Szaleństwo piłkarskie właśnie się rozpoczyna. Będą łzy radości, będą łzy szczęścia, będą łzy zawodu i wściekłość. Mistrzostwa Europy to czas, kiedy błyskawicznie można zostać wrogiem milionów. Wystarczy napisać lub publicznie powiedzieć, tak jak ja, że nie rozumie się skąd to przekonanie, że polska drużyna piłkarska wyjdzie z grupy. No bo niby czemu miała by wyjść?
Powiedziałem to głośno i się nasłuchałem. A to, że jestem marnym kibicem, a to, że brak mi wiary, a to, że jestem malkontentem. Tak jakby trzeźwy osąd miał zaprzeczać jakości kibicowania. Sport ma to do siebie, że nie opiera się na wierze i nadziei, a na dobrym organizmie i solidnym wytrenowaniu. Sam, będąc triathlonistą, spędzając na treningach kilkanaście godzin w tygodniu wiem, co mogę osiągnąć na zawodach. Tak jak wiedzą to wszyscy ci, którzy pokonują niewyobrażalne dla wielu kilometraże, spędzają na treningach tyle godzin, że w kategorii poświęcania czasu na ulubioną rozrywkę wygrywają z tymi, którzy walczą o tytuł mistrzów w spędzaniu maksymalnej liczby godzin dziennie przed ekranem telewizora, komputera i smartfona (czas liczony jest oczywiście łącznie). Każdy, kto trzyma się niemal z aptekarską precyzją swojego drobiazgowego planu treningowego doskonale wie, z jakim celem może jechać na zawody. Oczywiście każdy może założyć sobie tytuł mistrzowski. Tylko po co? Przez takie nierealne życzeniowe myślenie nie dość, że nie byłoby frajdy z zawodów, to na pewno sport stałby się tylko stresem, i faktycznie wtedy pozostaje tylko modlitwa o cud, bo nie da się stanąć na pudle, jeśli w stawce jest co najmniej sto osób z pewnością od nas lepszych. I nie ma znaczenia, jak silna jest nasza nadzieja. Ona na pewno nie przyniesie nam zwycięstwa. Jest oczywiście szansa, że ta setka przed nami rozłoży się w jakiejś kraksie rowerowej, a my spokojnie ich omijając dotrzemy na metę pierwsi, bo ich sfatygowane nogi nie pozwolą im biec. Ale to już nie wiara w nasze siły, czy w nas samych, a raczej w niepowodzenie tych, którzy są lepsi.
Na taki cud na Euro we Francji tym bardziej nie mamy co liczyć. Oczywiście można ubrać naszych piłkarzy w najlepsze garnitury, zrobić im najbardziej profesjonalną sesję reklamową, a nawet ułożyć im fryzury lepsze niż ma na swojej głowie sam Ronaldo. Ale uwaga – bo niektórzy zdają się tego nie wiedzieć – od tego nie jest się ani o jotę lepszym. Od tego można mieć co najwyżej lepszy wizerunek i rozbudzić większe nadzieje u nieświadomych kibiców. Tych bardziej świadomych można jeszcze przekonywać, że mamy najlepszą drużynę od lat. Może i mamy. Ale inni mają je jeszcze lepsze. Tych kilku zawodników, którzy grają w zagranicznych ligach, to tylko kropelki w morzu naszej nijakiej ekstraklasy, która swoją ekstra nazwę ma chyba tylko po to, by przykryć to, że na pewno nie jest ekstra. Skoro w rankingu federacji piłkarskiej jesteśmy daleko, daleko za czołówką, to na pewno na mistrzostwach nie będziemy nagle bardzo blisko.
Każdy z nas, triathlonistów pokonując kolejny trening też może wyobrażać siebie jak odbiera puchar za zdobycie pierwszego miejsca w zawodach Ironman na Hawajach. Pewnie nawet kilku z nas to robi. Ale wie, że to cel, którego nie ma szans osiągnąć. Bo rzecz w tym, że jak są lepsi, to nam pozostaje radość z uczestnictwa w zawodach, zrobienia wyniku na nasze możliwości i cieszenia się tym. Jak też cieszenie się dopingiem i wsparciem prawdziwych kibiców, czyli tych którzy krzyczą na nasz widok, zagrzewają do walki, dodają siły i wspierają gdy jest trudno.
Nie przyszłoby mi do głowy pomyśleć o mojej żonie, moim najgorętszym kibicu, że jest marnym kibicem, a już tym bardziej, że na co mi takie jej kibicowanie, skoro nie wierzy, że wygram zawody, na które akurat jadę. Ona jak każdy prawdziwy kibic wie, że najważniejsza dla mnie jest jej obecność i radość z tego, że jesteśmy razem w chwilach tego morderczego wysiłku, choć oddzielają nas barierki. To całkiem inaczej niż kibice piłkarscy, którzy są kibicami prawdziwymi dopóki ich drużyna wygrywa, a oni mogą wierzyć, że zdarzy się cud. Nie zdarzy się. Ja im kibicuję, mimo to. Wierzę, że dadzą z siebie wszystko, choć nawet mieliby przegrać wszystkie mecze. Bo to jest piękne w sporcie, że na zawodach trzeba wykorzystać wszystko, co się zbudowało na treningach. A reszta i tak jest już od nas niezależna.
Ale może nam triathlonistom jest łatwiej. Nie musimy zatrudniać drogich i modnych fryzjerów. Komu by się chciało układać piękną nażelowaną fryzurę tylko po to, by założyć na nią czepek.
Marek Kacprzak
Dziennikarz Telewizji Polsat News
Ja lubię kibicować każdej naszej reprezentacji. Nawet tej piłki nożnej 🙂
Choć nie rozumiem jak samo zakwalifikowanie się na mistrzostwa Europy/Świata może wywoływać taka euforię jak w piłce nożnej. Dlaczego nikt nie skacze pod niebiosa po zakwalifikowaniu się siatkarzy, czy piłkarzy ręcznych?…Ci pierwsi walczą o kwalifikację, Ci drudzy zawsze o medale.
Również jestem zwolennikiem ostrożnego optymizmu i poruszania się w rozsądnych realiach. Ewentualne rozczarowania mniej bolą. Oczywiście życzę Naszym z całego serca długo oczekiwanego sukcesu! Nie będę dywagował na temat różnic czy podobieństw w obu dyscyplinach. Osobiście drażni mnie tylko jedna. Pierwszy lepszy ,,kopacz” z III ligi zarabia niezłą kasę i ma się za gwiazdę…. My harujemy, topimy spore pieniądze i mamy z tego tylko dziką satysfakcję… Można? 🙂
Odwazny tekst- pamietam jak na profilu London Triathlon wrzucili obrazek z napisem 'gdyby to bylo proste nazywaloby sie pilka nozna’ i wybuchla burza :). Ja z wieloma punktami sie zgadzam ale mimo wszystko licze ze wygramy Euro. Miedzy innymi dlatego ze na to postawilem i z wygranej zamierzam kupic rower czasowy… No dobra, moze nie rower czasowy ale jak troche doloze to licznik mocy :)))
A mnie się podobało…i chyba wiem co autor miał na myśli:).
Wiadomo, tak naprawdę o co w tym wszystkim chodzi…Ale życzę miłego kibicowania i wielu emocji.
Niestety, ale mocno nie zgadzam się z treścią felietonu. I to nie dlatego, że Autor jest złym kibicem i malkontentem, a ja fanatykiem. Ale dlatego, że brak w nim logiki a wnioski są powierzchowne.
Po pierwsze: porównanie triathlonu i piłki nożnej jest błędne. Jedno to dyscyplina indywidualna, drugie – zespołowa, jedno w zasadzie sport wytrzymałościowy, drugie oprócz tego elementu ma aspekt techniczny i taktyczny. Różnic jest jeszcze wiecej.
Po drugie: wnioskowanie o szansach naszej reprezentacji opierając się na ocenie naszej ekstraklasy – chybione. O jej sile stanowią zawodnicy odnoszący sukcesy w najlepszych ligach europejskich.
I po trzecie: A historie drużyny Grecji Autor zna?