Przemysław Szymanowski jest trenerem, zawodnikiem AG i organizatorem zawodów crosstriathlonowych. W tym sezonie zadebiutował na podwójnym Ironmanie. Teraz opowiada o starcie i tym, czy chciałby powrócić na trasę wyścigu.
ZOBACZ TEŻ: MŚ IRONMAN 70.3: Podium „ITU boys”, szczęśliwa „13” Stępniaka
Akademia Triathlonu: Startowałeś w 2x Ironman w Lensahn w tym roku. Wycofałeś się na biegu. Co tam się stało?
Przemysław Szymanowski: Tak, wystartowałem w 2x Ironman. To było moje pierwsze starcie z tym dystansem i mentalem, który też trzeba mieć.
Zacznę od tej strony, że dwa tygodnie po wyścigu miałem złamaną łopatkę. W zasadzie przez trzy miesiące do siebie dochodziłem. Ciężko było mi cokolwiek o tym powiedzieć. Tak naprawdę od dwóch tygodni dopiero mogę rozmawiać. Akurat jest dobry czas, aby odpowiedzieć na to pytanie.
Tydzień przed imprezą okazało się, że w naszych starachowickich wodociągach była bakteria E.coli. Ja piję wodę z kranu. Przez organizację imprez crosstriathlonowych nie wychwyciłem jednak tego, że ta bakteria jest. W mediach społecznościowych było, ale mnie jakoś ominęło, a ja tę wodę cały czas piłem aż do samego startu.
Złapałem tę bakterię u nas. Później dodatkowo podczas wyścigu mieliśmy aż 7 osób na torze – bardzo dużo. Było ciasno. Gdzieś w połowie wyścigu złapałem „kufla” wody. Tam poprawiłem tę bakterię E.coli, bo organizatorzy mówili, że ona tam była i później mniej to gdzieś tam „dojechało”.
AT: Rozumiem, że czułeś to już na rowerze?
PSz: Tak, poczułem to około 280 kilometra. Do tego momentu było spoko. Czułem się dobrze, nie miałem żadnych problemów. Byłem dobrej myśli. Wiedziałem, że rekordu nie poprawię, ale widziałem, że chłopaków poskładało. TOP3 było w zasięgu.
Właśnie na 280 kilometrze mnie również poskładało. Chciałem zejść z trasy, bo już nic nie mogłem jeść. Moja żona Maria miała ze sobą jogurty Actimel. One mnie jakoś postawiły na nogi. Starczyły na 1,5 godziny. To był taki doraźny strzał. Do końcówki roweru dotrwałem. Zszedłem z roweru. Było koło północy. To są takie przeżycia, takie emocje. Gdy patrzymy na to z boku, przykładowo na Roberta Karasia, który robi te 150 Ironmanów (jestem pełen podziwu, co wyczynia), to są niesamowite rzeczy, których nie umiem odtworzyć. Nie potrafiłem o nich mówić przez trzy miesiące.
Z drugiej strony, jest coś magicznego. Chce się to powtórzyć i do tego powrócić…
AT: To właśnie miało być moje kolejne pytanie. Rozumiem, że złapałeś bakcyla? Tutaj to nie padło, ale mogło tak wybrzmieć. Wtedy chciałeś poprawić rekord, jak inni Polacy?
PSz: Złapać bakcyla to za duże słowo. Bardziej powiedziałbym, że ultra wzmocniło mnie w życiu osobistym. Nie muszę tego rekordu poprawiać, żeby poczuć ultra. Nie wiem, czy to jest decyzja, ale powstał pomysł jakiś czas temu. Po ultra chciałem wrócić do swoich zwykłych dystansów – sprintów i olimpijek. Ale teraz czuję, że chciałbym to jednak powtórzyć. Prawdopodobnie w przyszłym roku jeszcze jedna próba na podwójnym Ironmanie.
AT: Zmieńmy nieco tematykę i dystans. Skąd pomysł na organizację zawodów ISandS Crosstriathlon i jak wyglądają Twoje plany w tym zakresie na kolejny sezon?
PSz: Crosstriathlony wzięły się stąd, że takie zawody jest dużo łatwiej zorganizować niż jakieś wyścigi, gdzie trzeba zamykać ulice i dogadywać się z władzami.
Jestem mistrzem i wicemistrzem Polski w crosstriathlonie z lat 2011 oraz 2014. Wtedy ten 2014 lub 2015 rok to był ostatni, w którym mistrzostwa były organizowane (teraz są ponownie – przyp.red). Ja sam lubię rower górskie. To świetna alternatywa zimą dla trenażera. Bardzo lubię też wyskoczyć na niedzielnego górala na 2-3 godzinki, trochę pojeździć po terenie, po prostu zrobić co innego.
Powstał pomysł, żeby taki crosstriathlon zrobić. Ta pierwsza edycja z chłopakami została przeprowadzona z ISandS, Pawłem Palusem i Tomkiem Gajdamowiczem. Pomagali mi przy podwójnym i pojawił się pomysł na takie zawody. Zgodzili się i zostali partnerem imprezy. Nagrodą główną były w ogóle pobyty w Chromcu w ISandS, w Enklawie Sportu. Byłem tam i polecam to miejsca. Cisza, spokój i basen. Nie było jeszcze nigdy tak, że idę 5 metrów, a tam basen. Jest jeden, ale długi tor (25 m), ale szeroki na 3 metry. Można trenować w kilka osób. Podobno trenowali nawet w 16.
Kontynuujemy tę współpracę w organizacji crosstriathlonów. Pojawiły się dwie nowe lokalizacje, które już w kolejnym roku nie zrobimy ze względów technicznych i czasowych. Jakiś „świętokrzyski tour” chyba będzie w przyszłości. Jeśli będzie się to podobać ludziom i będziemy mieć większą frekwencję, być może wyjedziemy poza Świętokrzyskie. Ogólnie chcemy jednak tam je robić, bo takich imprez tam nie ma.
AT: Rozumiem, że to będzie właśnie w formule crosstriathlonu na krótkim dystansie, czyli 1/4 lub 1/8?
PSz: Wszystko będzie na dystansie sprintu – 750 metrów, 20 km, 5 km. Nie w każdej lokalizacji będzie to idealne 20 km lub 5 km, bo to crosstriathlon. Gdzieś, gdzie jest troszeczkę trudniejsza trasa, będzie mniej. Może nie będę zdradzał dokładnie, ale to będzie 18 – 20 km roweru i 4-5 km biegu.
Zapraszamy na ISandS Crosstriathlon Tour 2025. Mamy nasz fanpage Isands Crosstriathlon i stronę Isands Crosstriathlon.
AT: Komu poleciłbyś start w tych zawodach?
Psz: Przede wszystkim osoby, które lubią rowery górski lub gravela. Lubią trochę inne wyzwania. Odskocznię od startów na 1/4 i 1/8 Ironman. Nie na rowerach szosowych i nie na asfalcie.
Nasze trasy to będzie wszystko. Szuter, trakt leśny i kawałkami asfalt. Ja częściowo projektuję trasy. W tym roku robił to mój wspólnik Bogdan Maziejuk, który pracuje przy MTB Cross. One w pewnym momentach były trochę za trudne dla triathlonistów. W tym roku ja będę za nie odpowiadał. Sprawdzi się ten, który lubi MTB i sprawdzi ten, który trochę boi roweru górskiego. On też przejedzie tę trasę.
AT: Zdobyłeś 58 medali. Który jest dla Ciebie najważniejszy i który budzi najlepsze wspomnienia?
PSz: Chyba ten pierwszy. Rok 2007 w Górznie. Wtedy po raz pierwszy zostałem mistrzem Polski seniorów i młodzieżowców (byłem właśnie młodzieżowcem). Ten zapamiętam najlepiej.
Dobrze pamiętam też brąz Akademickich Mistrzostw Świata w Turcji czy srebro na dystansie olimpijskim, gdzie pokonałem ówczesnego olimpijczyka Marka Jaskółkę. Wygrał Sylwek Kuster, byłem drugi, a Marek trzeci. To było akurat takie zwieńczenie kariery Marka. Pozdrawiam go, mamy ze sobą kontrakt. Wtedy naszym marzeniem, kiedy był od nasz dużo, dużo lepszy, było pokonanie go. To było fajne doświadczenia.
AT: Na koniec, czy może komuś chcesz podziękować, czy coś dodać?
Psz: Chciałbym przede wszystkim podziękować mojej żonie Marii. Jest świetną partnerką życiową, bez której nie byłoby mnie w tym miejscu, w którym jestem. Ogromnie mnie wspiera.
Możemy powiedzieć też, że wkrótce na świecie pojawi się mały triathlonista lub triathlonistka. Za jakiś czas poznamy płeć. To taki prezent urodzinowy, bo dzisiaj kończę 38 lat. Swoim zawodnikom życzę dyscypliny i słuchania trenera. Zawsze ma rację (śmiech).
AT: Dziękujemy i gratulujemy!