Dla Renaty Brzóski mistrzostwa świata w Abu Dhabi będą wyjątkowym wydarzeniem. Po pierwsze dlatego, że startuje tam również jej mąż i syn, a po drugie jak sama przyznaje, to mogą być jej ostatnie zawody tej rangi.
ZOBACZ TEŻ: Henryk Brzóska: „W zeszłym roku pobiłem wszystkie życiówki. Liczę, że jeszcze się poprawię
Dlaczego na początku nie chciała nawet myśleć o trenowaniu triathlonu i co zmieniło jej zdanie?
NK: Sprawdzając lity startowe, można zobaczyć, że nazwisko Brzóska widnieje na nich aż 3 razy. Do Abu Dhabi nie jedziesz sama, prawda?
Renata Brzóska: Tak, jedzie tam jeszcze mój mąż i syn.
NK: Czym zajmujesz się na co dzień? Jak łączysz życie rodzinne i zawodowe z treningami?
RB: Z wykształcenia jestem handlowcem. Natomiast pracuję w klinice stomatologicznej. Oprócz tego jestem, mamą, żoną i gospodynią. Szczerze mówiąc, momentami jest ciężko. Jestem zmęczona po całym dniu pracy. Do tego dochodzą obowiązki tzw. „żonowe”. Mój starszy syn jest moim terenem, więc on wysyłając mi plan treningów na najbliższy tydzień, bierze pod uwagę moje ustalenia. Oczywiście, nie da się tego w 100% ustalić, ale staram się, żeby to było ułożone jak najdogodniej dla mnie. Mam rozkładane treningi na rano, po południe, ewentualnie zakładki. Jakoś sobie radzę. Myślę, że całkiem dobrze.
NK: Skąd w Twoim życiu wziął się triathlon?
RB: Szczerze, to na początku nienawidziłam tego triathlonu. Zapisaliśmy starszego syna na naukę pływania. Zauważył go trener, który stwierdził, że dobrze pływa i padła propozycja „a może triathlon?”. To on zaczął trenować pierwszy. Ja widziałam, jak te treningi wyglądają. Byłam po prostu pełna podziwu.
Przez kilkanaście lat się przed tym broniłam. Wszyscy mnie namawiali. Najpierw mój mąż wszedł w ten sport. Później dołączył drugi, młodszy syn. Kiedy już nawet on zaczął, to stwierdziłam, że też spróbuję. I tak się wciągnęłam, tak mi się to spodobało, że teraz nie mogę się już wymiksować. Chociaż czasami mam ochotę, gdy jestem zmęczona, ale nie da się. Trener ciśnie, mąż wjeżdża na ambicje.
NK: Co znaczy „wjeżdża na ambicje”?
RB: Czasami, kiedy nie chce mi się zrobić treningu i postanawiam, że nie idę, wtedy przychodzi i pyta „Nie robisz treningu? Dlaczego?”. Wtedy ja ubieram się i idę. Oczywiście, gdybym nie chciała, to bym tego nie robiła, ja po prostu to lubię. Są miejsca, do których mówię sobie, że już nigdy nie pojadę, ale jak o nich myślę, to zmieniam zdanie np. Olsztyn. Kiedy zaczynałam tam swoją przygodę z triathlonem, to woda mnie pokonała. Psychicznie nie byłam gotowa i jak dziewczyny wciągnęły mnie w pralkę, to było naprawdę grubo. Ale udało mi się w następnym roku.
NK: Twój syn jest też Twoim terenem. Jak układa się ta współpraca? Wpływa to w jakiś sposób na Wasze relacje?
RB: Jesteśmy bardzo związani, ale to nie jest tak, że mam luźniejszy trening, bo on jest moim synem. Mam zrobić trening i później to sprawdza. Na początku, trochę starałam się sprawdzić, po jakiej linii będę mogła stąpać, zobaczyć czy on się naprawdę przejmie tym, że jest moim terenem, spróbować trochę wykorzystywać to, że jest moim synem. Nie udało mi się to. Wyczuł mnie i nie da się pofolgować.
NK: Na profilu zawodnika znalazłem informację, że w tym roku 3 razy startowałaś w Mistrzostwach Polski. Czy jeździłaś na te zawody właśnie z myślą walki o slot na MŚ?
RB: Lubię w ogóle atmosferę na imprezach mistrzowskich, ale jadąc na zawody, nie myślę o tym, żeby wygrać, tylko żeby poprawić swój rekord. Zazwyczaj nie wiedziałam nawet, że są sloty. Od początku tego roku borykam się też z kontuzją, więc te starty były wyjątkowo trudne. W zeszłym roku mogłam lecieć do Walencji, ale zrezygnowałam.
NK: Dlaczego, więc zdecydowałaś się na start w tym roku?
RB: Nie wiem, czy jeszcze przydarzy mi się opcja wyjazdu na tak prestiżowe zawody, jak mistrzostwa świata. Po pierwsze ze względu na wiek, a po drugie na kontuzję, która zaczęła mi trochę dokuczać.
ZONACZ TEŻ: Dzika karta na mistrzostwa świata. Jakub Sawiełajc o starcie w Abu Dhabi
NK: Masz jakieś założenie na Abu Dhabi? Albo macie? Chcecie przywieźć np. komplet medali?
RB: Nie. To jest moja przygoda życia. Chcę po prostu dobrze tam wystartować. Tak jak mówiłam, myślę, że nie przytrafi mi się już taka okazja. Szczere mówiąc, nigdy nie pływałam w morzu. Zawsze chciałam wystartować w Gdyni, ale boję się morza, także nie wiem, jak to będzie. Ja już to przeżywam.
NK: Którymi startami przejmujesz się bardziej – swoimi czy męża i synów?
RB: Kiedy startujemy wszyscy naraz, to wiadomo, że każdy zwraca na siebie uwagę. Na treningach często do siebie krzyczymy i pytamy, czy wszystko dobrze. Każdy z nas się o siebie martwi. Mój mąż denerwuje się chyba najbardziej. Wie, że boję się wody i mam z nią problem, ale jak już zobaczy, że wchodzę, to powietrze z niego ulatuje.
NK: Jakie to uczucie móc startować z orzełkiem na piersi oraz widzieć swoją rodzinę w tych strojach?
RB: To jest coś niedopisania, piękne przeżycie. Jesteśmy z tego bardzo dumni, z tego, że mogę założyć strój Polski i w nim startować.
NK: Jakie są dalsze plany po Abu Dhabi?
RB: Na pewno musimy zrobić delikatne roztrenowanie, bo go nie mieliśmy. Musimy troszkę odpocząć. Trochę mniej treningów, ale później wracamy. Jakie to będą zawody, będziemy się zastanawiać w przyszłym roku. Zobaczymy, co przyniesie czas, to będzie trochę spontan.
ZOBACZ TEŻ: Jakub Brzóska: „Bywa, że u nas w domu jest kolejka do trenażera”