawa i swoich sponsorów bo każdy chce mieć darmowy rower a firma reklamę i już…Ale może tak więcej zabawy i luzu. Oczywiście róbmy to na poważnie bo kosztuje nas to za dużo siły i czasu ale nie róbmy z tego zmagania herosów i ” niezadowolenia ze słabego występu”..bo zawsze w tej dyscyplinie będziemy tylko szaraczkami i nie ważne czy ktoś ma sponsora czy nie. Ci wszyscy doświadczeni zawodnicy – amatorzy powinni właśnie mówić, że bez koła aero tez można sie bawić w triathlon i ukończyć zawody a nie podkreślać jak to czuli brak mocy bo nie założyli nowego dysku. Pamiętajcie ze to właśnie ci bez sponsorów, kombinują ze sprzętem, kombinują z czasem i możliwościami, kończą zawody w drugiej połowie stawki…ale to właśnie o nich zależy popularność tej dyscypliny. Mam nadzieje zrozumiecie o co mi chodzi. To tylko taka moja refleksja osoby która całkowicie z zewnątrz i porównuje dyskusje i wypowiedzi biegaczy i triathlonistów. Myślę ze wiele można się nauczyć od biegaczy którzy naprawdę są jedna wielka rodzina bez względu na wynik.

    P.S Panie Macku jestem ortopedą i nie wydaj mi się żeby różnice w długości kończyn i obniżone siodełko dało taki objaw szczegolnie na początku wyścigu (możne po paru godzinach jazdy to inna sprawa).
    PO pierwszego dlatego ze 90% jeździ ustawiając sobie rower na oko ( i 2 cm nie robi im żadnej róznicy). A po drugie statystyka mówi ze ponad 50% populacji ma różnice w długości kończyn 1-1,5cm. U dorosłych nie wymaga to żadnego leczenia bo organizm sie przystosował a ludzie dowiadują sie o tym najczęściej przypadkowo w wieku 40 czy 50 lat. Dlatego bardziej stawiałbym na kręgosłup ale ciężko jest stawiać diagnozy przez internet.
    Gratuluje wyniku i zamieszam ten komentarz pod tym artykułem bez żadnych osobistych wycieczek!!!. Po prostu czytając ta relacje po raz kolejny poczułem….no właśnie to coś ” o boże co ja tu robię”a to nie służy popularyzacji dyscypliny.

  20. Straszne jest jak zamiast laczyc sie w wysilkach i cieszyc z kazdego zasponsorowanego zawodnika (bo to pokazuje ze „wartosc rynkowa” triathlonu idzie w gore a wiec w przyszlosci moze byc tylko lepiej) to zawsze ktos wyleje troche zolci zeby innych osiagniecia umniejszyc.

    Ja zainteresowalem sie tri na powaznie wlasnie w wyniku medialnego szumu wokol amabsadorow w ubieglym roku. Lezalem na plazy i czytalem o ich zmaganiach i wynikach. Wtedy zadalem sobie pytanie skoro oni mogli sie przygotowac i dali rade to moze je tez moge…? Ja czyli czlowiek po 30stce ktory nigdy niczego zawodniczo nie trenowal, nie plywal, nie jezdzil na rowerze a „biegal” 3 razy do roku jak pojechal na urlop a do tego czlowiek ktory musial na nowo ulozyc sobie zycie. Gdybym mial sie porownac do naszych reprezentatow to przeciez bym sie nigdy nie zdecydowal – przeciez to zawodowcy. Ale taki redaktor Dowbor przeciez on jest w podobnym wieku, podobne gabaryty, tez musil dzielic czas miedzy prace, rodzine i trening – wlasciwie tak jak ja wiec skoro On moze… I tak sprobowalem…

    Teraz po swoich pierwszych startach moge powiedziec ze sie zkochalem w triathlonie i dzis juz sie nie boje marzyc o tym zeby kiedys zostac 100% IM. Triathlon pomogl i wciaz pomaga mi przejsc przez bardzo trudny okres w moim zyciu. Dzieki niemu chce mi sie wstac rano z lozka i zaczalem szanowac wiele rzeczy ktore wczesniej lekcewazylem. Na nowo nauczylem sie sznowac czas i ustalac priorytety znowu poczulem jak to jest jak mi na czyms zalezy.

    Dlatego na swoim wlasnym przypadku moge powiedziec ze warto zeby „celebryci” byli wsrod nas. Warto moc sie porownac czy probowac scigac z kims tak naprawde z naszej polki bo o tyle o ile moge marzyc o probie walki z innymi amatorami z mojej age group to walka z zawodnikami trenujacymi profesjonalnie zawsze bedzie poza moim zasiegiem.

    Ja osobiscie dziekuje redaktorom Grassowi i Dowborowi bo wlasnie dzieki nim moje zycie zmienilo sie i to na lepsze… I super ze nie przestajecie walczyc o wiecej, zarowno jesli chodzi o wyniki jak i o nasza scene tri. Oby tak dalej!

  21. Miałam wstrzymać się od zabrania głosu w poniższej dyskusji ale jednak chyba nie mogę.
    HTG był moim debiutem. Jestem mamą 10-miesięcznego syna która w połowie czerwca doszła do wniosku, że będzie Iron Mamą (na razie w połowie). Praca zawodowa, dom, dziecko i masa innych obowiązków które mam powinna być raczej wymówką do startu niż motywacją. Jest jednak inaczej i po 4 tygodniach „przygotowań” wystartowałam. Udało mi się znaleźć czas na treningi po pracy – szybko do domu, zmiana ubrań na sportowe dziecko wsadzałam do przyczepki i biegniemy.
    Pływalnie są otwarte do późna – syn szedł spać, ja na basen. Rowerem (MTB) pokonuję 30km dziennie do pracy więc plan uznałam za wykonany.
    Nie złamałam planowanych 6h ale jestem szczęśliwa, spełniona i mam pełną głowę planów na kolejne starty w następnym sezonie.
    W piance (wypożyczonej) płynęłam 1-szy raz, na rowerzem szosowym jeżdziłam przed startem całe 4 dni (również wypożyczony) cała reszta moich przygotowań była mocno spontaniczna.
    Nie piszę tego kometarza dla poklasku. Jestem przykładem na to, że chcieć to móc.
    Panom: „Radek152” i „jajacek” życzę więcej pokory, hartu ducha i ciężkiej pracy nad sobą i swoimi wynikami niż zostawiania takich komentarzy.
    Nie róbmy z AT kolejnego Pudelka.
    Powinniśmy się wzajemnie wspierać, motywować i solidarnie kibicować po to w końcu jest sport.

  22. Przepraszam Ojca Redaktora za zgubienie jednego s. Pośpiech jest złym doradcą 🙂

  23. Podpisuję się pod słowami Przedmówcy – panucci10, a jestem kompletnym nowicjuszem, który bez większego przygotowania typowego dla triathlonu zdołał ukończyć 1/2 HIM. W ostatnim tygodniu przed zawodami w Gdyni przeczytałem wszystkie felietony Maćka Dowbora i część felietonów Łukasza Grasa, ktore niesmowicie mnie zmotywowały do postawienia sobie nowych celów w nowym roku. Nie tylko triathlonowych :-). Pozdrawiam i dziękuję za pozytywną energię.

  24. Maćku świetna relacja i super walka samym ze sobą! W identyczny sposób łączyłem się z Tobą w bólu, bo od 78km miałem boleści brzucha i przez cały bieg wlokłem się niesamowicie łapiąc się za brzuch z bólu! Ale dzięki świetnemu dopingowi kibiców i w miare regularnemu treningowi udało mi sie poprawić z Suszu o ponad 50min :)! I tak jak piszesz, trzeba wyciągnąć wnioski, trenować dalej i zdobywać to co póki co nie jest dla „Nas” nieosiągalne!
    Pisanie takich postów jak Radek czy jajacek to bzdura! Mnie osobiście na droge TRI sprowadził właśnie Łukasz Grass czy niesamowite postępy Maćka Dowbora! Śledząc ich postępy i występy w zawodach uwierzyłem że da się osiągać super wyniki będąc amatorem! Oglądając zawodowców nawet o tym bym nie pomyślał że moge coś takiego ukończyć, a co dopiero myśleć o jakiś barierach czasowych! Na koniec chciałbym powiedzieć że w nagrode za ukończenie w bólach i poprawienie życiówki o 51min żonka kupiła mi książkę „Trzy mądre małpy” za którą właśnie zabieram się do czytania 🙂 Pozdrwiam wszystkich zapalonych triathlonistów :D!

  25. Panie Macku, swietny tekst i gratuluje ukonczenia i nowej zyciowki (bo przeciez czas z Berlina bylby az o 5min gorszy gdyby trasa miala 90km, a nie 87km). Mam jednak jedno ALE.
    Mialo byc tym razem szczerze, a nie bylo… Miejsce w pierwszej 50-tce, na tysiac osob, ktore ukonczyly, to faktycznie „kiepski wystep”. Ciekawe co maja myslec w takim razie pozostale 950 osob, ktore byly poza pierwsza piecdziestatka? Troche wiecej RESPECT do… wlasnych wynikow, osiagniec, bo ostatnie kilka lat to rewelacja i inspiracja dla wielu. Pozdrawiam i jeszcze raz serdecznie gratuluje!

  26. Imprezy mają przynosić dochody. Tylko dlatego są organizowane ponieważ ktoś na tym zarabia. To nie piłka nożna ani koszykówka, że kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy osób płaci za bilet aby oglądać nasze popisy a dodatkowo kupuje koszulki z naszym nazwiskiem itp. Szczerze mówiąc dla osoby z zewnątrz nie związanej bezpośrednio lub pośrednio z triathlonem śledzenie takiej imprezy jest pewnie strasznie nudne. W triathlonie dochody generowane są przez wpisowe uczestników im więcej tym lepiej a gwiazdeczki medialne mają przyciągnąć zwykłych ludzi do zainteresowania tym sportem i potencjalnym przyszłym uczestnictwem. Nic w tym nie zmienimy dopóty dopóki żyjemy w systemie monetarnym. Możemy się doktoryzować i dywagować ale to i tak nic nie zmieni. Łukasz i Maciej mają dobre wyniki i robią to z pasji a nie dla pieniędzy. Uważam, że są dobrym przykładem dla młodzieży i swoją postawą przyczyniają i działaniami przyczyniają się do podniesienia poziomu sportowego tej dyscypliny w naszym kraju. Pozdrawiam

  27. Drogi Radku152 – nie będę wymieniał dobrych zawodników z nazwiska, którzy dzięki m.in. promowaniu triathlonu przez takich ludzi jak Maciej Dowbor pozyskali sponsora. Mógłbym podać co najmniej kilka nazwisk zawodników, którym udało się pozyskać sponsora dzięki wspólnym inicjatywom, namowom, podszeptom…że temu warto, że ten dobrze rokuje, itd., itd. Dzięki temu ktoś dostał rower, piankę, czysto FINANSOWE wsparcie. To dopiero byłby szum i internetowe „piekiełko” gdybyśmy mówili o tym głośno. Byłoby tak, jak kiedyś z Tomkiem Lisem, któremu oberwało się od internautów za to, że publicznie przekazał samochód dla WOŚP, wygrany w plebiscycie na dziennikarza roku. Mówiono, że robi sobie PR…bo w Polsce zawsze coś komuś nie pasuje. Pewne rzeczy Radku dzieją się po cichu i powoli, i mam nadzieję, że wielu zawodników to widzi i odczuwa. Myślę, że w porównaniu do sytuacji sprzed 2-3 lat, to mamy duży postęp jeżeli chodzi o wsparcie sponsorskie dla profesjonalistów. Dzięki temu, że organizatorzy wielu imprez sportowych wciągają do zabawy w tri znane osoby udaje zrobić się naprawdę wiele – i tu z kolei odpowiedz dla „jajacka”.

    Myślę „jajacku”, że albo nie doceniasz pracy jaką wykonujemy na portalu AT, z czystej miłości do tego sportu, bo, w co trudno będzie Ci uwierzyć, nie czerpię żadnych korzyści finansowych z pisania tekstów na tę stronę. Przepraszam Cię, ale krew się we mnie gotuje, kiedy czytam takie rzeczy – napiszę wprost – bzdury. W swoim wolnym czasie, którego mam mało, między zdjęciami na planie telewizyjnym, treningami a czasem dla rodziny robię wszystko co mogę aby wypromować profesjonalistów i dać im możliwość promocji na AT. I robię to z czystej miłości do tego sportu, który zmienił moje życie – na lepsze. Albo nie czytasz dokładnie tej strony, albo Twój błędy osąd jest wynikiem zbyt pośpiesznej diagnozy, bo nie posądzam Cię o złośliwość. W zakładce Wywiady i w dziale Video, Wydarzenia, znajdziesz mnóstwo rzeczy, o które prosisz, a zawodników namawiam od lat do współpracy, pisania, promowania siebie i triathlonu. To samo dotyczy sportu dzieci, o którym również piszemy.

    Polecam wywiady z Agnieszką Jerzyk, Marią Cześnik, Przemkiem Szymanowskim, Mikołajem Luftem, Ewą Bugdoł, Marią Pytel, Kacprem Adamem, Maćkiem Kubiakiem, Tomaszem Brettem, i wieloma, wieloma innymi zawodnikami – z „dzieciakami” włącznie:

    http://akademiatriathlonu.pl/publicystyka/aktualnosci/publicystyka/dzien-dziecka-w-akademii-triathlonu

    Razem z Ludwikiem Sikorskim, Sebastianem Dymkiem, Profesorem Arturem Pupką, doktorem Marcinem Stajszczykiem, Maćkiem Dowborem piszemy w swoim WOLNYM czasie o wszystkim, co może pomóc w rozwoju triathlonu w Polsce. Każda z wymienionych osób robi to ZA DARMO z wiarą w to, że tak jak inne portale triathlonowe pomagamy rozwijać tę dyscyplinę sportu.

    …poniosło mnie trochę, ale nie mam już sił czytać o tym, że jacyś „celebryci” bawią się w triathlon kosztem profesjonalnych sportowców i sportu młodzieżowego. Pozdrawiam Was i życzę miłego dnia i uśmiechu…

  28. @ Maciek Dowbor – Maćku pamietaj o rozciąganiu! Ja mam podobną przypadłość i ten sezon „zniszczyła” mi kontuzja o nazwie ITBS (pojawia się przy bieganiu).
    No i zupełnie szczerze – bieg na poziomie 1:42 „bez prądu” to chyba całkiem nieźle….. wielu wzięłoby taki wynik w samym półmaratonie!

  29. Niezła przeprawa… Gratuluję hartu ducha! I tego „średnio dobrego” 😉 wyniku – dla mnie raczej nieosiągalnego.

    Odnośnie dyskusji n/t sponsorów – nie widzę nic dziwnego w tym, że firmy wolą „inwestować” w osoby o potencjale medialnym nawet, jeśli są tylko „średnio dobrymi”, a nawet zupełnie przeciętnymi amatorami w wymiarze sportowym. Zupełnie nie rozumiem tej zawiści.

    Proponuję za to spojrzeć na całe zagadnienie nieco inaczej – na tym etapie jest to bardziej promocja triathlonu, jako sportu, który może uprawiać (prawie) każdy, nie tylko młode talenty „pro”, ale także bogaci (lub nie) i niezbyt utalentowani amatorzy. To się wszystkim opłaca. Im bardziej triathlon będzie w Polsce popularny i „medialny”, tym bardziej firmy będą zainteresowane wspieraniem młodych zawodników z potencjałem na liczące się wyniki sportowe.

  30. Widzę,że się ciekawa dyskusja rozwinęła. Co do sponsorowania to mam takie zdanie,że do jednych przychodzą sami a drudzy muszą szukać sami. Tak było jest i będzie. Teraz sport to nie tylko sport sam w sobie ale czysty marketing. Ja osobiście nie mam smykałki do „sprzedaży” siebie, ale szukam najpierw na lokalnym podwórku kogoś kto zainwestuje w moje wpisowe. Co do imprez tri to juz napisałam w blogu po starcie w Ełku , że na niektorych zawodach jest atmosfera „bananowa” . Osobiscie nie podoba mi się to wiec stwierdziłąm ze bede omijac te imprezy bo czuje się nie swojo:).
    KOlejna sprawa to trzeba się szanowac. dobrze wiemy ile kazdy z nas wlozyl w treningu czasu i energii. Wiec kochani szanujmy się za pracę. Bo tri na dlugim dystansie sam się nie robi. Pozdrawiam

  31. Widzę,że się ciekawa dyskusja rozwinęła. Co do sponsorowania to mam takie zdanie,że do jednych przychodzą sami a drudzy muszą szukać sami. Tak było jest i będzie. Teraz sport to nie tylko sport sam w sobie ale czysty marketing. Ja osobiście nie mam smykałki do „sprzedaży” siebie, ale szukam najpierw na lokalnym podwórku kogoś kto zainwestuje w moje wpisowe. Co do imprez tri to juz napisałam w blogu po starcie w Ełku , że na niektorych zawodach jest atmosfera „bananowa” . Osobiscie nie podoba mi się to wiec stwierdziłąm ze bede omijac te imprezy bo czuje się nie swojo:).
    KOlejna sprawa to trzeba się szanowac. dobrze wiemy ile kazdy z nas wlozyl w treningu czasu i energii. Wiec kochani szanujmy się za pracę. Bo tri na dlugim dystansie sam się nie robi. POzdrawiam

  32. Witam.
    Maciek dzięki bardzo za pomoc. Już mowie w czym. Po naszej rozmowie na treningu w Slesinie, o tym że trzeba się ścigać nie tylko z samym sobą ale i innymi. Postawilem sobie za cel w moim pierwszym triathlonie na dystansie 1/2 zrobić lepszy czas od twojego pierwszego triathlonu na 1/2. W Poznaniu udało się osiągnąć wynik 5h i 16 min.
    4 tygodnie treningu przyniosły efekt.
    Zastanawiam się co by było, gdybym trenował caly rok. Czy udało by mi się pobić twój świetny czas z zyciowki. Hmmm…. może dobry trening, lepszy sprzęt ( z tym jest trudno) i może swój kolejny cel.
    pozdrawiam

  33. marcin konieczny – wszyscy ambasadorzy Herbalife zostali wyposażeni w sprzęt naprawdę wysokiej jakości, m.in rowery firmy Giant, stroje startowe,kolarskie itp.
    Owszem, rozumiem że pod względem marketingowym wspieranie celebrytów jest opłacalne ze względu na ich popularność i szeroką rozpoznawalność. Ale pytanie „klucz” brzmi – dlaczego promujemy bardziej gwiazdy ekranu niż prawdziwych sportowców! Dlaczego obecnie każdy triathlonista amator zna wyniki redaktorów
    Grassa i Dowbora, a nie zna nazwisk takich jak: Kuster, Szymanowski, Kazimierczak, Jerzyk, Cześnik i wiele wiele innych.. A następstw podobnych działań jest mnóstwo! Spójrzmy na kalendarz imprez, wypchany jest ćwiartkami i połówkami z „non draftingiem”, a imprez dla młodzieży jest może 5… w całej Polsce! Młodzi chcą startować, rozwijać się! Trenując cały rok, mają kilka startów w sezonie, na których widzą setki amatorów z rowerami o których oni mogą tylko pomarzyć, mimo, że prezentują już wysoki poziom sportowy. Czemu taki portal jak „Akademia triathlonu” , który ma ogromną popularność wśród triathlonistów, nie spróbuję zająć się szerzej naszymi profesjonalistami, wypromować ich, pokazać jak trenują, nawiązać z nimi współpracę. Czemu napędza się amatorów walkami „10 lecia” wśród amatorów, kiedy można nakręcić taką akcję na tle sportu wyczynowego! Wiem, że pewnie wiele osób oburzy się czytając ten post, ale wśród zawodowców moja opinia jest bardzo popularna, żeby nie powiedzieć powszechna. Nie pozwólmy, żeby triathlon stał się sportem dla starszych i bogatych, bo uwierzcie, stąd tak to właśnie wygląda … promujmy SPORT!

  34. Maciej jesteś moim mentorem i gratuluje ci wszystkiego czego dokonałeś w TRI. Nie zawsze noga podaje niestety i muszą być te słabsze chwile aby to zaprocentowało na następnych imprezach.

  35. HAHAHA 😉 To zdjęcie to jakaś jawna prowokacja redaktor Grassa ;-). Rzeczywiście na nim nie wyglądam najlepiej. Ale każdy kto startował w Gdyni pewnie odczuł to samo co ja – po pływania 1,9 km bardziej męczące było to brodzenie po kolana w wodzie. Zresztą wszyscy zadziwiająco wolno się na tym odcinku posuwali.
    @Piotr Polanski – niestety zaniedbałem to już na etapie studiów i w tej chwili mam zrotowaną miednicę. Pewnie na starość mi to wyjdzie. JUż teraz często mam problemy z lędzwiami i całym kręgosłupem. Wcześniej pozycję miałem tak ustawioną aby wypośrodkować między lewą a prawą nogą.

  36. Pytanie do Macka Dowbora – czy w jakiś sposób korygujesz różnicę między lewą i prawą nogą? np. poprzez specjalne podkładki do butów kolarskich?

  37. Faktycznie z całym szacunkiem, ale na zdjęciu przy wyjściu z wody też Pan wygląda na mocno zmęczonego 😉 Tak czy inaczej człowiek uczy się przez całe życie i każdy kolejny start da nam odpowiedzi lub/i postawi nowe pytania. Mimo wszystko jak na takie przeciwności to wyniki i tak super.
    Jeśli chodzi o sponsora to każdy chciałby go mieć, jednym się udaj go zdobyć innym nie. Tak czy inaczej najpierw trzeba coś osiągnąć, choćby slot z second hand, później trochę popytać, pomęczyć się czy kogoś to zainteresuje i może się uda.
    Powodzenia wszystkim!

  38. Tak przyglądam się tej dyskusji i myślę, że niepotrzebnie zagęstrza się atmosferę i dosypuje dziegciu… Już gdzieś wspomniałem, że ,,każdy orze jak może”… ,,średnio dobre występy” w oczach jednego mogą być sukcesem życiowym drugiego…
    Nie odbierajmy sobie radości…
    Maćku, też wylewałem pot w Gdyni!
    Gratuluje!!! A co do życiówek – trzeba się przyzwyczajać – nie zawsze będą… :-)))

  39. Wielkie gratulacje! Nie ma sukcesu bez gorszych dni. Zanotuj wnioski i ciśnij dalej. Delektuj się sportem, to sama przyjemność. Trzymam kciuki! 🙂

  40. Trombalski – lubie to
    Radek152 – nie lubię

    Wydawało mi się biegnąc w Gdyni, że Polacy kibicując chociaż raz trzymają sztamę i wyłączają nienawiść – to podnosiło na duchu i dawało moc w biegu/ na rowerze. Jednak po przeczytaniu „garnka mocy” i po Radku152 znowu wszystko wróciło do Polskiej normy…
    smutne

    Gratuluje wszystkim Gdyni, a wbrew Polskim kanonom – Wszystkim sponsora zwłaszcza Radkowi152

  41. Z całym szacunkiem panie Maćku…, ale po pływaniu też wyglądasz na upodlonego 😉

    @Radek. Musisz tylko zdobyć slota z „second-handu” i bacground medialny i będzie Ci już dobrze 🙂

  42. Ja mam tak: lecę sobie, lecę, wszystko super gra, albo i – oj, będzie hardcorowo. I OK. I nagle – JEST! Właściwie czekałem na niego. Wpada ci do buta i czujesz jak szuka sobie miejsca i cię wku. I już się nie zajmujesz bieganiem, bo musisz stanąć, stracić czas, a wszystko pryska. A teraz czytam sobie, czytam… I nagle – jest! Radek152

  43. @Radek. Odpowiedź jest według mnie dość prosta. Firmie opłaca się zainwestować w wartość sportowo-medialną a nie tylko czysto sportową. Zobacz jak wielu olimpijczyków jest bez sponsora. Osiągających kosmiczne wyniki. I nie można mieć przecież o to pretensji do tychże firm. One płacą za to co IM się bardziej opłaca. Z drugiej strony nie za bardzo chce mi się wierzyć, ze bez tych jak to nazwałeś średnio-lepszych występów Maciek sponsora (jak na razie wiem o kolaskim) by miał. Wspomniany w felietonie Petelski – zakręcił się i sponsora znalazł. A czy ma medialność – raczej nie (sorry Mateusz. Czy jest amatorem ze średnio-dobrymi występami? Jak najbardziej. Myslę, ze to nie jest tak, że jak ktoś medialny to lecą do niego i się pchają. Tomasz Karolak sponsora chyba nie ma. Tak jak średnio lepszych występów 😉 a startuje sporo ;)Bartek Topa sam pewnie jest sponsorem dla kampanii autystycznej. Łukasz Grass – średnio-dobre występy, też LV i co sponsora ma? A kryteria spełnia… Sprawa trudna ale myślę, ze nie o nasze oczekiwania tu chodzi ale właśnie o oczekiwania sponsorów… a te na pstrym koniu jeżdżą.

  44. Bardzo Cie szanuje Maćku, natomiast jednego nie potrafię zrozumieć/przeboleć – nie oszukujmy się jesteś amatorem i pomimo kilku średnio-dobrych występów ciągle nim pozostajesz. Twoje jedno pudło w kategorii w polsce odstaje od najlepszych bardzo dużo, slot na LV też zdobyty przez second-hand czy jak się to zwie 🙂 Nie żebym Ci umniejszał sukcesu – absolutnie nie ! Natomiast nie rozumiem faktu, iż naprawdę dobrym zawodnikom tak ciężko znaleźć sponsora, a pierwszym lepszym amatorom którzy mają bacground miedialny firmy robią to od tak

  45. No to Wszyscy Szanowni Zawodnicy mamy pierwsza mądrość triathlonową. Jak zobaczysz upodlonego Dowbora – wyciągaj umowę darowizny 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,772ObserwującyObserwuj
19,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane