Kilka lat temu Magdalena Biskupska zniknęła z triathlonu. Założyła rodzinę, a dzisiaj ma dwójkę dzieci, które coraz częściej uczestniczą w treningach. W rozmowie z Akademią Triathlonu zawodniczka opowiadała o magii Kony, organizacji dnia, a także nowym i szalonym projekcie na 2023 rok. – Zdaję sobie sprawę, że jest to tak szalone, że czasami pukam się w głowie, ale wiem, że będzie fajnie – mówi.
ZOBACZ TEŻ: Inspiruje go Jerzy Górski, teraz leci na MŚ. Michał Śnietka opowiada o Abu Dhabi
Akademia Triathlonu: Zacznę może nieco nietypowo. W ostatnich latach sporo się zmieniło w Twoim życiu. W takich sytuacjach człowiek przedefiniowuje niektóre rzeczy. Czym w tym momencie jest dla Ciebie triathlon?
Magdalena Biskupska: Z triathlonu zniknęłam cztery lata temu. W tym czasie założyłam rodzinę i urodziłam dwójkę dzieci. Chociaż nie trenowałam, to w tym okresie cały czas pozostawałam aktywna. Nie jest tak, że ja „leżałam” na sofie i nic nie robiłam. W ciąży czułam się świetnie i mogłam ruszać się do samego końca i to wykorzystywałam, choć nie jest to ta sama oczywiście intensywność jak w treningu. Dlatego fajnie jest mi teraz wrócić. Trochę tęskniłam. Trening obecnie daje mi taką odskocznię od codzienności, cząstkę mnie. Sprawia mi to bardzo dużo radości. Oczywiście rodzina zostaje priorytetem, potem jest praca, a triathlon jest tą trzecią częścią składową.
Akademia Triathlonu: Wiem, że planowałaś powrót na Konę. Jakiś czas temu napisałaś „I’ll be back”. Czy to pozostaje jednym z Twoich celów?
Magdalena Biskupska: Ja właściwie odkąd wróciłam z Kony, sześć lat temu, zawsze powtarzałam, że tam wrócę. Mam niewyrównane rachunki z tą trasą. To nie jest jednak cel na teraz, ale na przyszłość. Będę chciała tam wrócić z całą rodziną, jak już dzieciaki będą trochę większe. ”I’ll be back”.
AT: Jak w ogóle wspominasz Konę? Dzisiaj pojawiają się niekiedy opinie, że MŚ się trochę skomercjalizowały. Uważasz, że ta impreza i miejsce, dalej mają swoją nieodłączną magię?
MB: Konę wspominam mega pozytywnie. Była to chyba najfajniejsza wyprawa mojego życia. Nigdzie dalej nie byłam. Sam wyścig jednak był bardzo trudny. Nic mi tam nie szło, tak jak miało, chyba tylko poza pływaniem. Było mi ciężko na rowerze, nie mogłam jeść, było ciężko na bieganiu, co było konsekwencją tego, że nie jadłam na rowerze. Fakt jest taki, że ten wyścig ma swoją magię i taką atmosferę, że ciężko jest się poddać, jak nie idzie. Dlatego chcę tam właśnie wrócić.
Myślę, że tam magia samego miejsca pozostanie, aczkolwiek chyba traci się gdzieś ta mityczność Kony. Kiedyś było się tam bardzo ciężko dostać. Nie mówię, że teraz jest łatwo, ale dzisiaj przy zdwojonej liczbie uczestników i rozbiciu imprezy na dwa dni na pewno jest łatwiej – szczególnie kobietom. Ma to swoje plusy i minusy jak zawsze. Tak czy siak, polecam się tam wybrać, wspomnienia są bezcenne.
AT: Pracujesz, wychowujesz dzieci, a jeszcze trenujesz. W ostatnich latach stałaś się chyba specjalistką od planowania własnego czasu? Jak radzisz sobie z tym dostosowaniem do nowych sytuacji, znajdując jeszcze czas na treningi?
MB: Łatwo nie jest to wszystko powiązać, ale jak mówią: jak nie masz czasu, to znajdź sobie dodatkowe zajęcie. Z tym planowaniem to też trochę inaczej wygląda niż przed dziećmi. Jestem mistrzem logistyki i planowania, fakt, ale mając dzieci, nauczyłam się, że to, że ja sobie coś zaplanuje, nie znaczy, że zdołam ten plan zrealizować. Ja swoje, oni swoje (śmiech). Grunt to się nie przejmować, ale szukać alternatyw. Wiem, że jak chcę trenować i znaleźć na ten trening czas, to nie ma miejsca na narzekanie. Jak mam okazję, to wychodzę i korzystam.
AT: Z Twoich zdjęć w mediach społecznościowych emanuje pozytywna energia. Nie jesteś chyba osobą, którą trzeba specjalnie motywować, bo uwielbiasz treningi?
MB: Ja trenować zawsze lubiłam i dalej lubię. Daje mi to wolność, radość i satysfakcję. Naprawdę nie mam problemów z wyjściem, aby się poruszać. Po prostu kocham, to co robię. Dzięki temu czerpię z tego tak wielką radość.
AT: Jeden z tagów na Twoim IG to Ultratriathlon Challenge. Czy będziemy mogli kibicować Ci w przyszłym roku w zawodach na dystansie ultra?
MB: Tak, w przyszłym roku powinnam pojawić się na starcie zawodów ultra. Będzie to dystans 3x IM. Była to wspólna decyzja moja i męża. Właściwie pierwszym wyszedł z tym Janisz (mąż Magdy – Janisz Borczyk – przyp.red.). Ja się zaśmiałam. Potem zaczęliśmy rozmawiać i wyszło, że albo teraz, albo nigdy. Mając cel, jakoś się to wszystko układa. Zdaję sobie sprawę, że jest to tak szalone, że czasami pukam się w głowie, ale wiem, że będzie fajnie.
AT: Możesz powiedzieć coś więcej o pierwszych przygotowaniach do ultra? W jakich zawodach i na jakim dystansie zamierzasz wystartować? Czy będzie to taki główny triathlonowy projekt przyszłego roku?
MB: Jak już wspomniałam, będzie to potrójny IM. Jak szaleć, to szaleć! Pierwsze przygotowania idą całkiem pozytywnie, co napawa mnie optymizmem i jest pewnym zaskoczeniem. Moje dzieci co prawda testują moje wszystkie plany i pomysły i pokazują, że łatwo nie będzie, ale na razie udaje nam się większość problemów pokonać. Śmiejemy się czasami, że będę miała handicap, bo mając trochę nieprzespanych nocy, trenuję często na zmęczeniu. Na razie jest w porządku. Wsiadam na rower lub wychodzę pobiegać, zanim oni wstaną, jak pójdą spać lub są w przedszkolu (najmłodszy z nianią), aby nie zaburzyć czasu spędzonego razem. Jak mogę, to wsadzam dzieci w przyczepkę i trenuję z nimi i wtedy wszyscy mamy z tego frajdę.
Wyświetl ten post na Instagramie
AT: Często jeździsz ze swoimi dziećmi. Komentowałaś nawet, że ludzie byli tym zaskoczeni. Myślisz, że możesz (możecie wraz z mężem również dzięki Velokids) być inspiracją i motywacją dla innych rodziców, aby postawili na taki aktywny tryb spędzania czasu?
MB: Od momentu, w którym urodziła się Pola, biegam z wózkiem i przyczepką. Tak samo jeżdżę. Teraz zaczęłam biegać z dwójką dzieci. Oni są zadowoleni, bo spędzają czas z mamą, ja też, bo spędzam czas z nimi, dając im jednocześnie przykład. Oni już lubią zresztą mnie naśladować – Pola czasem wskakuje na swój rower i jedzie obok nas. To mnie też motywuje i pomaga. Nie ukrywam, że czas spędzony z nimi jest dla mnie najważniejszy. W ten sposób staram się pokazywać innym, że można to wszystko łączyć, że dzieci nie oznaczają końca biegania czy wypraw rowerowych.
Trzeba tylko mieć pomysł i chęci – dzieci to docenią. A producenci wózków biegowych i przyczepek rowerowych nam w tym pomagają i prześcigają się, żeby dać możliwość spędzania czasu z maluchami, nie rezygnując z własnego hobby.
Zresztą w ten sposób powstało właśnie nasze Velokids. Ja byłam w ciąży, zaczęliśmy szukać wózków biegowych i przyczepek rowerowych. Od słowa do słowa, otworzyliśmy sklep dla rodziców, żeby pokazać, że można z tymi dziećmi od samego początku bardzo aktywnie spędzać czas. Fajnie się to kręci, coraz więcej osób korzysta z możliwości dostępnych na rynku. A rozmawiając z klientami, którzy doceniają to, że my sami niejako testujemy dostępne rozwiązania na sobie, wiemy, że było warto iść tą drogą.
AT: To zresztą chyba działa doskonale. Kiedy rozmawiałem z Małgorzatą Nowak, to mówiła, że kobiety, które łączą treningi, pracę, obowiązki rodzinne, są dla niej największą inspiracją. Zdarza się, że słyszysz czasem takie opinie?
MB: Tak i jest to mega miłe! I działa też w dwie strony, bo usłyszenie, że jest się dla kogoś taką inspiracją, sprawia, że ja dostaję takiego „kopa” żeby dalej działać i się nie poddawać. Uwierzcie, że myśli o tym, żeby nie wyjść na trening, rzucić to wszystko i zakopać się pod kołdrą z cieplutkimi maluchami, pojawiają się dość często. Łącznie wszystkich obowiązków, treningów i pasji przy dwójce dzieci, aby im nie brakło mamy, jest ciężkie, ale można to zrobić.
AT: Czego Ci życzyć przed kolejnym rokiem i nadchodzącym sezonie 2023?
MB: Zdrowia dzieci i rozciągnięcia doby (śmiech). Może jeszcze uniknięcia kontuzji. Z całą resztą damy sobie radę, bo motywacji to mi nie brakuje.