Łukasz Lamparski na co dzień mieszka i trenuje w Azji. Jak sam mówi, specyfika startów w tej części świata jest zupełnie inna. Za kilka dni po raz pierwszy wystartuje w Europie w zawodach spod szyldu IRONMAN. Jak wyglądają jego przygotowania?
ZOBACZ TEŻ: Maciej Ogrodnik: „Kto miałby lubić uprawiać tak cykliczny, nudny i bolesny sport?”
Nikodem Klata: W 2019 roku przeprowadziłeś się do Singapuru. Skąd pomysł? Dlaczego podjąłeś taką decyzję?
Łukasz Lamparski: Było to związane z moim życiem zawodowym. Pewnego dnia dostałem propozycję przeniesienia się do biura w Singapurze i długo się nie zastanawiałem. Jest to decyzja, której kompletnie nie żałuję.
Sportowo było to dla mnie wyzwanie. W tamtych czasach jeszcze skupiałem się głównie na biegach górskich i asfaltowych, chociaż romansowałem już z triathlonem (zrobiłem 1/4 Diablaka w 2017 roku). Jako osoba z natury zimnolubna miałem długo problem z aklimatyzacją do biegania w tropikalnych warunkach. Prędkości, które były dla mnie w Polsce proste, okazywały się nieosiągalne w Singapurze. Wtedy też podjąłem decyzję o skupieniu się na triathlonie. Przyczyniła się do tej decyzji duża dostępność basenów i open water w Singapurze oraz całoroczna pogoda na rower, co czyni tam triathlon prostszym do treningu.
NK: Czy jesteś w stanie porównać europejskie wyścigi spod szyldu IRONMAN do tych rozgrywanych w Azji? Czymś się różnią / zaskakują?
ŁL: Wydaje mi się, że w południowo-wschodniej Azji triathlon nie jest jeszcze tak popularny, jak w Europie czy Australii albo USA. Przekłada się to na frekwencję i poziom samych zawodów. Nie startowałem jeszcze w Europie w zawodach spod szyldu IRONMAN. Lahti będzie moim pierwszym takim startem, także ciężko mi to porównać. Natomiast patrząc na listy startowe i wyniki, chociażby z Gdyni to powiedziałbym, że poziom w Europie jest bardziej porównywalny do tego w Australii niż w Azji.
Przykładowo w Melbourne na połówce z czasem 5:13:00 ledwo załapałem się na pierwszą setkę w kategorii wiekowej. W Desaru z czasem 5:33:00 (w dużo gorszych warunkach pogodowych, ale jednak) byłem ósmy w kategorii. Wedle mojej wiedzy zawody na Langkawi, Filipinach czy w Indonezji, prezentują podobny poziom. Tak samo lokalne zawody w Singapurze, gdzie udało mi się dwa razy stanąć na podium w kategorii. Z drugiej strony, zawody w Azji są bardzo dobrze zorganizowane, a pakiety startowe są dużo bogatsze niż te w Australii i to mimo niższych cen.
NK: Slot na mistrzostwa świata w Lahti zdobyłeś w Malezji podczas zawodów Ironman 70.3 Desaru Coast. Jak wspominasz te zawody?
ŁL: Temperatura była zdecydowanie problemem. W szczególności na biegu. Był to mój drugi start w Desaru. Rok temu się udało i w dzień zawodów było pochmurnie i lekko mżył deszcz, co obniżało odczuwalną temperaturę. W tym roku niestety już pełne słońce i zaskakująca, nawet jak na tę cześć świata, fala gorąca. W Singapurze zanotowano nawet rekord temperatury – 37 stopni. W Desaru w dniu zawodów ta wynosiła koło 35 w cieniu, niestety tego na trasie było jak na lekarstwo. Jeżeli ktoś myśli, że to w sumie to samo co obecnie w Polsce, to powiem tylko, że wysoka, przekraczająca 90% wilgotność powoduje, że odczuwalna temperatura jest jeszcze wyższa, a powietrze wręcz się „lepi”. Na pewno, jeżeli ktoś chce potrenować przed Hawajami to polecam tę część świata.
Temperatura najbardziej dała się we znaki na biegu. Jak rozmawiałem z innymi zawodnikami, to każdy osiągnął na biegu wynik o 20-30 minut gorszy niż zakładał. U mnie było podobnie. Bieg zmienił się ze ścigania w etapówkę między stacjami pomocy. Na szczęście organizator stanął na wysokości zadania i zapewnił odpowiednie ilości lodu, wody do polewania i zimnych napoi. Sam start wspominam dobrze. Udało mi się spełnić swoje założenia, czyli top 10 w kategorii i slot na mistrzostwa świata.
NK: Mieszkając na co dzień w Azji, potrzebujesz specjalnej aklimatyzacji w Lahti? Jak przygotowujesz się do tych zawodów?
ŁL: Akurat już od 10 sierpnia przebywam w Polsce na urlopie. Także aklimatyzuje się tutaj. „Pechowo” trafiłem na falę gorąca, więc warunki mam podobne do tych w Singapurze (chociaż ciągle jest dużo przyjemniej dzięki mniejszej wilgotności). Ostateczne przygotowanie startowe robię więc już tutaj.
Wydaje mi się, że do zimniejszych temperatur nie muszę się jakoś specjalnie aklimatyzować. Jak już wspomniałem, z natury jestem zimnolubny. W zeszłym roku startowałem w Melbourne w temperaturze poniżej 20 stopni celciusza bez większej aklimatyzacji i nie wpłynęło to jakoś negatywnie na mój wynik. Wręcz powiedziałbym, że wpłynęło to pozytywnie na czas biegania. Także jak najbardziej wyczekuje startu w Lahti w trochę niższej temperaturze.
NK: Slota do Lahti zdobyłeś z rolldownu. Wiele osób zarzuca IRONMANOWI, że taka polityka niszczy ducha mistrzostw świata. A Ty jak się do tego odnosisz?
ŁL: Tak, kilka osób, które znam ma założenie, że „na mistrzostwa tylko z podium”. Szanuję i rozumiem to podejście. Warto jednak pamiętać, że WTC to przede wszystkim organizacja komercyjna i w ich interesie jest sprzedać wszystkie sloty. Także ich podejście też rozumiem. Można by podnieść argument, że sam fakt organizacji „mistrzostw świata dla amatorów” z wieloma kategoriami wiekowymi jest pewnym rozwadnianiem idei mistrzostw świata. Przecież tytuł mistrza świata powinien przysługiwać najmocniejszemu zawodnikowi na świecie, a ten zostanie wyłoniony z kategorii elity. Tu nie chciałbym nic ujmować amatorom rywalizującym o ten tytuł, bo ich poziom sportowy jest niewyobrażalnie wysoki.
Co do mnie to ja nie tratuję tego jako jakiegoś wyróżnienia czy nobilitacji. Zdaję sobie sprawę, że poziomem sportowym mocno odstaję od najlepszych zawodników w mojej kategorii wiekowej, oraz że slota zdobyłem bez większego wysiłku. Dla mnie jest to bardziej możliwość wzięcia udziału w tak dużej imprezie, spotkania pasjonatów triathlonu z całego świata i wystartowania na tej samej trasie, tego samego dnia co czołówka prosów.
NK: Jak sam mówisz, nie traktujesz zdobytego slota jako: „jakieś wielkie wyróżnienia”. Mimo wszystko Lahti to zawody rangi mistrzostw świata. Z jakim nastawieniem jedziesz na ten wyścig?
ŁL: Jadę na te zawody głównie dobrze się bawić, ale też chciałbym powalczyć z pewnymi założeniami czasowymi. Generalnie czas ukończenia zawodów bardziej mnie interesuje niż miejsce w stawce, bo to pewnie będzie dość odległe. Nie chcę tu za dużo zdradzać, żeby nie zapeszyć, ale forma jest i liczę, że powalczę o dobry wynik. Trasa na szczęście wydaje się szybka, więc powinna sprzyjać wykręceniu dobrego czasu.
Z tego miejsca chciałbym też życzyć powodzenia wszystkim innym Polakom startującym w Lahti. Niech moc będzie z Wami.