Start w Suszu nadchodził wielkimi krokami. Pierwszy raz w Suszu, drugi raz w życiu na dystansie ½ IM. „Susz to legenda, organizacja na najwyższym poziomie” – takie opinie tych, którzy w Suszu „zjedli zęby” przeważyły, że na swój główny start na „połówce” w 2014 r. wybrałem właśnie Susz. Dodatkowym plusem był idealny dla mnie termin. No to szykujemy formę na Susz. Po drodze dwa starty na ¼ IM w serii Garmin Iron Triathlon (Piaseczno i Ślesin), po których miałem więcej niepokoju niż pewności, że po raz kolejny podołam tak długiemu dystansowi. I kiedy powoli zaczynałem nabierać odwagi, kiedy z mozołem zaczynałem budować przedstartowe poczucie wartości… wtedy na felietonistę AT „awansował” MKon i zaraz potem na czacie zorganizowanym przez AT, wywalił jak z armaty, że Susz jest fajny, ale ten zabijający podbieg na biegu to nie dla niego. Co?! Jaki podbieg? Nikt mi nic nie mówił! Ale też nikogo o trasę nie pytałem…
Czyli jest podbieg, który MKon’a odstrasza, a ja mam tam startować? To „odstrasza”, to oczywiście z przymrużeniem oka, bo mówimy o atlecie, który wygrał Karkonoszmana! Rozpuszczam więc wici (rychło w czas), o jakim to podbiegu jest mowa i w ogóle jaka ta trasa w Suszu jest? Odpowiedź przychodzi szybko. Artur nie szczędzi mi szczegółowego opisu podbiegu do rynku, po przeczytaniu którego nogi mam miękkie. Pętle są trzy, więc podbieg też razy trzy. Bieg jak bieg, pisze, teraz będzie najlepsze, ale rower „brachu” to dopiero jest „jazda”. Podjazdy i zjazdy tylko na pierwszy rzut oka wydają się łagodne, bo pokonywane wielokrotnie zaczynają odciskać swoje piętno na każdym, kto je zlekceważy. No to się wpakowałem, pomyślałem i zanim zdążyłem przetrawić tą wiadomość, otrzymuje kolejną. Odcinki kostki brukowej po kilkaset metrów na wyjeździe i wjeździe z/do Susza niejednemu odebrały chęć do dalszej jazdy, a już na pewno wielu zawartość bidonów lub bidony w całości. I tak na każdej pętli, a w tym roku pętle są cztery. Super. Musiałem ponownie sprawdzić, czy zapisałem się na triathlon w Suszu czy na wyścig Paris-Roubaix. No dobrze. Przecież się nie wycofam. Ale gdybym wiedział, że trasa w Suszu jest tak ciężka…
Pomijając szczegóły związane z samym startem muszę jedno przyznać… weekend był wspaniały! Spotkanie naszej trójki (byłem razem z Anią i Mikołajem) z Julką i Arturem, Renią, Robertem i Oliwierem, Krzyśkiem „Kosą” oraz Agnieszką i Jakubem było wartością samą w sobie. A dzięki temu, że zawody na dystansie długim były w sobotę, a w niedzielę sprint, to był czas na to, żeby po starcie głównym dla większości z nas usiąść i porozmawiać, napić się piwa, pośmiać się i pożartować, a na drugi dzień stawić się zwartą grupą i kibicować mierzącym się z dystansem sprinterskim, których także wśród nas nie brakowało. Wracając do samych zawodów, pogoda nie zawiodła. Zgodnie z tradycją temperatura powyżej 30’C choć nie 40’C jak drzewiej bywało. W piątek udałem się razem z Arturem w grupie kilku osób na objazd trasy rowerowej, który poprowadził Maniek, jeden z organizatorów zawodów. Nie trzeba go nikomu przedstawiać, bardzo życzliwy i pomocny, dusza człowiek. Wspólne spostrzeżenia z objazdu trasy, a szczególnie miejsca nawrotu za zakrętem i z górki zaowocowały tym, że na zakręcie przed nawrotem w trakcie zawodów stanął dodatkowo człowiek z gwizdkiem ostrzegający nadjeżdżających z dużą prędkością przed nawrotem. Brawo! Gwizdano zresztą także w innych potencjalnie niebezpiecznych miejscach. Osobiście uważam to za najlepszy znak ostrzegawczy, na pewno skuteczniejszy niż napisy na drodze. To pokazało mi, że organizatorzy zawodów liczą się bardzo ze startującymi i za to im bardzo dziękuję! Podobnie na biegu worki z lodem niejednemu uratowały życie, a mnie na pewno. Worki z lodem, które są rzadkością na zawodach w Polsce, ale także za granicą. Woda w kubkach była na wszystkich punktach przez całe zawody zimna. Zimna! Nie ciepła jak rosół u mamy tylko zimna. Zresztą gąpki z wodą również. Pomimo panującego skwaru. Da się? DA SIĘ!
A sportowo? Było ciężko. W dniu startu do żaru z nieba doszedł bardzo mocny wiatr przeszkadzający głównie po nawrocie w stronę Susza. Kilka kilometrów w dużej mierze podjazdów i wiejący z przodu i boku wiatr z pętli na pętle coraz silniejszy. Przejazd przez kostkę na kolejnych pętlach pokonywałem z coraz większą prędkością, ale dusza na ramieniu siedziała nadal w najlepsze. Miejsce, które wymaga jeszcze uwagi w kolejnych latach to punkt odżywczy na rowerze. Każdy kto startował w Suszu wie, o czym piszę. Tak naprawdę dopiero następnego dnia, kiedy już w roli kibiców emocjonowaliśmy się startami sprinterów, widzieliśmy, jak potencjalnie niebezpieczne jest to miejsce. Być może uda się zlokalizować punkt na innym odcinku trasy, dłuższej prostej. Warto się nad tym zastanowić.
Na trasie kibice mocno zagrzewali każdego bez wyjątku. Nie zabrakło MKon’a, który dopingował osobiście i to nie tylko do walki z samym sobą. Zresztą Mkon był wszędzie… nawet napisy na asfalcie krzyczały, że MKon patrzy.. trzymałem kadencję jak nigdy! I byli też tacy szczęściarze, których napisy dotyczyły osobiście. MKon podawał też lód na biegu. Jak „niewidzialna ręka” pojawiał się z nikąd, pomagał i znikał. Atmosfera była wspaniała. Wszystkim z nas udało się ukończyć trudne zawody w Suszu. Jedni byli bardziej zadowoleni, inni trochę mniej pomimo dobrego wyniku, jaki osiągnęli. Taki jest sport. Raz jest lepiej, raz trochę gorzej. Choć często to „gorzej” jest bardziej wytworem naszego umysłu.
Moim celem na start w Suszu było zbliżenie się do granicy 5h45’. W ub. roku w debiucie na dystansie ½ IM podczas Herbalife Triathlon Gdynia osiągnąłem czas 5:58:41. Założony cel był realny, ale trasa w Suszu nie dawała zbyt dużej pewności. Ostatecznie poprawiłem swoje czasy we wszystkich konkurencjach i ukończyłem zawody z wynikiem 5:32:44. Szczerze mówiąc do teraz nie mogę w to uwierzyć. To ponad 25 minut lepiej niż w ub. roku. Wg słów mojego trenera Filipa Szołowskigo pływanie i rower bez zarzutu, ale bieg oczywiście za szybko zacząłem. Ale jak miałem zacząć, jak paręset metrów przede mną biegł mój Przyjaciel Artur, a MKon zagrzewał do walki. Jednak mimo wszystko było to nierozsądne. Ania i Mikołaj czekali na mnie na mecie w chwili, kiedy miało mnie tam jeszcze nie być. To jest wyczucie i wiara w moje możliwości. Na mecie można było spotkać i porozmawiać z wieloma wspaniałymi ludźmi jak Piotr Netter i Bartek Topa, którym bardzo dziękuję za doping na trasie!
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że po raz pierwszy w tym sezonie startuje na rowerze TT (w ub. roku była to szosa bez lemondki), co może mieć znaczenie w osiągniętym wyniku, szczególnie w walce z wiatrem na trasie. Trasa pływacka była wręcz idealnie wymierzona (dane nie moje, ale z gps innych zawodników), podobnie biegowa, co potwierdził także mój Garmin. Jedynie trasa rowerowa była nieznacznie niedomierzona – kilkaset metrów zgodnie z tym, co powiedział mi Piotr po zawodach i mogę to potwierdzić patrząc na własne dane.
Dla mnie jednak prawdziwymi sportowymi bohaterkami tego weekendu w naszej grupie były dwie kobiety – Julita i Agnieszka startujące w sprincie w niedzielę. Oczywiście kibicowaliśmy im bardzo mocno, a dla większości z nas był to debiut, bo zawsze jesteśmy po tej drugiej stronie. Dla nas debiutem było kibicowanie, a dla Julki start w triathlonie. Agnieszka startowała już kiedyś w przeszłości, ale tak dawno, że ten start także można nazwać debiutem. Muszę przyznać, że poziom emocji kibica nie odbiega od poziomu emocji zawodnika. To było niesamowite przeżycie. Po trasie krążyła oczywiście „niewidzialna ręka” MKon’a, która służyła pomocą strudzonym w boju. Julka zajęła w debiucie 2 miejsce w swojej kategorii. Ogromne gratulacje! Strzeżcie się drogie Panie! Jula dopiero się rozkręca, a Artur zadba o to, żeby nie spoczęła na laurach. Agnieszka pokonała samą siebie, poradziła sobie z pływaniem tak jak sobie wymarzyła i pomimo ogromnego zmęczenia w trakcie biegu ukończyła zawody! Jakub jest pod takim wrażeniem, że sam wraca do treningów.
{gallery}susz_staj_2014{/gallery}
A jaką rolę w to niedzielne popołudnie odegrał pewien skromny „lokalny celebryta” ze stolicy w japonkach, tego Wam już nie napiszę. Szacunek! Brawo Kosa! Kiedy widzisz swoich znajomych i przyjaciół na linii mety odkrywasz ich na nowo, a często tak zaczynają się nowe przyjaźnie. Są sobą, są bezbronni wobec emocji jakie nimi rządzą, są prawdziwi. Ale gdybym wiedział, że trasa w Suszu jest tak ciężka… to być może bym nie wystartował… i bardzo bym tego żałował! Do zobaczenia w Suszu w 2015 roku!
Udało się? Kilkanaście godzin tygodniowo? Amatorzy? Gratulacje.
Plati – po prostu trening:))) jak to mówią… udało się… kilkanaście godzin tygodniowo i już:)))
gratulacje :)))) no ładnie teraz to już ładnie mi odskoczyłeś ;)))
@mKon „Stars Wars”, paru kolegow z mojej bylej uczelni, intensywnie sie w to bawi :))))
@Piotr Papierz. Nie mam absolutnie żadnego pojęcia o co chodzi.
@Marcin S. Wojna to wojna. A czy kończy się ona wygraną jednej strony czy uśmiechami to inna sprawa. W Waszym przypadku nie wyobrażam sie innego zakończenia tej „rywalizacji” niż ten drugi przykład. A wzajemne, mądre podkręcanie się jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Więc nie dawaj się, doktorku 🙂 jak to mówi Królik Bugs!
Nie ma żadnej „war” to tylko zabawa:) Marcin nie naciągaj struny:) W naszym przypadku zważywszy na tempo w jakim sie poruszamy na zawodach to bardziej pasowałoby „duck war”;))) Artur ma bardzo ważny cel na kolejny start i w nosie bedzie mnie miał a ja bedę mocno trzymał za niego kciuki! Ew. postaram sie o mobilizację do walki na trasie:)))
Nie ma żadnej „war” to tylko zabawa:) Marcin nie naciągaj struny:) W naszym przypadku zważywszy na tempo w jakim sie poruszamy na zawodach to bardziej pasowałoby „duck war”;))) Artur ma bardzo ważny cel na kolejny start i w nosie bedzie mnie miał a ja bedę mocno trzymał za niego kciuki! Ew. postaram sie o mobilizację do walki na trasie:)))
@MKon, drogi Panie Marcinie, w swiecie triatlonowym w Polsce, trwa jeszcze jedna iron war. Nie jest o nie glosno, uczestnicy nie afiszuja sie zbytnio. Jednak wtajemniczeni dobrze wiedza o co chodzi! Zreszta Pan na pewno tez, walcza przeciez Pana przyjaciele: )))))))
Koniec i bomba, a kto nie wierzy ten trąba!
Marcin. Wielkie gratulacje! Jak widzę po komentarzach szykuje nam się kolejna iron war. Tym razem DOC war! Mieliśmy wojnę redaktorów, teraz lekarze. Ciekawe na kogo przyjdzie teraz pora? Na szczęście szkoleniowców wśród triathlonistów niezbyt wielu bo przed Roth jeszcze to byłby kolejny powód do bezsennych nocy 😉
Daniel, kto jak kto ale Ty rządzisz na pewno:) dla niezorientowanych napisze – Daniel Glajc 14 miejsce open w Susz Tri 2014 czas 4:35:58! I co wazne… kat M40 a nie jakaś „młokosowa”;)))
Jeszcze raz gratuluję wyniku, a felieton czyta się świetnie!
Mam nadzieję, że tak jak powiedziałeś, Podbeskidzie będzie rządziło przez resztę sezonu i życiówki będą padały na każdych kolejnych zawodach, czego życzę wszystkim:)
Do zobaczenia w Górznie!
OK Marcin 🙂 Ja w Suszu w 2012r. zrobiłem 5:50 i tym bardziej szacunek za wynik i pracę jaką wykonałeś w ciągu roku! Postęp robi wrażenie. Pozdrawiam i do zobaczenia 🙂
Dziękuje wszystkim! Ale jakby co to nie jestem łasy na takie komplementy;))) Artur mój Przyjacielu jeszcze raz dziękuję i jestem pewny Twojej reaktywacji:))) Rafał – nie „Pan” bardzo proszę:) Grzegorz – piszesz wynik budzi respekt… hmmm… coś w tym jest Ci powiem… dotychczas tak patrzono na mnie z przymrużeniem oka a teraz tak trochę ze sportowym respektem;) Już nie jestem „kotem” że tak powiem, jedna belka mi przybyła;))) Jakub – to taka zabawa, ja się nikomu nie odgrażałem, przyjmowałem z pokorą wyzwanie:) Piotr – ta marka to Argon18, a Ty za rok poprawisz się o więcej niż 30 min, jestem pewny:) Jula – Ty nas wszystkich jeszcze mocno pozytywnie zaskoczysz:) Arek – a propos faux pas… zawody ukończyły dwie Panie;)))
I podsumowując czasem większym zwycięzcą jest ten kto pomimo kryzysu kończy zawody z gorszym czasem niż ten kto mając dobry dzień robi dobry wynik, dlatego gratulacje należą się wszystkim, bo każdy dał tego dnia z siebie wszystko!
Cholera, popełniłem fo pa! Ale czego można się spodziewać po prostym chłopie z małej gminy…. ?! Nie pogratulowałem Julicie! Szczere uznanie! Skoro już dołączyła do naszego grona to może zechce czasami podzielić się swoimi refleksjami na blogu…..? : Chyba, że nie chce przyćmić blasku Króla Artura? :-)))
Brawo! Swietny wynik! tylko pozazdroscic progresu, ciekaw jestem co to za „cud maszyna” ten nowy TT, jaka marka? Co do „profesore”, to wierze ze jeszcze zaskoczy nas i siebie samego!!!
Uklony dla Pani Julity no i Gratuluje wyniku
Oj tam Arturze po prostu tak się wcześniej Marcin odgrażał, że będzie walka w Suszu między Wami, iż utkwiło mi to w pamięci i teraz tylko mu pogratulowałem. Tobie również mogę pogratulować, bo tyle startów w jednym sezonie tylko nie liczni mają, a u Ciebie to jeszcze nie wszystko, więc naprawdę czapki z głów. choć z drugiej strony trzeba byłoby się zastanowić czy to aby nie za dużo ?
Jeszcze raz gratulacje dla Ciebie, Marcin!!! Świetne zawody, wynik i felieton. Bardzo dziękuję za miłe słowa o moim debiucie:))) Od poniedziałku już regularnie trenuję, Maciek Chmura nie odpuszcza. Czekam na Twoje kolejne starty, doping z mojej strony zapewniony!!!
Panie Marcinie – moje gratulacje! Niesamowity progres i piękny wynik – robi wrażenie 🙂 Trzymam kciuki za resztę sezonu!
Hej Marcin…wielkie gratulacje, taki wynik juz budzie respekt. jeszcze pare minut i jakiś slot stanie sie twoja własnością:):):) ( przynjamniej powinienes zacząc o tym myslec). Czekam na Gdynie……dla mnie to jeszcze przerażające….ale ci zazdroszcze!!!!
@Artur….no cóz niestety prawda jest taka ze cobyśmy nie robili to mamy „już z górki”. ale i tak brawo że dajesz rade tyle startów jednym sezonie. odpocznij i w Gdyni dasz popalić:):):):)
No pieknie Jakub! Moj Przyjaciel Marcin zgrabnie ominal „rafe”, ze mnie pokonal a Ty tak prosto z mostu!!! Pieknie, …, pieknie!
Marcinowi juz sto razy gratulowalem. I jeszcze raz wyraze ogromny podziw dla Niego!:))
Ne zaszylem sie. Kryzys chyba… 6 startow juz dalo znac o sobie.. Starosc:))) Chyba… Nic to, jak napisal Maciek Dowbor: chyle czola, ale broni nie skladam…:)
A role „lokalnego celebryty” ja pozwole sobie opisac. To Krzysiek Kosa przebiegl trase sprintu w japonakach kolo Agi wspierajac ja swoim slowem, dodajac otuchy. Kosa jestes WIELKI! Jak bede mial kryzys lub upadek, nie tylko w triathlonie chcialbym zebys byl obok mnie Przyjacielu…:))
Gratuluję wyniku oraz świetnego tekstu oraz pokonania Artura, swoją drogą gdzieś się zaszył i coś cicho tutaj 😉
Marcinie, znakomicie udało Ci się zbudować ,,przedstartowe poczucie wartości” skoro zdołałeś o tyle poprawić swój wynik! Jeszcze raz gratuluję!
Suszański triatlon na pewno będzie długo wspominany a emocje związane z tą miejscem zapewne bezcenne. Gratulacje!
Wielkie gratulacje Marcinie!