Jeszcze kilkanaście lat temu triathlon w Polsce był dyscypliną dość egzotyczną, którą uprawiała garstka ludzi. Gdy wyjechałem za granicę okazało się, że tam wygląda to inaczej. Sprzęt z kosmosu, tłumy zawodników i kibiców, ogromne boksy na kilka tysięcy rowerów… zakochałem się i marzyło mi się, by kiedyś doczekać się czegoś takiego w Polsce… Moje życzenie w sumie się spełniło, ale jak to kiedyś ktoś mądry powiedział „dobrze się zastanów czego chcesz, bo się jeszcze spełni”. Każdy medal ma dwie strony. Czy dobrze się wiec stało, że triathlon jest dziś tak popularny?
Dostępność sprzętu
Tutaj jest wręcz fantastycznie. Niegdyś za granicą człowiek czuł się jak żebrak, wstyd było wyjechać. Sprzęt na expo był wartości kilkuletniej pensji, a co najważniejsze był. U nas nawet jak kogoś było stać to i tak wszystko trzeba było sprowadzać. Stój startowy, czyli T-shirt lub jakiś lekkoatletyczny top. Wkładka w stroju jest niewygodna? Jaka wkładka, miałem zwykłe kąpielówki basenowe. Tak wyglądał mój pierwszy sezon. Pianka? Jakiś no-name windsurfingowy bez rękawów, nogawki do połowy uda. Jedna firma w Polsce szyła coś na miarę z neoprenu dla nurków – zbroja dosłownie. Pierwszą piankę znanej marki ściągaliśmy z… Nowej Zelandii. Kolarsko byłem gość, miałem stal z aluminiowym widelcem. Dziś macie wszystko. Towaru jest zatrzęsienie. Tylko wybierać. Niby to dobrze, ale łatwo się też w tym wszystkim pogubić, czy kupić znacznie więcej niż potrzebujemy, łatwiej też nam wcisnąć jakiś kit. Często triathlonista w sklepie przypomina rozpaskudzonego smarkacza, który ledwo zdał prawo jazdy, ale tata już mu kupuje ferrari, a młody wybrzydza, że skóra na fotelu kierowcy nie jest tak wygodna jak sobie tego życzy. Potem wyrusza na ulicę na podryw i parkuje na pierwszej latarni. Mam też jeszcze inne spostrzeżenie. Brakowało nam niemal wszystkiego poza… chęciami. Nieważne na czym, w czym, nieważne gdzie, byle by trenować i startować. Teraz czasem rozmawiając z innymi trenerami, czy obserwując nawet młodych odnoszę wrażenie, że im maja lepsze warunki tym mniejszy zapał i czasem marudzą, że tu za dużo, tu za ciężko… a my jesteśmy dopiero na etapie rozgrzewki…
Łatwiej o sponsora
Znaczną poprawę widać gołym okiem. Firm działających na rynku triathlonowym jest coraz więcej. Kiedyś loga instytucji wspierających na strojach miało zaledwie kilku najwybitniejszych zawodników, dziś o wsparcie znacznie łatwiej i równie ważna jak poziom sportowy jest rozpoznawalność. Najlepsi dziś sprzętu nie kupują, tylko go dostają.
Łatwiej o wynik
Temat drażliwy, pisałem o nim (mistrzów Ci u nas dostatek). Kiedyś mistrz był tylko jeden, Mistrz Polski na Olimpijce. Byłeś tam w trójce byłeś kimś, byłeś w dziesiątce byłeś dobry, byłeś w dwudziestce to trenuj bo nie jest źle, może coś z ciebie jeszcze będzie. I tyle. Dziś zwłaszcza w sezonie 2015 mieliśmy taki wysyp imprez mistrzowskich, że miałem wrażenie iż medale rozdaje się każdemu i za wszystko, czasem nawet kilka razy w roku za to samo. Tyle imprez Mistrzowskich, a inne? Jest ich dużo, zawodnicy się rozjeżdżają, do tego kategorie wiekowe… jest łatwiej, dużo łatwiej. Z drugiej strony czy to źle, że ktoś kto wstał z kanapy coś z sobą zrobił nagle zdobył podium w kategorii i wraz z pucharkiem. Rynek sam tu się zweryfikował. Gdy dane zawody maja wysoką rangę, nagrody, to najlepsi i tak się zjadą nawet jeśli nie będą to żadne mistrzostwa, choć by po to, by mocno się pościągać i ustalić kolejność w szeregu. Gorzej, że czasem zwłaszcza zawodnikom mocno średnim coś się czasem miesza i mylą podium na „ogórku” z wynikiem sportowym. Tych jednak i tak wcześniej czy później życie zweryfikuje, gdy pewni siebie trafią na mocne ściganie i nie wiedzą nagle co ich spotkało.
Jest nas więcej
Co ten Przymus bredzi że łatwiej? Kiedyś to się 100 osób ścigało teraz 1100 to gdzie jest łatwiej. A no fakt, tyle że kiedyś na te 100 osób pierwsze 50 to byli mocni zawodnicy trenujący w klubach, dziś na 1000 osób często przypada 5-10 zawodników, pozostali to uczestnicy. Masowość podobnie jak w przypadku biegania, póki co nie przekłada się na jakość, choć z drugiej strony miło jest gdy wbiegasz na metę, a tam tłumy ludzi, wrzask i wrzawa, wszyscy ci gratulują, podchodzi kamera, ludzie Cię widzą, doceniają, jesteś w czubie, a za Tobą setki pokonanych, a nie jesteś 20 sty na 50-ciu. Ważne jest w tym wszystkim jedno, by samemu umieć uczciwe sobie powiedzieć, czy mój wynik jest dobry, czy obsada była słaba. W brew pozorom w słabszej obsadzie ciężej o dobry wynik np. czas. Gdy się nie ma z kim rywalizować ciężej się rozwijać.
Niezrozumienie materii
Polak zna się na wszystkim, od polityki, przez leczenie, na naprawach samochodów skończywszy. Nagle mamy pełno recenzentów, tyle że sporo z nich nie do końca wie o czym mówi. Trochę jak na Igrzyskach, gdzie kibic widzi jak biały leci 10 km na stadionie i dostaje dubla od Kenijczyka, ale leszcz co… tyle, że ten leszcze i tak biegł 28 minut. Jak Ci poszedł start? No byłem 4 super, prawie podium, no super, tyle, że nie było piątego. Tu się zaczyna ciekawa sytuacja, bo wiele osób nie w złej woli, ale jednak robi ten błąd – nie potrafi obiektywnie ocenić czy dany wynik jest dobry czy nie, co więcej łatwo jest im wiele rzeczy wmówić. Właściwe pytanie, to nie który byłeś, ale w jakim czasie i z jaką startą czy przewagą do rywali, czy ten czas pozwalał Ci osiągnąć cel. Na co nawet pierwszy czas wody jeśli potem nie masz siły dobiec do boksu, wyjdź 10-ty, ale się załap w grupę, wtedy twoje pływanie będzie dobre… To tylko jeden z przypadków, bo to temat rzeka. Niezrozumienie pewnych kwestii prowadzi potem do niewłaściwych ocen, czy nawet narzekania typu „…ale tan nasz słabo na tym Pucharze Europy bo dopiero 20 któreś miejsce…”, ale jak by ten sam gość z czasem kilka minut gorszym był 3 na jakiś dożynkach to by wszyscy bili brawo. Bardzo popularne jest też rozbijanie triathlonu na dyscypliny cząstkowe i snucie na ten temat teorii. Triathlon to jeden sport, a ważny jest wynik na mecie. Ten pierwszy wygrał, ale zobacz jak słabo pobiegł… Ile razy to słyszałem i mi to krew gotowało. Który był? No pierwszy, właśnie, pierwszy i tylko to jest istotne. Słabo pobiegł, bo może szybciej nie musiał, bo może odjechał na solo na rowerze. Zwycięzca tak rozłożył siły, dobrał taktykę i prędkości by być w danym dniu najlepszy w triathlonie, a nie w jego części. Fajnie jest analizować, porównywać, czy obliczać, który to bym był gdybym pojechał jak pan X, ale kiedy takie analizy przeradzają się w zarzuty do pierwszego czemu nie miał wszędzie pierwszych czasów to już dla mnie informacja, że dany analityk nie do końca rozumie istotę triathlonu, więc powtórzę – bawmy się, analizujmy, ale liczy się kolejność na mecie. Koniec i kropka.
Narobiło się specjalistów
Powyżej przykłady jak pisałem nie zawsze wynikające ze złej woli, czasem bardziej z niezrozumienia. Są jednak w tej grupie ludzie perfidni i trzeba to ostro powiedzieć. Grzecznie, acz dosadnie pisał o tym Mkon. Ja powiem wprost-oszustów, naciągaczy, cwaniaków, pseudo specjalistów z ładną stroną www zachwalających swoje usługi. Ludzi, którzy nigdy nie powinni tu trafić, bo są jak znachor, który leczył dziecko kozim mlekiem i doprowadził do jego śmierci. Pozorowany profesjonalizm, który może doprowadzić do tragedii. Nie przekonują mnie argumenty, że każdy kiedyś musi od czegoś zacząć. Przeraża mnie przekonanie o własnej doskonałości mimo rocznego stażu i 30 godzinnego kursu. Ja po ponad dwudziestu latach praktyki w sporcie, studiach i pracy na uczelni wyższej stale coś odkrywam i dociera do mnie jak wiele musze zgłębić, jak wszystko ciągle ewoluuje, jak rozległym tematem jest trenowanie innych… podczas gdy ktoś kto nie odróżnia mleka od kwasu mlekowego mianuje sam siebie trenerem. Kiedyś na AWF-ach był taki zwyczaj, że na trenerkę mógł iść tylko zawodnik z udokumentowanym stażem zawodniczym. Trenerstwa może nie trzeba wypić z mlekiem matki, ale dobrze gdy ta skorupka nasiąka już za młodu. I wbrew temu co niektórzy twierdzą, to nie jest zawód dla każdego. Jak Ci się trzęsą ręce to saperem nie zostaniesz. Wielu tych samozwańców nie wzięło się za szkolenie z miłości do triathlonu, chęci zdobycia i przekazania wiedzy. Zwyczajnie wyczuli w tym biznes. Gdzie byli kiedy triathlon nie był na topie? Czemu nie szukali pracy w klubach, pracowali z młodzieżą? Bo z ich wiedzą nikt by ich do tego nie dopuścił. Każdego kogo teraz obraziłem zapraszam więc do mnie. Lekarze podobno dobrze zarabiają więc otwieram wszechstronny zakład Przymus Pro Med. Mam duże doświadczenie chirurgiczne, pierwszą dziurę w skarpecie załatałem w wieku 5 lat, profesjonalnie naklejam też plastry, pierwszy mleczny ząb usunąłem koledze podczas bójki w wieku 8 lat, nie raz byłem też w szpitalu zarówno jako pacjent jak i odwiedzający i wszystko widziałem, nawet na studiach miałem przez rok medycynę sportową. Potrafię też patroszyć ryby więc umiem obchodzić się z nożami i mięsem to i skalpelem mogę pomachać. Zapraszam do współpracy. Najzabawniejsze, że ludzie to kupują…
Większy dostęp do wiedzy
Dawniej triathlon był trochę jak czarna magia, brakowało książek, szkoleń, trenerów. Popularyzacja triathlonu odwróciła ten trend. Z każdym rokiem przybywa polskojęzycznych publikacji, powstają fora, portale, grupy społecznościowe. Jest kogo i gdzie spytać o radę. Wreszcie jest też większy dostęp do profesjonalnych trenerów (nie mylić z tymi powyżej). Jak takiego znaleźć, jak go sprawdzić? Wujek google pomoże. Sprawdźcie czy pan X ma przeszłość zawodniczą, czy coś osiągnął… dobry trener nie musi być dobrym zawodnikiem, ale gdy nie może podeprzeć się swoimi wynikami, to może wskazać kogo wyszkolił. Jeśli ktoś jest na rynku od niedawna, nic nie osiągnął, ani nikogo nie wytrenował: UCIEKAĆ. Nie brakuje natomiast dobrych byłych zawodników. Jest ich na tyle dużo, że znajdziecie ich w każdej większej aglomeracji i wierzcie mi, ich wsparcie przyniesie wam więcej korzyści w poprawie wyników niż najnowsza pianka czy kask. Jedno co trochę martwi, to że Ci ludzie tak naprawdę powinni swoją wiedzę i doświadczenie przekazywać młodym i szkolić swoich następców, niestety w polskich realiach sport dzieci i młodzieży jest tym na czym się nie zarabia, a wręcz trzeba dokładać. Jest to jeden z przyczyn przez które ilość startujących nie przekłada się na poziom sportowy zwłaszcza młodych zawodników.
Ogrom imprez
Zawodów jest dużo. Poziom sportowy to jedno, a organizacja to drugie. Tu jest naprawdę dobrze. Nie możemy mieć kompleksów, bo nasze triathlony niczym nie odbiegają od zagranicznych, ba często w niektórych aspektach je przewyższają. Mamy u siebie dwa największe brendy – Ironman i Challange. Kalendarz pęka w szwach. Ceny choć nie najniższe, to jednak jakby się nieco uspokoiły. Słabe czy w złym momencie zrobione imprezy znikają. Rynek sam się weryfikuje, czyści i walczy o klienta, a nam pozostaje jedynie z tego korzystać.
Szansa dla tych, co byli bez szans, czyli otwarcie się dyscypliny
Im, ½, zapomnij… Znaczy były, ale znikły i nagle zostało tylko Górzno i Puchar Europy w Kędzierzynie-Koźlu. Dystans Olimpijki. Koniec, tyle ścigania się na dłuższych dystansach. Same sprinty i spuersprinty, wszystko z draftingiem. Nie pływasz 4:40 na 400 z perspektywą rozwoju to pakuj walizki. W takich realiach przepadł pewnie niejeden Posdiadłowski. Nie mógł się wykazać bo zwyczajnie nie było gdzie. Sport był elitarny i zamknięty, dostępny tylko dla dobrze pływających, a tu warunkiem było pływanie od dzieciaka i stały dostęp do basenu. Wprowadzenie dłuższych dystansów w konwencji bez draftingu dało szanse zaistnienia wielu dobrym zawodnikom oraz okazało się szansą na przedłużenie kariery dla tych co już na drafting byli za wolni i za starzy. W efekcie czego Polacy zaczęli szturmować Ironmmany, coraz więcej nas na Hawajach, a poziom na dłuższych dystansach z każdym rokiem szybuje w górę.
Problemy dla klubów
Wszystko fajnie, startów pełno, ale nic dla dzieci. Niestety ze skrajności w skrajność. Kiedyś nie było długich, teraz jak na lekarstwo krótkich. Czemu? Jak mi powiedział jeden znajomy organizator: rezygnuje ze startu dla dzieci bo to tylko koszty. Szkoda, bo bez tych dzieci za jakiś czas nie będzie dorosłych, a już na pewno nie będzie ścigania na igrzyskach. Triathlon to sport rodzinny. Na zachodzie startuje tata, mama i synek, czemu nie miało by być tak u nas. Bardzo dobrą robotę robi tu miedzy innymi Labosport organizując cykl Elemental. Nie przypadkowo team Labo to byli czołowi zawodnicy i trenerzy, więc rozumieją problem i są zawsze przychylnie nastawieni do kubów.
Więcej czarnych owiec
Mała grupa ludzi, wszyscy się znają, bardziej szanują. Teraz pełno obcych ludzi, często anonimowych, a w śród nich złodziej, który na zawody przyjechał tylko po Twój rower, który jest wart tyle co auto, ale ukraść i sprzedać go znacznie łatwiej. Gdy ty w euforii i przypływie endorfiny zdajesz na FB relacje ze startu Twój rower właśnie zmienia właściciela. Tak wiec uważajmy.
Więcej dobrych ludzi
Czemu czarne owce są wyjątkowe? Bo jest ich mało. Cała reszta to fantastyczni zakręceni ludzie, dla których triathlon stał się fantastyczną odskocznią od prozy życia. Stał się okazją do zadbania o siebie, rzucenia nałogu, zrobienia czegoś innego niż tylko praca. Często stał się też impulsem do wyjazdu w ciekawe miejsce, do nie tyle startu co udania się na sportowe spotkanie w innymi podobnymi sobie zapaleńcami. Dzięki sportowi ludzie staja się lepsi, szczęśliwsi i tym zarażają innych. Ten sport przyciąga masę pozytywnych i kreatywnych ludzi. Coraz więcej jest przy tym akcji społecznych, czy fundacji jak choćby Synapsis. Wreszcie cechy jakie w nas kształtuje triathlon: nie poddawanie się, konsekwentne dążenie do celu, systematyczna żmudna praca nad sobą, pokonywanie słabości, radość z osiągniętego celu… to wszystko sprawia, że
stajemy się lepszymi ludźmi.
Z początku forma tego artykułu miała być dość prosta, na zasadzie rozprawki: teza lub hipoteza, argument za i przeciw, wnioski obalające bądź podtrzymujące tezę. Jak się jednak okazuje w życiu nie wszystko jest takie proste. Oczekujemy czerni i bieli, ale tak naprawdę wszędzie są odcienie szarości. Można by wręcz odnieść wrażanie, że popularyzacja triathlonu nie wyszła nam na zdrowie. Nic bardziej mylnego. Mamy teraz bardzo dobry trend, mamy imprezy, mamy sponsorów, mamy także przetartą ścieżkę przez biegaczy, warto więc obserwować środowisko biegowe, wyciągać wnioski i uczyć się na cudzych błędach, by ten skok popularności dyscypliny jak najlepiej wykorzystać.
@Marcin Punpur chodziło i między innymi właśnie o MP dla Elity, gdzie np w 2105 roku mieliśmy MP co tydzień 😀
Generalnie się zgadzam, ale jedna rzecz mnie tu troche irytuje. Sam czesto krytykuje to nasze umasowienie, ale nieporozumieniem jest przykladanie miary zawodnika profesjonalnego (wiem, ze jest problem z nazewnictwem i podzialy na zawodowcow i amatorow w Polsce sa rozmyte, ale jednak bliżej Filipowi do tych pierwszych), do goscia, trenujacego po robocie z dwojka dzieci. Nie mozemy go oceniac tak samo jak kogos kto przeszedl caly cykl treningow, szkolen, obozow i od poczatku prowadzony byl przez mniej lub bardziej kompetetnych trenerów. Podzielam poglad, ze powinny byc jedne prestizowe mistrzostwa na ktorych kazdy moglby sie sprawdzic i bylaby przejrzysta klasyfikacja kto w tym roku jest w najlepszej formie. No ale twierdzenie, ze jest jakas pierwsza 10, a potem to „czarna dupa” i tyle, nie ma sensu. Po to sa wlasnie kategorie wiekowe, zeby rywalizowac z podobnymi do siebie. W mojej jest Buszan i Dowbor i to sa dla mnie dobre punkty odniesienia, bo juz na jakims poziomie, ale tez w zasiegu ambitnego amatora.
Filip, ciężko się z Tobą nie zgodzić.
Pewnie 99% trenerów i zawodników trenujących/startujących do mniej więcej roku 2010 ma podobne odczucia.
Pozdrowienia z Leszna.
Filip zgadzam się w 100%. Mam takie same spostrzeżenia.
Właśnie takich felietonów brakuje ostatnio na AT. Zresztą o jakości świadczy ilości komentarzy. Pewnie, że niektóre przemyślenia mogą budzić kontrowersje, ot chociażby temat ,,trenerów”. Komercha rządzi… Swoją drogą to właśnie chęć zarobku powoduje, że AWF (min. z Poznania) organizują takie kusy. Osobiście znam jednego bardzo dobrego trenera właśnie po takim kursie ale tak naprawdę swoją wiedzę zawdzięcza samokształceniu a kurs zrobił dla tzw. papierka. Mam też przykład odwrotny, gdzie kolega bazował na planach znanej firmy. Wyglądało to jak powielany szablon i dziwne odpowiedzi na jakieś znaki zapytania. Ilu jest naprawdę trenerów z prawdziwego zdarzenia? A jak jest to się po prostu cenią i nie każdego stać. Chyba najważniejsze, żeby taki ,,trener” nie zrobił krzywdy nowicjuszowi, który wszystko ,,łyka” bo nie ma podstawowej wiedzy i po prostu ufa. Myślę, że w jednym i drugim przypadku ,,klient’ powinien sam to szybko zweryfikować…
Panie Filipie. Tekst ciekawy, wielosmakowy z wyczuwalną nutą goryczy, która mimo akapitu w mojej opinii najważniejszego („Więcej dobrych ludzi”) pozostaje. Zdaję sobie sprawę że jako amator „wprosiłem” się w „środowisko” i niezwykle sobie cenie możliwość rywalizacji (choć przy moim poziomie to górnolotne sformułowanie) z tuzami polskiego triathlonu. Szerokie zainteresowanie triathlonem to znak czasu. Przechwalanie się sukcesami (bo to zawsze subiektywne odczucie), to też znak czasu. Kiedyś o naszym wyczynie widzieli by tylko najbliżsi, teraz dzięki mediom społecznościowymi (w tym i AT) chwalimy się ogółowi. Jeżeli zawody organizowane przez firmę X ogłaszane są jako Mistrzostwa, to zwycięzca jest mistrzem i tego mu nie odbierajmy (kaliber to inna sprawa). Sam Pan o tym wie że radość ze zwycięstwa jest bezcenna 🙂 Kwestią kluczową wydaj się tu skromność i rzetelna samoocena z którą niektórzy mają kłopot. Trenowanie amatorów przez amatorów to również zjawisko które nie zniknie. Wręcz przeciwnie będzie eskalować. Sam Pan napisał że sport amatorski dzięki m.in. dostępności sprzętu silnie się profesjonalizuje i ludzie również będą szukać profesjonalnej pomocy a rynek zweryfikuje pseudotrenerów. Tymczasem trenowanie profesjonalne powinno być zinstytucjonalizowane by były wyniki. Znajdź profesjonalnego trenera nie pomoże a jeśli już to w małym stopniu.
Dużo Pan wątków poruszył, a ja mam pracę 🙂 Ciekawie by było kiedyś porozmawiać. To może dobry pomysł… Panel dyskusyjny: Firmy, Elita, amatorzy (jest nas najwięcej :)) i temat jak w tytule Pana felietonu. Serdecznie pozdrawiam, Dobry Człowiek 🙂
Bardzo fajny tekst. Nie trenuję triatlonu ale pływam i jeżdżę na rowerze. Sam też przeszedłem drogę trzepaka: skarpetek stopek itp. Przyznam, że myślałem aby kiedyś wziąć udział w triathlonie. Niestety aktualnie to co widzę mnie trochę odstrasza. Pewnie mój pkt widzenia wynika z faktu, że trenowałem pływanie w klubie. Niemniej jednak na basenie bardzo łatwo, poznać kto „profesjonalnie trenuje triathlon”. Większość zawodników przychodzi w czepku Swim Bike Run, z nazwą zawodów i wielkim Garminem na ręku. Niestety w większości styl i technika pływacka pozostaje w tyle. Mało, która z tych osób potrafi robić nawrót koziołkowy – większość dystansu przepływa w łapkach i z ósemką. Dodatkowo co jest najbardziej irytujące robiąc zazwyczaj przystanek po nie właściwej stronie toru. Moim zdaniem przez masowość ten sport traci. Niestety w większości to wygląda tak jakby jeździło się z nr startowym przyczepionym do roweru po wyścigu. Może dobrze będzie napisać kilka tekstów o zasadach savoir-vivre w każdej z trzech dyscyplin. Pozdrawiam.
Bardzo fajny tekst, mam podobne zdanie na ten temat oprócz jednej kwestii a mianowicie tzw. zbrojenia się w sprzęt przez amatorów. Fakt, wielu zachowuje się jak to nazwałeś jak rozwydrzony smarkacz choć dopiero co zaczyna startować. Ale prawda też jest taka, że wynika to przede wszystkim z dostępności sprzętu i zasobności portfela Polaków. Jak byłeś młodziak to nie mogłeś marudzić z dwóch powodów, po pierwsze nie było z czego wybierać, więc każdą rzecz traktowałeś jak dar z nieba, po drugie Twoje możliwości finansowe nawet na sprowadzanie rzeczy zza granicy były bez porównania mniejsze. I żeby nie być gołosłownym nawet na przestrzeni ostatnich czterech lat mam porównanie chociażby na przykładzie zakupu pianki. Cztery lata temu kupowałem pierwszą piankę z Decathlona, najtańsza na rynku pianka do triathlonu za jakieś 600 zł. Inni producenci sprzedawali najtańsze za 900-1000 zł. W tym roku na wyprzedaży markowe pianki zaczynają się od 450 zł. Zrobił się rynek na sprzęt to i ceny spadają. A przy okazji ludzie wybrzydzają i marudzą. Ty pamiętasz czasy kiedy cała ta otoczka sprzętowa była dobrem luksusowym więc masz inne odniesienie do tego, a większość amatorów która zaczęła na przestrzeni ostatnich kilku lat sięga po to z uginających się pełnych półek. To trochę tak jak z aktualnymi dziećmi. Kupisz im zabawkę i w moich oczach nawet tego szczególnie nie docenią, pobawią się chwilę i tyle. My za młodziaka (jestem w podobnym wieku) jak dostaliśmy zabawkę to bawiliśmy się ją non stop a wdzięczność dla rodziców że ją kupili była bez porównania większa niż naszych dzieci. Tylko, że dla nas był to towar deficytowy a dla nich codzienność i patrzymy na to z innej perspektywy.
Dobry tekst , miałem wrażenie że początek pisany w złości, emocjonalny troszkę ale póżniej uspokojenie i super Brawo czekam na następne.
Ps. Kiedyś było jak było, teraz jest jak jest, szacunek dla osób które zaczynały w trudnych warunkach na słabym sprzęcie bez pianek itd. Niezapominaj że teraz wielu obecnie początkujących też znaczyna na rowerach górskich, bez super strojów itd.
Filip jezeli dobrze zrozumialem to nie podoba sie Tobie ,ze ktos zrobil polowke w 4:30 i po dwoch miesiacach oglasza sie jako trener…Mnie tez to sie nie podoba ,ale takie prawo 🙂 Jezeli takie osoby moga to robic – to robia , a poniewaz tri jest na topie to kto moze to na tym zarabia. Widze,ze nawet maratonczycy biora sie za triathlon .Lepiej siebie zachwalac ,niz innych opluwac -takie moje zdanie .
Wg mnie zawodnikom sie poprostu nie chce walczyc o lepsze wyniki , blyszczac w PL masz pensje wojskowa na zycie , reszte od Asics czy NB i jestes gwiazda ,pozdrawiam
i zycze wielu sukcesow !
U nas akurat pamiętamy o dzieciakach.
TERMIN IMPREZY, TRASA
· Zawody ¼ IM odbędą się w dniu 15 lipca 2017 r
· Start główny o godz. 12:00 – Aquatica Park Bolmin (I strefa zmian)
· Odprawa startowa – godz. 11:30 przy strefie wejścia do wody
· Aquathlon dla dzieci (10 – 15 LAT) o godzinie 10:00
· Pływanie: 950 m; limit czasu ukończenia pływania – 40 minut
· Jazda na rowerze: 40 km (z Aquatica Park Bolmin do Chęcin); nawierzchnia asfaltowa, trasa zamknięta dla ruchu
@Maciek1- chyba za daleko „poszedłeś tym tropem”. Nie wymagam by onkolog który będzie mnie leczył wygrał walkę z rakiem, ale by był po medycynie i specjalizacji w danym kierunku. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie diagnozował raka u pierwszego lepszego gościa z ulicy. A czy będzie mnie badał dobry polski lekarz, czy wybitny uznany na świecie specjalista to już inna historia, ale i tak jeden i drugi będzie lepszy niż Pan ziutek spod sklepu i o tym piszę.
Poruszasz też bardzo istotna kwestię- skłócenie środowiska. Myślę, że rozwiązaniem jest tu wprowadzenie jasnych reguł. Tarcia są, były i będą, wszak sportowcy to silne charaktery, choć ja jako zawodnik miałem wrażenie, że czołówka przynajmniej z mojej epoki nie zawsze musiała się lubić, ale wzajemny szacunek był zawsze
@Michał Garbacki- zgadzam się, dzieci dzisiejszych age-gruperów to szansa i olbrzymi potencjał… tylko pytanie, czy te dzieci potem będą miały się gdzie ścigać i czy ostaną się jakieś kluby, żeby te dzieci szkolić…
@Karol Wawrzyniak- jest jeszcze kilka kwestii które pominąłem a i tak spory ten artykuł wyszedł, to temat rzeka, zatem zachęcam do dzielenia się swoimi spostrzeżeniami i za wszystkie dziękuje
Idac tym tropem to w Polsce nie powinno byc trenerow ,ani nie znam nikogo utytulowanego ,ani nikogo kto takowego wyszkolil…Czy dobry onkolog ,zeby byc dobry ,musi wygrac walke z rakiem ? Przede wszystkim polski problem to ciagnace sie od lat klotnie ,zazdrosc i zawisc..ten nie lubi tego , Kowalska smieje sie z Lufta i na odwrot .Gwiazdy sa gwiazdami ,bo maja rodzinne powiazania w ZT ,a na arenie miedzynarodowej dostaja lanie od przecietniakow,Czesnik jedzie do USA i pomimo ,ze jest jeszcze kilka osob z PL nikt jej nie informuje o zmianie godziny…to jest zalosne ,ale wlasnie to od lat niszczy polski sport i poki tak bedzie, dlugo nie ujrzymy Polakow w czolowce
triathlon przestał być sportem elitarnym a stał się sportem ogólnodostępnym…
nie zaznaczyłeś jednej ważnej rzeczy – zjawiska człowieka wchodzącego w sport w okresie dorosłości, nie jest on nauczony kultury sportu, którą nas uczono w klubach na zgrupowaniach i obozach klubowych za młodu – mnie to denerwuje i boli serce jak jadę na zawody i często takie ananasy mnie irytują.
Nie trzeba się rozpisywać. Filip gratuluję.
Bardzo dobry tekst. W podobnym tonie nad bieganiem pochylał się bodajże dwa lata temu Łukasz Panfil na stronie maratony polskie. Artykuły pisane przez sportowców w sportowym tonie są zawsze w cenie. Obaj zwróciliście uwagę na to, że ludzi trenuje dużo jak nigdy, zawodów pełno, a sukcesów na poziomie profesjonalnym jakby mniej, że świat ucieka itd.
Nie masz wrażenia, że w tej nowej, wielkiej fali rodziców nawróconych na ruch będzie spora grupa osób, która zacznie albo już zaczęła posyłać pociechy na baseny, zajęcia ruchowe, piłkę itp.? I że tych dzieciaków zarażonych sportem mogą być przyszli mistrzowie? Swoją drogą ciekaw jestem czy ktoś próbował oszacować ile tych małych ćwiczy/trenuje i jak to się ma do ćwiczących/trenujących dorosłych.
Przedostatni akapit podoba mi się najbardziej. Wszystko co mnie do sportu ciągnie właśnie w nim się znajduje. Nierzadko zawodnicy robiący poważne amatorskie czasy robią tak naprawdę dużo grubsze, czysto ludzkie akcje niejako „przy okazji”. Takie akcje w sam raz na medal.
bardzo fajny tekst, niby oczywisty, ale czasami zapomina się o najprostszych rzeczach. Miejmy nadzieję, że ta popularyzacja przyniesie więcej pozytywów niż negatywów