Mateusz Głuszkowski był kiedyś pływakiem, a teraz ściga się w triathlonie. Ostatnio udało mu się zdobyć pierwszy w karierze krążek MP elity.
W rozmowie przed MP na dystansie sprint, które odbędą się za 3 dni, zawodnik zdradza nam, jak widzi przyszłe podium oraz dzieli się swoim doświadczeniem i spostrzeżeniami, które zebrał dotychczas, będąc zarówno pływakiem, jak i triathlonistą.
Kamila Stępniak: Kolejne MP w tym sezonie już za kilka dni. Tym razem – sprint. Podczas ostatnich [supersprint w Suszu] udało Ci się zdobyć srebro. Tym razem jednak lista startowa jest lepiej „obsadzona”. Na pewno masz zamiar przynajmniej powtórzyć sukces z poprzedniego mistrzowskiego startu. Jak myślisz, co Ci może w tym przeszkodzić?
Mateusz Głuszkowski: Na pewno powtórka byłaby miłe widziana. Staram się nie myśleć pod względem przeszkód. W Suszu byłem 2 dni po wyjściu z namiotu [hipoksyjnego]. Teraz mijają już 4 tygodnie i zaczynam czuć „flow”. W triathlonie, w przeciwieństwie do pływania, jest chyba za dużo zmiennych, żeby się zastanawiać nad tym, co może nam przeszkodzić. Cokolwiek się wydarzy, będę gotowy, by reagować oraz bawić się sytuacją. Wiele scenariuszy w głowie przerobiłem, ale zawsze może wydarzyć się coś, na co nie będę miał wpływu.
KS: Wcześniej, kiedy jeszcze nie startowałeś w triathlonie, główne pływackie skrzypce grał Oliwa. Potem doszedł do niego Bruździak. Teraz pojawiłeś się Ty – i chyba to właśnie Ciebie na pierwszym etapie wyścigu najbardziej obawiają się rywale [albo przynajmniej tego, że odpłyniecie razem z wcześniej wymienioną dwójką]. Czujesz przez to presję? Czy może daje Ci to dodatkowego kopa?
MG: Szczerze – nie czuję presji. Zarówno przed zawodami, jak i w chwili sygnału startowego czuję, że to jest moja przestrzeń i nie pozwalam jej sobie zabrać. Niekoniecznie chodzi o wychodzenie z wody zawsze jako pierwszy. W tym roku przekonałem samego siebie, że zarówno pływanie, jak i rower to jest „moja przestrzeń”. Faktycznie raczej pozytywnie wpływa na mnie ta myśl.
ZOBACZ TEŻ: Kierunek Kraków! MP na dystansie sprint za 3 dni
KS: Medal z Susza był Twoim pierwszym krążkiem rangi MP w elicie. Wcześniej zdobyłeś brąz podczas MPJ na sprincie [2019 rok]. Na międzynarodowej arenie Twoim najlepszym występem, jeśli chodzi o uzyskany rezultat, był chyba Puchar Afryki Nelson Mandela Bay w tym roku [7. miejsce]. Analizując wszystkie – może jednak uważasz, że któryś z nich zasługuje na specjalne wyróżnienie?
MG: Susz zdecydowanie był przełomowy i zapadnie mi w pamięć. Mam jednak parę startów, które odcisnęły na mnie dużo większy ślad. Zaczynając może od pływania: był to Gorzów w 2016, start na 200 m delfinem oraz 1500 m kraulem – nigdy ich nie zapomnę. Tak samo swojego pierwszego indywidualnego medalu na Mistrzostwach Polski w Opolu na 1500 m w 2017.
Co do triathlonowych, to jeśli chodzi o rezultat – Afryka była najlepszym startem. Żałuję, bo miałem realną szansę na zdobycie pierwszego międzynarodowego medalu, ale wiele sprawiło, że jednak walczyłem tam o życie.
Starty, które dla mnie miały największe znaczenie to jednak Olsztyn w 2021 roku. Był to mój pierwszy start w elicie, ale niestety – w moim przypadku wszystko zajmuje dużo czasu, więc było, to myślę za wcześnie dla mnie, żeby wykazać się w triathlonie. Rzeszów oraz finał B w Olsztynie tego roku były dla mnie również bardzo ważne. Pierwszy medal w elicie oraz tytuł MP U23 brzmi dobrze, jednak traktuję je z lekkim dystansem w związku z tym, że ciało i głowa bardziej chce zaistnieć na arenie międzynarodowej, a kiedyś i na igrzyskach.
KS: Zanim rozpocząłeś swoją przygodę z triathlonem, byłeś pływakiem. Powiedz, co było dla Ciebie największym wyzwaniem podczas początków w nowej dyscyplinie?
MG: Odpowiedź jest chyba wszystkim dobrze znana – czyli nauka biegu, która była z początku prawdziwą udręką.
KS: Jak wspominasz swój pierwszy start w tri?
MG: To był triathlon Lusowie. Jechałem na rowerze MTB i płynąłem kraulem ratowniczym, bo bałem się zanurzyć głowę w jeziorze. Wyszedłem daleko z tyłu. Biegu już nawet nie pamiętam [śmiech]. Byłem wtedy bodajże w 4. klasie podstawówki. Miałem po tym doświadczeniu dość „odpychające” odczucia, co do tej dyscypliny.
KS: Czego najbardziej Ci brakuje z „pływackiej rutyny”?
MG: Z pływackiej rutyny brakuje mi jedynie częstych zawodów pływackich, w których dalej chętnie startuję, kiedy tylko nadarzy się okazja. Niczego innego mi chyba nie brakuje. Znalazłem swoją ścieżkę w pływaniu, która mi służy i w tej chwili pływam szybciej, niż kiedy byłem pływakiem, więc raczej nie mam do czego tęsknić.
KS: Jaki był najbardziej szalony/najcięższy trening pływacki, który wykonałeś?
MG: Tego było sporo. Od 12×400 m zmiennym na kraul, 3x12x100 m, gdzie średnia z ostatniej serii była poniżej minuty i start w 1’15” czy po 15 km na długim basenie.
KS: A ten triathlonowy?
MG: Myślę, że było to 3-4 tygodnie przed Olsztynem w zeszłym roku. Rano z Maciejem Bruździakiem jechaliśmy wyścig kolarski, a po południu robiliśmy zakładki pływacko-rowerowe na prędkościach poniżej 58 sekund na 100 m kraulem i bardzo mocne powtórzenia na trenażerze. Cały tamten tydzień był jedną wielką karuzelą intensywności, której również raczej nie zapomnę.
KS: Wiadomo, że każdy ze sportów ma swoją specyfikę i niełatwo jest porównywać różne dyscypliny. Jeśli jednak miałbyś wskazać – która z nich [triathlon czy pływanie] stanowiła dla Ciebie większe wyzwanie?
MG: Chyba pływanie. Ze względu na moje parametry zawsze wydawało się to ciężkie do przeskoczenia. Jednak z perspektywy czasu wiem, że było tam bardzo dużo błędów, których teraz staram się unikać. Nie uważam jednak, żeby triathlon był łatwy. Ciężko jest bagatelizować tę dyscyplinę, kiedy czołowi triathloniści, po pływaniu i rowerze biegną szybciej, niż polscy biegacze na „suchą” piątkę czy dyszkę.
Jeszcze daleka droga przed nami, zarówno zawodnikami, jak i trenerami, ale małymi kroczkami zbliżamy się do świata. Pokazują to aktualnie dziewczyny – m.in. Paulina Klimas czy Roksana Słupek oraz chłopacy tacy, jak Michał Oliwa i Maciej Bruździak.
KS: Jaki triathlonowy aspekt był dla Ciebie największym dziwactwem, z jakim zetknąłeś się podczas początków w tej dyscyplinie?
MG: Zdecydowanie start pływania. Wydawało mi się to nie do pojęcia, jak wiele falstartów ma miejsce i nikt nie reaguje, to, jak rzadko wszyscy mają równe szanse oraz taki sam dystans do pierwszej boi.
KS: I na sam koniec – Kraków [a w zasadzie nieco obok] za kilka dni – wytypujesz dla naszych czytelników podium elity mężczyzn?
MG: Wiadomo, że Michał Oliwa jest faworytem. Wiadomo też, że najbardziej liczę oraz stawiam na siebie. Kacper Stępniak ostatnio pokazał, że potrafi się ścigać na krótkich dystansach, więc również myślę, że będzie wysoko.
Mam w głowie kilka dla mnie przychylnych scenariuszy, jednak na naszą trójkę najbardziej liczę. Mam też nadzieję, że jeśli będą jakieś roszady, to znajdzie się w nich mój Team mate Robert Czysz. Myślę, że w takiej sytuacji razem z nim znajdzie się najprawdopodobniej także James Kadziak. Siły są, chęci są – teraz przyszło tylko czekać na sobotę.
KS: Dziękuję za rozmowę i razem z całą redakcją trzymamy więc kciuki za sobotę.