Tytułowa maksyma, znana od lat i stosowana przez doświadczonych życiowo, na co dzień także znajduje zastosowanie w sporcie, o czym niejeden z nas wielokrotnie się przekonał. Nie jest celem tego krótkiego artykułu odkrywanie nieodkrytego, ale na prostym przykładzie pokazanie, jak to działa w praktyce. Ów zasada, choć znana i powszechnie uważana za prawdziwą, przez wielu nie jest stosowana z bardzo różnych powodów. Z psychologicznego punktu widzenia jest to wręcz bardzo zastanawiająca prawidłowość. Oczywiście można powiedzieć, że emocje biorą górę nawet nad najtęższymi umysłami. I na pewno jest to część prawdy.
Każdy, kto tylko biega lub uprawia triatlon, którego bieg jest ważną częścią, nieraz słyszał: „Zwolnij na treningach, a będziesz szybszy na zawodach”. I część tę zasadę stosuje z własnej i nieprzymuszonej woli, wierząc, że taki trening jest bardzo przydatny. Jest także grupa osób, które z różnych przyczyn, najczęściej kontuzji, muszą zwolnić na treningach, żeby w ogóle jakiś trening zrobić. Z początku załamani, po czasie odkrywają, że taki trening, którego wcześniej nawet treningiem nie mieli śmiałości nazywać, przyniósł dobre efekty. Osobiście, jak już pisałem, od jesieni do końca marca z powodu kontuzji biegałem tylko i wyłącznie w pierwszym zakresie, a i tak w tym sezonie poprawiłem się biegowo, co mnie zaskoczyło. Oczywiście trzeba wziąć poprawkę, że pisząc o sobie, piszę o przeciętnym amatorze, który dwa lata temu debiutował w półmaratonie tempem 5.35/km, a po dwóch latach biegnąc w okolicy 5.00/km uważa to za sukces; o kimś kto w ½ IM półmaraton pobiegł w debiucie 6.00/km, po roku 5.40/km, a w tym roku w Suszu 5.20/km. Czyli średniak, żeby nie powiedzieć słabeusz. Wiekowo również średniak, czyli pseudo-dziadek.
Ale nawet jak uda nam się dobrze przepracować treningowo sezon, to wszystko możemy zepsuć na zawodach, zaczynając zbyt szybko. I o tym chciałem napisać. Chcąc pobiec szybko na zawodach, także nie należy zaczynać zbyt szybko. To jest bolączka wielu, nawet tych, którzy startują od lat. Oczywiście, jak ktoś rywalizuje o pudło, to często musi zaryzykować. Problemem jest oczywiście to, że przechodząc do biegu po jeździe na rowerze, każde tempo wydaje nam się na początku zbyt wolne. I tylko nasza podświadomość czasem krzyczy „Zwolnij! Nie pędź tak!”
Jak się chce zobaczyć, jakie to przyniesie skutki, jeśli zaczniemy zdecydowanie za szybko, to lepiej zrobić tak na treningu. Ja tak zrobiłem. Jako przykład posłużą dwie pierwsze zakładki w tym sezonie, czyli treningi rower-bieg. Pierwszy trening miał miejsce 29 kwietnia, a drugi 02 maja, czyli na tydzień przed pierwszym startem w sezonie – IM 70.3 Majorka 09/05/2015 r. Rower w obu przypadkach to była jazda w pierwszym zakresie, spokojna, w terenie pofałdowanym… jak to u mnie. Nie były to zupełnie identyczne treningi, bo pierwszy to ok. 35 km, a drugi 48.5 km, więc oczywiście warunki i zmęczenie mięśni przed biegiem nieznacznie się różniły. Średnie tętno na pierwszym to 117/min, a na drugim 123/min.
Treningi biegowe jakie miałem zrobić po każdym z nich, to w pierwszym przypadku spokojny bieg w pierwszym zakresie (w moim przypadku to HR 143-147/min), a w drugim bieg mocniejszy w drugim zakresie (HR 155-160). Oba biegi to 8 km. W pierwszym przypadku, nie wiedząc na co mnie stać, po paru zaledwie mocniejszych treningach od jesieni, zacząłem swój spokojny bieg spokojnie, tak jak powinienem.
Średnie tempo na poszczególnych kilometrach wyglądało tak:
5.09-4.54-4.52-4.55-4.55-4.58-5.04-4.55.
Poniżej wykres HR w czasie:
Jak widać spokojny początek pozwolił na stopniowy wzrost tętna tak, że pod koniec ok. 40-minutowego treningu nieznacznie przekroczyło górne ograniczenie pierwszego zakresu – średnie HR z całego biegu to ok. 142/min (szczerze mówiąc nie pamiętam skąd ten spadek HR w okolicy 10’ biegu, prawdopodobnie związany z chwilowym zatrzymaniem się na światłach, które mam po drodze dobiegając do małego parku). Reasumując zrobiłem trening biegowy w pierwszym zakresie tętna ze średnim tempem 4.55/min, czyli takim w jakim w ub. roku biegałem drugi zakres. Zaskoczenie było ogromne. Wobec takiego obrotu sprawy na kolejnym treningu zakładkowym, kilka dni później, stwierdziłem, że skoro pierwszy zakres pobiegłem w takim tempie, to w drugim zakresie będę jak Pendolino i ruszyłem z kopyta na zasadzie „najwyżej mnie będą zbierać z podłogi”. Ubzdurałem sobie, że mogę zacząć zdecydowanie szybciej i bez problemu to wytrzymam, bo przecież mogę zaszaleć z tętnem aż do 160, a ostatnio miałem przy szybkim jak na mnie biegu 140-parę. Choć może trochę koloryzuje. Na pewno fantazja była, ale była też chęć testu. Poza tym chciałem też szybko wejść na wysokie wartości tętna, żeby większość treningu to był założony drugi zakres.
Średnie tempo na poszczególnych kilometrach wyglądało tak:
4.56-4.36-4.46-5.54-4.59-5.04-5.09-5.13 (w porywach na pierwszych dwóch kilometrach biegłem poniżej 4.00/km)
Poniżej wykres HR w czasie:
Z wykresy wynika, że już na 2 km tętno doszło do wyznaczonego zakresu, a od 3 do 8 km średnie tętno utrzymywało się na poziomie 160/min, czyli na górnej granicy (na 7 km średnio nawet 161). Teoretycznie wszystko ok., zrobiłem trening biegowy w drugim zakresie, ale morał z tego płynie inny. Jak spojrzymy na tempo, jakie byłem w stanie osiągnąć na poszczególnych kilometrach, to wyraźnie widać, że od 4 km zaczynałem wyraźnie słabnąć i tempo było coraz niższe. Suma sumarum średnie tempo tego biegu to… uwaga… 4.55/km, czyli tempo biegu sprzed paru dni w pierwszym zakresie.
Zatem oba biegi pobiegłem w takim samym, średnim tempie, ale zmęczenie i obciążenie dla organizmu w przypadku drugiego było niewspółmiernie większe. A wszystkiemu winien był zbyt szybki początek. Prawdopodobnie gdybym zaczął ten bieg wolniej i stopniowo dochodził do wyznaczonego tętna, to w efekcie pobiegłbym szybciej. I tak też dzieje się na zawodach. Boimy się biec wolniej na pierwszych kilometrach, żeby nie stracić za dużo i w efekcie biegniemy dużo wolniej na ostatnich i tracimy jeszcze więcej.
I tak mi przyszło do głowy, że taką praktyczną obserwacją się z Wami podzielę.
Marcin, coś tam splodze o tych ,, podworkowych i wiejskich” zawodach jak określił to Artur… tylko muszę trochę się ogarnąć i wrócić do żywych…. 🙂
Ja mam nadzieję, że Arek oprócz relacji w stylu „taki tam słaby start” „daleko mi do formy” itp. pokaże nawiązując do tematu art. jak rozłożył siły, może nawet prędkości/tempo z roweru i biegu na poszczególnych odcinkach, udostępni „młodzieży” swoje dane, żebyśmy wiedzieli jak się zostaje mistrzem;))
U Arka w dzienniczku ten IM pojawi się z uwagą „nie napalałem się na wynik”. Teraz będzie musiał założyć drugi dzienniczek do startów IM w których się będzie napalał bo stary już by takich wlisów nie wytrzymał. 🙂
I pokazal! A to pierdu, pierdu bedzie Dziadka Arka drogo kosztowalo! Tak mowic do profesora…!:)
Arek! Powodzenia! Pokaż, że Polacy nie gęsi… 🙂
Artur, pierdu, pierdu…. 🙂
Taaaaa! No nie!!! Arek!! Jak jakas kokietka sie zachowujesz!! Debiut, maly kilometraz, nie interesuje mnie wynik…. Wybacz ale zaraz kopne Cie w wiadoma czesc ciala!!! Masz jutro dac ognia!!! I sam o tym wiesz! Zadne tam rozterki i gdybania!!!! Ty jestes. Maszyna do zabijania kilometrow!!! Jestes poza standartem:) Obstawiam czas ponizej 11h:) Bede z Toba, na dluuuugim treningu:)
Pany, to jest debiut. Nie napalam się na jakiś wynik. Trasy, zarówno rowerowa jak i biegowa wymagające. Poza tym Andrzej ma rację, niestety mam cienki kilometraz jak na IM…. Co nie oznacza, że poddam się niemiaszka bez walki…. hehe…
@Marcin . Tez tak bym obstawial gdyby kilometraz treningowy byl wiekszy . 🙂 Ale….. Arek potrafi zaskoczyc . :-))) Wiem !!!
Hmmm, ja obstawiam jednak poniżej 11 o ile nic złego sie nie wydarzy ale to oczywiście loteria;)
Amen. Powiedzial Andrzej!:)
@ Arek . Raz jeszcze zycze powodzenia !!! Powiinno byc w okolicach 11:15 . 🙂 To bedzie dlugi dzien ! Cierpliwosci !
Jeszcze to co sam uslyszalem od kolegi przed moim pierwszym IM dziesiec lat temu : „idzesz na wielka meke” . Dasz rade ! :-))))
„Euforia/entuzjazm to delirium rozumu”- N Bonaparte
Areczku, u Ciebie spokój z ogniem sie nie kłucą:)) jutro pokażesz moc!
Także jutro Agnieszka Jerzyk i Maria Cześnik startują w imprezie ITU w Brazyli na trasie olimpijskiej trzymamy kciuki!
A wracając do tematu to jeszcze raz czytając komentarze także na fb mam takie spostrzeżenie, wolniejszy początek biegu na połówce wcale nie oznacza jednocześnie biegu z NS, to co pokazałem to nie tyle teza co obserwacja praktyczna, ze zbyt szybki początek powoduje to, ze na dystansie możemy nie osiągnąć nic więcej niz większy wydatek energetyczny.
Cichy! Jutro ogien!!!!!!
Marcinie, dobrze takie teksty czytać zwlaszcza na dzień przed próbą generalną! Większość z nas wie o tym a jednak dajemy ponieść się emocjom. … Obym jutro zachował spokój… 😉
Czyli Arturze plany mamy podobne i podobnie podchodzimy do ich realizacji, czyli weryfikacja planu po zejściu z roweru i ewentualnie przebiegnięciu kilku km 😉 Tak czy siak, dawaj ogień w Gdynii i na superkompensacji łamiesz te 12h. Będę trzymał kciuki !
Artur dla mnie fakt że tyle startujesz czyni Cię w moich oczach herosem. Z drugiej strony, abstrahując od pewnie narastającego zmęczenia, już dobrze chyba potrafisz wyczuć co jak i kiedy w trakcie zawodów. Dla mnie to wielka zagadka i cały czas debiuty. A z kolei w zeszłym roku się napaliłem na dużo i szybko i miałem 11 miesięcy kuśtykania zamiast biegania. Tak jak piszesz każdy ma swoje uwarunkowania.
Zara, zara!!!! Jakub, tak plan na 12h. Ale weryfikacja bedzie po rowerze. Bo nie rzuce sie na maraton jak kamikadze na okrety jesli bedzie 8 lub powyzej godzin w t2.
Grzegorz, nie jestem szalencem, nie zaczynam biegu w polowce lub calym jak wariat. Jesli planuje walke o czas to zaczynam kalkulujac. Ale zaczecie 6.30-6.40 w calym nie spowoduje, ze po 30km bede biegl 5.45, na pewno nie:) Jak tak zaczne tzn., ze jest zle:)
Tomasz, w Poznaniu pobieglem w podobnym tempie co Marcin w Suszu (licze wydluzona trase) bo 5.21, ale zaatakowalem mocniej bo co mi szkodzilo?!? Warunki w plywaniu i na rowerze byly ciezkie to szalu w wyniku byc nie moglo, to warto bylo sprobowac. Tempo z 5.11 po 11km spadlo troche bo zwolnilem na 3kolku na 2-3km ale pozbieralem sie na ostatnich km i przyspieszylem do tempa 4.55 na ostatnim (tak tez zaczalem).
Marcin, na pewno nie zaczne jak w sprincie:) W nim nie bede kalkulowal i rozkladal sil:)
Zeby bylo jasne, nie podwazam tezy zaczecia dluzszego biegu wolniej. Przedstawiam tylko pewne dylematy, moze rozterki, kalkulacje, ktore dotycza mnie w czasie zawodow a pewnie tez wielu innych amatorow:)
Artur, sorry, zostałeś przegłosowany:) w Gdyni na sprincie możesz zaszaleć ale w Kalmar musisz zacząć wolno!;))
Arturze czyli za dwa tygodnie cel ten sam, poniżej 12h ?
Ja się pod tezami detektywa, analityka, researchera, „Miodek mu do pięt nie dorasta” 🙂 Marcina podpisuję czterema kopytami. Wielokrotnie to sprawdziłem że „niewiele szybciej” skutkuje u mnie na dłuższym dystansie w istocie wolniej i bliżej do zwłok z astronomicznym HR. Staram się w tym sezonie więc unikać „niewiele szybciej” i ostatni największy sprawdzian w Poznaniu potwierdził ten kurs. Liczyłem na 6:15 wyszło 5:52 przy czym po skończonym biegu w zasadzie mógłbym wejść do wody i zaczynać od początku a bieg 1.58 to 8 minut wolniej od mojego najlepszego półmaratonu solo. Przy czym te 1.50 sprawiło że rozglądałem sie nie tylko zaraz po biegu ale przez kilka dni za „OIOM-em” w okolicy. W Poznaniu biegłem od pierwszego (na początku było z górki:-) ) do ostatniego kilometra jak po sznurku tym samym tempem – oczywiście średnia z każdego kilometra.
Podzielam zdanie Marcina. Sam stosowalem w Suszu, gdzie pierwszy raz mialem plan na zawody a nie jak zawsze „jakos to bedzie” 🙂 Prosze zwrocic uwage na „wytluszczone” zdanie w pkt.6 w artykule ponizej Start the run SLOWLY
http://www.endurancecorner.com/library/triathlon/strategy/half_ironman_pacing
Oczywiscie, brak realizacji zalozonego celu moze byc kleska ale ujmijmy to w „…”:)Obaj traktujemy to jako zabawe, angazujemy sie mocno ale dalej to jest fun:) W CPH chcialem zlamac 12h i tak zaczalem bieg. Strzelilem na 21km i zaczela sie tzw. rzezba. Nie zaluje. Bo cel byl 12 a to czy bedzie 12.20 czy 12.48 jak w moim przypadku to juz drugorzedna sprawa. Twoj cel byl inny a efekt taki, ze zrobiles lepiej i jest ok:) A co do madrzej to ryzyko nigdy nie jest madre:) Ale dla mnie: no risk no fun:)
Artur, dopiero teraz doczytałem, „klęska” oczywiście jako synonim nie uzyskania założonego sobie samemu celu:))
Artur, to co piszesz ma sens;) Myśle, ze kazdy z nas chce walczyć, pytanie jak? Jeśli czujesz niedosyt to dlaczego? Ze nie dałeś z siebie wszystkiego czy ze uważasz ze stać Cie na lepszy wynik? Bo ja uważam to drugie. Podjęcie walki „mądrzej” o ile ktokolwiek moze powiedzieć, ze jakieś rozwiazanie jest na pewno lepsze niz inne, nie oznacza jednocześnie dzubania czy jazdy na mule;)) Arek nie jest dla nas dobrym przykładem chyba, ze chcesz skończyć na intensywnej terapii po zawodach;) wystarczy przeanalizować swoje starty i jeśli zawsze zaczynamy szybko a na koniec mocno słabniemy to raz zrobic odwrotnie, zacząć tempem od końca i zobaczyć co z tego wyjdzie, gorzej byc nie powinno tylko lepiej;))
Marku, dalej podtrzymuje, ze jesli trudno zastosowac amatorowi negative split w dlugich biegach to co dopiero na dystansie 5-10km:) Poglad wyrazilem w oparciu o badania, o ktorych pisalem:) Ty masz duze doswiadczenie i wiesz co piszesz. Ale tez wiesz, ze w praktyce wypracowanie tzw. czucia organizmu jest bardzo trudne. Mozna tego nie dozyc:) Marcinie, wole zastosowac zasade Arka Cicheckiego czyli podjac probe, walke i ew. „umrzec” czy poniesc kleske, jesli tak to nazywasz, niz „dziubac”…:) Moze boli, moze niedosyt ale jak spadac to z konia a nie z mula. Powiem Ci, pomimo zyciowki w Suszu czuje niedosyt bo wszystko zrobilem tak …srednio. Moja psychika potrzbuje podjecia walki i to mnie bawi:) Kazdy jest inny i ja tego nikomu nie wytykam:)
W obu miejscach, gdzie jest „zwalnianemu” powinno byc oczywiście „zwalnialem” ale ten bezduszny dotykowy twór z pod znaku „i” wiedział lepiej;))
Oczywiście, ze czynników wpływających na dyspozycje dnia drugiego biegu mogło byc więcej ale akurat w tym przypadku wielu nie znajduje. Jedynie trochę mocniejszy rower przed i oczywiście skumulowane zmęczenie pod koniec tyg. Pogoda taka sama i bieg po dokładnie tej samej trasie. W sumie, gdyby nie to, ze końcowe tempo obu biegów wyszło podobnie to bym sie tym nie zainteresował. W tym drugim przykładzie nie jest istotne jak HR zareagował na bieg, bo oczywiście ja celowo biegłem tak mocno kontrolując tętno, zeby ono jak najszybciej wzrosło do założonego zakresu. Nie napisałem jeszcze (za szybka publikacja przez Redaktora do czego nie byłem przyzwyczajony i nie zdążyłem zrobic poprawek;)), ze oprócz tego, ze pod koniec drugiego biegu zaczynałem słabnąć to tez cześciowo celowo zwalnianemu, bo w założeniach nie mogłem przekraczać HR 160. Dla mnie w tym przykładzie ważne jest to, ze można pobiec marnując zdecydowanie więcej energii i nie uzyskać nic w zamian. A jak to by sie przełożyło na dłuższy bieg to juz nie trzeba sprawdzać, to wiadomo:) Na ostatnich zawodach druga polowe pobiegłem szybciej choc na koniec także zwalnianemu, bo mało biegając w tym sezonie pod koniec półmaratonu czuje juz zmęczenie mięśni nóg. Ale na zawodach biegnę z HR w pierwszym zakresie i praktycznie nie przekraczam 150. Co do tego jak ew. zaczynac bieg to prawda, ze za wolno tez nie jest dobrze, czytałem taka prace, ze optymalnie bylo ok 5% wolniej od docelowego, swojego, tempa ale juz 10% to za dużo, oczywiście optymalnie w odniesieniu do wyniku końcowego. Ale jak sie zaczyna w tempie szybszymi niz kiedykolwiek udało sie uzyskać na całym dystansie to kończy sie klęska, sa tacy którzy wiele razy sie o tym przekonali;))
Negative split jest dobrym sposobem na rozłożenie sił w biegach na 10 km 5 km i krótszych dystansach. W tej kwestii nie mogę zgodzić się z Arturem Pupką. Tolerancja wysiłku, szybkość nie jest taka sama w pierwszych 5 minutach i w 25 minucie biegu. Warto zachować rezerwy na drugą część dystansu. Wielokrotnie ta metoda sprawdziła się nie tylko w moim przypadku. Być może nam amatorom rzadko udaje się stosować skutecznie tę metodę ale to nie świadczy o jej nieskuteczności. Być może przeszkodą jest brak świadomości, słaba znajomość organizmu i odczytywania sygnałów, etc. Warto nad nią i z nią popracować właśnie na krótszych dystansach, by sprawdziła się skutecznie na połówkach i maratonie.
Fajne badanie:) Prawda stara. Ale proba malo reprezentatywna:) W przypadku Marcina wiele czynnikow moglo miec wplyw na wysokosc HR i tempo biegu. Bieg byl bardzo krotki. Wierze w taka kalkulacje na biegu maratonskim lub polmaratonskim w triathlonie. Ale na krotkim dystansie 10-10,5km to sie nie sprawdza. Jesli robisz zawody mocno, na wynik to biegniesz max od poczatku do konca albo …”umrzesz”:)) Poza tym wielokrotnie wraca sprawa tzw. negative split w biegach pol-/maratonskich. Wykazano, ze rzadko ktory amator potrafi taka zasade zastosowac. A jesli juz tak robi to czesto zaczyna po prostu za wolno i ma duzo sil na przyspieszenie …nie tylko do mety ale rowniez jeszcze …za nia:)Jak powiedzial LG, wszyscy zwalniaja w IMie ale wygrywa ten, ktory zwolni inaczej:) Jak zawsze nasz ekspert Dr Marcin porusza ciekawy problem:))
Nie zły test i wynik dający do myślenia. Po rowerze każe tempo wydaje się wolne, grunt to faktycznie nie przeholować i spokojnie zacząć ale czasem ciężko się opamiętać, tu najważniejsze jest doświadczenie i poznanie swojego organizmu.
Powtórzę z dyskusji na moim FB:
Dwa lata temu na IM 70.3 Majorka, po rewelacyjnym rowerze, zacząłem „rewelacyjny” bieg. Był doskonały tylko przez 3 km, kiedy to pace avg był na poziomie około 3:50/km :-))) a później… szedłem. Myślę, że w przypadku amatorów, którzy nie są przyzwyczajeni do ścigania się w triathlonie od „małego” na wysokich intensywnościach, na pewno początek biegu musi być spokojny. Przynajmniej te 2-3km. A później? Podobno podczas maratonu w IM zwalniają wszyscy. Wygrywa ten, kto zwolni najmniej. Fajny przykład z tymi dwoma treningami.