Cezary Figurski – Stać nas na wygrywanie!

Każdy z nas zna takie nazwiska jak Szołowski, Przymusiński, Szymanowski, Jerzyk czy Jaskółka. Jednak polski triathlon nie narodził się trzy, ani dziesięć lat temu. Historia naszej ukochanej dyscypliny w Polsce sięga połowy lat 80. Przez ten czas w kraju pojawiło się wiele wspaniałych zawodniczek i wielu zawodników. Sylwetki tych wspaniałych sportowców od jakielgoś czasu Wam przedstawiamy. Aby przybliżyć realia polskiego triathlonu sprzed blisko dwudziestu lat, zapraszamy do rozmowy z czołowym triathlonistą Polski w latach 90. Cezary Figurski jest teraz trenerem UKS G-8 Bielany Warszawa. Zobaczycie, że obecnie uprawianie triathlonu to „bułka z masłem”.

 

Sebastian Dymek: Jak się zaczęła się Twoja przygoda ze sportem?

Cezary Figurski: Zacząłem od pływania, bo triathlonu w ogóle nie było. Jak miałem 10 lat rodzice zaprowadzili mnie na basen i od tego wszystko się zaczęło. Później, po 8 latach, zacząłem biegać w Legii Warszawa. Trwało to około 4 lat, do czasu kiedy w gazecie przeczytałem wywiad z Jarkiem Łabusem o jego starcie w triathlonie na Hawajach (najlepszy wynik 9:33:14 w 1989 roku), a że lubiłem jeździć na rowerze, pomyślałem, to jest coś dla mnie.

Jak się zaczęła Twoja przygoda z triathlonem? W czasach, kiedy Ty zaczynałeś triathlon był chyba wyjątkowo niszową dyscypliną sportu.

Pierwszy raz wystartowałem pod koniec lat 80-tych. Nie jestem pewien, czy to była „olimpijka czy „połówka”. Na pewno były archaiczne warunki w porównaniu do tego, co teraz jest.

Z jakimi problemami borykali się zawodnicy w tamtych czasach? Z czym było trudniej, a z czym łatwiej niż teraz?

Teraz zdecydowanie łatwiej jest kupić dobry rower szosowy, piankę pływacką. Na początku moich startów, pomimo niskich temperatur, bardzo często większość zawodników pływała bez pianek, po prostu „na golasa”. Nie wiem, czy słyszałeś taką historię, ale był w Polsce zawodnik, który smarował się towotem (gęsty smar maszynowy o konsystencji żelu, stosowany do smarowania części maszyn pracujących pod obciążeniem, ale w niezbyt wysokiej temperaturze, odporny na wilgoć – przyp. autor). Po wyjściu z wody, aby zetrzeć smar z ciała, wytarzał się w piasku na plaży. Tak ludzie próbowali rozwiązać problem zimna. Ja miałem to szczęście, że zaraz na początku wyjechałem na zawody do Paryża i tam udało mi się kupić piankę za grosze. Była bez rękawów i nienajwyższej jakości, ale ratowała mnie w takich sytuacjach. Jednak większość ludzi nie posiadała pianek. Dlatego też Ci, którzy posiadali pianki zyskiwali bardzo dużo, różnica była wręcz kosmiczna, to samo dotyczyło rowerów. Dostępność wysokiej klasy rowerów i zamożność ludzi była zupełnie inna. Na tle Europy sprzętowo wyglądaliśmy tak, jak nasz cały kraj. Jeżeli chodzi o trening to dostępność informacji i wiedzy na ten temat była znikoma. Bazowaliśmy na kilku stronach przetłumaczonej amerykańskiej książki. Wtedy nie było trenowania w grupie, czasami spotkaliśmy się na basenie, pozostałe treningi robiliśmy indywidualnie.

Byłeś zawodnikiem, teraz jesteś trenerem. Czy metody treningowe sporo się zmieniły przez 20 lat?

Zdecydowanie! Kiedyś nie było urządzeń do pomiaru tętna, laktatu.  Jak udało się kupić licznik do roweru, który pokazywał chociaż prędkość przejazdu, to było już dużo. Teraz liczniki mierzą moc, kadencję, średnią … jest dokładnie wszystko. Obecnie można lepiej kontrolować i monitorować trening.

Jesteś posiadaczem 10 medali Mistrzostw Polski w triathlonie. Który sukces był najważniejszy i dlaczego?

To był chyba 1991 rok. Złoty medal z Poznania, zdobyty po dużej i zaciekłej walce. W końcówce dogoniłem Grześka Zgliczyńskiego i na mecie byłem pierwszy. Nie zawsze te złote medale są jednak najbardziej wartościowe dla zawodnika. Mnie zawsze najbardziej cieszyły zwycięstwa po zaciętej walce. Złoty medal przegrałem kiedyś w Chodzieży z Romanem Pustułką. Miałem kaca moralnego, ten srebrny medal nie miał wtedy już takiej wartości jaką powinien, teraz patrzę na to z zupełnie innej strony. Innym razem wygrałem połówkę w Chodzieży, ale nie byłem do końca z tego zadowolony. Pokonałem Zgliczyńskiego, Marka Kalwata i chyba Bogusia Głuszkowskiego. Tam miałem taki niesmak, że niby ktoś się pomylił na trasie, a ktoś inny przyjechał bez formy na zawody. Dopowiadałem  sobie, że wygrałem, bo innym po prostu nie poszło. Tabelka i czasy tego nie ujawnią. Jest pierwsze miejsce i już. Jednak medal z Poznania utkwił mi zdecydowanie najbardziej w pamięci, jako ten najważniejszy. Dobre pływanie i bieg zrobiły swoje.

 

{gallery}figurski1{/gallery}

Twój rekord życiowy w na dystansie IM wynosi 9:06 z Roth w 1993 roku? Ile IM ukończyłeś? Czy 9:06 to szczyt Twoich możliwości, czy uważasz, że stać Cię było na złamanie 9 godzin?
Innych Ironmanów nie mam. Startowałem tylko raz. W Roth zrobiłem  kwalifikację na Hawaje, ale niestety nie miałem środków finansowych na wyjazd. Teraz są większe możliwości, aby zorganizować wyjazd na Hawaje. Można znaleźć sponsora. Czas około 9 godzin  był  dobrym wynikiem, tym bardziej, że trasa w Roth jest bardzo wymagająca.

Teraz nadal jest super wynikiem!
Na maratonie szedłem podczas tego Ironmana, na rowerze miałem kłopoty z siodełkiem, wiec ten wynik mógłby być lepszy, na pewno poniżej 9 godzin. W dzisiejszych czasach, gdybym ukończył zawody z wynikiem 8:50-8:55 z pewnością udałoby się znaleźć jakiegoś  sponsora, który wyłożyłby pieniądze na wyjazd na Hawaje. Kilkanaście lat temu, nawet na AWF, rzadko kto orientował się, co to jest triathlon, często mylili  go z pięciobojem.

Nie kusiło Cię  później, żeby wystartować w Ironmanie?
Często o tym myślałem, nawet teraz. W tym roku oglądałem relację z IM na Hawajach i obserwowałem, jak to jest w kategorii + 50. Fajnie byłoby pojechać na Hawaje dla ukoronowania kariery, nawet bez ścigania się. Natomiast wcześniej zdecydowałem, że na swoje 50 –te urodziny chcę wystartować w triathlonie. Chciałbym też wziąć udział w Mistrzostwach Świata weteranów na dystansie olimpijskim, o ile będą odbywały się w Europie. Jako profesjonalista, pod koniec startów, myślałem, aby kontynuować karierę na dystansie Ironman. Sam, jako triathlonista, doskonale orientujesz się, ile to wymaga zaangażowania, a przede wszystkim czasu i pieniędzy. Interesowały mnie tylko wyniki poniżej 9 godzin, a nie samo zaliczenie. Zazwyczaj po zakończeniu sezonu jechałem do Francji zrywać jabłka, bo musiałem zbierać kasę na kolejny sezon. Teraz zawodnicy mają łatwiej. Nie muszą szukać takich zajęć.

Jacy zawodnicy wyszli spod ręki trenera Figurskiego? Czy w Twojej grupie są kandydaci na olimpijczyków?

Obecnie moim głównymi zawodnikami są: Mateusz Kaźmierczak, Rafał Pierścieniak  Hanna Matysiak i Agnieszka Cieślak. Swego czasu trenowałem również Magdę Mielnik. W tej chwili skupiłem się na grupie kilku zawodników. Od roku buduję strukturę w klubie, aby z innych dyscyplin (głównie z pływania) trafiali do mnie młodzi adepci triathlonu. W tym roku trafiły do mnie cztery osoby z innych miast, które nie startowały wcześniej, a chcą uprawiać triathlon. Mam kilku młodych chłopaków, ale jeszcze nie jestem w stanie powiedzieć, czy osiągną poziom np. Mateusza Kaźmierczka.   

 

Poza szkoleniem wyczynowców zająłeś się także nauką triathlonu dla początkujących? Czy rozpoczęcie takiej działalności jest związane z boomem na triathlon w Polsce? Powiedz, co możesz zaoferować adeptom triathlonu?
Chciałbym zaoferować przede wszystkim swoją wiedzę trenerską. Nie jest to oferta typowo komercyjna. Każdemu chętnie pomogę, kto chce uprawiać triathlon, z racji tego, że sam w triathlonie siedzę od ponad 20 lat. Zależy mi na tym, aby jak najwięcej ludzi trenowało triathlon. Każdemu, kto do mnie zadzwoni i pyta o jakieś drobne rady, zawsze służę pomocą. Natomiast jeśli ktoś wymaga czegoś więcej to wtedy porozumiewamy się indywidualnie. Cieszy mnie to, co się teraz dzieje. Kiedyś ludzi w Polsce triathlon nie interesował. Co innego za granicą. Dwadzieścia lat temu w Niemczech było 100 tysięcy zawodników z licencją, a we Francji w ciągu sezonu odbywało się ponad 500 triathlonów, duathlonów i aquathlonów. Teraz, jeżeli ktoś usłyszy, że zajmuję się triathlonem już się nie dziwi i nie pyta co to jest. Można normalnie porozmawiać. To mi się podoba. Triathlony muszą się przeradzać w imprezy wielodniowe, w takie festiwale jak w Niemczech czy USA. Są sztafety, wyścigi dzieciaków, start główny, a przez cały weekend wszyscy się bawią. Każdy ma coś dla siebie. Miasto, sponsorzy, a przede wszystkim zawodnicy są zadowoleni.

 

{gallery}figurski2{/gallery}

Myślisz, że dojedziemy w Polsce do pułapu ponad tysiąca uczestników na jednych zawodach?

Myślę, że tak. Teraz jestem większym optymistą. Przez wiele lat walczyłem o to, żeby zachęcić ludzi do triathlonu, a walka ta wyglądała jak walka z wiatrakami. Teraz jest trochę inaczej, więcej ludzi chce aktywnie spędzać czas, społeczeństwo jest mimo wszystko zamożniejsze, ludzie chcą stawiać sobie nowe wyzwania, zwłaszcza sportowe Duże zasługi w ostatnim okresie w propagowaniu triathlonu mają na pewno Akademia Triathlonu i Sport Evolution. Znakomicie rozwija się część „masters” skupiona wokół zawodów federacji Iron Man. Ironman to wyzwanie. Kiedyś w Belgii dwa razy startowałem na dystansie ¾ Ironmana. Fajny wyścig, nie eksploatował tak bardzo jak długi dystans. Każdy jednak pyta mnie o to, ile pełnych Ironmanów ukończyłem, bo chyba ten dystans jest dla wielu osób magiczny i on w głównej mierze w tej chwili przyciąga chętnych do triathlonu. Jednak chcąc mieć zawodników na Igrzyskach Olimpijskich, musimy rozwijać triathlon także ten młodzieżowy, na krótszych dystansach. Należy pokazać rodzicom, że triathlon to nie tylko morderczy wysiłek, że triathlon może „zrobić” również ich np. 12- letnie dziecko.

Naszej krajowej elicie daleko do światowych potęg (np. USA, Niemcy, Wielka Brytania). Czy według Ciebie Polacy mają szansę w najbliższych latach na stałe zaistnieć w światowej czołówce?

Nie jest aż tak daleko. Ciężko szukać takich zawodników jak Gomez czy Brownlee, to są diamenty. Ale zawodników na miarę czołowej „dychy” Mistrzostw Świata czy Europy naprawdę w Polsce można znaleźć. Myślę, że nie musimy czekać do końca świata na „farta”, że komuś się wreszcie uda. Uważam, że stać nas, żeby w najbliższym czasie na początek wygrywać te słabsze Puchary Świata, a w tych najsilniej obsadzonych zajmować miejsca w czołowej „dyszce”, a czasami i wyżej. Kiedyś Marek Jaskółka w Pucharze Świata zajmował miejsca w czołowej dziesiątce, przegrywał z najlepszymi dwadzieścia sekund. Ktoś może powiedzieć, że on przygotowywał się w Niemczech, ale według mnie, Marek przede wszystkim dużo zawdzięcza swojej ciężkiej pracy. W Polsce jest wielu zawodników pokroju Marka gotowych do tego, aby poważnie i z determinacją przygotowywać się do najważniejszych zawodów. Brakuje nam tylko odpowiedniego wyselekcjonowania tych zawodników, którzy spełnialiby kryteria, które stawia współczesny triathlon oraz stworzenia im odpowiednich warunków treningowych i startowych. Zobacz, że gdyby Marysia Cześnik nie upadła na Igrzyskach, byłaby szansa nawet na 12 miejsce. Agnieszka Jerzyk na ME w tym roku była szósta. To już dobre wyniki, więc nie jesteśmy tak daleko.

Widzę, że lubisz rozmawiać o triathlonie?

Tak, łatwo mnie podejść, żebym się rozkręcił. Mógłbym rozmawiać godzinami. Konkludując, to cieszę się, że obecnie triathlon w Polsce tak się rozwinął. Jednak ludzie często nie zdają sobie sprawy, jak to się kiedyś działo. Nie znają nazwisk, które tworzyły polski triathlon. Nie mówię o moim pokoleniu, ale nawet wcześniej! Te nazwiska nie są ważne tylko dla mnie, one są ważne dla historii polskiego triathlonu. O tych ludziach też warto byłoby wspomnieć.

Dziękuję za rozmowę i życzę owocnej pracy trenera i spełnienia zawodniczych marzeń.


{gallery}figurski3{/gallery}


Powiązane Artykuły

11 KOMENTARZE

  1. „Wyglada mi to na jakiś prywatny folwark, a może się mylę!?”

    Dobre! Autor powyższej wypowiedzi chyba nie zauważył, że czasy powszechnej własności państwowej bezpowrotnie minęły.

    Zapewne z racji przespania ostatnich 20 lat nie ujawnia swoich personaliów.

    Pragnę zauważyć, że jest istotna różnica między stwierdzeniami:
    1. Uważam, że Grass źle prowadzi ten serwis i szkodzi polskiemu triathlonowi.
    2. Grass to miernota, kto mu dał prawo do wprowadzania tej zgnilizny i układów do polskiego triathlonu.

    Korzystając z okazji pozdrawiam wszystkich uciemiężonych anonimów.

    PS. Łukasz, bez obrazy za przykład.

  2. Tak Szanowny Panie. Komentarze naruszające regulamin będę zawsze usuwane. Zapraszam do kulturalnej i merytorycznej dyskusji. Pozdrawiam serdecznie.

  3. Obserwowałem ostatnio dyskusję , która toczyła się na tym forum ( Pan Figurski )
    Zastanawia mnie fakt czy Panowie redaktorzy bedziecie tak zawsze subiektywnie decydować o tym czy zostawiacie tekst czy zdejmujecie z tapety? Wyglada mi to na jakiś prywatny folwark, a może się mylę!?

  4. Drodzy internauci. Bazując na regulaminie strony i forum usunęliśmy 6 komentarzy pod tym artykułem (za zgodą Maćka Dowbora, Darka Kowalskiego usunąłem również ich wpisy) odnosiły się do niemerytorycznych wpisów „Kibica”, który najwidoczniej nie ma ochoty na merytoryczną dyskusję, a zależy mu na obrażaniu innych. Kolejne obraźliwe wpisy będą również usuwane. Pozdrawiam i zachęcam do krytycznej, ale kulturalnej dyskusji.

  5. Czarek, ale narozrabiales, startujac wtedy w Roth ( Ja tam wtedy z toba bylem), widzisz bracie. Jak bys wtedy zrobil 12 godzin to bys mial teraz sisze i sokoj 🙂
    grzegorz

  6. Wynik Figurskiego w Roth w 1993 roku to 9:10:32 a nie 9:06 – jeżeli coś się przekazuje Panie Dymek to trzeba być dokładnym

  7. Świetny tekst.
    A Roman Pustułka….legenda z mojego miasta…często widzę go na basenie. Szkoda że tak mało o nim informacji. A głupio mi truć mu dupsko jak sam nie moge powalczyć w triathlonie :(… ale mam nadzieje, że jak już pozwolą mi pływać to uda mi się do niego na naukę wbić bo wiem że od niedawny uczy również dorosłych.

  8. To jest właśnie piękne w triathlonie! Kariera wcale nie musi wygasnąć w młodych latach. Życzę Panom powrotu do startów i może uda się odbyć ten kolejny, jeszcze ważniejszy wyścig niż ten w Poznaniu.

  9. Piekne czasy
    Poznan, pamietam jak by to bylow wczoraj. Szkoda mi troche, ze Ci sie dalem obiec w koncowce.
    Czuje sie wdzieczny i zaszczycony, ze wyscig ten byl i jest dla Ciebie jednym z najwazniejszych mometow w Twojej karierze sportowej. Ciesze sie niezmiernie, ze cenisz to zwyciestwo na demna tak bardzo.
    Zycze Ci Czarku duzo zdrowia i sukcesow zawodowych w pracy w triathlonie.
    Mam nadzieje, ze sie moze jeszcze kiedys scigniemy w kategorii 50+ 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,770ObserwującyObserwuj
19,600SubskrybującySubskrybuj

Polecane