Przez wiele osób uważany jest za jednego z najlepszych triathlonistów na świecie. Występował na olimpiadzie i wygrywał wyścigi IRONMAN. Na swój drugi wielki sukces Ben Kanute musiał jednak czekać aż 5 lat. Poznajcie historię zawodnika, który dał niedawno światu emocjonującą walkę z Kristianem Blummenfeltem.
ZOBACZ TEŻ: Cierpliwość, konsekwencja, wykonanie. Na taki wyścig Ben Kanute czekał cały rok
Kiedy Ben Kanute miał 7 lat, stał na skraju Lower Wacker Drive, jednej z największych ulic w Chicago. Jego tata startował wtedy w swoim pierwszym triathlonie. Pomyślał, że chciałby kiedyś również startować w takich zawodach.
To nie było tylko krótka, dziecięca fascynacja, która dwa tygodnie później zmieniła się na marzenie o tym, aby zostać strażakiem lub policjantem. Ben w wieku 8 lat wystartował w swoim pierwszym dziecięcym triathlonie. Później dołączył do Multisport Madness Triathlon Team i przeszedł całą drogę amerykańskiego systemu młodzieżowego. Ścigał się w grupie młodzików, juniorów, wygrywał mistrzostwa w obu tych kategoriach.
W szkole średniej doskonale radził sobie w biegach, a także w pływaniu. Efektem były kolejne nagrody, starty w drużynach stanowych. W 2012 roku, kiedy studiował na University of Arizona, został najlepszym studentem na dystansie sprintu i na olimpijce. Rok później został nawet wybrany sportowcem roku do lat 23.
Po zakończeniu edukacji Ben notował kolejne doskonałe wyniki. Zajął drugie miejsce w pucharze świata w Tongeyong, a rok później jako pierwszy Amerykanin wystąpił w finale zawodów World Triathlon Championshop Series organizowanych przez World Triathlon, czyli ówczesne ITU. Kulminacją doskonałych wyników była kwalifikacja do Team USA na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro.
Olimpijskie marzenia
– Chicago jest piękne o tej porze roku. To jednak jest wspaniałe – komentował Mike Kanute. Tata Bena stał właśnie na plaży Copacabana, gdzie wraz z kilkoma osobami kibicowali zawodnikowi w czasie rywalizacji olimpijskiej. Wszyscy ubrane mieli koszulki Team Kanute. Wszystkim udzielały się wielkie emocje.
Ben wystartował z numerem 38. W wyścigu, gdzie startowało łącznie 55 zawodników, USA reprezentowali jeszcze Joe Maloy oraz Greg Billington. Żaden z Amerykanów nie zdobył wcześniej medalu olimpijskiego w triathlonie. Czy nadszedł czas na pierwszy taki sukces?
Początek był niezły. Ben część pływacką dystansu pokonał w 17 minut i 29 sekund. Był tylko nieco gorszy od świetnego pływaka Richarda Vargi. Wyszedł praktycznie na 3. miejscu. Tak był właśnie plan przed częścią rowerową.
Podczas gdy komentatorzy mówili, że radzi sobie całkiem dobrze, Ben pokonywał kolejne kilometry. Był trochę za czołówkę, ale uzyskał drugi czas na rowerze. Bieg zaczynał na 10. miejscu w klasyfikacji. Kilkanaście lat wcześniej Hunter Kemper zajął 7. miejsce na olimpiadzie w Pekinie. Czy Kanute mógł poprawić ten wynik?
Nie było na to wielkich szans. Bieg był dla Bena najgorszą dyscypliną. Alistair Brownlee wpadł na metę jako pierwszy, zdobywając drugi złoty medal olimpijski z rzędu. Jonathan, jego młodszy brat, wywalczył srebro. Ben pobiegł w czasie nieco ponad 35 minut. Cztery minut gorzej niż czołówkę. Zajął 29. miejsce.
– Ten bieg był niezły do około 5 kilometra. Później jednak opadłem z sił. Zamiast finiszu, nie miałem już siły kilka kilometrów przed metą. To był smutny marsz – wspominał zawodnik.
Od wicemistrzostwa do problemów zdrowotnych
Kanute pokazał jednak, że olimpijski wynik był swego rodzaju wpadką w pracy. Już rok później zajął 3. miejsce w swoim pierwszym wyścigu IRONMAN 70.3 w Portoryko. Wtedy też odniósł największy sukces swojej kariery. Zajął 2. miejsce podczas rywalizacji w mistrzostwach świata na dystansie 70.3. Przegrał tylko z Javierem Gomezem.
Niewiele brakowało, a zdobyłby medal także na Konie. W 2018 roku podium podzielili między siebie Jan Frodeno, Alistair Brownlee i Javier Gomez. Amerykanin zajął 4. miejsce. Rok później wygrał wyścig IRONMAN Kalifornia na połówce. Niestety nie powtórzył swojego sukcesu na mistrzostwach świata, gdzie zajął daleką pozycję – miał zaledwie 34. czas biegu.
Chociaż Amerykanin nie zakwalifikował się do drużyny olimpijskiej w 2020 roku, w wielu wyścigach pojawiał się w czołówce. Aż cztery razy wygrał legendarny wyścig Escape from Alcatraz. W zeszłym roku zajął 2. miejsce w IM Teksas, 3. miejsce w Challenge Miami, miał też 4. najlepszy czas dnia podczas Collins Cup. Zajął też 6. miejsce podczas MŚ w St. George. To wszystko były dobre wyniki. Wielokrotnie ścigał się z czołowymi zawodnikami, ale brakowało mu powtórki sukcesu z 2017 roku. Czy kolejny sezon miał być lepszy?
„Co dzieje się z Benem Kanute?”
– Co dzieje z Benem Kanute? Czemu radzi sobie coraz gorzej? Przecież ma 29 lat, powinien być w najlepszym punkcie swojej kariery – pytał ktoś na forum SlowTwitch. W czasie, gdy trwała zażarta dyskusja o potencjalne zawodnikach i wyścigach w tym sezonie, na forum pojawił się trener Bena, Jim Vance, który powiedział wprost, że to „najgorszy sezon, od kiedy trenuję Bena”.
Co jednak było przyczyną pogarszających się wyników Amerykanina? Vance rozwiał wątpliwości: nie chodziło o problemy mentalne i kontuzje. Dodał, że jego zawodnik jest trochę zbyt surowo oceniany (nazwał go „ofiarą własnych sukcesów”), bo jako były olimpijczyk pozostaje na świeczniku świata triathlonu i dostrzega się tylko gorsze wyniki.
Okazało się, że Ben praktycznie przez pół sezonu zmagał się z problemami natury zdrowotnej. W styczniu jego żona zachorowała na koronawirusa, on zaraził się, przez co nie trenował dwa tygodnie. W lutym jego żona zachorowała na grypę i musiała się udać do szpitala. Sytuacja była mocno stresująca, bo była wtedy w ciąży. Na zawodnika spadło więcej obowiązków rodzinnych i znów nie trenował przez około 2 tygodnie.
Ten sezon był też pierwszym, w którym Kanute nie martwił się już łączeniem startów w zawodach World Triathlon i walce o kwalifikacje olimpijskie. Skoncentrował się w pełni na wyścigach PTO i dystansie 70.3, a to oznaczało szereg małych dostosowań.
– To wydaje się łatwe, ale oznaczało wiele małych zmiennych i nowe podejście do treningu. To sprawiło, że pojawiły się scenariusze, w których Ben i ja do końca się nie zgrywaliśmy – tłumaczył trener i dodał, że przed zawodnikiem jeszcze lat występów i zdąży się zaadaptować do nowego harmonogramu i dystansów.
Powrót na podium
Przed zawodnikiem był jednak jeszcze jeden występ, który mógł ten rok uratować – mistrzostwa świata 70.3 w St. George. Kanute był w bardzo dobrym humorze. Nie przejmował się niską temperaturą, przed zawodami pojawił się u Boba Babbitta, gdzie mówił, że każdy dzień „może być TYM dniem”, gdzie zanotuje doskonały występ i pokaże, że cały czas jest w czołówce światowej.
– Nie ma znaczenia cała strategia. Podejmuję dobre decyzje wyścigowe. Mam pojęcie o tym, co będzie się działo. Jeżeli wszystko wykonam tak, jak podczas zawodów, to powinien być solidny dzień. Jestem w najlepszej formie w życiu. To jednak pewna pułapka, bo przecież w dzień wyścigu musisz zastosować tę całą treningową wiedzę – mówił.
Trener Bena mówił, że ten wyjdzie jako jeden z pierwszych z wody i tak się właśnie stało. Po pływaniu w czasie 00:22:33 zajmował 3. miejsce. Jego czas na rowerze był również dobry, bo wyszedł na bieg na jednym z czołowych miejsc.
Zaledwie po niecałych 2 kilometrach Ben Kanute dogonił Kristiana Blummenfelta. Panowie biegli przez dłuższy czas razem i prowadzili prawdziwą psychologiczną wojnę.
– To było jak mecz szachowy, bo starałem się dostrzec, kiedy zwalnia, a kiedy przyspiesza. Pamiętałem po Konie, że Gustav Iden mówił, że nadrabiał do niego metry w momencie, kiedy zbiegali ze wzniesień – opowiadał Kanute.
Blummenfelt końcówkę rozegrał właśnie niczym wytrawny szachista. Przeprowadził szybszy atak, na który Kanute nie mógł odpowiedzieć. W rozmowie po występie mówił tylko, że jest pełen podziwu co do tego, jak mocne nogi miał Blummenfelt. Kanute wpadł jednak na metę na 2. miejscu i zdobył ponownie srebrny medal mistrzostw świata.
– Nie mam słów. Ten rok był naprawdę ciężki. Miałem kilka dobrych wyścigów, czułem się, że ścigam, ale później czułem już, że próbuję na nowo umieścić siebie w tym całym sporcie. Zacząłem kwestionować siebie i wszystko wokół siebie. Masz na to wszystko odpowiedzi, ale zadajesz sobie te pytania do momentu, kiedy to wszystko jednak sprawdzisz – mówił.
We vlogu na swoim kanale Kanute nie ukrywał wielkiego zadowolenia. Właśnie zajął 2. miejsce w mistrzostwach świata. Zrealizował wszystkie założenia treningowe. Nie jest biegaczem, ale dogonił i mocno powalczył z Kristianem Blummenfeltem. To wszystko w najcięższym i najbardziej wymagającym roku swojej kariery.
– Nigdy nie wiedziesz, kiedy będziesz miał ten dzień – powiedział po wyścigu legendarny Bob Babbitt. Ben wykazał się niesamowitą cierpliwością, siłą mentalną i miał szczęście. Czym byłoby jednak szczęście, gdyby nie był doskonale gotowy na ten wyścig pod względem fizycznym?