Kolejny medal MP do swojej kolekcji z tego sezonu dokłada Kacper Stępniak. W sobotę stanął na 2. stopniu podium podczas MP na dystansie sprint w triathlonie, a dzień później wywalczył brąz dla swojej sztafety.
O tym, jak jeszcze pół kilometra przed końcem wyścigu był pewien, że nie wywalczy srebra, czy o swoim nastawieniu przed zbliżającym się wielkimi krokami wyścigu podczas IRONMAN 70.3 Gdynia, przeczytacie tuż poniżej.
Kamila Stępniak: MP w Zabierzowie Bocheńskim zapewniły wiele emocji kibicom i zawodnikom. W trakcie Twojego wyścigu nie wszystko potoczyło się tak, jak miało. Finalnie jednak zdobyłeś srebro. Sam przyznałeś, że ciężko było „się zebrać” na ostatnich kilkuset metrach, by dogonić i wyprzedzić Mateusza Głuszkowskiego. Jakie myśli towarzyszyły Ci podczas ostatniego kilometra?
Kacper Stępniak: Jeszcze 500 metrów przed metą byłem przekonany, że nie uda mi się dogonić Mateusza. Nie ukrywam, że duże wsparcie drużyny i doping na ostatnich metrach zmotywował mnie, żeby spróbować wrzucić „wyższy bieg” i nagle zobaczyłem, jak przewaga Mateusza topnieje w oczach. Wtedy nie mogłem już tego odpuścić.
KS: Analizując czasy poszczególnych części wyścigu, uwagę przykuwa Twój rezultat z biegania, który uzyskałeś po praktycznie solowym rowerze. Pobiegłeś zaledwie 8 sekund wolniej od najszybszego na tym etapie Kamila Kulika. Nie jest tajemnicą, że trenujesz bardziej „pod połówki”. Jak udaje Ci się zachować taki narzut prędkości?
KS: Jestem daleki od porównywania poszczególnych czasów triathlonu. To, co najbardziej mi się podoba w triathlonie to fakt, że ścigamy się o miejsca. A to, jaki kto miał czas biegu, jest mniej istotne, chociaż jeżeli ta trasa faktycznie miała 5 km, jestem bardzo miło zaskoczony swoim rezultatem.
Wracając do pytania — uważam, że triathlon na każdym dystansie, nawet tym najkrótszym, na którym ścigaliśmy się w niedzielę podczas wyścigu sztafet, pozostaje dyscypliną wytrzymałościową. Wydaje mi się, że godzenie różnych dystansów w naszej dyscyplinie jest jak najbardziej możliwe. Jedynym problemem pozostaje ograniczenie związane z pływaniem. W wyścigach z draftingiem jest ono kluczowe, aby załapać się do pierwszej grupy i móc walczyć o najwyższe lokaty. Podczas dłuższych dystansów pływanie ma znaczenie drugorzędne.
Wyświetl ten post na Instagramie
KS: W tym sezonie startowałeś na praktycznie każdym dystansie: supersprincie (złoto MP), sprincie (srebro MP), na „ćwiartkach”, „połówkach” i duathlonach (złoto na sprincie w Rumi, pierwsze miejsce na średnim w Poznaniu). W jaki sposób łączysz przygotowania do startów na tak różnorodnych dystansach?
KS: Moje przygotowania wyglądają cały czas bardzo podobnie. Staram się jak najwięcej czasu skupiać na budowaniu mojej wytrzymałości. Wyższe prędkości przychodzą mi bardzo naturalnie, nie muszę przywiązywać do nich większej uwagi. Jednak nad całym procesem treningowym czuwają trenerzy z GVT — Paulina Kotfica i Zbyszek Gucwa.
KS: Dzień po wyścigu indywidualnym podczas MP pod Krakowem wystartowałeś w sztafecie. Na swoją zmianę (ostatnią) wyszedłeś jako jeden z ostatnich zawodników. Finalnie dobiegłeś jako trzeci. Który z wyścigów – sobotni (indywidualny) czy niedzielny (sztafety) był dla Ciebie trudniejszy?
KS: Większość sztafet wystawiła najmocniejszych zawodników na pierwszej zmianie, więc wiedziałem, że jeszcze wszystko może się wydarzyć podczas mojego etapu. Sobotni wyścig jednak był dla mnie dużo cięższy. Ciągła pogoń na rowerze za czołową dwójką, oraz finisz na biegu w walce o 2. miejsce sprawił, że wykrzesałem z siebie tego dnia wszystko, co możliwe.
KS: W swojej karierze ścigałeś się z draftingiem. Dopiero niedawno wydłużyłeś dystans. Nie brakuje Ci emocji i formatu związanego z triathlonem kwalifikowanym?
KS: Na początku przygody z „połówkami” byłem podekscytowany przed każdym wyścigiem. To, co najbardziej mi się spodobało w dłuższych dystansach, to brak presji związany z pływaniem. Wiedziałem, że nawet jak coś nie wyjdzie podczas pierwszego etapu wyścigu, wszystko jeszcze jest możliwe. Sport kwalifikowany już takich błędów nie wybacza. Każda część wyścigu musi być na najwyższym poziomie. Pomimo tego nie ukrywam, że po takim weekendzie jak ten, mocno brakuje mi takiego ścigania — emocje przy krótszym dystansie są zupełnie inne.
KS: Ostatni weekend udowodnił, że wciąż możesz ścigać się na krótkich dystansach. Przeszło Ci przez myśl to, by powrócić do ścigania w ITU?
KS: Przy moim aktualnym trybie życia jest to niemożliwe. Każdy wyścig ITU musiałby oznaczać dobrych kilka dni urlopu, z racji tego, że wyścigi ITU rozgrywają się w różnych częściach świata. Takich benefitów w pracy niestety nie mam.
KS: Co najbardziej nie podoba Ci się w długich dystansach?
KS: Chyba najgorsze jest to, jak trasa kolarska wiedzie „gdzieś” przez okoliczne wioski i przez 90 km nie mamy kontaktu z kibicami. Wtedy czuję się, jakbym był na treningu, a nie na zawodach. Zdaję sobie jednak sprawę, że przy masowych imprezach przez wzgląd na bezpieczeństwo zawodników nie ma innego rozwiązania.
KS: Jeśli miałbyś wybrać tylko jeden z rowerów – kozę lub szosę, który z nich zabrałbyś podczas wyprowadzki?
KS: Najważniejsze, żeby to było #mojeBMC! [śmiech]
Wyświetl ten post na Instagramie
KS: Startujesz za kilka dni w mocno obstawionej „połówce” w Gdyni. Poziom będzie bardzo wysoki. Co czujesz przed takim wyścigiem?
KS: Czuję ekscytację. Super, że mamy takie imprezy na miejscu i możemy się ścigać z jednymi z lepszych zawodników na świecie — na swoim podwórku.
KS: Na koniec – kto według Ciebie jako pierwszy przybiegnie na metę w Gdyni?
KS: Oczywiści faworytem do zwycięstwa jest aktualny wicemistrz świata Sam Long. Dużo mocnych zawodników jest jednak na liście startowej. Ja również nie zamierzam składać broni.
KS: Dziękuję za rozmowę i z całą redakcją trzymamy kciuki za Gdynię oraz kolejne starty.
ZOBACZ TEŻ: Roksana Słupek: agresja w wodzie podczas wyścigów ITU