Na 3 dni przed startem miałem dwa koszmary. Koszmar numer 1 to fale. Pływałem z Radkiem Buszanem treningowo i kołysało nami tak, że czuliśmy się po treningu jakbyśmy mieli chorobę morską. Koszmar numer 2 to drafting. Ostrzeżony przez Professora, ciągle miałem w głowie wyprzedzającą mnie grupę 30 zawodników. Powracało pytanie: co mam w takiej sytuacji zrobić? Przycisnąć 500 watów, wysforować się na pierwsze miejsce i wrócić do swojej założonej mocy? Za chwilę wyprzedzą mnie znowu. Ustąpić? A jeśli pociąg ma 100 metrów? Co w takiej chwili?
Lekko zestresowany stanąłem na linii startu z dwoma celami: zrobić życiówkę i zakwalifikować się na Hawaje. Po nocnych przygodach wiedziałem, że cel nr 1 jest poza zasięgiem. Żeby zrealizować cel nr 2 musiałbym być w pierwszej 5-tce. Jak się skończyło wszyscy wiedzą, więc mniej będzie o tym jak to bolało, a więcej o samych zawodach, bo dostałem dzisiaj rano pytanie, czy polecam tę imprezę na debiut. Pytanie było z kategorii smentorskich, więc nie chciałem odpowiedzieć wprost. Zamiast tego pokazałem jej plusy i minusy.
Ale zacznijmy od sprawy najważniejszej. Czy były to zawody uczciwe?
Według mnie dla tych, którzy mieli możliwość (i chcieli) – były, dla tych, którzy możliwości nie mieli i/lub nie chcieli – nie. I mówię to z pełną premedytacją, bynajmniej nikogo nie wskazując. Pierwsze 3 km po mieście w małych uliczkach spowoduje, że utworzą się małe grupki… czy tego chcecie czy nie, tak będzie. Potem albo uciekniesz albo pierwsze 40-50km jedziesz z innymi. Na trasie było bardzo dużo sędziów. Pierwszą część I pętli właściwie byłem eskortowany przez motor z sędzią. Było ciągłe wyprzedzanie, a okrzyki „left”, „left” sypały się gęsto. Czy można było nie draftować? Można. Jak się jechało w czubie. Czy można było nie draftować wychodząc z wody w 60 percentylu zawodników, przy 3000 uczestników? NIE!
I nie ma znaczenia, czy jesteś uczciwy czy nie. Inną kwestią jest to, co robiłeś po 30, 40, 50km. Dla mnie asysta sędziego skończyła się na nawrocie pierwszej pętli. 8 panów i jedna pani PRO, których goniłem, bo chciałem się załapać chociaż na te parę metrów po nawrocie jadąc pod wiatr, zaczęła tak współpracować, że miałem do wyboru: jechać swoje albo ich gonić. Ponieważ średnia pokazywała mi po 45km 42km/h zdecydowałem, że nawet jeśli pod wiatr pojadę swoje, to wystarczy. I pojechałem swoje. I tak jechałem do końca. Ale żona mówiła mi, że widziała zawodników, którzy na rondzie nawrotowym czekali na grupy, żeby pojechać w tunelu!
Co jeszcze można powiedzieć o tych zawodach?
Pływanie w morzu nie jest dla mnie jakoś specjalnie przyjemne. Fale, woda, która powoduje odruch wymiotny. Trasa pływacka (pierwszy nawrót po 300m) powodowała, że był tłok. Słabo zorganizowana była strefa zmian w kontekście wieszaków na worki. Numerki były poprzyklejane co 10 i trzeba było liczyć, gdzie wiszą twoje ciuchy. Powodowało to lekkie zamieszanie i wydłużenie trwania T1 i T2 mimo, że dystanse w strefach były krótkie. Bieganie częściowo po promenadzie, częściowo po ulicach dwóch miasteczek (Calella i Pineda de Mar). W dniu zawodów mieliśmy dużo szczęścia bo niebo było zachmurzone. W dni poprzedzające start zastanawiałem się, czy nie wystartować w kasku szosowym – taki był gorąc. Dokładając do tego codziennie wiejący wiatr, zawody te wcale nie należały do najłatwiejszych. Wielu zawodników (włącznie z piszącym te słowo) lekko „zeszło” na biegu.
Podsumowując: zawody fajne, z potencjałem do bardzo dobrych wyników. Ilość debiutantów świadczyć może o tym, że rozeszła się fama, że to dobra miejscówka. Według mnie nic nie przebije Klagenfurtu, a slota łatwiej złapać w innych lokalizacjac. Czy polecam je na debiut? Jeśli lubisz startować w cieple, przy falującej słonej wodzie z wiatrem i poradzisz sobie z presją draftingu? TAK, warto.
Roth 4:40 i av 260w
Marcin, a pamietasz ile km na rowerze ci w Roth wyszlo? No i czy Roth na debiut polecasz? Pozdrawiam
dodam do opisu zawodów dwie dość istotne rzeczy: trasa rowerowa to 177km. Ale za to start o 8.20! Miodzio!
a więcej o starcie http://niemaniemoge.pl/ironman-barcelona/
Na debiut – tylko Zurich. Zawsze są sloty wolne 🙂
Andrzeju, z racji wieku Twoje dotarcie do mety będzie trwało trochę dużej…. to pewnie relacja też będzie dłuższą, której z pewnością będzie wypatrywac wiele osób! 🙂 Powodzenia!!!
No jak ma pisac dlugo o czyms co trwalo krotko ? :- )))
Wiatr ? Tu u nas na podjezdzie do Hawi (nawrotka) w niektore dni wali boczny wiart do 60km/h . Jak jestem tu czwarty raz nigdy nie bylo takiej pogody . Jest ciagle zachmurzone ale dalej 30-32 C. Aloha ! 🙂
„Po nocnych przygodach wiedziałem, że cel nr 1 jest poza zasięgiem”
co się działo w nocy? 😛
Przy okazji – gratulacje!!!
Marku, podzielam Twoje zdanie. Mało…! Gratki już były…
bardzo kierunkowe spostrzeżenia w kontekście tytułowym
ale tak krótka relacja jako relacja Mkona-Złaszcza-Że-Zwycięzcy z Barcelony to chyba się nie liczy???
jeszcze raz pełen podziwu oddaję SZACUNEK!!!
Podziw i szacun za wynik i miejsce, niedosyt po relacji. Za krótka !!!
Im trudniej, tym lepiej… mówią. słona woda i falowanie + wiatr to dobre przetarcie przed Hawajami 😉 jeszcze raz gratulacje Marcin!