Zazwyczaj z napisaniem testu na temat startu czekam dwa, trzy dni…aż opadną emocje, by chociaż zachować pozory obiektywizmu. Tym razem piszę na gorąco niemal prosto z linii mety, bo boję się, że za kilka dni, zapomnę o czymś napisać, a działo się wiele. Ceną za szybki tekst będzie to, że zobaczycie w nim moje subiektywne spostrzeżenia.
Do Gdyni przyjechałem w piątek. Od razu dało się wyczuć klimat zawodów. Wszędzie koszulki finiszerów, na słupach flagi i bardzo sympatyczny zegar Ironmana, przy którym niemal każdy robi sobie zdjęcie, świetny pomysł na promocję. Tyle ze starych rzeczy, te już znacie. W tym roku było jednak sporo nowości i zmian. Miałem wrażenie, że organizator uważnie wsłuchał się we wszystkie zeszłoroczne zwłaszcza negatywne opinie i sporo się napracował by było lepiej, ale po kolei.
Słynny już odpływający statek. Tym razem też był na mapce w racebooku, ale ostatecznie na wodzie go nie było. Była za to wyraźnie oznaczona trasa którą przepłynęły jeszcze pokazowo skutery. Był start falowy, ale dodatkowo z formułą rollingsart, gdzie czas uruchamia się po przebiegnięciu punktu pomiarowego. Puszczono nas daleko w morze i już nikt nie powie, że w Gdyni jest tyle samo pływania co brodzenia, a tak się działo, gdy pływaliśmy równolegle do brzegu. Ciekawa sprawa, bo pierwszy raz była lekka fala i to na dodatek pchająca nie do brzegu ale w stronę Szwecji..
Dobieg, strasznie długi dobieg, do tego strefa na cały skwer, niby ładnie, ale biegania z rowerem ogrom… nie tym razem. Tym razem strefa na samym końcu skweru, gdzie jest szeroko i można z powodzeniem rozlokować się na planie kwadratu, do którego dostajemy się po schodach zbudowanych na falochronie. Genialne.
Drafting, wąsko, ciasno… nie ze wszystkimi nawykami zawodników się wygra, parówy będą zawsze, ale jedna duża runda do tego po selektywnej trasie kolarskiej na pewno sprawiała, że wozić się było zdecydowanie ciężej niż w latach ubiegłych. Nawierzchnia z drobnymi wyjątkami bardzo dobra, nie ma co narzekać. Nie wiem, jak wyglądała praca sędziów podczas rywalizacji grup wiekowych, ale w Pro byli oni widoczni i aktywni. No i nie były to osoby przypadkowe czy wolontariusze, ale osoby zaangażowane w organizację oraz byli zawodnicy.
Skoro jesteśmy przy sędziach, to miałem wrażenie, że jest ich sporo, ale przede wszystkim każdy wie, gdzie jest jego miejsce i co należy do jego obowiązków. Gdy grupa zawodników podczas etapu pływackiego ewidentnie kierowała się na minięcie boi lewą, niedozwoloną stroną. Nagle po lewej stronie pojawiał się kajak, który to uniemożliwiał. Równie dobrze jak sędziowie spisali się wolontariusze. Każdy wiedział co i jak, a jak nie wiedział, to wiedział kto wie, potrafił pomóc, wskazać, skierować. Widać, że nie byli tam pierwszy raz i że zostali przeszkoleni, a nie przysłani przez jakaś firmę na jakieś zawody i w zasadzie są, ale jak by ich nie było. Bardzo sprawnie działały też służby medyczne.
Kolejna istotna zmiana to przeniesienie Expo i biura zawodów na Skwer Kościuszki. Na pewno było to mniej wygodne dla samych wystawców, kiedy to w piątek i sobotę pogoda była deszczowa, jednak dla zawodników było to duże ułatwienie. Nie trzeba latać po całej Gdyni, a jak czegoś zapomnę, potrzebuję na szybko, mogę kupić np. żel, batona… wszystko na miejscu.
A gdzie meta? Gdzie jest meta?! Meta na plaży z trybunami, a przed nimi długi korytarz pełen kibiców robiących taką wrzawę, że opisać się tego nie da. Warto się męczyć dla tej chwili. Tradycyjnie bardzo dobrze rozmieszczone punkty odżywcze, spryskiwacze z wodą, toalety, muzyka z głośników i na żywo. I najmocniejszy punkt-KIBICE. Tych jak zawsze ogrom. Trasa biegowa gęsto obstawiona. Olbrzymi doping, który naprawdę niesie. Coś wspaniałego.
Kolejna nowość to punkty informacyjne na trasie kolarskiej: ekrany ledowe podając na bieżąco informacje takie jak warunki pogodowe, czy ostrzeżenia np. o wypadku na trasie. Ciekawym smaczkiem były też naklejki na bulwarze na trasie biegu z ciekawymi napisami. Skoro dałem radę odczytać, to znaczy, że jeszcze żyłem, a w pamięć zapadła mi szczególnie jedna: ”Jedni łapią Pokemony, ty łapiesz kilometry” – nieźle mnie to rozbawiło.
A teraz by nie było zbyt pięknie to nieco dziegciu w beczce miodu, bo jeszcze ktoś powie, że artykuł na zamówienie. Sam start przynajmniej Pro wymagał by po 100m odbić w prawo – aż prosiło się by boje było w linii po lewej stronie, tak by można było się przemieszczać od razu po prostej. Zakazano również stosowania własnego wsparcia podczas biegu, zazwyczaj jest stolik, gdzie można postawić swoje napoje, a zaraz za punktem odżywczym ludzie z ekipy danego zawodnika mogą coś podać. Tym razem byl zakaz. Trudno – takie zasady organizatora, dla wszystkich równe i ja to akceptuję. Zdarzyło się też opóźnienie podczas prezentacji zawodników, ale organizator umiał się zachować, potrafił podejść i powiedzieć przepraszam i to w zupełności wystarczy.
Podobno nie wszystkim w Gdyni triathlon się podoba. Chodzą słuch, że gdzieś na trasie ktoś rozsypał pinezki, na które załapało się kilku zawodników. Na to organizator nie ma wpływu, poza tym może plotki, może pech… a tu nagle odbieram rower i też mam w oponie jakieś żelastwo. Miałam wrażenie, że coś mi jakby stuka, ale na szczęście mam dętki z mleczkiem uszczelniającym i się spisały.
Tyle na szybko ze startu w IM Gdynia. A jak wasze wrażania?
Mi się ogólnie podobało: trasa pływacka dosyć dobrze oznaczona, jedynie boje mogły by być dużo wyższe żeby było je widać z nad tłumu oraz pod słońce , wyjście od razu do t1 ekstra, trasa rowerowa na której trenuje na codzień, selektywna I to mi się podobało. Bieg jak zawsze obstawiony ekstra kibicami! Rzeczywiście skręt do mety bardzo słabo oznaczony, pytałam się wolontariuszy gdzie biec i nikt nic nie wiedział w końcu kolega startujacy mi powiedział. Pinezki były bo kilku znajomych miało powbijane w opony. Szkoda, że żeli nie było w bufetach i szkoda mi znajomych ze sprintu, żadnej pamiątki nie otrzymali w pakiecie 🙁 dla mnie impreza ogólnie na 5-. Pozdrawiam!
Na etapie pływackim ciężko było mi nawigować, bo plynęliśmy prawie wprost pod słońce. Akurat ja jestem zwolennikiem statku jako ogromnej boi nawigacyjnej. Wyjście z wody ok, ale nie najszczęśliwsze (kopalismy się…). T1/T2 ok, ale też da się zrobić tak, aby wszyscy biegli tyle samo z rowerem co i bez. Przecież to w serii IM jest praktykowane i działa… w Gdynii nie. Wyjazd i wjazd do strefy po tej kostce to jakiś koszmar. Dalej trasa wspaniała poza początkiem i końcem czyli ulicami Gdynii – niektóre z nich to jakiś średniowieczny rynsztok… Zgubiłem 2 bidony co nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło, przy bogatej historii startów (ponad 60)! Trasa biegowa na medal. Wspaniała.
Podsumowując zawody na mocne 4+. Jest niesamowity i wyczuwalny potencjał na pełnego IMa. Tego życze orgowi i polskiej społeczności triathlonowej. Dziękuję SE i wszystkim zaangażowanym za dotychczasową pracę. Do zobaczenia za rok.
Dwa minusy, jeden istotny, drugi mniej. Fatalnie oznaczony dobieg do mety, osobiście zawróciłem kilku zawodników PRO którzy biegli już na 4 kółko, m.in M. Luft, niekompetentna pani, która tam stała nie reagowała na uwagi by sygnalizować chorągiewką i głosem zawodnikom skręt w prawo. Dopiero po jakimś czasie i uwagach na mecie umieszczono tam kartkę ze strzałkami. Druga uwaga mniej istotna to strefa finishera na sprincie zaopatrzona tylko w picie i jabłka.Na najmniejszych imprezach krajowych są arbuzy, banany, pomarańcze, w Poznaniu to była uczta: ).Jak na imprezę z logo IM, to trochę mało.Ale atmosfera i kibice wspaniali: )
Również w tym roku, po raz pierwszy od początku zaistnienia TRI w Gdyni nie startowałem, więc mogę sobie tylko wyobrazić jak było (kibicować niestety też nie mogłem). Jeżeli chodzi o pinezki, to jest ciąg dalszy afery sabotażowej:
http://www.trojmiasto.pl/wiadomosci/Pineski-na-trasie-zagrozeniem-dla-triathlonistow-n104385.html
Nie wiem, nie byłem nie oceniam, poczekam na więcej wpisów. Jeśli faktycznie organizatorzy wysłuchali startujących i co najważniejsze wprowadzili w życie zmian na „+” to chwała im za to. Co raz bardziej skłaniam się do tego aby za rok tam wystartować.
O pinezkach pisał Maciek Dowbor, ale o nie miał takich fajnych dętek i lekko się załamał bo nie ukończył wyścigu….