Szymon Brzęk: „Harda Suka to był mój drugi triathlon w życiu”

Przez kilkanaście lat trenował boks. Do triathlonu trafił zupełnie przypadkowo, ale zaczął od… Ironmana i Hardej Suki! Dzisiaj Szymon Brzęk sprawdza, gdzie leżą jego granice wytrzymałości i przygotowuje się do drugiego startu na dystansie potrójnego Ironmana.

ZOBACZ TEŻ: Kalendarz ultratriathlon 2023. Kto z Polaków na listach startowych?

Akademia Triathlonu: Jak to się stało, że będąc wcześniej bokserem, zainteresowałeś się triathlonem? Wydaje się, że większość pięściarzy kieruje się np. ku trenowaniu mieszanych sztuk walki, a Ty wybrałeś triathlon. Co Cię w nim zafascynowało?

Szymon Brzęk: Boks trenowałem wyczynowo przez blisko 15 lat. Miałem też epizody w Kickboxingu i MMA, lecz mi one nie podpasowały. Pozostaje wierny boksowi – tam mocniej biją (śmiech). Po upływie tylu lat jakoś nie miałem już takiego zacięcia do boksu. Na dodatek straciłem już odporność na ciosy i odczuwałem je coraz bardziej. Sport to zdrowie (śmiech). W Polsce boks podupadł. Teraz przykre jest obserwowanie tego, co dzieje się w świecie boksu.

Do triathlonu trafiłem zupełnie przypadkiem i niespodziewanie. Nawet nie wiedziałem, co robię i to był strzał w dziesiątkę. To było w 2015 roku. Było to dla mnie coś innego, coś nowego i mi nieznanego. W dzieciństwie widziałem jakieś filmiki z IRONMANA z Kony, ale nie wiedziałem nawet wtedy, co to jest.

Akademia Triathlonu: Paul Felder, który występował w UFC, po zainteresowaniu się triathlonem powiedział, że oba te sporty różnie wpływają na ciało. Sport walki są bardziej wyniszczające, a triathlon to również długa walka mentalna. Boks jest za to bardzo intensywny. Jak widzisz podobieństwa i różnice?

Szymon Brzęk: Każdy sport uprawiany wyczynowo jest wyniszczający. Tym bardziej sporty walki gdzie zawodnik otrzymuje wiele uderzeń. MMA jest wielopłaszczyznowym sportem walki, natomiast w boksie otrzymuje się przeważnie ciosy w głowę, czego skutkiem są uszkodzenia mózgu. 

Triathlon to zupełnie inna bajka, to piękna wielogodzinna walka z samym sobą. Tak jak w boksie i innych sportach walki, walczy się samemu z przeciwnikiem. Są to sporty indywidualne, a nie drużynowe. Uprawianie wyczynowo boksu przez tyle lat dużo mi pomaga teraz np. niepoddawanie się mimo kryzysów, ścian, bólu całego ciała. Różnice są w czasie trwania wysiłku. No i w triathlonie nikt Cię nie bije (śmiech).

fot. Szymon Brzęk – Instagram

AT: Co było dla Ciebie największym wyzwaniem, kiedy zacząłeś treningi triathlonowe?

SZB: Pływanie (śmiech), ponieważ nie umiałem normalnie pływać. Tylko żabką i kraulem ratowniczym. Tak przepłynąłem swego pierwszego IRONMANA. Na temat treningu pod triathlon, a tym bardziej pod pełnego IM, nie wiedziałem zupełnie nic. Na dodatek nie miałem roweru szosowego. Kupiłem go na około 5-6 tygodni przed startem.

Po pierwszym IM z pomocą przyszedł mi mój kolega Krzysztof Szymaszko, który jest instruktorem pływania i nauczył mnie od podstaw normalnie pływać.

AT: Zdecydowałeś się od razu rzucić na bardzo głęboką wodę – od razu wystąpiłeś w zawodach IRONMAN. Skąd taka decyzja?

SZB: W 2015 roku najpierw wystartowałem w swoim pierwszym maratonie w Warszawie. Później w drugim w Gałkowie i spodobało mi się, a nawet wcześniej nie biegłem w półmaratonie. Czegoś mi brakowało i szukałem wyzwań. To była połowa lipca 2015 rok. Znalazłem zapisy na Castle Triathlon Malbork 2015 na dystansie Ironman. Pomyślałem sobie: „a czemu by nie?!”.

Porywałem się z motyką na słońce. Zresztą z tego, co było mi wiadomo, nikt z mojego miasta Ełku nie zrobił pełnego Ironmana. Więc jakaś motywacja była. Trzeba sięgać wzrokiem tam, gdzie wzrok nie sięga. Do tej pory jeszcze nie zadebiutowałem na mniejszych dystansach. Tego się boję! (śmiech).

AT: Później zresztą postanowiłeś jeszcze rzucić sobie kolejne niesamowite wyzwanie – tym razem wziąłeś udział w Hardej Suce. Jak wspominasz ten niezwykle wymagający triathlon górski?

SZB: Harda Suka to epicki triathlon i sportowa przygoda życia. Kończysz Hardą, to nie ma dla ciebie już granic. Harda to był mój drugi triathlon w życiu. Na zapisy trafiłem zupełnie przypadkiem, a że uwielbiam góry to… się zapisałem (śmiech). Wystartowałem w pierwszej edycji, gdzie nie było problemów z dostaniem się na listę startową. Teraz są losowania, bo coraz więcej jest chętnych. Po dobiegnięciu do mety nie miałem sił, aby cokolwiek zjeść. Mam nadzieję, że jeszcze w niej wystartuję.

AT: W 2018 roku zdecydowałeś się na udział w zawodach podwójnego Ironmana. Pomyślałeś wtedy – skoro był Ironman, to teraz trzeba jeszcze większy dystans, aby sprawdzić granice własnego ciała?

SZB: Chciałem sprawdzić granice swoje a dodatkowo zapisać się na kartach historii startów Polaków w ultra triathlonach. W 2018 roku było zaledwie paru, co ukończyło podwójnego IM. Aktualnie jest już ich sporo, wtedy tak wielu jeszcze nie było. Zresztą, zanim się zapisałem, to musiałem namówić moją żonę Sylwię, żeby mi pozwoliła na taki start, Martwiła się o mnie, bo widziała, jak wyglądałem np. po Hardej. 

Zabrałem żonę do kina na film „Najlepszy” i wtedy pozwoliła mi na start (śmiech). Wraz z córeczką była częścią mojego supportu podczas startu w Poniewieżu na Litwie. Na dodatek była w drugiej ciąży, więc miałem dla kogo ukończyć podwójnego Ironmana.

fot. Szymon Brzęk – Instagram

AT: W 2022 roku wystartowałeś w potrójnym IM w Lensahn. Jak wspominasz pierwsze starcie z tym dystansem? Pisałeś wtedy, że miałeś inne założenia. Możesz powiedzieć coś więcej?

SZB: Bardzo miło wspominam ten start te zawody i całą atmosferę tam panującą. Dlatego tam wracam. Zresztą są to Mistrzostwa Świata. Jadę tam z rodziną, czyli z moim najlepszym supportem na świecie. Co do założeń, to na pewno czas, w jakim planowane było ukończenie, się zmienił. Pływanie wyszło super, tak jak było w planie, natomiast już rower po pokonaniu pierwszych 180 km, dawał się we znaki. 

Dodatkiem był wiatr i delikatnie pofałdowana trasa rowerowa, której na początku nie było czuć, ale jak robi się tę trasę kilkadziesiąt razy, to odczucia są inne. Plus noc daje w kość. Bieg był w miarę już ok, szczególnie pierwszy i trzeci maraton, bo drugi to ciągła ściana. Miałem wiele kryzysów podczas całego startu. Po dotarciu do mety wszystko puściło, jakbym prawie nic nie robił.

AT: W tym roku zamierzasz wrócić do Lensahn. Jak wyglądają Twoje przygotowania. Zamierzasz zmienić coś w drodze do tych zawodów i treningu, mając za sobą zeszłoroczne doświadczenia? Czy teraz startując na MŚ, stawiasz sonie konkretny cel?

Szymon Brzęk: Jakiś cel jest. Na pewno poprawić czas z ubiegłego roku, reszta okaże się w trakcie. To długi wyścig, wszystko może się zdarzyć. Moje przygotowania są inne niż rok temu. Wtedy to była wielka niewiadoma, jak organizm zniesie taki dystans i czas trwania wysiłku. Teraz jest zupełnie inaczej – ciężko, ale łatwiej. Mój trener Grzegorz Lange robi wszystko, bym był jak najlepiej przygotowany.

AT: W zeszłym roku startowałeś też w IRONMAN Cozumel. Planujesz jakieś inne zawody? Lensahn to główny cel sezonu?

Szymon Brzęk: Mistrzostwa Świata to główny cel sezonu na tę chwilę. Po tym odpoczywam. Co do startu pod koniec roku w zawodach Ironman, to jeszcze nie wiem. Mam parę lokalizacji. Nie podjąłem jeszcze decyzji, gdzie dokładnie to będzie. Jak już zdecyduje, to będzie to na innym kontynencie.

AT: Stawiasz przed sobą coraz większe wyzwania. Czy w takim razie istnieje szansa, że zdecydujesz się np. na 5x dystans Ironman?

SZB: Miałem w planach start na 5x IM w czerwcu w Brezel i miesiąc później w Mistrzostwach Świata na 3x IM. Postawiłem na mistrzostwa, rezygnując ze startu we Francji. Nie doszedłbym do siebie w tak krótkim czasie. Start na dystansie 5x IM czy 10x IM to kwestia czasu. Muszę to czuć, że chcę to zrobić. Start to wisienka na torcie, natomiast przygotowania do tego są najgorsze. Trenuje sam, bez muzyki, bez nikogo, trenując głowę do tego. 

AT: Jak zaczniesz swój sezon i czego przede wszystkim możemy Ci życzyć?

SZB: Sezon startowy zaczynam od startu w biegu ultra dystansie 170 kilometrów 26 maja podczas Ultra Train Małopolska. Natomiast kolejny start są to właśnie już Mistrzostwa Świata na dystansie potrójnego Ironmana. Co będzie później, tego jeszcze nie wiem. Życzcie mi zdrowia, bo to najważniejsze. Reszta sama przyjdzie.

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,502ObserwującyObserwuj
443SubskrybującySubskrybuj

Polecane