Marek Musiał ma 75 lat i… ma zamiar zostać mistrzem świata IRONMAN. Urodził się w powojennym Wrocławiu, gdzie na gruzach zniszczonych budynków jako dziecko urządzał z kolegami igrzyska olimpijskie. Triathlon daje mu tę samą, dziecięcą radość.
ZOBACZ TEŻ: Maraton z dzieckiem w wózku? Daniel Kubiak udowadnia, że na sport nigdy nie jest za wcześnie!
Marek Musiał zaczął trenować triathlon w wieku 60 lat i ukończył już 12 wyścigów IRONMAN. Jego następnym celem jest mistrzostwo świata, które zamierza zdobyć w przyszłym roku, startując na Hawajach. W rozmowie z Akademią Triathlonu opowiedział o swoich treningach, zawodach i podejściu do sportu starszych osób.
Akademia Triathlonu: To może na początku krótkie przedstawienie?
Marek Musiał: Ze mną jest taki problem, że mam już 75 lat i dużo rzeczy robiłem w życiu. Opowiadanie o nich byłoby bardzo długie. Ostatnio zajmuję się ściganiem na dystansie Ironman. W triathlonie udało mi się zdobyć międzynarodowe osiągnięcia. Bardzo mnie ta dyscyplina cieszy. Jest zróżnicowana, jeśli chodzi o ogólny rozwój. Można popływać, pojeździć na rowerze i pobiegać. To łączy wszystkie moje zamiłowania jeszcze z dzieciństwa. Wszystkie spotkały się w jednym sporcie.
AT: A jak długo jest triathlon z Tobą?
MM: W pierwszych zawodach IRONMANA wystartowałem w 2012 roku, czyli nie tak dawno…
AT: Nie tak dawno, a właściwie to już 11 lat…
MM: No właśnie, tak szybko to przeleciało.
AT: Szybko przeleciało z Twojej perspektywy. Dla wielu zawodników to jest kawał czasu.
MM: Każde przedsięwzięcie wydaje się czymś ogromnym, zanim się je ukończy. 11 lat w triathlonie też. Ale jak już człowiek to przeżył, to czuje jakby to był jeden rok. Myśli sobie, że tak szybko to przeleciało. Tym bardziej że triathlon to jest nowy sport. Istnieje troszkę dłużej niż 40 lat, a zmienia się niezwykle szybko. 10 lat temu praktycznie nie było w Polsce zawodów IRONMAN ani na podobnym dystansie, bo nie było chętnych do wystartowania. 10 lat temu, kiedy startowałem na mistrzostwach świata, to reprezentacja Polski liczyła cztery, może pięć osób. Wtedy każdy każdego znał. Teraz te grupy zrobiły się duże. Na ostatnich było chyba z 50 Polaków, więc to nawet niemożliwe, żeby wszyscy się znali (śmiech).
AT: Ty triathlon zacząłeś po 60-tce. Dla wielu ludzi to czas, żeby przejść na emeryturę, a nie rozpoczynać taki sport i to jeszcze na długim dystansie.
MM: To jest właśnie bardzo dziwne. Triathlon bardzo odmładza. Ja nie czuję, że się starzeję. Dopiero po wynikach badań czasami to do mnie dociera (śmiech). Ale jak jest jakiekolwiek zadanie do wykonania, to myślę sobie: „Co to jest? Nie ma problemu, to się zrobi!”. Czuję się jakbym miał 30 lat. No chyba, że popatrzę w lustro (śmiech). Ja jestem naprawdę szczęśliwym człowiekiem, bo mnie nic nie boli. I jestem przekonany, że to dlatego, że sport leczy.
AT: Czyli stajesz się coraz młodszy (śmiech).
MM: Jak widzę siebie teraz, to przypominam sobie siebie z młodości. Widzę tego 5-letniego chłopca na podwórku. Jestem Wrocławianinem. Urodziłem się zaraz po wojnie. Moje środowisko to były zburzone domy, sterty gruzu. Ten gruz to był dla nas tor przeszkód. Urządzaliśmy w nim zawody. Robiliśmy olimpiady. Rzucanie cegłówką to było pchnięcie kulą, kijem to rzut oszczepem. Żyło się lekkoatletyką. Organizowaliśmy sobie takie zawody po prostu dla zabawy. Nawet ze zwykłego dobiegnięcia do drzewa człowiek się tak niesamowicie cieszył. Biegło się na full, nie kalkulowało czy biegniesz szybciej, czy wolniej. Nie było żadnej myśli. I z tego ruchu bierze się właśnie taka nieopisana radość. Teraz na wszystkich zawodach startuję jak ten 5-latek.
ZOBACZ TEŻ: Triathlonowy duet matki i córki. Ewa i Maria Wójcik o mistrzostwach świata XTERRA
AT: Jak wyglądają Twoje przygotowania do startów?
MM: Jak patrzę na swój rozwój jako osoby czynnej fizycznie jako sportowca, to zdaję sobie sprawę, że kiedyś w ogóle nie było takiej możliwości. Kiedyś, żeby wystartować na jakichś zawodach trzeba być być zapisanym do klubu, uczęszczać na treningi. Teraz każdy może się poczuć sportowcem i to jest fajne. U mnie to działało w ten sposób, że nie umiałem znaleźć sobie powodu, żeby np. pójść pobiegać. Ale myślałem, że za miesiąc będą zawody i zaczynałem trenować. Najpierw wyznaczałem cel i stopniowo go zwiększałem. Po biegach ulicznych pochłonęły mnie biegi ultra. Te wyzwania z czasem się zmieniają i trzeba się do nich zmobilizować. Ja jestem amatorem, więc nie jestem w stanie się przygotować sam. Muszę radzić się trenerów. Posłuchać ich, żeby to oni mi powiedzieli co mam zrobić. Często robiłem zbyt silne treningi. 2-3 dni powariowałem, a później tydzień byłem nieprzytomny.
AT: Czyli wraz z wiekiem zacząłeś trenować bardziej świadomie…
MM: Z turystyki stałem się bardziej sportowcem. Jak byłem turystą i wjeżdżałem na szczyt jakiejś góry, to się zatrzymywałem, wyciągałem termosik i kanapki, podziwiałem widoki i jechałem dalej. Będąc sportowcem, wjeżdżam na górę i cisnę, żeby jak najszybciej zjechać. Zrozumiałem, że w sporcie wyczynowym nie ma co się już wygłupiać. Jako entuzjasta, który twierdzi, że wszystko może, to raz nabrałem się na takie swoje przewidywania. Chciałem osiągnąć jak najwyższą prędkość na rowerze. Doszedłem do 90 km/h. Cała krew poszła do nóg i w czasie jazdy zemdlałem. Całe szczęście jechała za mną karetka i mi pomogła. To mnie nauczyło szacunku. Zrozumiałem, że przegięcie w którąś stronę może doprowadzić do nieszczęścia. Wtedy wycofałem się sportu… no i teraz wróciłem (śmiech).
AT: Pół życia mieszkałeś w Polsce, a później się przeprowadziłeś. To przez to, że nie odpowiadała Ci mentalność starszych ludzi w Polsce?
MM: Starsi ludzie w Polsce nie mają przykładu, który mogliby naśladować (śmiech). U mnie ta miłość do sportu pojawiła się chyba dzięki rodzicom. Często chodziliśmy w góry. Musieliśmy dojechać pociągiem, wszystko nosić w plecaku. Było ciężko, ale dawało to też mnóstwo satysfakcji. Czułem, że żyję. Teraz się bardzo izolujemy, chodzimy na skróty i szukamy wymówek. Ale sportu nie lubią tylko ci, którzy go nigdy nie spróbowali. A żeby spróbować, nie ma żadnej granicy wieku. Ja też zacząłem przecież późno.
AT: Skoro zacząłeś późno to dlaczego Ironman? Czemu nie krótszy dystans?
MM: Krótsze dystanse mnie nie bawią. Ja lubię przygodę. Jak mam jechać 200 czy 300 km na zawody, które potrwają godzinkę, to jest to zawracanie głowy. Jak już przyjechałem, to róbmy zawody na poważnie. Niech trwają!
AT: Gdzie ostatnio startowałeś i gdzie zamierzasz startować w najbliższym czasie?
MM: Mój ostatni start to był start po 5 latach przerwy. Po kilku miesiącach przygotowań wystartowałem na zawodach IRONMAN i zakwalifikowałem się na przyszłoroczne mistrzostwa świata. Także przez 5 lat nie straciłem kondycji (śmiech). A teraz po prostu przygotowuję się już na poważnie. Tamten IRONMAN był wyzwaniem. Spotkałem się ze znajomymi i powiedziałem im: „słuchajcie, ja będę mistrzem świata IRONMAN”. I proszę bardzo. Kroczek po kroczku do tego dążę. 4 lata temu byłem siódmy. Teraz się przygotowuję, żeby być pierwszy.
WOW Miłosz
Nie wiedziałem że byłeś judoką kiedyś 🙂
Ja też trenowałem judo w AZS Politechnika Wrocławska ale to było 1968-1970. Czyli IRONMAN wyrastał z judo. 😀😃🙂