Siedzę sobie właśnie w Hiszpanii. Gdzie? Wiadomo, Calpe. Jest tu teraz tylu Polaków, że łatwiej dogadać się w języku ojczystym niż po angielsku czy hiszpańsku. Odpalam komputer, Facebook i oto wysyp kozackich treningów, mega fotek, tu ktoś spotkał Kwiatka, tam bracia Brownlee… Magia obozów klimatycznych. Polacy wyjeżdżają często i bardzo dobrze! Dziś jednak nie będzie o moich wyczynach – ile to przejechałem, gdzie się nie dostałem, z kim się nie widziałem… dziś dowiecie się kto naprawdę rządzi w Calpe…
Wszystko zaczęło się dość niepozornie. Wczesny ranek. Niczego nieświadomy zmierzam do auta, by udać się na basen. Podchodzę do bocznych drzwi, już prawie je otworzyłem, gdy magle struchlałem. Drzwi zaminowane. Skrzydlaty terrorysta oznaczył mi nowiutkiego busa, auto prosto z salonu. Nie miałem złudzeń, to nie był przypadkowy strzał, to była robota zawodowca. Ładunek rozlokowany prosto w szczelinę drzwi i na klamkę- tak by wyrządzić jak największe straty. Żarty się skończyły, to była ona, wiedziałem, że wcześniej czy później będąc w Calpe będę miał z nią do czynienia. Ślad na moim aucie był niczym odcięta końska głowa w „Ojcu chrzestnym”- to było ostrzeżenie – ostatnie ostrzeżenie.
Nic nie powiedziałem zawodnikom, nie chciałem wywoływać paniki. Profilaktycznie zarządziłem, by każdy podczas biegu promenadą miał na sobie czapkę z daszkiem. Zawodnicy nie rozumieli, skąd ta moja fanaberia, ale je wiedziałem… Słyszałem od lokalnego właściciela myjni straszne opowieści. Zdarzali się odważni, którzy zlekceważyli sprawę. Jesteśmy przecież zawodowymi kolarzami, co to nie my, a parking przed hotelem „Diamante” to nasz teren. Na drugi dzień rano nie byli w stanie zlokalizować swojego samochodu. To, co wczorajszego wieczoru było lśniącą teamową furą, następnego dnia wyglądało jak łaciata krowa na pastwisku. Dziury w lakierze były wielkości kurzych jak… Auto zdewastowane, nie do doczyszczenia, praktycznie do kasacji.
Każdy wie gdzie mieszka sprawca tego wszystkiego- jego siedziba to góra Ifach- symbol Calpe. W szale zemsty właściciele auta przypuścili szturm na główną siedzibę mew. Przeszli dumnie przez początek parku narodowego. Zniknęli w wydrążonym w skale tunelu prowadzącym na druga stronę góry. Chwilę potem rozległ się straszliwy jazgot. Nikt nigdy więcej nie widział nikogo ze szturmowców, zaś na mewich dziobach pojawiły się charakterystyczne czerwone plamy. Na wieść o całym zdarzeniu ostatni z członków ekipy (który został w hotelu) wsiadł w ostatni Teamowy samochód i uciekł w kierunku Coll de Rates. Wrak jego auta znaleziono tydzień później na zboczu Ratesa. Spoczywam tam do dziś jak przestroga dla innych. Po całym incydencie podjęto decyzje o zamknięciu szlaku na szczyt góry. Wejść można tylko do punktu widokowego zaraz na wyjściu z tunelu. Z drugiej strony bramki zamykającej szlak słychać już tylko mewy, zresztą te patrolują także cześć dostępną dla ludzi.
Świadom powagi sytuacji postanowiłem jeszcze tego samego popołudnia udać się na górę Ifach. Nieświadomi niczego zawodnicy beztrosko relaksowali się po ciężkim treningu, podczas gdy ja szedłem na spotkanie z przeznaczeniem. Znajomego właściciela myjni spytałem: „Jak znajdę królową mew”? „To ona znajdzie Ciebie” odpowiedział.
Moja wspinaczka zaczęła się niewinnie znanym turystom szlakiem na szczyt. Cały czas byłem obserwowany. Z początku dyskretnie, potem już z pełną premedytacją. Im bliżej byłem tunelu, tym mew było więcej. Gdy pokonałem dziurę w skale, na drugim jej końcu, zbladłem. Ptaszyska były wszędzie. Darły się jak opętane. Wymiękłem. Odwrót taktyczny, nie zamierzałem zostać tu na zawsze. Z początku byłem przerażony, ale im dalej posuwałem się w dół, tym mew było mniej. Tętno wróciło mi już do normalnego rytmu. Udało się, tym razem nie dopadł mnie ponury grabarz, przeleciało mi przez głowę. Podniosłem oczy w górę spojrzałem na piękny port jachtowy skąpany w czerwieniach zachodzącego słońca. Było ślicznie… było… nagle coś zatrzepotało… „Nie szukaj, to ona Cię znajdzie”… i znalazła. Siedziała na barierce na wprost mnie.
Spokojna, wyrafinowana, skoncentrowana, niby w ogóle niezainteresowana moja osobą. Ta był jednak tylko kamuflaż, oboje wiedzieliśmy, że wystarczy sekunda by się na mnie rzuciła. To była ona. Najstarsza mewa na Ifachu. Swoista rekordzistka. Nie ma w całym Proturze ani jednego auta temowego, które stało na parkingu w Calpe i nie miało jej śladu. To jak winieta, czy pozwolenie na wjazd i korzystanie z okolicy. Dotarło do mnie. Kretynie, przywiozłeś nowe auto. Dawne uprawnienia przepadły wraz z dawnym samochodem. Nowa fura, nowa opłata plus oczywiści odsetki. Sięgnąłem do kieszeni po ciastko, podrzuciłem. Opłata została zaakceptowana. Potem jeszcze jedno ciastko w ramach karnych odsetek. Długi trzeba spłacać. Drugie ciastko znikło. Pióra zatrzepotały i znów zostałem sam z pięknym widokiem na port. Na drugi dzień auto stało tak ja je zostawiłem wieczorem. Żadnych nowych pułapek. Chyba tym razem się wyślizgałem. Niech moja relacja będzie dla was ostrzeżeniem. Przybywając w nowe miejsce przestrzegaj panujących tam reguł.
@Marcin, dzieki ze to zauwazyles, w Tobie moja nadzieja. To ze NB sfiksowal, wiemy nie od dzisiaj. Wiem z portalu spolecznosciowego ze obecnie bawi u Emirow. Czy jest sluzbowo czy na wyjezdzie integracyjnymi nowego zarzadu AT, nie mam pojecia. Z tego co mowil i pisal, to zna sie raczej na Losiach, a nie na koniach? Co do slow ktorych uzyl, to skutek treningu watroby, ktorego sie na tym wyjezdzie podjal!!!
Piotr, no i widzisz, masz za swoje, NB zareagował czyli poczuł się chyba urażony tym „cienkim” o czym świadczy brak bezpośredniego odniesienia sie do zaczepki, a jednocześnie użycie w wypowiedzi słów, których znaczenia przeciętny człowiek nie rozumie;) pytanie czy pisał z głowy czy ze słownikiem? Generalnie zauważyłem, ze NB jest juz ponad to wszystko, nie odpowiada na sympatyczne zaczepki kolegów, nie komentuje za wiele, z maluczkimi w dyskusje sie nie wdaje, jak nic widać szkolenie przez Grassa;))) idzie na Naczelnego jak nic! Albo lepiej na NadNaczelnego!
Triathlonowy Stephen King.
Super txt
@Marek152 widzisz jak mnie dobrze znasz, lepiej niż ja sam, co robię, jak trenuję, jesteś lepszy niż Macierewicz 😀 PS. 28 to dla mnie już za dużo wymiękam 😀 Pozdr anonimku 😀
@Filip Przymusinski, a później standardowo zabraknie Ci na finiszu… felietony, opowiadania, gwiazda świeci widzę coraz to mocniej.
Pozdro z 28 stopni
@Marek152, dzięki za dobra radę, od jutra się biorę, albo nie jutro 23 stopnie w cieniu to idę na plażę… 😀
Zacznij lepiej trenować, przyda Ci sie …
Umarł Umberto Ecco – narodził się Filippo Przymusco!! Pięknie wyjaśnione semiologicznie pochodzenie i znaczenie terminu „Calpe-Sralpe”. No i co, można? Można! O naszej ulubionej dyscyplinie z humorem, lekko i przystępnie. O treningu bez martyrologii! Finezyjnie, z dystansem, erudycyjnie i w zaawansowanej formie literackiej. Brawo Filippo!
Piotr, blisko, prawda jest taka, ze potrzebuje rower, bo nie mam juz czego sprzedawać wiec jesli masz jakiś na zbyciu to chętnie przyjmę a potem sprzedam. Swój musze sobie na razie zostawić, zeby paru superbohaterów objechać na zawodach.
Super tekst! Nadbloger jest cienki!
@Marcin, to prawda, ze sprzedajesz rower, bo ci juz nie bedzie potrzebny?
W ub roku mniej więcej w tym czasie też byłem… w Dubaju;) Łączę się w bólu z NadBlogerem to nie są warunki do życia! Jest też możliwość, że NadBloger utwierdzany przez Ojca Dyrektora o swojej pisarskiej wielkości skrobnął coś nierozważnie na lokalnym forum… paczki będziemy przysyłać tyle możemy obiecać;))
A propos Calpe… u mnie od rana nasypało 30 cm śniegu i dalej sypie;))
Może podpadł lokalnym ptaszyskom 😀
Świetny felieton Filip! Widać, że hiszpańskie słońce i klimat Calpe dobrze wypływają na twórczą wenę 😉 Nadbloger może zacząć się bać! Tym bardziej, że u niego w Dubaju grzeje mocniej i nic…cisza… zaginął bez wieść… 😉