Jacek Jędrasiewicz to zawodnik, którego do cięższych rowerowych treningów zainspirowała Maja Włoszczowska. Pierwszymi zawodami triathlonowymi, w których wystartował były IRONMAN 70.3 Miami. Dzisiaj tamten start uważa za lekkomyślny i przed MŚ w Utah jest znacznie lepiej przygotowany. – Myślę, że trasa rowerowa daje mi jakieś szanse na walkę o wysokie lokaty – mówi z optymizmem.
ZOBACZ TEŻ: Aleksandra Krawczyk: „Nie myślę o tym, co będzie wyzwaniem w Utah. Chcę cieszyć się z tego startu”
Akademia Triathlonu: Możesz powiedzieć, jakie były Twoje początki w sporcie? Czy to prawda, że najpierw trenowałeś kolarstwo górskie zainspirowany Mają Włoszczowską?
Jacek Jędrasiewicz: Na pierwsze treningi zacząłem jeździć mając 11 lub 12 lat, dzięki rowerowi byłem pierwszy raz na Śnieżce, dzięki rowerowi zwiedziłem wszystkie trasy górskie w okolicach Jeleniej Góry. Sam trend MTB zapoczątkował mój brat, wcześniej w mojej rodzinie jeździliśmy tylko po szosie lub biegaliśmy na nartach.
Majka zainspirowała mnie, jak i moich kolegów do cięższych treningów, poprawy techniki i to ona jako pierwsze w historii polskiego kolarstwa MTB zaczęła wygrywać wyścigi na całym świecie (w tym mistrzostwo świata). Dzięki niej Jelenia Góra jest najlepszym miejscem w Polsce do uprawiania kolarstwa szosowego i górskiego, dzięki niej jeleniogórzanie przyjaźnie reagują na kolarzy i ku mojemu zdziwieniu potrafią jechać parę minut za peletonem, zanim zabiorą się za wyprzedzanie. Tu nie usłyszy się dźwięku klaksonu od nikogo o rejestracji „DJ”
AT: W triathlonie jesteś od kilku lat. Jak to się stało, że Twoim pierwszym wyścigiem był od razu IRONMAN 70.3 w Miami? Zawodnicy zaczynają zwykle od krótszych dystansów. Rzuciłeś się niejako na głęboką wodę?
Jacek Jędrasiewicz: Wyjazd do Miami był spowodowany chęcią podróży do USA po wielu latach ścigania się na rowerze. Uważałem ze 1/2 IM to łatwe zadanie, 90 km na szosie po płaskiej trasie i 21 km biegu w ogóle mnie nie wystraszyły. Najbardziej bałem się pływania, bo tego nigdy się nie uczyłem i wiedziałem, że tam będę miał najgorsze wyniki. Dopiero po paru latach zrozumiałem, że byłem dosyć lekkomyślny, płynąc taki długi dystans bez przygotowania, bez pianki i w otwartym oceanie. 1/2 IM dla zdrowego człowieka nie jest wielkim wyzwaniem, da się ukończyć zawody bez przygotowania, ale nie będzie to ani mądre, ani przyjemne.
Wyświetl ten post na Instagramie
AT: Twoje treningi zostały przerwane przez chorobę. Wróciłeś jednak i notujesz dobre wyniki. Jak ciężko było powrócić i zmotywować się po przerwie i walce o własne zdrowie?
JJ: Na jednej z podróży nabawiłem się ostrego zapalenia wątroby, moje wyniki były tragiczne (ponad 100 razy przekroczyłem normy 3 z 5 wskaźników wątrobowych). Wiem, że nie każdy by to przeżył. Dzięki wsparciu mojej narzeczonej oraz mojemu trenerowi powrót był bardzo łatwy. Bałem się jedynie nadmiernego obciążenia wątroby, każdy mocniejszy trening miał wpływ na moje zdrowie, nie mogłem się „zajeżdżać” przez dłuższy czas. Wydaje mi się, że dzięki temu doświadczeniu miałem czas na poprawienie techniki w 3 dyscyplinach. Nauczyłem się, że sport i alkohol nie idą w parze (piwo po treningu czy zawodach jest teraz niedopuszczalne). Wiem też, jakie są moje granice wytrzymałości.
AT: Masz za sobą całkiem dobry sezon, który zacząłeś od zwycięstwa w Seidorf Mountain Triathlon. Zająłeś też 4. miejsce w MŚ Samorin w swojej kategorii. To nie jedyne wyniki. Jesteś ogólnie zadowolony ze swoich postępów i tego sezonu?
JJ: Zacząłem od wyścigu w Lizbonie, który przeszedł bez echa. Tam zrozumiałem, że mam świetny rower i jestem w stanie złapać prawie każdego. W Samorin wystartowałem pomimo grypy, wydawało mi się, że mogę wygrać te zawody, niestety organizm wysiadł podczas biegu, nie byłem w stanie jeść ani pić, czułem się tragicznie. Wszystkie pozostałe wyścigi odbyły się zgodnie z planem, jedyne czego mi zabrakło to pokonanie 90 km poniżej 2 godzin na rowerze. M tego jestem bardzo zadowolony z tego, jak jeździłem. Poprawiłem swój czas w Gdyni o 17 minut i prawie udało mi się zrobić pierwsze SUB4 na tak ciężkiej trasie (zabrakło chyba 42 sekundy), wszystko dzięki Hadiemu Nabizadehowi (trener) i jego planom treningowym.
AT: Jesteś zdecydowanie specjalistą od jazdy na rowerze. Osiągasz doskonałe prędkości. Patrząc na trasę w Utah, myślisz: „właśnie tam mogę wykorzystać swoje atuty”?
JJ: Nie chcę zapeszać, ale podoba mi się ta trasa. Czasami myślę, że została zrobiona dla mnie. Od innych zawodników usłyszałem, że jest ciężka, szybka, ale przypomina jazdę w okolicach Jeleniej Góry, czyli coś, co trenowałem tyle lat. Najbardziej obawiam się ostatniego podjazdu, na którym powinno zacząć się od 5 min 100% ftp, a następnie kontynuować 12 min z mocą 110-115% ftp, na tym podjeździe można się rozgrzać przed bieganiem i złapać czołówkę lub zajechać i przegrać wyścig. Myślę, że trasa rowerowa daje mi jakieś szanse na walkę o wysokie lokaty.
AT: Jak zapatrujesz się na występ w Utah. Czy to kolejny krok w Twojej triathlonowej karierze, czy bardziej cel, do którego dążyłeś od dłuższego czasu?
Jacek Jędrasiewicz: Utah jest dużym krokiem w tym sporcie, ale jestem jeszcze zbyt słabym pływakiem, żeby myśleć o ostatecznych celach. Zawsze chciałem wygrywać zawody, a nie tylko na nie jeździć, dopiero za rok lub dwa okaże się, co mój organizm jest w stanie wytrzymać.
AT: Utah to surowy krajobraz, suchy klimat, ale pod koniec października temperatura nie powinna stanowić problemu. Co Twoim zdaniem może być największym wyzwaniem podczas tej rywalizacji?
JJ: W Utah kluczowy będzie rower i rozkład sił, każdy mniejszy podjazd będzie robiony na bardzo wysokiej mocy, na koniec czeka nas jeszcze ok. 17 min jazdy w granicach możliwości organizmu. Bieg będzie równie ciężki, ale to od roweru zależy, kto najszybciej pokona trasę.
AT: Możesz powiedzieć coś o Twoich przygotowaniach do startu w Utah? Jesteś zadowolony z przebiegu treningów?
JJ: Udało mi się trochę poprawić moc na rowerze, przejechałem parę razy cały wyścig na Rouvy, trenowałem bieganie głównie na bieżni z nachyleniem +2%, wniosłem paręset kilogramów materiałów budowlanych na 3 piętro. Niestety przez remont mieszkania ostatnie 2 tygodnie poświęciłem głównie na sprawach budowlanych, mam tylko nadzieje, że noszenie wylewki, tynków, gładzi oraz stary mebli będzie tak skuteczne, jak trening na basenie czy bieganie (śmiech).
AT: Jednocześnie MŚ w Utah to nie lada wyzwanie pod względem logistycznym i finansowym. Jak poradziłeś sobie z tym elementem? Co było najtrudniejsze?
JJ: Triathlon to tylko moje hobby, dlatego w całości realizuje je ze swojego budżetu. Wyjazd do Utah będzie połączony z wakacjami i zwiedzaniem USA dlatego łatwiej mi połączyć budżet na zawody i wakacje. Logistycznie nie jest to wielkie przedsięwzięcie, podróżowałem już wcześniej z rowerem i wiem, na co zwracać większą uwagę.
AT: W jednej z rozmów powiedziałeś, że w triathlonie ważne jest dla Ciebie „przełamywanie granic”. Co w przypadku MŚ w Utah będzie taką granicą? Jaki czas chciałbyś uzyskać?
JJ: W Utah bardzo ciężko będzie osiągnąć to, co planowałem w tym roku, czyli 1/2 IM poniżej 4 godzin. Wydaje mi się to prawie niemożliwe na tej trasie. Jedną z bardziej przystępnych granic będzie świetny występ na rowerze – każdy czas poniżej 2:10 jest wybitny
Ostatecznym celem/granica jest jak zawsze wygrana, ale wszystko zależy również od formy innych zawodników.
AT: Czego Ci życzyć przed MŚ w Utah?
Jacek Jędrasiewicz: Wygranej i udanych wakacji.
AT: Dziękujemy za rozmowę.