„Triathlon to taka dyscyplina, gdzie każdy może poczuć się jak mistrz świata. Zarówno wtedy, kiedy stajesz obok najlepszych zawodników w tej samej strefie zmian czy na linii startu, jak i wtedy, gdy zwracasz się o wsparcie do sponsorów.” To zdanie, które usłyszałem od Frederika van Lierde zawiera w sobie zarówno fascynację egalitaryzmem naszej dyscypliny, jak i czającą się gdzieś w oddali obawę przed nowym trendem w sportowym marketingu, gdzie znacznie wzrasta rola amatorów w strategiach sprzedaży firm.
Od palacza do Ironmana
Takim interesującym przykładem wykorzystania amatora do marketingu w triathlonie jest akcja jednej z brytyjskich firm. Wybrano chłopaka, który największe osiągnięcia notował w pochłanianiu śmieciowego jedzenia i kolejnych papierosów. Miał jednak jedną ważną zaletę, chciał to zmienić. Dostał nie tylko wsparcie sprzętowe i merytoryczne, stał się równocześnie jedną z twarzy firmy. Reklamy z nim w angielskich gazetach triathlonowych mogliśmy obejrzeć w jednym szeregu z najlepszymi zawodnikami na świecie. Na zaawansowanych triathlonistach nie zrobił on żadnego wrażenia, lecz stał się bardzo rozpoznawalny w kręgach osób myślących o rozpoczęciu treningu. W Polsce często kierujemy się do osób już wciągniętych w wir sportu. Na bardziej zaawansowanych rynkach staraniami takimi obejmowani są ci, którzy dopiero o tym myślą. Mieliście kiedyś taki moment, gdy przeglądaliście w sklepie gazety dotyczące jakiegoś hobby, które powoli kiełkowało w waszej głowie? Właśnie tu siła przekazu „jednego z nas”, niezaawansowanego amatora jest o wiele większa od sylwetki mistrza na mecie. Co więcej, zauważono, że nabierając doświadczenia kibicujemy bardziej zawodnikom, którzy związani są z firmą, z którą mieliśmy pierwsze skuteczne przekazy reklamowe. Mistrz to dziesiątki tysięcy dolarów, amator to zaledwie drobny ułamek tej kwoty.
Konkurencja
Amatorzy coraz bardziej zdają sobie sprawę ze swojego potencjału, co powoduje, że coraz śmielej zwracają się do firm z ofertami współpracy. To w naturalny sposób obniża rynkową wartość profesjonalistów, szczególnie tych z dalszych miejsc. Ci ostatni w zasadzie zrównują się z amatorami, ponieważ ich oddziaływanie na rynek jest bardzo lokalne. Czego firmy oczekują od współpracy z nami? Raczej nie są to umiejętności marketingowe, w Polsce panuje tu szczególna bieda. Niezdarność tych przekazów jest często prawdziwym bólem dla oczu i uszu. Wyniki sportowe także nie stanowią najważniejszego kryterium. Nawet w sporcie zawodowym „wyniki” oznacza dominację w stylu Jorgensen, Ryf, Frodeno, Gomeza i Brownlee. Jeżeli dodamy do tego mistrzów świata IM i ITU z ostatnich trzech lat, mamy komplet. Kilka osób. U amatorów rozmywa się to jeszcze bardziej w gąszczu formuł i kategorii wiekowych. Liczy się natomiast widoczność w grupie docelowej.
fot. Daniel Kraft. www.realert-brothers.com
Zastanawiacie się, czemu firmy decydują się na współpracę z danym zawodnikiem? Jeżeli mają dobre rozeznanie rynku, potrafią ocenić jego siłę przekazu, zdolność kreowania opinii, z łatwością wyłowią najbardziej „nośnych” amatorów. Jest jednak jeszcze jedno podejście, a dotyczy ono zarówno profesjonalistów, jak i kategorii wiekowych. To stary, dobry kontakt międzyludzki. Wbrew pozorom to najczęstszy powód nawiązania współpracy. Ludzie pracują z ludźmi, nie metkami, i musi się wydarzyć coś naprawdę wyjątkowego, żeby nastąpiło przejście pomiędzy firmami. W Polsce to jeszcze bardzo często kwestia „kto mi da za darmo-tam pójdę”, ale obie strony coraz bardziej przekonują się, że taka współpraca jest mało stabilna i niewiarygodna, a co za tym idzie – nieefektywna. Właśnie aspekt ludzki jest największą siłą amatorów, i o niego w szczególności powinni dbać. To ich przewaga nad nieco hermetycznym i zamkniętym w sobie światem pro.
Zmierzch zawodowstwa?
Czy amatorzy pozbawią racji bytu segment pro w triathlonie, w szczególności w formule Ironman? Moim zdaniem nie. Najsympatyczniejszy nawet amator nie porwie takich tłumów, jak walka najlepszych na świecie zawodników. To oni inspirują, sprawiają, że sport jest rozpoznawalny i zauważalny. W Polsce możemy się posłużyć przykładami związanymi z Justyną Kowalczyk, czy Adamem Małyszem. Każdy odpowiedzialny producent powinien mieć w swoją strategię wpisane wsparcie dla sportu wyczynowego, dbając o równowagę w „ekosystemie”. To rodzaj podatku, który płaci za możliwość zarabiania na sporcie. Jeżeli zaczęlibyśmy eliminować któreś z ogniw tego łańcucha, nawet drobny kryzys mógłby spowodować zaniknięcie dyscypliny. Trzeba się jednak zgodzić, że w przyszłości amatorzy będą pełnić coraz istotniejszą rolę w strategii wsparcia produktu.
Polska reprezentacja amatorów podczas „Parady Narodów” w Kona. Ironman Hawaje 2015
Tymczasem, zanim nabiorą zbytniej pewności siebie, powinni pamiętać o tym, że jakkolwiek zawodnik sportu wyczynowego jest „dobrem rzadkim” i stosunkowo trudnym do zastąpienia, amator nie posiada tego atutu. Bardzo łatwo firmie jest dokonać zmiany ambasadorów swego produktu, rekrutowanych w kategoriach wiekowych. Zawodowiec z najwyższej półki jest w większym stopniu paliwem do budowania popularności marki, niż swojej własnej. Za to właśnie otrzymuje wynagrodzenie. Dla pro z drugiego szeregu i amatorów, wsparcie reklamowe ze strony firmy jest motorem do budowania własnej pozycji na rynku.
Ja, pro-am!
Plusem tej „nowej ekonomii” w triathlonie są otwarte drzwi dla każdego amatora do uzupełnienia choćby części swojego wyposażenia ze znacznymi zniżkami, lub wręcz za darmo. Potrzebujemy jedynie pomysłu, odrobiny pracy i określonej wizji. Pomysł na siebie to podstawa tego przedsięwzięcia. W praktyce będzie on wymagał pewnego czasu na wcielenie w życie, zbudowanie sobie sieci relacji, wyrobienie charakterystycznego i rozpoznawalnego wizerunku. Jednak w żadnym wypadku element komercyjny nie może przeważyć tu nad pasją, zaangażowaniem i radością z uprawiania sportu. Wizja oznacza wybór partnerów, z którymi chcemy współpracować. Pamiętajmy, że to nie jest (jeszcze) nasza praca, nie zabijajmy przyjemności za parę skarpet lub nowe majtki. Jeżeli coś powoduje tobą, że marzysz o kupnie danego sprzętu, niech to samo będzie motywacją do nawiązywania współpracy. Kto wie, jak twoje losy potoczą się w przyszłości. Dziś coraz więcej osób pracujących w firmach sportowych rekrutuje się właśnie ze środowiska amatorów, nie tylko byłych wyczynowców.
Amatorzy z klubu „Every Man Jack”. Na górze w środku Ritch Viola – mistrz świata kat. 35-39 Ironman Hawaje
Konkurs
Na koniec proponuję małą zabawę. Zaproponujcie w komentarzach kandydatury do tytułu najbardziej rozpoznawalnego polskiego PRO (kobiety i mężczyźni razem), oraz amatora. Takich, którzy są dla was największą inspiracją. Z najczęściej pojawiających się utworzymy listę na którą będziecie mogli głosować przez najbliższy miesiąc. Jestem bardzo ciekawy, czy tezy z tego artykułu znajdą potwierdzenie na naszym podwórku.
Jaskółka, Jerzyk, Konieczny 🙂
PRO mężczyźni Miłosz Sowiński
PRO kobieta Ewa Bugdoł
amator Maciej Dowbór
Pro – Mikołaj Luft
Amator – Marcin Konieczny
Jak zwykle rewelacyjny tekst.
Amatorzy – Łukasz Grass, Rafał Herman, Maciej Dowbor
PRO – Miłosz Sowiński
PRO – Agnieszka Jerzyk
AMATOR – Marcin Konieczny, Łukasz Grass, Maciej Dowbor,
Kobieta Pro – Agnieszka Jerzyk,
Mężczyzna Pro – Sylwester Kuster
Mężczyzna Amator – Mkon,
Kobieta Amator – nie znam, nie inspiruje 🙂
@Krzusiu, swietne skojarzenie…. Coś w tym jest!
Świetny artykuł. Właśnie mam w planie wystartować w tym roku pierwszy raz (sprint i olimpijka).
Niedawno pomyślałem o sponsorach i może coś z tego będzie. Jak się nie uda to też się nic nie stanie.
Myślę, że amatorem jest się do pierwszego pełnego Ironmen’a. Jak ktoś zostaje na dłużej to już niestety jest ProAmator ☺ – czego sobie i innym amatorom życzę.
Kobiety PRO: Ewa Budgoł
Mężczyźni PRO: Kacper Adam
Amatorzy: MKON, M.Dowbor, Ojciec Dyrektor
Kacper Adam i Michał Podsiadłowski (Michał jest dobrym przykładem na to,że bez przeszłości sportowej można osiągać super wyniki).
PAN Łukasz Grass
i
PAN Maciej Dowbòr
Podobno ww. to „amatorzy”, jednak nie mam śmiałości tak ich nazwać …
* tak miało być ! 😉
PAN Łukasz Grass
i
PAN Maciej Dowbòr
Poco no to 'amatorzy’, ja jednak nie mam śmialosci nazwac tak ww.
Kazik i Mkon
Czekam na nowe teksty Maćka z niecierpliwością . Są jak powiew wiosny na AT . Chciałoby się napisać wprowadzają nową jakość ale niechcący mógłbym kogoś urazić, chociaż większość teoretycznie to gruboskórni żelaźni… 🙂
Co zaś się tyczy zadanego tematu to moim zdaniem pro i amatorzy to jak mechanizm hybrydowy, jedni i drudzy mają na siebie bezpośrednie przełożenie…
Pytanie konkursowe… Prosi – z Pań według mnie Agata Jerzyk. Z Panów dwa światy, stary wyjadacz i młody wilk
ex aequo: Marek Jaskóła i Miłosz Sowiński. Osobiście mocno trzymam kciuki za Kacprem Adamem.
Wśród amatorów nie mam wątpliwości – Mkon za całokształt, tj. wyniki , propagowanie tri i udział w akcjach charytatywnych.
Gdyby miały wchodzić w grę grupy wiekowe to z pewnością wybitną postacią jest Jacek Gardener ( niestety mało ,,obnosi się” swoimi wynikami) . Popieram zdanie Nadblogera, że w kategorii ,,inspirujący” palmę pierwszeństwa przyznałbym Andrzejowi Kozłowskiemu.
Jako PRO-Kacper Adam. Amator Paweł Krakowiak -tytan pracy
Pro: Kacper Adam i Aga Jerzyk
Amator: Marcin Konieczny i Rafał Herman, wśród kobiet Tri Mama (Natalia Wodyńska-Stosik)
Maćku, w uzupełnieniu mojego wpisu poniżej muszę napisać, że podniosłeś bardzo ciekawy temat 🙂
Pro: Mikołaj Luft
Amator: Łukasz Grass
Inspirujący: Stanisław Zajfert i Andrzej Kozlowski
Wśród PRO Kacper Adam. Wśród amatorów Maciek Dowbor.
OStatnio w kilku miejscach znów wróciła dyskusja o tym kto jest amatorem, kto zawodowcem, kto wyczynowcem. Trudno to różnicować. Czy ktoś, kto pracuje w wojsku jest tak na prawdę PRO (skoro musi w tym wojsku mimo wszystko pracować)?
Mam nadzieję, że w konkursie zaliczają się też osoby z poza triathlonowego światku:
– najbardziej motywujący pro: Mo Farah
– najbardziej motywujący amator (i to jaki medialny): Wasz redakcyjny kolega Maciej Dowbor.
Drugim argumentem ze strony czytelnikow o czym zapomnialem napsiac bylo to , ze to przede wszystkim my amatorzy kupujemy reklamowany w waszym pismie sprzet , suplementy itd .
Od poczatku mojej przygody z triathlonem pronumerowalem miesiecznik Triathlete .Trudno bylo tam doszukac sie czegos o amatorach . Zdjecie zawodniczki lub zawodnika pro na pierwszej stronie jak i tez artykuly o nich lub wywiady wewnatrz pisma , jezeli cos o amatorach to tylko tych naprawde wyjatkowych jak Team Hoyt , Rudy Garcia-Tolson czy Madonna Buder . Okolo 10 lat temu wylala sie na redakcje ze strony czytelnikow fala krytyki w ktorej dominowel taki oto argument :” Dlaczego nie piszecie nic o nas amatorach , przeciez to my w tysiacach egzemplarzy kupujemy wasze pismo nie profesjonalisci , oni moga jedynie100-200 numerow . Chcemy o nich czytac ale piszcie tez o nas !” Trudno sie z tym nie zgodzic i redakcja pisma tez wziela sobie to do serca , publikujac miedzy innymi w nastepnych numerach nazwiska i wyniki zawodnikow z grup wiekowych , ktorzy staneli na podium w zawodach Ironman. Ne wiem jak jest teraz , mam nadzieje ze redakcja dalej trzyma ten kurs . Od szesciu lat pronumeruje magazyn LAVA .
Rozpoznawalność wśród pro to Agnieszka Jerzyk i Kacper Adam, sympatyczni i medialni. Ale jeszcze pokarzą pazur Robert Karaś – to chyba będzie przyszła gwiazda na świat w pełnym dystansie oraz Miłosz Sowiński, bardzo mocny i rozwijający się zawodnik 🙂
Ciekawy artykuł, sam jestem przykładem tego ze mozna. Udało mi się namówić Prezesa na drobny sponsoring i dzięki temu zakupiłem rower TT . Nie jest to łatwe ale można próbować, nie zawsze się uda ale warto.
Jeśli chodzi o rozoznawalnycb PRO to według mnie Aga Jerzyk i Kacper Adam