Kilka miesięcy temu Kamil Kulik powrócił po długiej przerwie od startów. W rozmowie z Akademią Triathlonu mówi, że cieszy się, że ponownie prezentuje zadowalający poziom sportowy, ale końcówkę sezonu wyobrażał sobie inaczej. – Zdecydowanie oczekiwałem od siebie więcej – mówi.
ZOBACZ TEŻ: Zostań beta testerem nowej aplikacji treningowej Trenago!
Jeszcze w marcu Kamil Kulik nie wiedział, czy przez kontuzje nie straci większości sezonu. Wrócił startów szybciej, niż myślał i po drodze do wyścigów w Azji zdobył między innymi medal w sztafecie podczas Akademickich Mistrzostw Świata w Gdańsku. Sezon zakończył dnf w Kenii. Co stało się podczas tego wyścigu i jak ocenia ostatnie starty?
Akademia Triathlonu: Pierwszy w życiu dnf. Co się stało i jak się z tym czujesz?
Kamil Kulik: Jechaliśmy z Kubą razem i na 3 pętli złapałem laczka w przednim kole. Mieliśmy około 30 sekund straty do prowadzącej grupy, więc liczyłem, że z dobrym biegiem jesteśmy z Kubą w stanie wejść na podium, ale niestety nie mogłem ukończyć wyścigu. Na pewno jest mi bardzo przykro, bo nie z takim nastawieniem tutaj przyjechałem.
AT: Twój sezon skomplikowała kontuzja. Pomimo tego wystartowałeś m.in. w mistrzostwach Polski, Miyazaki i Tongyeong (puchar świata) i Gdańsku. Jak oceniasz te kilka miesięcy?
KK: W marcu sytuacja wyglądała bardzo nieciekawie i sam nie wiedziałem, czy przerwa będzie wynosiła 3, czy 6 miesięcy, więc z perspektywy czasu, doceniam to, że tak szybko się z tym uporałem i w tej drugiej części sezonu mogłem normalnie startować.
AT: Takim punktem kulminacyjnym i wyścigiem, z którego byłeś zadowolony, były właśnie sprinterskie mistrzostwa Polski, gdzie byłeś 1. w U23. Pisałeś, że nie wiesz, czego się spodziewać, ale jednak ten wynik pokazał, chyba że po przerwie idziesz w dobrym kierunku?
KK: Tak, zdecydowanie. Był to pierwszy start po 10-miesięcznej przerwie od wyścigów i po kontuzji, więc sam nie byłem pewien, na co mnie stać, po znikomej ilości treningu biegowego, ale pozytywnie się zaskoczyłem. Udało się dzięki temu zakwalifikować na Akademickie Mistrzostwa Świata w Gdańsku i tam przyzwoicie wystartować i zdobyć srebrny medal w sztafecie.
AT: Pod koniec sezonu zająłeś 20. miejsce w Miyazaki, a nieco wcześniej 34. w Tongyeong. O tym drugim pisałeś, że „nie wiesz, co stało się w wodzie i był to koniec wyścigu”. Opowiesz coś o tym?
KK: Start w Japonii był całkiem udany, zabrakło trochę szybkości w nogach na końcówce biegu, żeby powalczyć o kilka miejsc, ale całość i tak oceniam pozytywnie. W Korei tragicznie popłynąłem, co przekreśliło jakiekolwiek szanse na dobry wynik, bo całą trasę kolarską musiałem jechać sam, co psychicznie kosztowało mnie bardzo dużo, ale po prostu chciałem ukończyć. Przy okazji także móc dopingować Maćka, który tamtego dnia historycznie stanął na podium Pucharu Świata.
Z perspektywy czasu doceniam, że tak szybko wróciłem na przyzwoity poziom sportowy, ale w końcówce sezonu, zdecydowanie oczekiwałem od siebie więcej, bo okres przygotowawczy po startach w Polsce, wyglądał bardzo dobrze, a nie do końca przełożyło się to na wyniki.
AT: Jak będą wyglądały Twoje najbliższe plany – kiedy wrócisz do przygotowań?
KK: Myślę, że muszę sobie dobrze przemyśleć ostatni okres, żeby w przyszłości nie popełniać tych samych błędów. Najbliższe 2 tygodnie będą dużo luźniejsze, będę trenował bez żadnej specyfikacji i po tym okresie wracam do przygotowań pod przyszły rok.
AT: Dziękujemy za poświęcony czas.