Była mistrzyni świata na pełnym dystansie Lucy Charles-Barclay przygotowuje się do nowego sezonu. Niedawno zawodniczka opowiadała o tym, jak na przestrzeni lat zmieniły się jej treningi. – Dopiero w triathlonie zrozumiałam, jak można trenować mądrze – mówi.
Lucy Charles-Barclay będzie zapewne chciała powtórzyć w tym roku swój sukces z Kony, gdzie dwa lata temu została mistrzynią świata. Poprzednie dwanaście miesięcy nie było dla niej udane, bo znów musiała zmagać się z kontuzją. Jak teraz wyglądają jej przygotowania?
„W głowie mam dwadzieścia lat doświadczenia”
Dzień profesjonalnej zawodniczki zaczyna się od porannego treningu w London Aquatics Center. W rozmowie z Global Triathlon Network mówi, że pływa z „bardzo dobrymi i mocnymi zawodnikami”. Czasem wykonuje z nimi konkretną sesję, a niekiedy wymyśla własny trening na poczekaniu. Stoi za tym wiele lat wiedzy.
– Zwykle mam w głowie jakiś ogólny zarys treningu. Robię rozgrzewkę i planuję na bieżąco, jak będę pływała. Mam dwadzieścia lat doświadczeń i dużą liczbę sesji „zapisanych w głowie” – mówi. Charles-Barclay pełny dzień treningu pokazała na swoim kanale.
Zawodniczka przyznaje, że podoba jej się, że na przestrzeni lat trening mocno ewoluował w zdecydowanie bardziej analityczny. Dzisiaj trenerzy i zawodnicy opierają się na precyzyjnych danych. Dziesięć lub piętnaście lat temu, kiedy jeszcze pływała zawodowo, dominowało myślenie, że „im więcej, tym po prostu lepiej”.
– Pływaliśmy z mężem codziennie rano. Godzina 5:15 rano, dwie i pół godziny treningu. Później uniwerek, a potem to samo wieczorem. Byłam kompletnie wykończona. Nie mieliśmy nawet za bardzo żadnych danych, wszystko było na zasadzie starej szkoły: im więcej, tym lepiej. Później w triathlonie zrozumiałam, że można trenować mądrzej.
Czasem Londyn, czasem Lanzarote
Charles-Barclay na co dzień trenuje w Londynie. Część sesji robi w domu, bo na bieganie na zewnątrz nie pozwala jej pogoda. Kiedy może, stara się biegać po trasach trailowych. Mówi, że część czasu spędza również na obozach w Lanzarote.
– Lubię trochę różnorodności. Czasem wybieramy się do Lanzarote. Byliśmy tam w styczniu na trzy tygodnie. Wszystkie jazdy były na zewnątrz. Później wracasz do domu, czas biegnie jakby wolniej, ale jednak umiesz się dostosować. Masz do zrobienia trening, odpalasz Zwifta, mamy tam teraz klub, to wszystko jest fajne – mówi.
Jak zawodniczka poradzi sobie w tym sezonie? Pierwszy test za miesiąc podczas T100 w Singapurze.