Strześniewski „Nadblogerem”. Wybieramy Blogera 2015

Plebiscyt na Blogera Roku czas zacząć. Mamy tydzień do Enea Gala Polskiego Triathlonu i czas do piątku do północy, aby wybrać blogera bądź blogerkę Roku 2015. Ale uwaga! Mamy jedną zasadniczą zmianę w porównaniu do ubiegłego roku. Decyzją Redakcji przyznajemy miano „Nadblogera Roku”, którym zostaje…MAREK STRZEŚNIEWSKI. Zdaniem Redakcji, ale również wielu komentatorów i czytelników AT, wpisy Marka są bezkonkurencyjne, wymykają się wszelkim kryteriom i dlatego postanowiliśmy utworzyć w tym roku nagrodę specjalną, tytuł: „Nadblogera”. Jednak wzorem lat ubiegłym chcemy, aby czytelnicy AT przyznali w głosowaniu nagrodę Blogera Roku. Nominowaliśmy pięcioro blogerów. Poniżej przykłady tekstów i linków do konkretnych blogów. Czytajcie i głosujcie. Po oddaniu głosów zobaczycie jedynie komunikat o oddaniu głosu. Wyniki procentowe utajniamy do soboty do godziny 19.00, kiedy to podczas gali poznamy Blogera Roku wybranego przez czytelników AT. Do zobaczenia w sobotę, 14 listopada na gali w hotelu Radisson Blue Centrum. 

 

Kolejność alfabetyczna: 

 

Bogna B. 

 

„Dzień KON(I)A”

30 sierpnia, skończył się dla mnie sezon tri;) Wtedy jak pomyślałam sobie, że za miesiąc mam wystartować w maratonie, pukałam się w czoło, że wymyśliłam sobie jakąś głupotę, że to jakaś abstrakcja. Byłam już zmęczona sezonem, a 1 września oznaczał dodatkowe obowiązki, Ania zaczęła swoją przygodę w szkole, a Ci co mają dzieci wiedzą z czym to się wiąże;) Więc jak tu znaleźć jeszcze czas na trening? Dni mijały w ekspresowym tempie, jakieś treningi biegowe udało się zrealizować, w tym jedno długie wybieganie, tak na przekonanie się, że jeszcze 30 km dam radę przebiec. Nastał 4 października 2015 roku. Oczywiście po kilku dniach brzydkich i zimnych, na dzień startu zapowiadali bardzo piękny dzień, słoneczny z temperaturą 23 stopnie Celsjusza. W sumie nie powinno mnie to dziwić (przypomnę że zawsze startuję w upałach) 😉 Już wstając w niedzielny poranek i patrząc na termometr zewnętrzny (14°C) było można się domyślić, że prognozy się sprawdzą. Nadmienię, że dzień wcześniej o tej samej godzinie było (4°C).  Synoptycy tym razem się nie pomylili i tego dnia prognozy im się sprawdziły, a nie wiem czy temperatura czasem nie była wyższa. No i nie było chmur. Pogoda idealna na piknik, wypad za miasto, a nie na maraton… Ale wiecie co? Wcale pogoda mi tego dnia nie przeszkadzała;) Założenia miałam, złamać 4:15, bo w zeszłym roku mi się nie udało (trasa ta sama).

 

„Być kobietą fajnie jest” 

Tegoroczny Silesia Maraton miał drugą twarz – „rywalizację” dwóch panów z jedną panią. Jakieś dwa miesiące przed godziną zero Silesia Maratonu dochodziły do mnie słuchy, że dwóch panów (zaprzyjaźnieni biegacze Andrzeja, którzy nie znają się wzajemnie) jest żywo zainteresowanych moją osobą, no raczej moją formą i tym, czy będą za, czy przede mną ma mecie;) Ciągle wypytywali o mnie. Okazało się, że również zapisali się na Silesia Maraton i chcą biec na ten sam czas co ja. W takim razie ustawiamy się za balonikiem z napisem 4:15 i spokojnie razem biegniemy do mety. To miał być pierwszy maraton moich/naszych kolegów. Oczywiście przypuszczałam czemu te spytki mają służyć – przecież wy mężczyźni macie gen rywalizacji strasznie aktywny;) Ja zachowałam spokój, chociaż pewne elementy podekscytowania powoli wkradały się do mojej głowy w miarę zbliżania się terminu startu. Pomyślałam sobie, że fajnie będzie przebiec maraton w towarzystwie, choć pewnie Sebastiana jak i Mirka będę widziała tylko na starcie i na pierwszych kilometrach. Widziałam jakie mieli czasy na treningach, biegali szybciej ode mnie.


 

Kolejny z nominowanych to Paweł Chalacis, jedyny bloger, który prowadzi videobloga i w swoisty sposób nie tylko komentuje triathlonową rzeczywistość, ale przede wszystkim skupia się na ocenie i testach sprzętu sportowego. Oto jeden z odcinków: 

 

 



Arkadiusz Cichecki


„Ścigany w Suszu”

Punkt zakwaterowania – hotel w Iławie, a tam ,,zakotwiczeni” m.in. Julita z Profesorre, Marcin Stajszczyk jak również obiecujący młodzi triathloniści, ale nie gniewni, wręcz przeciwnie, nawet sympatyczni. Po sąsiedzku, przez ścianę, mój Guru, sam Andrzej Kozłowski, który pofatygował się aż z Kanady! Nie byłbym sobą, gdybym nie prowadził wstępnych bitew psychologicznych z Arturem. Oczywiście nie był mi dłużny, gagatek jeden! Atmosferka super. Dzień zawodów. Rozgrzewka. Biegnę razem z Andrzejem i nie mogę w to uwierzyć. Niedawno przeprowadzałem z nim wywiad, gość z innego świata, wielki sportowiec, a teraz drepczemy krok w krok, rozmawiamy, śmiejemy się. Próbuję robić dobrą minę, ale czuje się nie najlepiej, nie wiem, czy to niepokój przed kompromitacją, czy zwyczajny ,,cykor”. Liczę, że zastrzyk adrenaliny podczas startu podziała jak antidotum na moje obawy i złe samopoczucie. Pływanie. Tradycyjnie, początkowa młócka, ale najgorsze miało przyjść. Nie wiem jak to się stało, zachłysnąłem się i to tak mocno, że przez dłuższą chwilę nie mogłem złapać oddechu. Pierwszy raz pomyślałem o sygnalizowaniu potrzeby pomocy… W końcu udało się odkrztusić, jednak niedotlenienie miało w pływ na nogi, które ogarnął totalny bezwład. Uporałem się, szkoda tylko tego straconego czasu. Później już szło, a w zasadzie pływało się dobrze. Na plaży Mkon, krzyczy, że jestem pierwszy (oczywiście miał na myśli wojenkę dziadków). Odebrałem to jako informację dotyczącą wszystkich pozostałych dziadków oprócz A.K, którego start oceniałem jako pk. Jakie było moje zdziwienie gdy w strefie zobaczyłem jego rower! Uskrzydliło mnie to! Pierwsza myśl: ,,Arek, spier…., odwlecz jak najdalej wyrok!”

 

Arek poruszał również kontrowersyjne tematy i mocnymi słowami komentował to, co działo się na zawodach: 

 

„Bandytyzm, chamsto, totalny brak wyobraźni, czy po prostu coś bez nazwy?”

 

O sporcie i jego idei można pisać w nieskończoność. Pięknie ujął to nasz wielki rodak Jan Paweł II: „Każdy rodzaj sportu niesie z sobą bogaty skarbiec wartości, które zawsze trzeba sobie uświadamiać, aby móc je urzeczywistnić. Ćwiczenie uwagi, wychowywanie woli, wytrwałość, odpowiedzialność, znoszenie trudu i niewygód, duch wyrzeczenia i solidarności, wierność obowiązkom – to wszystko należy do cnót sportowca. Zachęcam was, młodych sportowców, abyście żyli zgodnie z wymaganiami tych wartości, abyście w życiu byli zawsze ludźmi prawymi, uczciwymi i zrównoważonymi, ludźmi, którzy budzą zaufanie i nadzieję” Jak to ma się do zdarzenia, które poruszyło ostatnio nasz światek triathlonowy?! W niedzielę zaglądam na FB i oczom nie wierzę, mój kolega Tomek Mrówa daje komunikat tej treści (cytuje za jego przyzwoleniem):

,,Chamstwo w triathlonie, czyli o tym jak wylądowałem w szpitalu… W ten weekend startowałem w zawodach tri w Radłowie na dystansie 1/4IM. (…) Wyprzedzając kolejnych zawodników zwróciłem panu z numerem 39 uwagę by nie zachowywał się jak totalny frajer, jadąc 50cm na kole swojego kolegi i pojechałem dalej (zawody odbywały się w konwencji bez draftingu). Po chwili owy delikwent – ( nazwisko podane na fb) dojechał do mnie, wyzwał od najgorszych i mocno popchnął swoją ręką w mój bark. Na liczniku grubo ponad 40km/h, momentalnie straciłem panowanie nad rowerem i reszty można się tylko domyślić. Samego wypadku dokładnie nie pamiętam – medycy zrobili swoją robotę, bandaże, zapinanie kołnierza na szyję, karetka i 5h w szpitalu począwszy od tomografu i usg a skończywszy na sesji zdjęć rentgenowskich. (…)

Ręce, wszystkie członki, a nawet majtki opadają! Jakieś podrzędne zawody o przysłowiową pietruszkę… chociaż co tu dużo mówić – w zawodach mistrzowskiej rangi, gdzie adrenalina buzuje o wiele mocniej, nic takiego postępku nie usprawiedliwiłoby! Czy koleś, który posunął się do tego był kompletnie pozbawiony wyobraźni? Czy nie zdawał sobie sprawy, że może zrobić z drugiego człowieka kalekę? A może drzemią w nim jakieś instynkty mordercze ?! Tak jak napisał to Janusz S. w jednym z komentarzy na FB :,,wyrywać chwasty”! Moim zdaniem taki jegomość powinien mieć wilczy bilet, nie powinien być dopuszczony do żadnych startów! Ewentualnie w worku pokutnym z napisem: ,,Przepraszam, nigdy więcej, nie zachowam się jak półmózg” powinien odbyć pielgrzymkę…

 


 

Krzysztof Górecki


Quo Vadis, czyli jak kto woli Armagedon

Tak sobie śledzę stronę At i widzę, że sezon nabiera rozpędu. Łezka w oku się trochę kręci, kiedy czytam wpisy, z których wynika, że Wam się układa. Nie, nie! Nie zazdroszczę. Cieszę się. Ja niestety czekam, aż karta się u mnie odwróci.  Oczywiście po tym co napiszę, wyjdzie, że cały czas idę jak łosoś na tarło. No cóż, tak mam. Idąc według szablonu, to jak czytanie encyklopedii. Jest wyjaśnienie słowa i tyle. Pozamiatane. Ja mam inaczej. Dochodzę do wniosku, że bawi mnie trening, a zawody są tak trochę na marginesie. Tym bardziej, że często założenia na wynik są bardzo podkręcone, a potem kicha. Kicha wynika z faktu metryki i trochę tego łososia. Ale nie o tym chciałem. Po wstępie można odnieść wrażenie, że to jakieś użalanie. Nic podobnego. Do sedna. (…)

 

„Wszystko nie tak” 

Zabierałem się ze dwa tygodnie do napisania kilku zdań, aż w końcu napisałem. Jestem chyba trochę winny wyjaśnień. Sporo szumu i wyszło jak w powiedzeniu: „Krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje”. Ale do rzeczy. Z mojego maratonu w Warszawie wyszła kicha. Dlaczego?! Po prostu moje ciało odmówiło posłuszeństwa, ciało jak ciało – jego kawałek. Wszystko szło lepiej niż plan zakładał. Od połowy marca biegałem już normalnie choć z bólem w stopie. Szło wytrzymać. Niestety na „zajączka” dostałem wypowiedzenie z pracy. Tak bywa. Nowa „władza” w mojej pracy zaszufladkowała mnie chyba politycznie i stwierdziła, że nam nie po drodze. Zresztą jakie to ma znaczenie. Jest niedosyt, jak się nie zawali, a nam dziękują. Gdzieś musiałem sobie upuścić krwi. No i gdzie miałem upuścić? W biegu, trzy dni z rzędu 30 km średnio po 4.00 – 4.05/km i trzeciego dnia sytuacja kuriozalna. Kiedy byłem już na lekkim dobiegu do domu, poczułem ból w stopie. Zdjęcie dwa dni po pokazało, że świeży zrost nie wytrzymał. Efekt? Trzy tygodnie ponownie bez biegania. Zamiast próby poprawienia życiówki w maratonie. Dobrze, że rower został…

 


 

Wśród nominowanych znalazł się również zwycięzca plebiscytu z ubiegłego roku. Głosami czytelników Akademii Triathlonu Blogerem Roku 2014 został Jakub Masiuk. W tym roku również regularnie pisał tekstu, oto dwa fragmenty. 

 

Jakub Masiuk

 

„Ugotowany + „

Przynajmniej teraz już wiem, jak czują się uczestnicy IM na Hawajach. Czytając ich opisy oraz oglądając relację, śmiem twierdzić, że we Frankfurcie było podobnie: pływanie bez pianek,  dość silny, ciepły wiatr odczuwalny na rowerze, no i bieg, gdzie trasa była w ok. 75% nasłoneczniona  i upał podczas całych zawodów. Niby ukończyłem kolejnego IM, powinienem się cieszyć, tym bardziej, że warunki były katastrofalne, ale znów czuję pewien nie dosyt. To nie jest to czego oczekiwałem, wciąż jest sporo do poprawy, ciągle się uczę tego dystansu, ale Grzegorz dobrze powiedział, że to nie są zwody, do których łatwo się przygotować. Tutaj, żeby mieć wyniki trzeba albo być dobrze predysponowanym albo mieć dużo czasu na treningi, a najlepiej jedno i drugie. Chyba wiem gdzie popełniłem błędy: żywienie na rowerze, T2 zbyt szybko i nie dokładnie,  żywienie bieg: praktycznie poza jednym żelem, kawałkiem ciasta + parę paluszków i precli, nie liczę owoców bo z nich głownie i tak tylko sok wypiłem, ale przy tym upale nie byłem w stanie tego w siebie wmusić. Nawet po zawodach zjadłem tylko dwie frankfurterki i tyle. Organizm tak się przegrzał, że ponownie spać nie mogłem. Aby zmrużyć choć na chwilę oczy, miałem cały czas zimną wodę w wannie i co dwie godziny wchodziłem do niej, aby się schłodzić. Nie ma co biadolić tylko trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość tym bardziej, że już za 7 tygodni ponownie stanę na stracie kolejnego IM….

 

„Jak Fenix z popiołów” 

 Zmęczony choć szczęśliwy osiągnąłem cel na który po cichu liczyłem. Tu minus dla organizatorów nikt prócz Jacka nie zainteresował się za mocno czy nic mi nie jest. We Frankfurcie w 10sekund byli medycy, z folią i noszami, bez pytania zabierali do namiotu medycznego, tu suche czy nic Panu nie jest? Proszę się odsunąć biegną następni… Całe szczęście Jacek z holował mnie do namiotu na leżak przyniósł piwko i izo, można było zacząć świętować. Chwilkę odpocząłem i poszedłem do namiotu ratowników bo lekko kręciło mi się w głowie, myślałem że dostanę kroplówę, ale nie należała mi się, tętno 82, ciśnienie 126 chyba na 60, trząsłem się z zima więc dostałem folię i miałem iść zjeść coś ciepłego oraz poleżeć. A co tak naprawdę osiągnąłem? Nowy PB 11:56:12. Poprawiłem się przez rok w każdym elemencie: pływanie 1min, ale zawsze coś, rower o około 10 min, no i bieg ponad 30min.

 


 

 

 

KTO POWINIEN ZOSTAĆ BLOGEREM ROKU 2015 AKADEMII TRIATHLONU?

{loadposition bloger_roku_2015}

 

Powiązane Artykuły

6 KOMENTARZE

  1. Marcinie, przy naszym stole trzymaliśmy jedno miejsce wolne dla Ciebie zupełnie jak na Wigilię. Był nawet kieliszek do połowy napełniony winem. A Blogerem Roku został…..Jakub Masiuk. Po raz drugi z rzędu – Gratulacje!!

  2. Gratulacje dla NadBlogera choc jak rozumiem elimunuje to na wieki wieków Marka z walki o tytuł blogera roku i co gorsza moze osłabić jego twórcze morale, bo jak sadze tytuł jest dożywotni;)) Ale co tam niech ma! I niech pisze!!
    Nie wiem kto został blogerem roku ale szczerze gratuluje!
    Ja przez strajk Lufthansy (kolejny w moim życiu) wróciłem z opóźnieniem ostatniej nocy do Polski ale zdążyłem Ojcu Redaktorowi wysłać w ostatniej chwili pare fotek z miejsca, gdzie byłem, które ma oczywiście związek z tri z pozdrowieniami dla balujacych na gali czy galujacych na balu;) czy Redaktor Wam je pokazał?;))
    Szkoda, ze znowu nie udało sie spotkać na Gali!

  3. Krzysztof…nie bądź taki skromny 🙂 po pierwsze, zawsze ktoś w stawce musi gasić światło, a po drugie, wierzę, że będzie taki dzień, że wkręcisz żarówkę 🙂

  4. Gratulacje dla Marka, wielokrotnie powtarzałem, że jest najlepszy. Po prostu wg mnie jest Marek…. potem lata świetlne i cała reszta. Zresztą sam tytuł Nadblogera pokazuje, że nie tylko w mojej ocenie. Super i wielkie gratulacje Marku. Co do mnie, powiem tak: dziękuje za wyróżnienie, choć uważam, że ja w tej drużynie gaszę światło.
    Pozdrawiam wszystkich

  5. Dzięki za nominacje no i wybór „nadblogera” w pełni zasłużony. Gratuluję Marku !

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,744ObserwującyObserwuj
16,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane