W niedzielę Filip Szymonik wystąpi w mistrzostwach świata na długim dystansie. W rozmowie z Akademią Triathlonu trener i zawodnik opowiada o tym, że chce z triathlonu przede wszystkim czerpać radość. Mówi też, że nie chce stawiać wszystkiego na sport i wyjaśnia, czym jest „pozytywny egoizm”, do którego zasad się stosuje.
ZOBACZ TEŻ: Tydzień sportowych emocji. Startują Mistrzostwa Świata World Triathlon Ibiza 2023. Kto reprezentuje Polskę?
Akademia Triathlonu: Na początku roku napisałeś w mediach społecznościowych – „kolejny rok, kolejne przeciwności, kolejne cele”. Mógłbyś powiedzieć coś o przeciwnościach, ale też celach na ten sezon?
Filip Szymonik: Głównym celem jest przede wszystkim czerpać z tego wiele radości, bo trenowanie z zawodnikami PRO sprawia, że człowiek bardzo mocno wkręca się w triathlon. Tacy zawodnicy układają wszystko pod trenowanie triathlonu, ale ja sobie na to nie mogę pozwolić, bo pracuję. Prowadzę grupę zawodników i szkółkę pływacko-triathlonową z Adamem Janczewskim. Prowadzę również fajną grupę zawodników Medicover Fitness i to sprawia cały czas satysfakcję. Właśnie w to chcę się mocno angażować.
Przebywanie z zawodnikami PRO sprawia, że człowiek zawsze próbuje funkcjonować tak jak oni, niekoniecznie posiadając na to budżet. W sporcie zawodowym już byłem (dokładnie w piłce nożnej) i wiem, jak to wygląda od środka. Nie chcę stawiać wszystkiego na sport. Kiedyś już tak zrobiłem i zostałem z niczym. Pomógł mi tylko wtedy trener Andrzej Kasiak, który oprócz rodziny jako jedyny mnie wspierał.
Tak właśnie prezentuje się cel na ten sezon. Czerpać z tego radość i nie wpadać w ten destrukcyjny ton. To już przeżyłem, nie chcę tego. To kompletnie nie ma sensu. Jeżeli chodzi o konkretne cele związane z zawodami, to jakieś mam na horyzoncie. Staram się jednak ostatnio słuchać organizmu i jak czuję się dobrze, to wtedy startuję. Mam coś nakreślone, ale w 100% nie chcę o tym mówić i pompować balonika. Jest to popularne w naszym środowisku triathlonowym, ale później ktoś wbija szpilkę i wszystko znika.
Przeciwności jest sporo, ale sobie radzę. Dopóki sobie radzę i względnie spokojnie funkcjonuję, to będę w triathlonie.
Akademia Triathlonu: Parę miesięcy temu pisałeś też między innymi, ze w tym roku „będziesz słuchał bardziej siebie niż innych”, „doceniał każdy dzień, jakby miał być ostatni”, zamierzasz też być dumny z tego „egoizmu”. Możesz powiedzieć coś więcej o tym. Jak idzie spełnianie tych założeń?
Filip Szymonik: W moim rozumieniu dobry egoizm to dbanie o siebie. Ja całe życie starałem się dogadzać ludziom. Przykładowo martwiłem się tym, co ktoś mówi, jak na mnie spojrzy i jak to będzie funkcjonowało.
Teraz oczywiście też w jakimś stopniu mi na tym zależy. Żyjąc w społeczeństwie, nie da się całkowicie odciąć od opinii innych i wpływu na nas. Myślę, że to całkiem normalna rzecz. Po wielu latach takiego dogadzania innym, a także po przepracowaniu tego z psychologiem zauważyłem, że nigdy nie byłem szczęśliwy. To zawsze była pogoń za czymś. Teraz jestem szczęśliwy jak nigdy dotąd. A czy realizacja idzie mi dobrze? Czasem idzie dobrze, a czasem gorzej. Nie da się opanować tej umiejętności patrzenia tylko na siebie bez wyrzutów sumienia.
Chciałbym, aby to była większość mojego życia. Większość, gdzieś 90%, spędzamy sami ze sobą „w głowie”. Najbardziej mi zależy na tym, abym to ja się dobrze czuł i żebym był spokojny. Wtedy będę mógł też dbać o ludzi i angażować się w inne rzeczy. Inaczej będę się szarpał. To jest inny cel.
AT: W Twoich przygotowaniach do sezonu wziąłeś udział w kilku biegach. Pisałeś, że wynik jest raczej nieważny. Jakie wnioski wyciągnąłeś z tych startów?
FSz: Przede wszystkim czułem się dobrze, jeżeli chodzi o bieganie. Pracowaliśmy nad tym z trenerem Jakubem Czają. W tym sezonie mam wagę niższą o około 3-4 kg. Nie widzę na razie, aby to przekładało się niekorzystnie na rower. Biega mi się dużo lepiej. Zrobiłem fajny wynik na 5 kilometrów, było to w okolicy 15 minut. Ta trasa była trochę dłuższa, ale wiem, że mogę biegać 15:00 – 15:10. Jest szansa, żeby złamać 15 minut.
Półmaratonem jestem trochę zawiedziony. Nakręcałem się na konkretne liczby i to był błąd. Potem miałem samotny bieg w Pruszczu Gdańskim na zróżnicowanej trasie. Zabrakło 2 minut do konkretnego wyniku. Samotny bieg jest zawsze cięższy, a trasa była trudna. Z drugiej strony wszystkie imprezy Do Mety organizowane przez Tomasza Galińskiego są super i na pewno będę brał w nich udział.
Ja chciałem przede wszystkim obserwować to, jak się zachowam. Moim głównym celem (nie na sezon, ale życie) jest to, aby zarówno porażki, jak i sukcesy mnie nie definiowały. Nie chcę zachowywać się jak chorągiewka. Pewnie, można zasmucić się tym, że jest słabiej, że poszło nie po mojej myśli, ale nie chcę w życiu sytuacji, w której trening lub występ wpływają na mój dzień, dwa i podobnie. Tutaj głównym celem była obserwacja mojego organizmu. Prawda jest niestety przykra, bo nie byłem w stanie zapanować nad smutkiem po półmaratonie. Choć takie liczby wielu brałoby w ciemno. Byłem zamknięty we własnej głowie. Niepokoiło mnie też to, że po wyścigu na 5 kilometrów popadłem w euforię. Dziwnie to zabrzmi, ale ja tego nie chcę. W moim życiu jest wiele wzlotów i upadków, a na końcu ja za to wszystko opłacam fakturę.
Moja przeszłość była „bogata”, ale od tej negatywnej strony. Miałem sporo wypadków i urazów, problemów na tle emocjonalnym. Dlatego nie chcę być tak mocno i destrukcyjnie w tym sporcie. To nie pomaga. Takie zero-jedynkowe podejście czasem jest fajne, ale ja mam swoje emocjonalne problemy i nie będzie mi to pomagało. Teraz w moim życiu najważniejsze jest zdrowie.
AT: W zeszłorocznym wywiadzie dla Akademii Triathlonu powiedziałeś, że „uważasz, że Twoja głowa jest stworzona do startów na długich dystansach”. Czy start w MŚ na Ibizie jest realizacją tych słów?
FSz Powiedziałem w ten sposób (w kontekście długich dystansów), bo zawsze czułem, że ta moja głowa jest w stanie sporo znieść. Podczas gry w piłkę byłem osobą dynamiczną. Na kilku dłuższych treningach, poczułem, że to jest właśnie to. Wyłączam się, mam ten spokój, mogę tam bardzo długo przebywać. Dlatego też powiedziałem, że moja głowa jest na to gotowa. Taki długi trening mnie nie męczy. Miałem wiele treningów, gdzie przebywałem na dłuższej zakładce 7-8 godzin. Po 2-3 godzinach przestaję myśleć o innych rzeczach.
Dlatego mówię, że moja głowa jest stworzona do tego, ale jednak niekoniecznie, żeby osiągać na takich dystansach nie wiadomo jakie wyniki. To się okaże. Mój pomysł był taki, aby atakować w tym roku dystans długi. Stało się to po rozmowie z Kubą Czają, który sugerował najpierw porządny trening. To do mnie przemówiło i wybraliśmy coś pośredniego. Dlatego jadę na Ibizie na taki dystans pomiędzy połówką a długim. Jestem chyba na to najlepiej przygotowany i mocno czekam.
AT: Macie wraz z trenerem Jakubem Czają konkretne założenia na ten wyścig? Czy Ty sam masz jakieś oczekiwania, czy start będzie kolejną formą testu, ale na jeszcze dłuższym dystansie?
FSz: Mamy wyznaczone jakieś założenia. Przez ostatni okres sporo o tym rozmawiamy, szczególnie w kontekście żywieniowym. Mamy pewne założenia, ale nie wiem, czy będziemy o nich tak mocno i wnikliwie teraz rozmawiać.
Mam jakieś założenia mocowe. Zobaczymy, jak temperatura wpłynie na tę moc, kadencję i to jak będę się zachowywał na rowerze. Głównym celem jest nie przesadzić na pływaniu. To samo na rowerze. W kontekście tych założeń ustalonych przeze mnie i trenera, to nie chcę ich ucinać, ale na pewno pierwszą część wyścigu rozpocząć spokojniej. Będzie to kilka, kilkanaście watów mniej niż moja głowa by chciała, to będzie bardzo ważne dla późniejszego biegu. Chcę, aby ten bieg po rowerze był faktycznie taki, na jaki mnie stać.
AT: Skąd w ogóle pomysł na to, aby wystartować na długim dystansie? Czy to chęć sprawdzenia, jaka jest granica wytrzymałości, czy może początek dalszej drogi ku jeszcze dłuższym dystansom?
FSz: Mam nadzieję, że ta przygoda z dłuższymi dystansami będzie właśnie dłuższa. Aktualnie dobrze znoszę objętość na treningach. Może poza kilkoma specjalistycznymi kierunkowymi jednostkami pod dany dystans. Myślę, że objętość, którą w tę chwili utrzymuję, jest wystarczająca do startowania na dłuższych dystansach. Mam jakieś jeszcze dłuższe cele, ale nie chciałbym tutaj pompować balonika. To nie w moim stylu. Wolę działania, a nie trash talk i kozaczenie. Sporo się tego czyta na fanpejdżach zawodników i portalach, a w praniu wychodzi to całkowicie inaczej.
Mówi się o nakręcaniu. Szczerze mówiąc, chce się od tego rzygać. Widzę, że wpadają w to również moi znajomi. Nie będę mówił, kto tak robi i tak mówi, ale takie nakręcanie tematu typu „ja zrobię to i to” i „ja jestem taki i taki” jest bez sensu. Trzeba wyjść i to zrobić. W tym środowisku jest moda na takie nakręcanie się, a później wynikają z tego problemy psychiczne, bo energia, o której mówi się w kontekście wygrywania, do nas wraca. Jak później znieść falę hejtu?
Jeżeli mówisz, że coś zrobisz, to ludzie później przychodzą do ciebie i oczekują wyników. Nie wiem, co jest w głowach tych ludzi, którzy się nakręcają. Ja oczywiście też tak robię, ale tutaj widzę jakąś gloryfikację tego, zbyt duże uzewnętrznianie się, kiedy o tym opowiadają. Nie wiem, dlaczego to tak funkcjonuje, ale mnie to przeraża.
AT: Wiemy, że jednym z Twoich startów będą mistrzostwa świata 70.3 w Lahti. Możesz już uchylić rąbka tajemnicy o tym, w jakich jeszcze wyścigach będziemy Ci mogli kibicować?
FSz: Oprócz Lahti mam kilka wyścigów na oku. Jest to na pewno Triathlon Kurzętnik. Wystartuję też na IM 5150 w Warszawie. Co dalej? Nie chcę chyba tego zdradzać. Mam kilka imprez na oku, będę reagował na bieżąco.
AT: Czego Ci życzyć przed tym sezonem?
FSz: Nie trzeba mi niczego życzyć. Ja sobie sam wypracuję te wszystkie rzeczy. Stworzę to, co będę sobie wizualizował. Może zdrowia? To będzie najważniejsza rzecz i oto mogę poprosić.