Jaki mindset ma zawodnik roku w triathlonie Robert Wilkowiecki?

Jak zeszły rok wspomina zawodnik roku PZTri Robert Wilkowiecki? Czy coś chciałby zmienić? Czy potrafi słuchać własnego ciała i rozpoznać problemy mentalne? O tym uczestnik mistrzostw świata na Hawajach rozmawiał z Aleksandrą Bodnar.

ZOBACZ TEŻ: Jak wygląda praca lekarza PZTri?

Aleksandra Bodnar: Z czego jesteś najbardziej dumny w tym sezonie?

Robert Wilkowiecki: Z progresu i wyników. Z tego, że udało się mi się jeszcze nie zasnąć (śmiech). Z wielu rzeczy jestem dumny. To był dobry rok.

AB: Jak mnie znasz, to będę drążyć. Co to znaczy progres? Do czego Ty to porównujesz i według jakich norm?

RW: Najprościej robić to po wynikach. Liczb nie da się oszukać. Natomiast ja jako zawodnik wiem, że rozwinąłem się w tych płaszczyznach, w których chciałem. Praktycznie w każdym elemencie, nad którym pracowałem, poszło to do przodu.

AB: Wynik to jest jedna rzecz, dlatego że wynik na różnych zawodach może być niewymierny. Może Ci nie pójść, to może nie być Twój dzień. Może się zdarzyć masa różnych rzeczy. Do czego Ty konkretnie siebie porównujesz? Do treningów lub wykresów w Excelu?

RW: Przede wszystkim patrzę na swoje zdjęcia z Facebooka i widzę „o, tutaj broda większa” (śmiech). Oczywiście mamy szereg cyferek w Training Peaksie. To są te wymierne rzeczy, które widać. Natomiast ja jako zawodnik staram się popatrzyć na różne płaszczyzny, nie tylko te stricte liczbowe, ale np. na moje podejście, zachowanie, na dogranie detali żywieniowych, bo to też jest ważna składowa tego sportu. Ogólny zarys poszedł w dobrą stronę. Oczywiście nie obyło się bez błędów. Nigdy nie będzie tak, że ich całkiem nie będzie. Zdarzają się jednak coraz rzadziej i wyciągam dobre wnioski. Z tego jestem zadowolony.

AB: Jaki jest największy błąd, który popełniłeś w tym sezonie, a którego żałujesz?

RW: Chyba taki, że nie poleciałem wokół wyspy helikopterem na Hawajach (śmiech).

AB: Jak te Hawaje wspominasz? Co tam było dla Ciebie zaskoczeniem? Co było motywujące, a co demotywujące?

RW: Zrobiliśmy na tyle research, że nie było tam jakiegoś wielkiego zaskoczenia. Myślę, że zaskoczyło mnie to, jak bardzo amerykańskie jest to miejsce. Od strony sportowej, chociaż wynik nie był dobry, to przygotowanie i research, jaki zrobiliśmy, było na tyle dobre, że nie byłem niczym zszokowany na początku. Szkoda, że nie wracam tam w tym roku, ale miejmy nadzieję, że w przyszłym już tak.

AB: Co na Hawajach poszło nie tak? Co byś teraz zmienił?

RW: Chyba niczego bym nie zmieniał. Poszło wiele rzeczy nie tak, jak chciałem. Na początku roweru ta dolegliwość w lędźwiowym odcinku pleców praktycznie uniemożliwiła mi walkę. Z tego oczywiście nie jestem zadowolony. Jest to jednak jakieś cenne doświadczenie, które pomoże mi się rozwinąć jeszcze bardziej. Za kilka lat pewnie powiem, że to była wypadkowa dobrych zdarzeń, a nie tylko tych złych.

AB: Ból minął. Jesteś zdrowy i gotowy do jeszcze intensywniejszej pracy, czy wręcz odwrotnie – zrozumiałeś, że trzeba trochę przystopować, aby podbić formę?

RW: Oczywiście tak trzeba robić czasami – zalecam. O dziwo, już w tym momencie, porównując do tych liczb w tym samym okresie, wygląda to lepiej niż w zeszłym roku. Chyba mam się z czego cieszyć.

AB: W jakim stopniu jesteś zawodnikiem, który potrafi słuchać własnego samopoczucia i umie zidentyfikować objawy własnego ciała, przykładowo „tu mnie strzyknęło, ale to efekt trudnego treningu” albo to już jest sygnał alarmowy, że coś się dzieje?

Robert Wilkowiecki: Nawet niekoniecznie powiedziałbym, że to są kwestie odczuwania bólów mięśniowych i tego typu rzeczy. To są różne sygnały, nie tylko nawet w ciele i mięśniach, ale też elementy mentalne, które są ważne. Z każdym dniem się tego uczę i jestem coraz bardziej świadomy. Nie opieram się tylko na twardych danych.

AB: Podasz przykład? Co to znaczy, że głowa wysyła jakiś sygnał mentalny?

RW: Chodzi o takie ogólne sygnały typu apatia, uczucie większego zmęczenia niż zwykle. Tego nie da się do końca opisać, bo trzeba to poczuć, przeżyć, zebrać to doświadczenie, a czasem zapłacić frycowe. Nawet odczuwanie łaknienia w jakiś sposób, to też jest sygnał, który organizm może wysyłać. Zaczynam to bardziej doceniać i analizować też z biegiem lat. Jest tego masa.

Oczywiście mamy wiele urządzeń, które mogą pomóc. Nie z wszystkiego zbieramy dane.

AB: Tego opisywania musimy się jednak uczyć jako zawodnicy – niezależnie, czy jesteś amatorem, czy zawodowcem. Musisz nauczyć się opisywać emocje, bo idąc do specjalisty, musisz umieć powiedzieć, o co Ci chodzi. Samoświadomość i to, co dzieje się w naszej głowie, pozwala to lepiej analizować. Ty mówisz, że w tej kwestii się wiele u Ciebie zmieniło?

RW: Moja dziewczyna potwierdza, że wszystko rozumiem i dobrze przeanalizowałem (śmiech).

AB: Mniej się kłócicie, macie mniej spięć?

RW: W ogóle się nie kłócimy (śmiech).

AB: Jakim jesteś sportowcem, a jakim człowiekiem?

Robert Wilkowiecki: Sport jest na tyle ważny w moim życiu, że to jak pokazuje siebie w sporcie, jest powiązane z tym, jaki jestem w życiu. Sport też kojarzy mi się trochę ze sztuką. To nie tylko rywalizacja. To również show, które zawodnicy robią dla kibiców. Jeśli to ma być dobre, to musi być autentyczne. Przez pryzmat sportu pokazuję też siebie.

AB: Dziękuję za rozmowę.

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,773ObserwującyObserwuj
19,200SubskrybującySubskrybuj

Polecane