Trizofrenia, czyli randka z triathlonistą – część pierwsza

Jest takie powiedzenie: „Zastanów się dobrze, o co prosisz, bo Twoje prośby zostaną spełnione”.

I nie byłoby oczywiście w tym nic złego, gdyby się wszystkie nasze marzenia spełniały. Jednak niektóre prośby są może rozumiane przez Pana Boga czy los zbyt dosłownie. Tak było przynajmniej u mnie. Pomyślałam sobie, ze fajnie byłoby mieć wysportowanego faceta, jako partnera. W końcu prowadzę dość aktywny tryb życia i sama lubię sport, wiec wybranek mojego serca powinien dotrzymać mi kroku. Myślałam tu jednak bardziej o kimś, kto tak jak ja lubi sobie pobiegać w parku 3-4 razy w tygodniu.

Widocznie jednak nie sprecyzowałam wystarczająco dokładnie moich wyobrażeń o przyszłym partnerze. Los wszak zgotował mi wysportowanego faceta – i to jakiego! Różnica miedzy tym wysportowanym facetem, jakiego ja sobie wyobrażałam, a na jakiego trafiłam, wynosi 25 godzin. Zapewne spytacie: 25 godzin?! Tak, tak, właśnie 25 godzin, bo o tyle więcej tygodniowo trenuje profesjonalny triathlonista od zwykłego śmiertelnika. Ale co to tak naprawdę znaczy, jaki to ma wpływ na cale życie, o tym dowiadywałam się powoli.

 

To taki związkowy IRONMAN: życie z triathlonistą zaczyna się interesująco, fascynuje, z czasem gdzieniegdzie uwiera, robi się niewygodnie, ale jednak w gruncie rzeczy człowiek jest dumny i nie tylko przyzwyczaja się do nowego trybu życia, ale co gorsze…powoli sam zaczyna się interesować wynikami ostatniego startu i o zgrozo zna na pamięć najlepsze czasy z Mistrzostw Świata, lub wie dokładnie, kto jest na liście startowej World Championship w Hamburgu. Tak, triathlon jest bardzo zaraźliwy i obawiam się, ze nieuleczalny!

Randkowanie z triathlonistą to też ciekawe doświadczenie. Przypomnijcie sobie pierwsze spotkanie z waszym sportowcem. Było interesująco, nieprawdaż? A może i zaskakująco? Już właściwie na mojej pierwszej randce powinnam się zorientować, co mnie będzie przez następne X lat czekać.

No tak, ale jak się patrzy przez różowe okulary, to pewnych spraw nie chce się widzieć, np. że wybranek serca ma już jedną wielką miłość od ponad 15 lat, której na imię triathlon. Kobieta co prawda nie oczekuje prezentów na pierwszej randce, ale na pewno nie powie nie, jeśli mężczyzna pojawi się z małą niespodzianką. Więc czym może triathlonista zaskoczyć swoją ukochaną? Bukietem kwiatów, czekoladkami, perfumami, a może jakąś drobną biżuterią? To z pewnością spodobałoby się każdej kobiecie. Ale triathlonista, to nieprzeciętny facet!  On dokładnie się wsłuchuje w potrzeby swojej partnerki. A ponieważ właśnie w tym czasie się też przygotowywałam do mojego pierwszego maratonu, więc cóż bardziej romantycznego mógł mój ukochany mi sprezentować na pierwszej randce, niż pas na bidony z wodą!!! Możecie sobie wyobrazić, jakie to wywarło na mnie wrażenie. Zanotowałam to, jako „praktyczne podejście do życia”…

 

Teraz akurat też się przygotowuję do maratonu. Tym większą niespodzianką było to, co dostałam na ostatnie walentynki: prawdziwe róże! Wiec triathlonista zaskakuje wtedy, kiedy się tego najmniej spodziewasz!

 

W kolejnej części opiszę, jak to mój triathlonista dość szybko wprowadził się do mnie ze swoim najlepszym przyjacielem (zaznaczam, że nie był to żaden pies). Na szczęście jego „towarzysz życia” nie musiał spać z nami w sypialni, choć pod żadnym względem mój mężczyzna nie zostawiłby go samego w aucie.

Powiązane Artykuły

3 KOMENTARZE

  1. A znasz innego najlepszego przyjaciela triathlonisty?
    No chyba, że ma się Bianchię to wtedy jest to zalegalizowana bigamia 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,815ObserwującyObserwuj
21,900SubskrybującySubskrybuj

Polecane