Celebrowanie, odwiedziny w zakładach pracy, wywiady w TV, męczące rozdawanie autografów, wzdychanie rozgrzanych fanek w końcu dobiegło końca. A tak serio zastanawiałem się, czy w ogóle jest sens pisać. Ze smutkiem obserwuje zachodzące zmiany na AT. Zaczyna kruszyć więź, która kiedyś łączyła dużą grupę blogerów. Informacje, które są przekazywane w zasadzie odnoszą się do elity. Brakuje o tych, którzy tworzyli już jakąś jedność i dumnie startowali w strojach AT. A szkoda, dzięki tej platformie można poznać bardzo wartościowych ludzi, wymieniać doświadczenia, zyskać przyjaciół. Miałem to szczęście, pozyskałem takich, wzajemnie się nakręcamy i podtrzymujemy na duchu w chwilach kryzysu. Przy okazji, wielkie dzięki Michale, Andrzeju i Arturze. Ten mój sukcesik jest również Waszą zasługą!
Oczywiście nie jest to jakaś totalna krytyka, a tylko moje subiektywne odczucie. Dzieję się przecież dużo dobrego, trafiają się rodzynki, chociażby artykuły odŻywka, których zawsze wypatruję…
Moje rozważania o tym czy pisać czy nie pisać rozwiał telefon samego Ojca Dyrektora. Nawiasem, chłopina, chyba sobie nie zdaje sprawę jakim bodźcem motywacyjnym są jego brakujące komentarze pod wpisami… Wiem, wiem, załapał niezłą fuchę i musi stanąć na wysokości zadania, w końcu w życiu są jakieś priorytety…
W ostateczności przeważyła myśl, że zawsze po zaspokojeniu swojej próżności, przemycam w tekście jakieś informację, które mogą służyć mniej doświadczonym… Hehe… co ja piszę, po czterech latach, mam aspirację robić za eksperta! Głupol!
Przechodząc już do samego Poznań Chelaange, uczucia mieszane, pomny złych doświadczeń obiecałem sobie odpuścić to miejsce jednak szyld ME kusił i w końcu przeważył. Problem był tylko jeden, czy podołam…
W styczniu, gdzieś w górach próbując pogodzić treningi z pasją narciarską przesadziłem, nie wytrzymały dwugłowe. Kontuzja wlokła się jak flaki z olejem, pewnie dlatego, że co było trochę lepiej to ja ,,do pica” bo przecież mistrzostwa, ból powracał, wizyty u różnych szamanów nie pomagały. Zaplanowane starty w Olsztynie i Ślesinie poszły w odstawkę. Z rozrzewnieniem obserwowałem na fb wiosenne wpisy zaprzyjaźnionej grupę biegaczy AGB Torfy, która co rusz informowała o kolejnych ciekawych startach, podczas gdy ja człapałem po 15 km tygodniowo. Motywacja malała, a w głowie rodziła się myśl o zakończeniu ,,kariery”. Jedynie co mogłem robić to więcej pływać z wiarą, że będzie miało to przełożenie na wydolność ogólną. A nóż uda się zrobić tego IM.
Susz miał zweryfikować plany, czy w takiej sytuacji jestem w stanie zrobić pełny dystans. W zasadzie niczego się nie dowiedziałem, przez głupotę odcięło mnie na 60 km z prozaicznej przyczyny, brak ,,papu i piciu”, tropiki na biegu dobiły. Wynik przeszło 20 min gorszy niż w ubiegłym roku. Byłem w czarnej du… W dalszym ciągu nie wiedziałem, na co mnie stać, ale wystraszyłem się. W następny dzień napisałem maila do Orgów z Poznania z prośbą o przepisanie na połówkę, tak żeby nie kusiło. Zaaprobowali moją prośbę. Pozorny spokój trwał chwilę. IM kusił. Kto go zaliczył już wie, że skrywa w sobie jakąś magię, kusi jak śpiew syren, jest wydarzeniem godnym poświęceń… Podzieliłem się swoimi rozterkami i podjętą decyzją z autorytetem i bardzo bliskim mi Ludwikiem Sikorskim. Dostałem jednoznaczną i merytoryczną odpowiedź ,,głupi jesteś, rób IM”. Sam doszedłem do wniosku, że jednak w tej sytuacji będzie lepiej dłużej a wolniej… Żonka przyklepała, że też tak woli i decyzja zapadła. Znowu mail do Orgów, trzeba przyznać, że wykazali się morzem cierpliwości…
W sobotę już w hotelu, umęczony całodniową drogą, odbieraniem pakietu, wstawianiem roweru i innymi czynnościami, padłem na wyro cały obolały z myślą ,, to będzie kompletna klapa”. Cieszyłem się tylko ze spotkań z kolegami, Tomaszem, Kubą , do tej pory znanymi mi tylko wirtualnie. Niespodziankę sprawił sam Nadbloger robiący za Świętego Mikołaja! Wybranym osobą lekka ręką rozdawał czarodziejski napój znany pod nazwą Kopytko Łosia. Ba, nawet fundował obiad w pobliskiej knajpie. Udało mi się załapać jakimś cudem… Dzięki Marku!
Żonka, w przeciwieństwie do mnie pałała ogromnym entuzjazmem, zapisawszy się na bieg nocny, rozgrywany jako impreza towarzysząca wyszła realizować swoje marzenia, tj, ,,puścić się nocą”. Nie miałem siły reagować… a niech ma kobita coś z życia, pomyślałem i odpłynąłem.
Nazajutrz strat w drugiej fali za prosami… nie pływam z zegarkiem, denerwuje mnie. Realizowałem taktykę krótkich skoków, tj. dopaść do nóg kogoś z przodu, powozić się, odpocząć i szukać kolejnej ,,ofiary”. Tak udało się trzykrotnie, później stawka rozciągnęła się i było całkiem komfortowo… Dopiero jak zakładałem zegarek w T1 zobaczyłem, że łącznie z przebraniem jest poniżej godziny! Co jest, kurne, aż taki dobry nie jestem! Nie miałem czasu analizować, ale jakoś wcale nie czułem trudu pływania, miało być zachowawczo i było.
Rower. Po klapsie w Suszu jak zegarmistrz i aptekarz w jednym realizowałem przyjęte wytyczne w odżywianiu – 300 kal/ h dostarczane w małych porcjach co 15 -20 min i picie, częste picie małymi łyczkami! Jak nie uda ci się wytrenować to chociaż ,,baniuj”, wykorzystaj doświadczenie, najwyższy czas! Taką miałem dewizę! Zimny łeb miał zaciągać lejce fantazji! Pierwsza z czterech, 44 km pętli spokojnie, średnia 31/h, druga lekko podkręcona 31,3, trzecia czujemy się nieźle – dobijamy do 32. Po nawrocie zauważyłem Andrzeja Lewandowskiego (moja kategoria), jest stosunkowo blisko a to mocny Gość. Zwiększam do średniej 32,2 ale w dalszym ciągu czuję małą rezerwę. Zimny łeb obowiązuje! Trzeba przyznać, że trasa rowerowo jest dobra w Poznaniu, szeroka, niezła nawierzchnia, w miarę płaska, tory tramwajowe zabezpieczone… nic tylko kręcić dobre czasy a pogoda jak na rower całkiem przyzwoita.
Bieg. Odpalam GPS w celu kontroli tempa. Menda szuka i szuka sygnału! Niemal zawsze jak schodzę z roweru pozornie wydaje się, że biegnę wolno! Satelita w końcu namierzony, odczytuje prędkość 4.50! Prrrrr!!! Ustalałem, że stać mnie co najwyżej na 5.20! Zwalniam chociaż nosi mnie jak cholera! Zimny łeb….!!! Wydaje się, że to ślimacze tempo, ale wyprzedzam kilku zawodników. Każdy punkt żywieniowy oddalony ok 25min. Rezygnuje z żeli na rzecz bananów i pomarańczy. Zatrzymuje się przy każdym punkcie, banan, pomarańcz na przemian + ,,tankowanie” izotoniku w mini bidon i małe łyczki… Chłodzenie przy deszczowniach obowiązkowe.
Trasa prowadzi przez centrum, tłumy ludzi w kafejkach, doping dodaje skrzydeł.
W międzyczasie dołączają na trasę ci z połówki. Sporo znajomych, wspieramy się nawzajem, o dziwo biegnę szybciej niż niektórzy z nich… Na drugiej pętli wyprzedzam Blogera Roku, Kubę, wyzywa mnie od ,,przekozaka”, serce rośnie… W dalszym ciągu czuję się dobrze, średnia oscyluje w granicach 5.15 ale z niepokojem czekam 30 km, czy mnie sieknie? Najdłuższe wybieganie jakie udało mi się zrobić to 27 km, zaraz po Suszu, nie w pełni zregenerowany musiałem zaryzykować, przecież dwa tygodnie trzeba zostawić na tapering… Dałbym sobie rękę uciąć, że jestem na ostatnim okrążeniu i czeka mnie tylko dobieg do mety ale GPS wskazywał, że jeszcze co najmniej 9 km. Nie byłem na odprawie, nie widziałem jak długi odcinek prowadzi do mety od ostatniego nawrotu. Drę się do sędziego – ile do mety? Jakieś 150 m, pada odpowiedź! Wizja jeszcze jednego kółka sprawiła, że automatycznie wyrwało się siarczyste ,,kur… mać”!!!. Oczywiście liczna publika w tym miejscu miała ubaw po pachy, ale mi do śmiechu nie było, wróciłem na trasę!
Na szczęście zegarek wskazywał, że nawet jak zrobię ostatnie km wolniej to i tak będzie super! Finisz na metę poprzez kładkę z czerwonym suknem prowadzącą nad fontanną. Trzeba przyznać, że tu rozmachu i fantazji nie zabrakło. Przekraczając linię męty rzucam okiem na zegar , piękny czas! Pełnia szczęścia. Niestety trwała krótko, zaraz dowiedziałem się o skróconym ok 800 m pływaniu! Jak można tak spieprzyć ludziom start!? Ogarnia mnie wściekłość! W międzyczasie dowiaduję się, że mam drugie miejsce w AG. Sprawdzam wyniki. Czas maratonu 3.44, a tak mało biegałem! Liczę, przeliczam, wyliczam, kombinuję. Wygląda na to, że jak doliczyłbym 15 min do pływania to i tak złamałbym spokojnie 10.30, czyli progres jest. Szkoda tylko, że nie będę mógł szczycić się życiówką np.10.27 to tak ładnie wygląda i byłaby motywacja a tu 10.12! Życia mi nie wystarczy, przecież 56 na karczychu…! Beznadzieja!
Nerwy puszczają ale tylko do momentu dekoracji. Ta zaplanowana na 22.00 zaczyna się ok 23! Umęczeni zawodnicy czekają na placu godzinę, a tu powtarzające się komunikaty, że za chwilkę zaczynamy… Żenada! Złą atmosferę rozładował trochę pokaz sztucznych ogni.
Na ceremonii super akcent Bugdoł Ewa wygrywa w kategorii kobiet, odbiera czek na 6000 euro. Sympatyczna dziewczyna. Właściwa nagroda za tą harówkę. Szkoda, że walki nie podjął Mikołaj Luft…
Kolejny super akcent, mój ubiegłoroczny mocny konkurent Antek Grzanka w tym roku już w kategorii 60+ wskakuje na pierwsze miejsce! Brawo Antek, w końcu trochę odpocznę od Twojego namolnego cienia. Wnioski? Jest motywacja, jest jeszcze coś do zrobienia, trzeba ,,podkręcić rower”, zwycięzca w mojej kategorii, który jest w zasięgu w pływaniu i biegu, zmiażdżył mnie na rowerze! Wzbudził mój gniew sportowy.
Na zakończenie kilka uwag.
Czytałem wiele negatywnych komentarzy, pod większością których mógłbym się podpisać. Trzeba jednak obiektywnie stwierdzić, że były też pozytywy. Wspaniała praca wolontariuszy na punktach, życzliwość i zaangażowanie, super doping kibiców, oprawa na wysokim poziomie… Ogólnie jednak jak na rangę imprezy to rozczarowanie.
Nie ma jednak co biadolić, to już historia, należy mieć tylko nadzieję, że kiedyś ten ogromny potencjał miejsca zostanie dobrze wykorzystany, tylko ilu zawodników da się ponownie skusić?
@Kuba, ja tak głośno nie krzyczę żebyś usłyszał coś o żelach. Musiał byś mocno zwolnić na rowerze to gwarantuję, że przypomnę 😉
@Arek – dzieki, ja za zelami nie przepadam i traktuje bardziej jako zlo konieczne, moze faktycznie musze sprobowac innych. Co do sredniej to mialem nadzieje w wielkim stylu wyprzedzic PRO’sow startujac z trzeciej fali w Gdyni jako pierwszy wyscig w jej barwach, ale nie wiem czy by nam wszystkim zycia starczylo zeby to zobaczyc :D. Dlatego mowiac juz calkiem powaznie od nastepnego sezonu juz na pewno, bez wzgledu na forme :).
@Arek . Szlifuj sie diamenciku , szlifuj !!! 🙂
Potruś, dworuj sobie, dworuj z mojego wicie miszczostwa…. tylko jak się wkurzę to kiedyś zdobędę jakiś normalny tytuł… 🙂
@Tomek, tak to jest jak sie czerpie wiedze tylko z mediow korporacyjnych! Uslyszal pewnie ze Papiez jest w Krakowie i pojechal. Tak miedzy nami, to dziennikarze powinni mowic, Papiez przez „zet z kropka” albo Papierz „przez rz”. Nie mial by wtedy Nadbloger problemow! A moze zatrul sie grzybami, wiem ze ostatnio zbieral. No tak, nawodnil sie kopytkiem i zbieral wszystko!!!
Ach zupelnie zapomnialem, ze to tekst naszego Wicie Miszcza!
Lubudubu lubudubu niech nam zyje „Wicie miszcz” naszego klubu, niech zyje nam, to spiewalem ja WaTRIat!!!
Piotr. Słyszałem że Nadbloger pojechał się z Tobą spotkać w Krakowie a tam ostatnio słabo z zasięgiem było.
Uwazajcie tez z nawadnianiem po zawodach. Nadbloger chyba sie tak nawodnil, ze piora udzwignac nie moze…..
@Andrzej.S, co Ty kolego wypisujesz o jakieś średniej, zaniżaniu…?! Przecież to nie ma znaczenia przy tworzeniu grupy. Liczy się więź i to, że możemy się wspierać i wzajemnie sobie pomagać. Po to są takie wpisy. Co do odżywiania jeszcze… Próbuj żele na dłuższych treningach. Ja mam już listę, tych, które się w moim przypadku nie sprawdzają. W odróżnieniu od Andrzeja nie jestem w stanie przyjąć aż takiej ilości dlatego na przemian stosuje baton, żel a i suszone figi przegryzę…. Baton zawiera jakieś ilości białka, aminokwasy… Warto poeksperymentować …
Dzieki wszystkim wielkie- gdybym ja to rok temu wiedzial… 🙂
Dzięki za przypomnienie tego wzoru. Gdzieś w tym całym amoku tego sezonu trochę się pogubiłem, ale dobrze , że mam jeszcze starty przed sobą to będzie opcja przetestować nowe(stare) rozwiązania. Moje żele mają 41g wagi i 26,7 węgli więc muszę łykać 3 na godzinę, Biorąc pod uwagę, że nie dam rady zjeść tyle żeli, robię wymiankę na batony i wychodzi mi 1 żel + 1baton + węgle z izo na 1h wysiłku. Niby proste, tylko brakuje mi tego „zimnego łba” jak u Arka i można walczyć w Wolsztynie. No może jeszcze @human będzie mi o tym przypominał na trasie i powinno być ok., na pewno zdam relację 🙂
Andrzej S ! Na polowce moze byc troche mniej niz 1gram . Powiedzmy .7-.8grama . Jeszcze wazna rzecz . Ostatni posilek 2 godz przed startem i 1.5 godziny „post” nastepnie w okienku 30-15 min przed biore 30gram wegli(zel) popitych woda (polowka) i 60gram(dwa zele) (pelny) .
Andrzej Stępień ten wzór dotyczy każdego wysiłku(intensywnego) trwającego ponad 2h. Bo mniej więcej na tyle organizm jest w stanie zgromadzić zapasu glikogenu w mięśniach. A wiadomo, że jak zabraknie energii to na uzupełnianie jest za późno i nawet puszka coli nie uratuje 🙂 Chyba że stara receptura z koką 😉 Dlatego śmiesznie wyglądają ludzie z żelami w kieszonkach i obklejonymi rowerami np. na sprincie 😀 Ale to chyba kwestia mody na bycie jak najbardziej „pro”.
Mnie na szczęście ten problem już nie dotyczy.
Jeszcze raz ogromne gratulacje- wynik pierwsza klasa i opis godny wicemistrzostwa :). Co do AT to patrzac z zewnatrz odkad sledze tworza ja ludzie i szczerze mowiac to jest chyba najwazniejsze, ja w przyszlym roku planuje w koncu zaczac 'odhaczac’ najwazniejsze imprezy w Polsce i mam nadzieje w koncu poznac wszystkich osobiscie. Sam do AT zamierzam 'wstapic’ kiedy moje wyniki poprawia sie na tyle zeby nie zanizac sredniej :). Na koniec jeszcze pytanie do @Andrzej K., @Karol i @Kuba – czy ten wzor dotyczy tylko pelnego IM?
Andrzeju, nie wątpię, że Ty liczysz dobrze;)) Ale chyba tych węgli Ci jednak brakuje skoro musisz zjadać „a”;))))
Marcin ! Przepraszam !!!
Widze teraz iz zjadlem „a” w Twoim Imieniu.
Niech moje zmeczenie wysokim kilometrarzem na 3 tyg przed pelnym bedzie okolicznoscia lagodzaca . :-)))
Uważam, że Arek powinien spróbować powalczyć o Kona.
P.S. Gratulacje V-ce Mistrzostwa Europy !!!
Mrcinie ! Marcinie ! Te zele ktrych ja uzywam maja dokladnie po 30 gram wegli , dlatego biore ich 12 na rower (pelny dystans) a nie 20czy 30 o mniejszej zawartosci bo wtedy potrzebowalbym plecak . 🙂 Trzy , maksimum cztery na biegu a od pietnastego kilometra tylko cola . A Wy, ” robta co chceta” – Kona czeka ! 🙂
Pozdrawiam !!!
Gratulacje już były ale jeszcze raz nie zaszkodzi;))
A co do węgli w żelach to już wiele razy przy różnych dyskusjach zwracałem uwagę na to, co napisał Karol – gramatura żelu a gramatura zawartych w nich węglowodanów to dwie różne bajki;) Średnia dla większości żeli o średniej masie (do 40 g) to ok. 19-24 g, żel jest wtedy gęstszy i wymaga popijania, a jeśli jest w formie bardziej rozwodnionej nie wymagającej popijania to te ok. 21 g jest w żelu ok. 60 g.
Należy też czytając etykiety zwracać uwagę na to jak producent podaje zawartość węglowodanów (i pozostałych składowych) – zawsze podana jest zawartość dla 100 g produktu i bardzo często druga kolumna to nie jest zawartość dla jednego żelu tylko dla dwóch! Taki wybieg marketingowy. I trzeba to sobie przeliczyć na jeden żel co nie jest trudne, jeśli się oczywiście zauważy, że trzeba to zrobić;)
Podsumowując jedząc dwa żele na godzinę dostarcza się ok. 40-45 g węgli, a nie 60 g. Większość z nas nie dostarcza 1 g na km m.c. na godzinę:))
Karol dzięki za ten wpis bo już myślałem że panuje dominacja żelko lubnych. Ja pierwszy żel zjadłem na 160 kilometrze ze strachu przed żelowym lobby 😉
Andrzej Kozlowski dobrze prawi. 1g węgli/godzinę wysiłku/kilogram masy ciała(suchej).
a co do zeli to trzeba czytać ile mają węgli na ile gram produktu. Bo 60g żelu przeważnie ma 17g węgli 🙂
Kiedyś można było kupić żele QNT i one miały na 70g żelu aż 69g węgli…ale ostatnimi czasy już ich nigdzie nie widziałem :/
Zresztą od pół roku jestem na optymalnej i nie potrzebuję węgli 😉
I tak Cie namowie ! :-))) Jestes gotowy !
Andrzeju, nie musiałeś wylewać mi wiadra lodowatej wody, przecież mam już zimny łeb! I ten zimny łeb podpowiada, że jestem jeszcze za cienki na zabawę z „Big Boys-ami”. 🙂 Może kiedyś… ale jak Ci wspominałem nie pali mi się do hawajskiego piekiełka…
Kuba !
Formula jest b prosta : 1/2-1 grama wegli/ 1kg wagi / godzine. W pelnym IM , blizej 1grama . Czyli wazac 60 kg potrzebujesz 60g wegli na godzine , wliczjac w to wegle z izotonika .
Ja biore srednio 2 zele(60 g) na godz plus izotonik i polowki banana na punktach . Mozna tez przyjac 300kal ale kalorii z wegli nie z kielbasy ! :-))) Powodzenia !!!
Ojciec Dyrektor obiecuje, że Cichecki ma bana na brzydkie słowa 😉 jedyne jakie puszczę to „O cholera!” ;))
Sorry zle spojrzałem 110 🙂
Arek pewny jesteś tych 300? Jeden żel Ale ma 460kcal…
Arku. Dzięki za miłe spotkanie. Pozdrów serdecznie małżonkę. Zagrzewała do walki jak mało kto. Już Ci gratulowałem ale masz raz jeszcze- należy Ci się Zimny Łbie !!!
Wez no Ty i wystartuj w jakims prawdziwym IM gdzie scigaja sie „Big Boys” a nie delektujesz sie wyrobami „zelaznopododnymi”, „second best ” . :-))))
To tak co by Ci sie w tym „zimnym lbie ” nie przewrocilo!
Frankfurt i …. wiesz co ! :-)))
Areczku gratulacje raz jeszcze !!!! 🙂 Zdrowo zazdroszcze zdolnosci regeneracji .
Tak sie zastanawiam ???
Ty mi sie w Suszu nie podlozyles ? :-)))
Dokladnie za trzy tygodnie ja bede cierpial . 🙁
@ Piotr . Bardzo , bardzo sie dziwie Ojcu Dyrektorowi , ze puscil ten obsceniczny tekst ???
Przeciez tu i dzleci czytaja !!! 🙂
Gratulacje Arkadiuszu! czy kiedykolwiek choć odrobinę zbliżę się do Twoich wyników? Zaczynam powątpiewać.
Arek jesteś moją nadzieją na przyszłość 🙂 Gratulacje 🙂
@Łukasz, publiczna deklaracja… grubo! 🙂
@Kuba. M, nie kojarzę z jakich źródeł ale pamiętam, że na 70 kg było 300kal, dodaj sobie z 50…
@Kuba J, w ubiegłorocznym pierwszy IM, też pobiegłem za szybko półmaraton, jednak doświadczenie robi swoje. Chociaż u mnie bardziej strach uwagi na małą ilość wybieganych km…
@ Pietrek, nie wyłapałeś ,, lepiej dłużej a wolniej” 😛
@Maciej, zapadłeś się pod ziemię?
Ogólne dzięki wszystkim za gratki.. 🙂
Ukończyłeś w wspaniałej formie. Miło było ciebie spotkać. Wielkie gratulacje… A z oceną zawodów poczekałbym… do przyszłorocznej frekwencji… Co raz więcej przemawia za startami w kameralnych imprezach … Podsumowując wieloletnią krytykę – stosować przepisy źle, nie stosować też żle
Gratulacje!
za wynik na dystansie długim i za nieuchronne podążanie w kierunku stanowiska I-zastępcy Nadblogera 🙂
Arek nazwał po imieniu to co wiele osób myśli – trochę AT spuściła z tonu na polu podtrzymywania tego od czego zaczęła – SPOŁECZNOŚCI.
Dla mnie osobiście AT to miejsce, gdzie zaczęła się nauka tri i stąd dowiedziałem się baaardzo dużo. Sentyment został na długo, ale o nowych chętnych może być trudniej. Od pewnego czasu bez wpisów na polu Trening (ostatni merytoryczny wpis – listopad 2015), w poradach – jedynie Filip wraca z bardzo cennymi artykułami. Aby podtrzymać AT w formie konieczny powrót Ojca/Ojców Dyrektorów – świetnie że Łukasz obiecuje powrót!
pozdrawiam wszystkich czytelników AT
i jak tu nie wielbić? Ale, że nad głową zapanowałeś…to jest postęp! Brawo i do jak najszybszego zobaczenia co bym mógł wyściskać;)
Wiwat Arkadiusz Wielki!!!! Nasz Wicie Miszcz!!!
Co do tekstu, toz to zupelna erotyka. Tytul powinien byc raczej „50 twarzy Arkadiusza”. Jak to w ogole przeszlo?!
Nie dziwie sie, ze tdlugo czekal na publikacje.
Poczytajcie sami: Wzdychanie rozgrzanych fanek w końcu dobiegło końca. …Byłem w czarnej du…czy podołam?…. w głowie rodziła się myśl o zakończeniu…Żonka, w przeciwieństwie do mnie pałała ogromnym entuzjazmem. Menda szuka i szuka sygnału! …puścić się nocą”. odpocząć i szukać kolejnej ,,ofiary”. Niemal zawsze jak schodzę, wydaje mi się, że wolno! …po czterech latach, mam aspirację robić za eksperta…
Gratulacje ponownie, bo się należą jak mało komu 🙂 Jesteś nieustannie moim ulubionym Koniem Wyścigowym 😉 I ten wykład zimnej głowy bardzo cenny. Chociaż jak wspomniałeś Antka to chyba czeka mnie bezsenna noc 🙂 trzymacie mnie w kleszczach 🙂 , w żadnej AG sobie nie pohasam 🙁
Arku gratulacje, super wynik, a szczególnie ten bieg. Ja z perspektywy czasu widzę, że popełniłem banalny błąd zbyt dużego tempa na początku. No ale cóż, to był mój pierwszy raz 🙂 i chciałem jak najszybciej skończyć 😉
Arek raz jeszcze gratulacje! Miło było w końcu poznać bo do tej pory jakoś tak się rozmijaliśmy. Musisz mi zdradzić tajemnicę Twojego biegu, rower pojechaliśmy podobnie, a na biegu przepaść. Mógłbyś przypomnieć jak wyliczyć zapotrzebowanie na kalorie ? Do zobaczenia.
Arkadiuszu drogi! Jeszcze raz gratuluję pudła! Wynik zacny nawet jeżeli dodasz te 15 minut. Trzymam kciuki za Hawaje…nieustannie. Pozdrowienia dla Ludwika, który namówił cię na pełnego, a nie na połówkę. No i cieszę się, że dostrzegasz jednak pozytywy na AT 😉 uff… A Ojciec Dyrektor mimo, że ma – jak to nazwałeś – „niezłą fuchę”, wróci na dobre w przyszłym sezonie. A redakcyjnie już powoli wraca, jak pewnie zauważyłeś 😉 No i bardzo żałuję, że mnie nie było w Poznaniu na obiedzie fundowanym przez Nadblogera! Na szczęście jedno Kopytko Łosia dostałem kiedyś w prezencie, więc mogłem się z Wami połączyć chociaż w ten sposób 😉