Roksana Słupek: „Uwierzyłam, że mogę być zawodniczką ze ścisłej światowej czołówki”

Dzięki regularnej pracy i świetnym wynikom Roksana Słupek dołączyła do topowych zawodniczek krótkich dystansów. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że oczekiwania wobec nie są coraz większe. Właśnie wyzwania i przeszkody kształtują ją jako triathlonistkę.

ZOBACZ TEŻ: Weź udział w pierwszym Tour de France dla amatorów w Polsce! 

Podczas gali Polskiego Związku Triathlonu mieliśmy okazję porozmawiać z Roksaną Słupek. Olimpijka opowiadała między innymi o tym, jak wspomina medialne zamieszanie związane z jej sukcesem i jak na nią wpłynęło. Wyjaśnia również, co miała na myśli, mówiąc, że chce „wykorzystać wszystkie swoje karty”. Jakie są jej plany na kolejny sezon?

Akademia Triathlonu: Zanim porozmawiamy między innymi o tym, jak wypracowałaś sobie awans na igrzyska, jak ogólnie podsumujesz poprzedni rok?

Roksana Słupek: Dostaję same trudne pytania, bo opisać igrzyska olimpijskie i emocje, które temu towarzyszą…to jest niemożliwe do opowiedzenia w kilku słowach lub zdaniach. Nie chcę zabrzmieć mało ambitnie, ale czuję się już teraz spełnioną zawodniczką. Wielokrotnie powtarzam, że mam problemy z taką wiarą i pewnością siebie w sporcie.

Nie powiem, że nie marzyłam o tak dobrym wyniku na igrzyskach olimpijskich. Marzyłam, będąc już bliżej igrzysk i wiedząc, w jakiej jestem formie. Tak jak wielu sportowców mówi, gdyby ktoś 10 lat temu powiedział mi, że zajmę 13. miejsce na igrzyskach, to biorę w ciemno i wszystko przetrwam, aby ten cel osiągnąć. Czuję się całkiem spełniona, ale mam ochotę na więcej.

AT: Nie rozmawialiśmy tutaj na gali w zeszłym roku, ale zastanawiamy się, czy spodziewałaś się rok temu, że możesz się zakwalifikować?

RS: Nie, zdecydowanie nie. Zeszły rok był najtrudniejszym w moim życiu, pod względem sportowym, ale też prywatnym. Wtedy w 100% pogodziłam się z tym, że to marzenie będzie musiało poczekać.

Źródło: Roksana Słupek – Instagram.

AT: Wtedy faworytką do awansu na igrzyska była Paulina Klimas. Ty byłaś jako numer „2”. Mówiono, że jeśli któraś z Was się dostanie, to ta druga raczej nie.

RS: Zdecydowanie tak było. Rywalizacja między nami była na wysokim poziomie, a przy tym razem jeździłyśmy i startowałyśmy na zawodach. Spędzałyśmy dużo czasu ze sobą. Tak jak wszędzie, ta rywalizacja powoduje troszkę spięć, a może takiego wyczulenia na tę drugą osobę. Jednak to, co w igrzyskach olimpijskich jest piękne, to fakt, że mimo małych zgrzytów, po starcie w Paryżu, zdzwoniłam się z Pauliną na Facetime. Szczerze mi pogratulowała.

Jestem w tej uprzywilejowanej pozycji, żeby się wypowiadać, ale ja naprawdę myślę, że obydwie byłyśmy w stanie dostać się na igrzyska. Chciałabym powiedzieć i jestem przekonana, że to ja na tych igrzyskach powinnam zaprezentować wyższy poziom niż Paulina, ale jeśli chodzi o jej kwalifikacje, to myślę, że to zawodniczka, która w pełni zdrowia zrobiłaby to bez problemu.

AT: Ta Twoja kwalifikacja była rzutem na taśmę. Pamiętasz huśtawkę emocji? W mediach społecznościowych widzieliśmy trochę skrajnych emocji.

RS: Wtedy byłam bardzo skupiona na każdym kolejnym starcie. Im bliżej do końca kwalifikacji, tym bardziej realna ona się stawała i tym ciężej było zostać głową w momencie tu i teraz. Wybiegałam w przyszłość i myślałam o tym, który start jest jeszcze tym kluczowym.

Trudno mi się opisuje to, co się wtedy działo. Wydawało mi się to bardzo nierealne. Nawet w Samarkandzie na pucharze świata, gdzie moja kwalifikacja była pewna już na 99%, pamiętam, że potrzebowałam dużo czasu w samotności, aby pojechać na rowerze i zaśmiać się do siebie ze łzami w oczach, że to się dzieje.

AT: Zakwalifikowałaś się, jesteś już w Paryżu i pojawiają się te różne problemy z Sekwaną, delikatne problemy organizacyjne. Dawałaś rady bez problemu zachować spokojną głowę potrzebną przed startem?

RS: Jeśli chodzi o sytuację z Sekwaną i o to, co się wydarzy, to kompletnie nie zaprzątało mi głowy. Myślę, że jest to spowodowane tym, że ja przez lata trenowałam skupienie na ważnych rzeczach w danym momencie. Na tym, co dzieje się tu i teraz i tym, jak adaptować się do szybko zmieniających się planów.

Nie przejmowałam się tym kompletnie. Za to cała otoczka igrzysk i obowiązki przed startem (moja rutyna przedstartowa wyglądała całkiem inaczej), poniekąd zaprzątało mi głowę. Była lekko zdenerwowana, że ta moja rutyna wygląda zupełnie inaczej.

Fot. Maratomania.pl

AT: A to, że media właściwie się na Ciebie rzuciły?

RS: To na pewno jest przyjemna część, ale do czasu. Przychodzi ten moment, kiedy zmęczenie fizyczny i psychiczne już sięga zenitu. Moment, w którym chciałabym też już spędzić czas z najbliższymi osobami, jak rodzina, przyjaciele i osoby, które były ze mną od dawna, a jednak trzeba też spełniać obowiązki i promować dyscyplinę. Wtedy najczęściej rodzina dostaje rykoszetem i wiemy, że to oni wytrwają ten trudny czas. Ja jako osoba wysoko wrażliwa, miałam po prostu wyrzuty sumienia, że nie dzielę wystarczającej energii, której już brakowało, właśnie z nimi.

AT: W którymś z wywiadów powiedziałaś „chcę wykorzystać moje karty – wiem, że mam ich sporo”. Z czego składa się ta „talia” Roksany?

RS: Powiedziałabym, że jestem silną zawodniczką na każdym etapie triathlonu. Mówiąc, że chcę wykorzystać swoje karty, mam na myśli, że niezależnie od dynamiki wyścigu, mam narzędzia, żeby uzyskać dobry rezultat.

Załóżmy, że pływanie pójdzie źle, ale nadal jestem wystarczająco mocna, żeby zmienić przebieg wyścigu na rowerze. Tutaj można tworzyć wiele scenariuszy. Musimy być przygotowani na bardzo wiele możliwości. Z roku na rok mam tych kart coraz więcej. Mówiąc, że chcę je wykorzystać, mam na myśli, że jeśli uda mi się je wykorzystać, to wynik będzie zadowalający.

AT: Czym się różni Roksana Słupek z końca 2024 roku versus Roksana z 2023 roku?

RS: Nie mamy chyba tyle czasu, abym w pełni odpowiedziała na to pytanie. Jestem na pewno ciut bardziej pewna siebie. Na pewno uwierzyłam, że mogę być zawodniczką ze ścisłej światowej czołówki – tak jak na igrzyskach. Coraz bardziej ufam też swojej intuicji. Ufam też bardziej trenerowi. Wiem, w kim mogę pokładać nadzieję, jeśli chodzi o przyszłość i pomoc na kolejne cztery lata.

Powiedziałabym, że ogólnie jestem lepszą zawodniczką, lepszą triathlonistką i chyba też (może też górnolotnie to zabrzmi) lepszym człowiekiem. Miałam trochę trudnych momentów, które mnie ukształtowały.

AT: Czy to, że były tak dobre wyniki i 13. miejsce na igrzyskach, nakłada na Ciebie jakąś presję?

RS: Zdecydowanie! Ja mam wrażenie (zresztą nie tylko ja, bo rozmawiam z zawodnikami na wyższym lub podobnym poziomie), że gdy osiągnie się pewny poziom, to kibice i otoczenie myślą, że będzie już tylko lepiej. Albo, że to przychodzi nam z łatwością. Podam tutaj przykład sytuacji, która zdarzyła się po igrzyskach. Miałam startować na Akademickich Mistrzostwa Świata i nie mogłem się do nich przygotować, tak jakbym to zrobiła normalnie. Mówiłam to głośno. Oczekiwania były jednak wobec mnie ciągle wysokie i to na miarę takich, że powinnam wygrać takie zawody bez problemu.

Tak nie jest. To jest ciężki sport. Zdecydowanie ta presja jest wysoka. Moje oczekiwanie wobec siebie samej również, ale to, że zawsze byłam skromną zawodniczką, trzyma mnie mocno przy ziemi. Nie wystarczy mi jeden sezon, aby poczuć się pewnie. Potrzebuję udowadniać to sobie przez kilka sezonów, żeby to poczuć.

AT: Rozmawiało z Tobą sporo mediów mainstreamowych. Te media przez lata budowały relację głównie o ultra i długich dystansach. Tutaj jakoś zaskoczyło. Media uznały to 13. miejsce za sukces, pomimo tych wcześniejszych zwycięskich narracji. Jak jako środowisko powinniśmy więc tłumaczyć triathlon, żeby lepiej pokazywać tę różnicę w awansie na igrzyska w kontekście wygranej w zawodach IRONMAN?

RS: Ceniłam sobie bardzo w różnych wywiadach, że jeśli dziennikarz nie znał się na dyscyplinie, o której opowiadał, to mnie o tym ostrzegał. Prosił, żebym mówiła prostym językiem. Było to dla mnie ułatwieniem, bo wiedziałam, jak mówić i że nie mogę wchodzić w szczegóły.

Myślę, że bardzo ważne jest nagłaśnianie różnic między triathlonem ultra a krótkim dystansem. Najlepszym przykładem jest mówienie o konkretnych czasach. Czyli przykładowo, że zawodnicy w triathlonie kwalifikowanym po pływaniu 1.500 metrów i przejechaniu 40 kilometrów na rowerze, są w stanie biegać szybciej niż nasi najlepsi biegacze. To myślę, obrazuje już to, jak wysoki poziom jest w triathlonie na dystansie olimpijskim.

Nie ukrywam jednak, że przeciętny Kowalski zrozumie, o co tutaj chodzi. Myślę, że ja mogę to nagłaśniać poprzez coraz lepsze wyniki. W Was, dziennikarzach, cała nadzieja, aby starać się to jakoś przybliżać odbiorcom. Zdaje sobie sprawę, że nic u nas w Polsce nie działa lepiej niż „boom”, czyli dobry wynik.

fot. Maratomania.pl

AT: Jak się trenujesz w grupie z takimi zawodniczkami jak Taylor Spivey i Nicole van der Kay?

RS: Kiedy przeszłam do grupy międzynarodowej, to poczułam się bardzo fajnie z tego względu, że nie byłam tam traktowana wyjątkowo. Tą wyjątkowością była wcześniej ciężka praca i zaangażowanie. Tam po prostu nie ma zawodników, którzy by tego nie robili. Nie ma przypadkowych osób na takim poziomie.

Z tymi zawodniczkami trenuje się bardzo fajnie, bo one są ode mnie starsze. Korzystałamm z ich wiedzy. Uspokajały mnie, kiedy przechodziłam przez kontuzję. Opowiadały mi swoją historię. Jeszcze lepszym uczuciem po kilku latach jest nie tylko to, że mogę z nimi trenować, ale również to, że staję ramię w ramię na starcie.

AT: Jakie masz sportowe plany na najbliższy rok?

RS: Planuję zacząć sezon później niż to, co wskazywałby kalendarz (druga połowa lutego). Dlatego, że ten poprzedni był dla mnie wyjątkowo intensywny. Nigdy byśmy go tak nie zaplanowali, gdyby sytuacja tego nie wymusiła. Muszę zrobić dwa kroki w tył. Miałam najdłuższe roztrenowanie w życiu. Teraz chcę powoli wracać do treningów. Z takich moich celów na przyszły sezon, to na pewno mistrzostwa Europy i mistrzostwa świata oraz ogólny ranking mistrzostw, czyli WTCS. Nigdy nie był dla mnie celem samym w sobie, ale to będzie świetna motywacja. Pokaże, że staje się zawodniczką lepszą i bardziej regularną w formie i wyścigach.

AT: Na koniec jakieś dwa zdania, które chciałabyś powiedzieć młodym ludziom, fanom i osobom, które chcą spróbować triathlonu. Dlaczego powinni to zrobić?

RS: Myślę, że zabrzmi to bardzo słodko, ale nikt kto spróbuje triathlonu, nie zakończy tej przygody jako osoba przegrana. Jest to tak wymagająca dyscyplina (bez znaczenia, czy jest to dystans krótki, ultra, normalny, Ironman, w wykonaniu wyczynowym lub amatorskim), że każdy z nas odnajduje poniekąd jakieś swoje ukryte cechy, odnajduje nowe rzeczy, jest silniejszą, bardziej szczęśliwą i odporną osobą. Jako wszyscy triathloniści tworzymy swego rodzaju rodzinę, nawet często nie znając się w świecie rzeczywistym.

AT: Dziękujemy za poświęcony czas.

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,837ObserwującyObserwuj
25,400SubskrybującySubskrybuj

Polecane