Jak wyglądał IRONMAN Cozumel okiem Roberta Wilkowieckiego? Triathlonista podzielił się swoimi przemyśleniami po wyścigu.
ZOBACZ TEŻ: Wydłużyć najkrótszy sezon. Jacek Tyczyński o IRONMAN Cozumel
Kilka dni po świetnym występie w IRONMAN Cozumel Robert Wilkowiecki w filmiku zamieszczonym w mediach społecznościowych podsumował swój start w Meksyku. Jak mówi, był to prawdziwy rollercoaster. W pewnym momencie triathlonista rozważał nawet DNF.
DNF? „Musiałem przycisnąć”
Rower, który po odwołanym pływaniu był pierwszym z etapów wyścigu, układał się po myśli Wilkowieckiego. Na około 115 km w rowerze triathlonisty złamał się jednak pad, przez co nie mógł on kontynuować jazdy w pozycji aerodynamicznej, co jak mówi Wilkowiecki: „na tej wyspie, na płaskiej i szybkiej trasie było ogromną stratą”.
Wilku, przyznał również, że problemy techniczne sprawiły, że rozważał zejście z trasy, zakończenie zawodów DNF’em i znalezienie innego wyścigu, w którym mógłby walczyć o kwalifikację na mistrzostwa świata na Hawaje. Na początku biegu usłyszał jednak różnice czasowe między zawodnikami i zrozumiał, że prawdopodobnie dalej ma szansę na slota na Wielką Wyspę.
– Postanowiłem spróbować. Trzymałem się swojego tempa. Wiedziałem, że początek biegu nie może być zbyt szybki i dokładnie to zrobiłem. Na ostatnich 7 kilometrach usłyszałem, że wciąż mam do nadrobienia 2 minuty 10 sekund, co pod koniec wyścigu Ironman jest naprawdę trudne. Inni biegli bardzo konsekwentnie, więc ja musiałem przycisnąć – tłumaczy Wilkowiecki.
Starta cennych punktów PTO
Na ostatnich 2-3 kilometrach triathlonista dogonił swoich przeciwników i ostatecznie zameldował się na 3. miejscu. Wilku przyznał, że jest zadowolony ze startu, jednak jednocześni czuje delikatne rozczarowanie, ponieważ stracił kilka cennych punktów w rankingu PTO, a te były dla niego bardzo ważne.
– Ale taki jest sport. Czasami tak się zdarza. Najważniejsze jest to, że zrobiłem wszystko, co mogłem w tej sytuacji, tego dnia – mówi.
Wilku, opowiedział też, że niepowtarzalnym doświadczeniem było móc towarzyszyć Sebastianowi Kienle w jego „ostatnim tańcu”. Niemiec startem w Meksyku zakończył karierę profesjonalnego triathlonisty. Wilkowiecki wyprzedził go o 14 sekund i tym samym strącił z najniższego stopnia podium. Kienle, jak na prawdziwą legendę przystało, pogratulował Polakowi występu, a jak mówi Wilku: „to niesamowite usłyszeć na mecie miłe słowa od prawdziwego mistrza i inspiracji”.