Maciej Bruździak mówi, że w końcu doszedł do momentu, w którym potencjał z treningów może przełożyć na odpowiednie wyniki w zawodach. Zapowiada, że stać go na znacznie więcej. – Czekaliśmy na taki moment, żeby zrobić wyścig, w którym zagrało wszystko.
ZOBACZ TEŻ: „Efekt świeżego startu”, nowe nawyki i problem środka. Jak udanie powrócić do treningów?
W południowokoreańskim Tongyeong Maciej Bruździak uplasował się na 3. miejscu w pucharze świata, osiągając sukces, jakiego w polskim triathlonie nie było od kilkunastu lat. W rozmowie z Akademią Triathlonu ze szczegółami opowiada o ostatnich startach, taktyce podczas wyścigów, głodzie kolejnych sukcesów i najbliższych planach.
Grzegorz Banaś: Jesteśmy dwa tygodnie po sukcesie, który jest najlepszym polskim wynikiem w triathlonie kwalifikowanym od 12 lat. Trzecie miejsce w Tongyeong i medal. Teraz kiedy emocje już trochę opadły, jak się z tym czujesz?
Maciej Bruździak: Tak naprawdę zarówno po wyścigu, jak i teraz, nie do końca wiedziałem, jak się mam zachować. Wszystko dla mnie było nowe. Pamiętam, jak przybiegłem na metę i zaprosili mnie, żeby usiąść wraz z zawodnikami, którzy zaraz będą na podium. To było coś takiego, że nie wierzyłem, że tutaj jestem, a za chwilę będą dekoracje i będą wręczać mi medal.
Byłem przeszczęśliwy. Dalej zresztą jestem. Wraz z całym teamem uważam, że jest to dobry prognostyk pod kątem wykonywanej pracy. To pokazuje, że idziemy w bardzo dobrym kierunku i potrzebowaliśmy tego startu. Potrzebowaliśmy tego. Żeby w końcu pokazać to, na co mnie stać.
Za dużo było startów w tym sezonie, w których coś nie wychodziło. To były małe błędy, które przekreślały wyniki i traciłem sporo miejsc. Czekaliśmy na taki moment, żeby zrobić wyścig, w którym zagrało wszystko.
GB: W Korei Południowej zabrałeś się w ucieczkę z Dylanem McCulloughiem. Mówiłeś później, że byłeś już zmęczony, ale ostatkiem sił obroniłeś się przed atakami Maxime Hueberga-Moosbruggera. W T2 pomyślałeś „mogę to zrobić – idę po podium!”?
MB: Z Dylanem zabraliśmy się w ucieczkę, ale tak szczerze to pamiętam, jak patrzyłem przed wyścigiem na listę startową i miałem wiele różnych myśli na temat jakiejkolwiek ucieczki. Liczyłem, że podobnie jak w wyścigu kobiet, zabierze się szóstka zawodników (jak dobrze pamiętam, uciekało sześć zawodniczek) i zrobi dużą przewagę, a później będzie walka o TOP6.
Tutaj uciekałem tylko z Dylanem. Pamiętam, że po pierwszej pętli byłem w szoku, że my jesteśmy w stanie zrobić taką różnicę nad resztą. Tym bardziej, że jak patrzyłem się za siebie i widziałem podjazd, to widziałem kilka osób będących blisko nas. Było to lekkie zaskoczenie.
Byłem po rowerze bardzo zmęczony, ale wydaje mi się, że trochę tej siły było więcej niż to, co pobiegłem. Trochę za bardzo asekuracyjnie zacząłem tę pierwszą pętlę.
Czy w T2 pomyślałem o podium? Szczerze, już na 3. okrążeniu roweru miałem w głowie jedną myśl: „nie myśl, że jesteś w stanie walczyć o podium”. Chciałem odepchnąć ją jak najdalej, żeby być skupionym na tym, co jest tutaj i teraz. Pamiętam, że byłem skupiony właśnie na tym, a kiedy zszedłem na bieg, wiedziałem, gdzie jestem i jaką mamy przewagę nad peletonem. Chciałem jak najlepiej to wykorzystać. Wiedziałem, że to mój życiowy wyścig. Chciałem to wykorzystać pod kątem punktów i miejsca.
Wiedziałem, że żeby nie łapały kolki i skurcze, muszę zacząć tę 1. pętlę ostrożnie. Tak zacząłem i pamiętam, że jak patrzyłem później na międzyczasy, to żałowałem, że nie miałem zegarka, bo mogłem biec szybciej niż to, co pokazałem na 1. pętli. Później na kolejnych zacząłem się rozkręcać, ale zaczął mnie na ostatniej dochodzić David (Cantero Del Campo – zajął 2. miejsce – przyp. red). Wiedziałem na podbiegu, że David jest poza moim biegowym poziomem, aby go utrzymać. Wiedziałem też, gdzie jest Francuz i że będę w stanie odeprzeć jego atak.
GB: W Miyazaki zaliczyłeś znów bardzo dobry wynik, bo 14. miejsce. Opowiesz, jak z Twojego punktu widzenia wyglądał ten wyścig?
MB: Jeśli chodzi o Miyazaki, to dobrze to skwitował mój team. Powiedzieli, że gdybym był 30. w Tongyeong, to 14. miejsce w Miyazaki byśmy brali w ciemno. Mimo wszystko po podium człowiek ma większe oczekiwania. Spodziewałem się lepszego występu i na taki byłem gotowy.
Popełniłem masę błędów. Chociażby na ustawieniu do wbiegu do wody. W ostatnim momencie podjąłem spontaniczną decyzję, że nie będę stawał pośrodku, ale pójdę w prawo. To była zła decyzja, bo tej prawej stronie płynęło się dużo wolniej, co wynikało z tego, że bojka była tak specyficznie ustawiona, po lewej stronie.
Przeważnie ten wyścig wygląda tak, że osoby, które mają wyższe numery, mają delikatny zysk na wbiegu do wody i później na płynięciu do pierwszej bojki. Tym bardziej że byli po wewnętrznej stronie każdej bojki nawrotowej. Tam widać na relacji, gdzie ja jestem w wodzie, a gdzie była reszta zawodników. Jak bardzo daleko jestem wypchnięty z tej pierwszej boi i płynę naokoło.
GB: Tutaj jednak na rowerze nikt nie chciał z Tobą mocniej popracować (był taki moment, że wyjechałeś do przodu, rozglądałeś się, ale chętnych nie było), ale i tak w T2 byłeś ponownie w czołówce.
MB: Mimo wszystko wyszedłem z wody na tyle wysoko, aby załapać się do pierwszej grupy. Jak tylko dojechałem na przód pierwszej grupy, to zacząłem rozciągać tę grupę, licząc na to, że się trochę „porwie”. Wiedziałem, że z Wielkiej Brytanii jest kilku zawodników, którzy lubią mocno popracować (np. Ben Dijkstra i Jack Willis).
Dodatkowo też Yanis Seguin, srebrny medalista mistrzostw Europy z tego roku, też bardzo dobrze pracował na rowerze. Dał mi zmianę kilka razy. Pamiętam, że był taki moment, że odjechaliśmy we dwójkę i trochę niewykorzystana sytuacja w tej naszej współpracy, szczególnie z jego strony. Ja mu machałem, żeby dał mi zmianę, ale nic z tego nie wychodziło. Powiedział mi, żeby dociągnąć do kolejnej nawrotki, ale ja nie jestem po to, aby ustawiać komuś innemu wyścig i robić mu przewagę.
Miałem też drobne problemy w T1. Mój kask chyba spadł, bo wisiał w inny sposób, był dziwnie zaplątany w klamkę roweru. Był problem, aby w ogóle go założyć. W T2 też były drobne problemy z założenie butów. Wjechałem do strefy tak naprawdę wysoko, ale wybiegłem bardzo daleko. Chyba przedostatni z tej 14-osobowej grupy. Mam wrażenie, że jak się kilka takich rzeczy spierdzieli, to jednak głowa siada. Ma się wrażenie, że jest po wyścigu. Ja zacząłem dopiero biec, kiedy wyprzedził mnie Amerykanin, który uplasował się na 13. miejscu. Jak mnie wyprzedził, usiadłem mu na plecy i trzymałem do finiszu.
Wtedy zostało nam jeszcze 1.600 metrów do mety. Utrzymałem wtedy to, co było i miałem wrażenie, że nie do końca wykorzystałem swój potencjał sił tego dnia. Stąd delikatnie niezadowolenie. Jednak 14. miejsce to też dobre punkty do rankingu światowego. Człowiek się ciągle uczy, ale mam nadzieję, że takich sytuacji będzie coraz mniej.
GB: Filip Szołowski napisał po Twoim podium, że jest pod wrażeniem, że „nie poddałeś się przez 2 lata, gdy parametry pokazywały, że wszystko idzie do przodu, ale były dalekie miejsca”…
MB: Filip to bardzo ładnie ujął. Przez ostatnie 2-3 lata był blisko ze mną w roli trenera i nie tylko, a więc wiedział, co się dzieje i jak to wygląda. Treningowo szło to do przodu, ale wynikowo na startach nie zawsze to szło po mojej myśli.
Było dużo rzeczy, które nie były dograne. Bolało ogólnie. Szczególnie zeszły sezon. Miałem już takie myśli, czy to na pewno jest dla mnie. Jeśli chodzi o sport kwalifikowany, tamten sezon kompletnie mi nie poszedł. Myślę, że można go nazwać jednym z najgorszych, jakie miałem.
Widziałem, jak się przesuwają się parametry na treningach i miałem różne rzeczy w głowie. Myślałem o tym, że na treningach wygląda to dobrze, a na zawodach nie idzie kompletnie. Gdzie jest największy problem? Znaleźliśmy chyba odpowiedź na to pytanie. Zakładam, że w przyszłości będą lepsze i gorsze sezony.
Ten start w Tongyeong mogę zaliczyć do najlepszych w karierze. Cały sezon pod kątem punktów również. Ciągle jednak biorę pod uwagę na wszystkie parametry i to, co jestem w stanie zrobić na treningu, uważam, że przed nami daleka droga do satysfakcji ze wszystkich treningów. Zobaczymy, jak to się będzie układać w treningu z Filipem i całym teamem, a chcę zaznaczyć, że w tym roku trafiłem do naprawdę świetnych ludzi. Zaczyna to fajnie się układać.
GB: Twój mindset to wiara w proces treningowy?
MB: Myślę, że częściowo tak. Ja przede wszystkim widzę, to co realizuję i wierzę jaki poziom jestem w stanie osiągnąć. Wiem, że jest jeszcze dużo, dużo do poprawy. A skoro tak jest, to nie ma czym się martwić i cały czas będziemy na dobrej drodze. Jak się poprawi masę rzeczy, to człowiek będzie automatycznie lepszy.
GB: Po mistrzostwach Polski pisałeś, że widzisz, że w końcu zmierzasz w dobrą stronę. Ten wynik z pucharu świata Cię w tym utwierdził?
MB: Jak najbardziej. Już od dłuższego czasu, przede wszystkim w tym sezonie, czuję, że zmierzamy w dobrym kierunku. Wcześniej nie byliśmy do końca w stanie tego pokazać. Były drobne problemy, jakieś wywrotki na rowerze, było tego mnóstwo. Trzy pierwsze starty w tym sezonie to praktycznie była gleba!
Pamiętam, jak kiedyś rozmawialiśmy o tym, że mogą być takie starty, na których są jakieś błędy. Są starty, na których ciężko przepchać performance, bo człowiek się źle czuł. Muszą jednak być też takie starty, w których faktycznie pokazuję, na co mnie stać. Nie, że robię wszystko bezbłędnie. Takich wyścigów nie ma. Zawsze coś się wydarzy, jest zbyt wiele zmiennych (my robimy coś źle, ktoś inny nam przeszkodzi).
Uważam, że muszą być starty, w których pokazuje się swój dany poziom. Zalicza się start na poziomie TOP10 lub wyżej pucharu świata. Liczę na to, że podążając dalej w tym dobrym kierunku, takich startów będzie więcej.
GB: Co Twoim zdaniem najbardziej poprawiłeś w tym sezonie?
MB: Poprawiłem w tym sezonie ogólne ułożenie sobie wielu rzeczy. Przykładowo głowy. Jeśli miałbym skupić się tylko na dyscyplinach… to poprawiłem się w triathlonie (śmiech).
GB: Masz za sobą bardzo długi sezon. Zastanawiam się, czy teraz zamierasz odpocząć – jakie masz plany?
MB: Zgadza się, to jest bardzo długi sezon. Zamierzam odpocząć, ale dopiero w grudniu. Aktualnie wróciliśmy z tego długiego wyjazdu, połączonego z obozem. To właściwie był głównie obóz w Sierra Nevada połączony później z obozem na poziomie morza, później przejazdem do Korei, przejazdem do Japonii i obozem w Japonii.
Prawie dwa miesiące nie było mnie w domu. Trochę „zapłaciłem” za powrót z ciepłego japońskiego klimatu do Polski. Jak tylko wylądowałem, czułem, że coś mnie zaczyna łapać. Jestem przeziębiony – gorączka, kaszel itd. Typowa grypa.
Mamy jednak dalej plany, aby wystartować w Bahrajnie na połówce. Zostało kilkanaście dni do startu (jest 29 listopada), a więc kończę sezon pod koniec listopada, później tydzień roztrenowania i wakacje. Później ruszamy z robotą. Plany są ambitne, jeśli chodzi o przyszły sezon. Powoli układamy kalendarz, na razie ze sporą rezerwą, bo nie wiem, na jakie starty będę mógł się załapać.
GB: W tym sezonie pokazałeś się świetnie na połówce w debiucie (3:40:11), później w sprincie i supersprincie, zdobyłeś medal na olimpijce i w Tongyeong. Czy w kolejnym będziesz koncentrował się na sprincie i olimpijce, czy spróbujesz ponownie sił na dłuższych dystansach? Czy może chcesz po prostu szukać powtarzalności dobrych wyników?
MB: Myślę, że jesteśmy głównie skupieni na sporcie kwalifikowanym – standard, sprint, wszystkie mistrzostwa Europy. Największym celem będzie dostawać się na te wszystkie najważniejsze imprezy sportu kwalifikowanego. Daje to dużo punktów i jest łatwiej zbudować na tym ranking.
Jeśli chodzi o połówki, to raczej będzie to dodatek. Raczej będą to imprezy po sezonie, a nie przez cały sezon, czy w trakcie lub na początku. W tym roku startowałem w Walencji i ten start był już po Quateirze, której nie ukończyłem przez wywrotkę. Wtedy startowałem już w trakcie sezonu.
W sezonie 2025 nie mamy planów, aby zaczynać od połówek. Teraz chcemy zrobić Bahrajn i zobaczymy, co przyniesie. Jeśli udałoby się zdobyć kwalifikację na mistrzostwach świata na połówce, to będziemy próbowali to wpleść w kalendarz. Na ten moment kwalifikacji nie mamy, a więc trudno mi o tym mówić. Druga sprawa jest taka, że nie wiemy, jaki będzie nasz kalendarz imprez w sporcie kwalifikowanym.
GB: Dziękuję za rozmowę.