Do startu potrzeba jedynie chęci, dystansu do siebie i pozytywnej energii. O tym, co czyni Triathlon dla Januszy i Grażyn w Sulistrowicach tak unikatowym, opowiada naczelny Janusz tego sportu – Dariusz Baran.
Nikodem Klata: Jest Pan uczestnikiem Triathlonu dla Januszy i Grażyn od samego początku – co sprawiło, że zdecydował się Pan na start w tej imprezie?
Dariusz Baran: W listopadzie 2017 roku poszedłem do kina na film „Najlepszy” o Jurku Górskim. W grudniu zapisałem się na triathlon. Chciałem sprawdzić, jak to jest.
NK: Jak wyglądały przygotowania?
DB: Na rowerze jeździłem długo. Biegałem w czasach szkolnych, ale tego nie cierpię. Nie przebiegłem wtedy ani kilometra. Kupiłem buty za 40 zł, pobiegałem po ogrodzie 200 metrów, żeby przypomnieć sobie, jak się biega i poszedłem na żywioł. Z pływania jedyne co umiałem to utrzymać się żabką na wodzie. Dwa razy poszedłem na basen – przeżyłem i to tyle. Pocieszał fakt, że regulamin zawodów pozwala na start z kółkiem i innymi akcesoriami. Ja wymyśliłem sobie żyrafę. Nie popłynąłem z nią, ale tradycja się utarła i towarzyszyła mi przez cztery edycje. W tym roku mam inny plan.
NK: Może Pan zdradzić jaki?
DB: Pani Prezes fundacji Aktywni Ślężanie – Monika Jackowicz kupiła mi w zeszłym roku na wakacjach kółeczko. Ptaszysko. Oczywiście, jeśli się w nie zmieszczę. Będzie to spore wyzwanie, bo w takie kółeczko swobodnie wchodzą dzieci, a taki gość jak ja musi się do tego nieźle odchudzić. Nie będę jednak zdradzał wszystkiego.
NK: Triathlon, wśród wielu osób ma opinie drogiego, trudnego sportu, na który trzeba wydać masę pieniędzy i spędzać setki godzin na wymagających treningach – zgadza się Pan z tym?
DB: Jeśli chodzi o treningi, to się zgadzam, jeśli ktoś chce dużo osiągać. Mam kolegę, który startował ze mną jako Janusz, a niedługo, z okazji 50. urodzin, będzie robił pełen dystans Ironmana. Cały czas coś robi. Robota jest okrutna. Jeśli chodzi o wydatki, to mamy takie powiedzenie na rowerach: „dużo sprzętu, mało talentu”. Najwięcej kosztuje oczywiście rower i jak się okazuje buty też. Ostatnio, gdy kolega wysłał mi link do butów biegowych, to się za głowę złapałem. Dopiero dowiedziałem się o stopach neutralnych, pronujących i jakichś tam innych.
NK: Numer 70 jest zastrzeżony przez organizatora tylko dla Pana – to taka oznaka zasłużonego Janusza?
DB: Jestem uczestnikiem BikeMaraton i tam od 2019 roku mam numer 707. Na pierwszym triathlonie trafiła mi się zupełnie przypadkiem 70. Spodobała mi się, bo lubię się zajmować cyferkami. Mam je cały czas w głowie, ponieważ związane są z moją pracą. Nieśmiało poprosiłem Panią Monikę o rezerwację numeru i tak zostało.
NK: Triathlon dla Januszy i Grażyn – co czyni go wyjątkowym?
DB: Przede wszystkim świetna, luźna atmosfera. Oczywiście, kto chce, ten się spina. W tym również ja. Mam plan kiedyś stanąć na podium, ale to jest inny rodzaj spiny. Do tego świetni kibice, a przede wszystkim integracja z osobami z niepełnosprawnościami. Mijamy się wszyscy na trasie biegowej, pozdrawiamy, wymieniamy uśmiechami.
NK: Kolejny etap jest jeszcze bardziej januszowaty? Jak na przestrzeni lat zmieniała się impreza?
DB: Z roku na rok to się coraz bardziej rozkręca. Rok temu kolega narzucił flanelową koszulę i jechał na składaku. Zrobił to na pełnym luzie. To, co mi zajęło godzinę, jemu zajęło dwie. Ludzie się bawią. Przebierają się, zakładają różne akcesoria – flemingi, foki czy inne pelikany. Również coraz więcej osób z niepełnosprawnościami bierze udział. W pierwszej edycji był to tylko jeden zawodnik z przewodnikiem, dziś jest ich już zapisanych pięciu.
NK: Czego potrzeba, żeby wystartować w triathlonie dla Januszy i Grażyn?
DB: Przede wszystkim chęci. Trzeba też przekonać się do pływania w otwartych wodach, do faktu, że przez 400 metrów nie można się zatrzymać. Jak podczas biegu czy roweru nogi zabolą, to się stanie i tyle. Nie potrzeba jednak żadnych pianek czy super sprzętu. W tych samych kąpielówkach, w których płynę, wsiadam na rower i biegnę.
NK: Czy jest coś, co chciałby Pan powiedzieć osobom, które chcą wziąć udział w triathlonie, ale się wstydzą, boją, że nie dadzą rady?
DB: Nie ma czegoś takiego, że się nie da rady. Jest taki limit czasowy, że każdy da radę. Nawet jak się nie biegnie, tylko idzie. Na pływaniu można mieć kółeczka, deskę czy rękawki. Wystarczy przeczytać regulamin, podejść do startu na luzie i po prostu się bawić.
NK: Triathlon dla Janusza i Grażyn jest otwarty na każdego – przyciąga młodych, starszych, zupełnych amatorów. Biorą w nim udział osoby z niepełnosprawnościami. Jak udało się stworzyć taką atmosferę?
DB: Przede wszystkim tworzą ją ludzie, którzy przyjeżdzają tam z całego kraju po to, żeby się dobrze bawić. Czasami trzeba się po prostu wyluzować.
ZOBACZ TEŻ: Triathlon dla Januszy i Grażyn