Na skutek wielu sprzecznych decyzji rządowych, chaos w wielu dziedzinach życia pogłębia się. Nie jest od niego wolny świat sportu, także tego amatorskiego. Baseny i fitnessy niedługo otworzą, ale nie wiadomo na jakich zasadach i na jak długo. Imprez masowych też nadal nie będzie, ale mogą być mini imprezy. Takie do 150 osób. Zapomnijcie o wydarzeniach rangi mistrzowskiej, sponsorowanymi przez ekonomiczne tuzy, z pakietami wielkimi jak worek Św. Mikołaja.
Szukajcie zawodów kameralnych, lokalnych i szerzej nieznanych. I na rany Kmicica, nie chwalcie się tym w internetach. Znajomi się rzucą, przekroczą limit i pani Jadzia z Sanepidu skasuje imprezkę, zanim wstawicie rower do T1.
Po zawodach trzeba koniecznie napisać relację. I tu jest miejsce na kilka sugestii, podpowiedzi i wskazówek, jak skonstruować wpis, który chwyci czytających za serca lub trzustki. Zachwyci, sponiewiera i wyciśnie łzy jak dym z jałowca.
Do skonstruowania wybitnej relacji, warto posłużyć się trójkątem retorycznym Arystotelesa. W jego skład wchodzą Etos, Patos i Logos i dlatego czasami mylony jest z Trzema Muszkieterami. Na nasz użytek wzmocnimy go czwartym elementem – Toposem. To znaczy miejscem rozgrywania zawodów.
Kilka słów otuchy dla organizatorów zawodów
o niewielkiej liczbie uczestników.
W tym roku nie będzie bogatych sponsorów, ale możecie przyciągnąć uczestników świeżością nazwy oraz oryginalną lokalizacją, czyli Toposem.
W Dzierzążni można zorganizować „Grand Prix o Wielką Nagrodę Stowarzyszenia Amicus Gminy”. W Grójcu weźmy udział w „Mistrzostwach Polski Rolników Małorolnych i Dzierżawców Sadów Jabłkowych”. Gdzieś pod Białymstokiem zawalczymy w triathlonie „O Ostatnią Szyszkę z Puszczy Białowieskiej”. Może pobiegniemy „Maraton Szlakiem Puszczy, Puszczyka i Puszki Wołowej”? A „Bieg o Szable Dzika i Kieł Wilka”? „Kopytko Łosia”? „Poroże Jelenia”? Oczami wyobraźni widzę, jak zwycięzca biegu otrzymuje w nagrodę żyrandol wiszący, skonstruowany z 5 par jelenich rogów i próbuje z nim wsiąść do Corsy.
Atrakcyjna i niebanalna nazwa, bez nachalnego sponsora, przyciągnie uczestników o wysublimowanym smaku i pomoże im napisać ciekawą relację.
A co mają zrobić organizatorzy, jeśli w okolicy brakuje lasów, a zwierzynę wybito do cna w ramach odstrzałów sanitarnych? Bardzo proszę, kilka niezobowiązujących sugestii:
- Triathlon Masakra Tkanki Tłuszczowej (dystanse od ¼ do pełnego IM)
- Bieg Par po Por
- Śniadaniowy Maraton Pływacki w Porze Lunchu
- Cross Ścieżkami Zdrowia – Radom ‘76
- Piastowska Piętnastka o Piętnastej Piętnaście
- Nocna Biegunka
- Charytatywny Bieg do Kapliczki i z Powrotem (pewno proboszcz będzie chciał dać sygnał do startu – nie zabraniać)
Kończąc kwestie Toposu. Zanim pobiegniesz, mądrze wybierz lokalizację. Małe, egzotyczne miejscowości przyciągają uwagę.
Każda prawidłowo napisana relacja musi zaczynać się od opisu przyjazdu. Koniecznie napiszcie o trudnościach po drodze: blokady rolnicze, kontrole Sanepidu, nieczynna stacja benzynowa, awaria. A następnie pierwsze wrażenia z miejscowości docelowej. Przykład:
„Na coroczny bieg „Półmaraton w Kłębach Smogu. Bieg na Bezdechu” wybraliśmy się do Krakowa. Bieg miał się odbyć w niedzielę a zaplanowany dystans wynosił 21.1 km (koniecznie zaznaczcie dokładnie dystans. Nie wszyscy znajomi wiedzą co to jest półmaraton, a ja już widziałem Bieg Maratoński na 5 km). Kraków to urocze miasteczko leżące na południu Polski. Pojechaliśmy tam służbowym Clio koleżanki w 12 osób. Wszyscy w maseczkach, z zachowaniem społecznego dystansowania. Podróż przebiegła bez problemów, chociaż dopiero koło Rzeszowa zorientowaliśmy się, że minęliśmy Kraków. Po prostu nie widać go było z autostrady z powodu dymów przygotowanych na zawody. Sam Kraków przywitał nas serdecznie, ze staropolską gościnnością oferując dużo, ale dużo nie zwiedzaliśmy tego uroczego zakątka kraju, ponieważ dbaliśmy o świeżość nóg przed startem. W ramach BPS (Bezpośrednie Przygotowanie Startowe) poszliśmy na makaron i pizzę, żeby dobrze podładować węglowodany”.
Tu dyskretnie prześlizgnęliśmy się do Etosu. W tej części musicie pokazać się jako osoba wiarygodna i znająca się na rzeczy. Od niechcenia wrzucamy terminy fachowe zasłyszane w trakcie podróży Clio, lub przeczytane w internecie. Napiszcie coś o waszych przygotowaniach. O kilometrach przebiegniętych na treningach. W jakich butach. Jakie żele będziecie jeść. Co pić i jak często. Dobrze jest podać numer startowy, a także planowany czas na mecie. Relację można zilustrować dodatkowo zdjęciem, na którym będą buty, numer startowy, majty, skarpety, koszulka, bluza, żele, batony, daszek lub czapka, etc. Wszystko ułożone równo, jak na obozie harcerskim.
Teraz następuje główna część waszej relacji – Patos. Musi być nasycona emocjami i namiętnościami, jak brazylijska telenowela. Dzięki Patosowi czytelnicy poczują, jakby oni osobiście brali udział w zawodach i wdychali krakowski smog. Ważna uwaga – nie próbujcie grać na uczuciach podziwu. Od podziwu tylko mały krok do zazdrości. Nie piszcie więc, że biegło się lekko, że poprawiliście „życiówkę”. To i tak zdarza się rzadko. Piszcie o bólach, kolkach i biegunkach. O zawiedzonych nadziejach. O sile woli i odciskach. O wspaniałej atmosferze i że nigdy się nie poddacie. Dla ułatwienia podaję garść powodów, dla których zawody nie pójdą wam zgodnie z planem. Bierzcie i uderzajcie w strunę współczucia:
-
zaspałem na start
-
tydzień przed startem poszedłem z dziećmi do ZOO i nie zrobiłem kluczowego treningu
-
trener mnie zajechał. Program zrobiłem w 2 dni, a potem się okazało, że to było na tydzień
-
robiłem za duże objętości przed zawodami
-
robiłem za małe objętości przed zawodami
-
szkoda, że nie pojechałem na obóz kondycyjny
-
w hotelu nie było śniadania. Leciałem całe zawody na jednym hot dogu ze stacji benzynowej
-
łapały mnie kurcze mięśniowe
-
w czasie rozgrzewki i rozciągania naciągnąłem sobie mięsień
-
miałem nowe buty. Okazało się, że za małe
-
miałem za dużą czapkę. Zsuwała mi się na oczy
-
nie mogłem złapać swojego rytmu ani melodii
-
nie wziąłem numeru z hotelu i musiałem wrócić
-
był straszny wiatr czołowy
-
strasznie wiało z boku
-
nie było wiatru i się przegrzałem
-
trasa była kręta
-
padał deszcz i były kałuże
-
nie piłem i się odwodniłem
-
za ostro zacząłem i zagotowała mi się adrenalina
-
za dużo piłem, nie zakąszałem i się porzygałem
-
dwie godziny szukałem na trasie toi-toia
-
jadłem niesprawdzone żele i mnie pogoniło w przeciwnym kierunku
-
odnowiła mi się kontuzja
-
bałem się, że odnowi mi się kontuzja
-
byłem zaskoczony, że nie mam żadnej kontuzji i to wybiło mnie z rytmu
-
złapała mnie kolka
-
zapomniałem zafiniszować
-
za wcześnie zacząłem finisz
-
zegarek mi się wyładował i nie wiedziałem jak szybko biegnę
-
nowy zegarek podawał tempo na milę. Kiedy się zorientowałem, byłem już zajechany
Wspaniałe i prawdziwe.
Uśmiałem się do łez.
Jak to mówią PETARDA.
Tymczasem wkrótce maraton #run2hell.
Z racji konieczności zachowania kameralności nie mogę podać ani miejsca, ani czasu startu a jedynie dystans. Będzie to maraton na dystansie maratonu.
Amen.