„M jak Majorka, S jak Susz” – Marcin Stajszczyk

 

Przy okazji dziękuję organizatorom, że nie przyszło im do głowy (a może przyszło, kto wie) zdyskwalifikować mnie za „oszustwo”, a jak ktoś by się uparł to tak mógł to zinterpretować. Znając podejście IM mogło być różnie. Tym bardziej, że jeszcze przed startem przekonaliśmy się prawie wszyscy dobitnie, że tzw. „niedozwolona przewaga” to może być wszystko. I był nią mały kawałek taśmy wielkości paznokcia przyklejony na sznurek worków w strefie zmian. W ub roku w Kopenhadze nie mając do końca świadomości, że takie działanie jest niedozwolone także miałem małą tasiemkę przyklejoną do worka (nie tylko ja), żeby łatwiej go zlokalizować na stojaku. Teoretycznie miałem łatwiej, mogłem szybciej o sekundy zlokalizować swój worek i przede wszystkim nie pomylić się i nie zabrać innego (to był dla mnie główny powód a nie zysk czasowy). Każdy oczywiście ma naklejony numer startowy, ale wiadomo co stres robi z człowieka. Tym razem organizator zawodów na Majorce nie był tak pobłażliwy. Przychodząc rano przed startem do strefy z niedowierzaniem i strachem (autentycznie poczułem strach) zobaczyliśmy (a raczej nie), że naszych worków nie ma na wieszaku, każdy osobno, więc jeszcze wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy z przyczyny. Pierwsza myśl, ktoś go wyniósł i jest po starcie. Szybko okazało się to działaniem organizatora, odnaleźliśmy nasze worki, jak wielu innych w specjalnej strefie z informacją, że z powodu „niedozwolonej przewagi” jaką chcieliśmy osiągnąć kosztem innych dostajemy pierwsze ostrzeżenie, żółtą kartkę w strefie zmian. Bez kary czasowej na szczęście. Druga kartka w strefie to dyskwalifikacja. Nie daj Panie Boże ktoś z nas pobiegnie z rowerem bez zapiętego kasku i po zawodach. Na szczęście kartki ze strefy nie sumują się z ew. kartkami na trasie i choć nikt nie planował niedozwolonych zachowań, to była pozytywna wiadomość. Niech to będzie przestrogą dla tych, którzy swoją przygodę z zawodami pod szyldem IM zaczną w tym roku od Gdyni.

 

Rower na Majorce to prawdziwe wyzwanie. Zupełnie nie wiedziałem, na co mnie stać na tym etapie przygotowań choć na podjazdy byłem przygotowany. Treningi w pofałdowanym terenie po 70-80 km z sumą przewyższeń 900-1000 m stanowiły dobrą podbudowę. Nie mam pomiaru mocy w rowerze, więc jadę na tętno. W połowie dystansu złapały mnie silne kurcze mięśni ud, które prawie mnie zatrzymały. Jakość asfaltu oprócz jednego fatalnego odcinka dobra. Trasę znałem z filmów na youtube, gdzie można znaleźć cały przejazd rowerem w czasie rzeczywistym. Trzymając się określonego przez Filipa zakresu, zmagając się z górą i silnym wiatrem ukończyłem tą część zawodów w ponad 3h, co było najgorszym czasem z naszej ekipy. Ponieważ nie miałem żadnych założeń czasowych przyjąłem ten wynik bez cienia goryczy.

 

Żar z nieba tego dnia dopiero nabierał na sile i z biegiem przyszło nam się zmagać w temp. ok. 36’C. Pomijając ponowny silny kurcz lewego mięśnia czworogłowego na 2 km biegu udało mi się utrzymać średnie tempo 5.30/km, co było tempem o 10 sek szybszym niż rok wcześniej w Suszu. Ponownie usłyszałem od Filipa, że nie spodziewał się takiego czasu. Łączny 5h45’ nie robi być może na wielu wrażenia, ale na mnie w tym momencie zrobił. Pozytywne. A waga na początku maja była jeszcze zimowa tzn. o 2 km większa niż startowa z ub roku. Przed Suszem była już właściwa. Przed Suszem trener powiedział, że może być naprawdę dobrze. A do pobicia był wynik z ub roku tzn. 5h32’.

 

majorka 4-kopia

 

O Suszu napisałem w ub roku same pozytywne rzeczy i w tym nie miałem powodu, żeby zdanie zmienić. Oczywiście są drobne rzeczy do poprawy, ale organizatorzy zdają sobie z nich sprawę i zgłaszane życzliwie uwagi przyjmują z otwartymi rękoma. Za to jestem im wdzięczny, bo wiem, że to co robią to robią z pasją i pełnym zaangażowaniem i każdy kto zdecyduje się wystartować w Suszu może liczyć na profesjonalną obsługę i uśmiech wolontariuszy na każdym kroku. Strefy kibica, zarówno na rowerze, jak na biegu bardzo mocno dopingowały każdego. W tym roku dopingowała także zorganizowana „drużyna pierścienia” a może trafniej „drużyna dużej łapy”, „drużyna OZD” albo „drużyna NMNM” która w swoich różowych kubraczkach już od pierwszych chwil przed startem rozdawała motywujące naklejki „OZD” (jedną mam do teraz na kasku, druga była na piance… wiadomo w którym miejscu) i stawiała śmiałą tezę „nie ma nie mogę”. To mkon z rodziną wspięli się na wyżyny kibicowania. A mkon dbał o każdy szczegół, nie tylko sportowy, był jak ojciec, m.in. nie omieszkał na biegu zwrócić uwagę, żeby poprawić fryzurę do zdjęcia, co posłusznie uczyniłem. Od początku imprezy nastroje były bojowe, a humory dopisywały.

 

 susz przed_1-kopia

 

Najbardziej nie jestem zadowolony z pływania, które po Majorce poszło mi bardzo średnio (słabo nie przechodzi mi przez usta). Co prawda legendarne „29” było nie osiągalne, ale czas zbliżony do 35’ był realny. Trudności nawigacyjne spowodowały jednak, że nie mogłem złapać swojego rytmu i tempa i jak pokazał ślad ruchu z gps były miejsca, gdzie się pogubiłem. Oficjalny czas ponad 39” lekko mnie załamał choć trzeba dodać, że rzeczywisty był zdecydowanie poniżej 39” tylko belka mierząca czas pływania była oddalona od brzegu kilkadziesiąt metrów (to problem większości zawodów w Polsce, jak ktoś płynie bez swojego zegarka nie zna prawdziwego czasu pływania, każdy powinien mieć oficjalny czas pływania krótszy a T1 dłuższy co oczywiście nie wpływa na czas łączny). 

 

{gallery}susz2015_stajszczyk1{/gallery}

 

Wg różnych odczytów gps trasa pływacka była o 75-150 m dłuższa, choć nie wiadomo, czy wynikało to ze złego wymierzenia, czy właśnie gorszej nawigacji. Mój zegarek pokazał 1975 m. To co warte podkreślenia to fakt, że trasa w Suszu nie była na żadnym etapie niedomierzona – pływanie być może nawet za długie, a rower i bieg w punkt. Ponadto po raz pierwszy na zawodach nie widziałem draftingu na rowerze. Dwie pętle na 90 km plus dobra praca sędziów, którzy już na odprawie zapowiedzieli, że żadnego pobłażania nie będzie, nie ma ostrzeżeń bez konsekwencji, pierwsza karta to kara 5-minutowa a druga dyskwalifikacja. Tego samego oczekuje od Gdyni.

 

Rower pojechałem na granicy swoich możliwości, o czym po raz kolejny przypomniały mi kurcze mieśni ud na 2 km przed końcem roweru. Trasa rowerowa zmieniona w stosunku do ub lat z doskonałym jakościowo nowym asfaltem, lekko pofałdowana, na której trzeba było bardzo mocno pracować zarówno na podjazdach, jak i zjazdach. A na odcinku kilku kilometrów zmagać się z wiatrem. Czas roweru poniżej 2h44’ był o 8’ lepszy niż rok wcześniej, ale trzeba zaznaczyć, że suma przewyższenia była zdecydowania mniejsza niż w 2014 r.

 

{gallery}susz2015_stajszczyk2{/gallery}

 

stajszczyk rower_susz1

 

W tym momencie wiedziałem, że złamanie 5h30’, czyli realny cel jaki sobie stawiałem, jest w moim zasięgu. Niestety w T2 straciłem nieplanowaną minutę na ponowne zdjęcie skarpet, przewleczenie ich na drugą stronę i wytrzepanie drobnych kamyków, których mnóstwo mokrą stopą nabrałem w T1 i jechałem z nimi cały etap rowerowy. Bieg od początku z ciężką lewą nogą, z zagrażającym kurczem, który dopadł mnie na 2 km podobnie jak na Majorce. Kolejne minuty stracone na zatrzymanie się, rozciąganie i marsz. Mimo wszystko wliczając niełatwy podbieg do rynku na każdej pętli, udało mi się utrzymać średnie tempo 5’20”/km, co okazało się najszybszym tempem biegu na ½ IM.

 

stajszczyk bieg_susz2015

 

Na parę kilometrów przed metą, słabnąc, straciłem już nadzieję, że uda się złamać 5h20’, co po drodze jeszcze tliło mi się w głowie. Albo inaczej, źle policzyłem sobie czas na mecie przy utrzymaniu obecnego tempa. I przestałem kontrolować łączny czas zawodów. I tak lekko zwalniając, żeby się już tak nie męczyć podążałem do mety. Wiedziałem, że przed metą czeka Ania i Mikołaj i zastanawiałem się, czy organizatorzy pozwalają na wspólne przekroczenie mety z dzieckiem (IM nie pozwala). Kiedy byłem kilkaset metrów przed metą coś mnie podkusiło i spojrzałem na łączny czas…5h18’… co?!

 

stajszczyk run_Susz2

 

Wtedy dostałem zastrzyku energii i jak zobaczyłem syna czekającego za taśmą z wyciągniętą ręką złapałem mocno i powiedziałem biegniemy Miki! Ostatnia prosta, na zegarze w oddali 5h19’ a sekund nie widzę. Był bardzo przejęty i szczęśliwy, dał z siebie wszystko, a ja wiedziałem, że nie mogę biec tak szybko jakbym mógł, ale to nie było już ważne. Kątem oka widziałem jak się uśmiecha i to była najszczęśliwsza chwila całych zawodów! Zdjęcia pokazały, że miałem rację. A metę przekroczyliśmy z czasem 5h19’30”.

 

 stajszczyk meta_miki

 

Towarzysko w Suszu jak zwykle doskonale, byliśmy w hotelu praktycznie w składzie z Majorki plus Zbyszek Gucwa (gdyby nie pech na biegu byłaby wysoka pozycja w open!) i Paulina Kotwica (gratulacje Paulina za MP w sprincie!), a dodatkowo w końcu miałem okazję poznać osobiście Andrzeja Kozłowskiego i Arka Cicheckiego, sławnych już na cały świat „Iron Dziadków”, którzy niejednego młokosa stawiają na zawodach do pionu i robią to z niebywałą klasą. Gratulacje dla Julki za kolejne podium w tym roku w niedzielnym sprincie! Artur stosuje zasadę, gdzie sam nie może tam Julkę wyśle, parafrazując jedno z przysłów. A Julce i żonie Olka Sachanbińskiego Iwonie (było nam bardzo miło Cię poznać… Mikołaj tęskni:) bardzo dziękuję za doping na trasie. Serce rwało się do walki! Tak samo jak w chwili, kiedy dopingowała mnie Ania i Mikołaj! I gratuluje Jarkowi, który pomimo przeciwności losu miał w sobie na tyle cierpliwości, ale i determinacji, że z powodzeniem wystartował w zawodach w Suszu, co jeszcze kilka m-cy temu nie było pewne! Oczywiście nie może zabraknąć podziękowań za AT Room, który jest nieocenioną pomocą przed i po zawodach! Nie mogę się doczekać zawodów w 2016 roku!

 

 

 

 

 

 


Powiązane Artykuły

42 KOMENTARZE

  1. Cholera Panowie nie mozna sie z Wami niezgodzic -Wszystkimi tak asekuracyjnie bo niewiele mòj ciasny umysł był w stanie z tego ogarnąć. Ale trafiła do mnie kwestia zmiennych. Siedzę nad basenem czekając aż odepną z łańcuchów leżaki. Zawsze to robili ok 8.20 a dzisiaj juz prawie 9 a leżaki ciągle zamknięte. No i życiówki dzisiaj nie zrobię. Ponad pół godziny w plecy.

  2. Majka prowadzi z duża przewagą na etapie TdF oglądajcie na żywo bo moze bedzie kolejne epokowe wydarzenie! A potem idę na rower;)))
    Boguś, gratulacje i do Gdyni!
    A widzisz Grzesiu, więcej wiary w ludzi, mamy wiernych czytelników;))

  3. Ja przeczytałem wszystkie :-). Gratulacje dla Was obydwóch za nowe życiówki. Zreszą ja też w Suszu zrobiłem swoją i jestem teraz ciekaw jak mi pójdzie w Gdyni. A więc do zobaczenia i do nowej życiowki. Oby tylko nie było za gorąco :-).

  4. Przypuszczam, że od pewnego momentu nikt tych naszych postów już nie czyta :-DDD. Zakładam, też że każdy kto zdecydował się na przygodę z triathlonem i zależy mu na poprawie wyników wie, że to ciężki „kawałek chleba”, a progres sam się nie zrobi… Jeśli jednak komukolwiek cokolwiek ta dyskusja dała (w co śmiem wątpić 🙂 to może faktycznie dobrze, że Cie „sprowokowałem” 😛

  5. Jak widzisz dziele sie takimi podstawowymi informacjami właśnie po to, zeby zaczynający przygodę z tri przeciętny amator jak ja wiedział, ze cudów nie ma i ze wszystko kosztuje dużo wysiłku. Właśnie po to, zeby taki amator nie stresował sie brakiem swoich postępów czytając o doskonałych wynikach innych np. Twoich:) Pisał o tym juz wiele razy Artur, ze wiekszosc czytając o wynikach innych nie zwracając uwagi na te zmienne, o których piszemy gotów jest sobie zrobic krzywdę byleby dorównać kolegom. I akurat dyskusja, która wywołałeś dobrze służy zwróceniu no to uwagi. A zeby dojść do jakiś konkluzji to skoro porównałeś mój progres do swojego to musiałem Cię prześwietlić, bo inaczej jakiekolwiek rozważania nie miałyby sensu. I jak ktoś przebrnie przez te nasze „spory” to moze to przemyśli i inaczej spojrzy na swoją przygodę z tri. I mam nadzieje, ze widząc jak sie dyskusja toczy cofniesz swoje wcześniejsze, ze gdybys wiedział…. to byś nic nie pisał;) Bo ja staram sie w każdej dyskusji tak ja poprowadzić, zeby jakiś sens z niej wynikał. Dlatego jeśli następnym razem przyjdzie Ci do głowy inna „prowokacyjna” teza to pisz śmiało, bo po tu jesteśmy zeby dyskutować i spierać sie jak to moze czemuś/komuś służyć. Pozdr:)

  6. Patrząc na objętości treningowe być może kosztowało Cię to nawet więcej wysiłku… ps kiedyś już gdzieś pisałem, że ciekawe byłoby zestawienie gdzieś na stronie AT w tabeli danych takich jak wiek, przeszłość sportowa itp oraz wyników i objętości treningowych poszczególnych osób które gotowe są podzielić się tymi informacjami… Wtedy oczywiście mocno upraszczając (bo zmiennych jest wiele) można byłoby pokusić się o jakieś szersze analizy 🙂

  7. I oczywiście po raz kolejny należy podkreślić kryterium wieku – inaczej organizm może się poprawiać w wieku lat 20-kilku, inaczej 30-kilku a jeszcze inaczej 40-kilku i 50-kilku – inne są możliwości adaptacyjne masy układów w naszym organizmie, które determinują poprawę wyniku. I zakładając dwóch zawodników z identycznym czasem wyjściowym np. 5.30 to o wiele łatwiej będzie się poprawić na 5h temu w wieku 30-kilku lat a o wiele więcej pracy będzie musiał włożyć w ten proces ten 40- i 50-kilka.

  8. Ja też;))) Oczywiście są takie czasy wyjściowe, z których o wiele łatwiej się poprawić nawet średniemu amatorowi o 1h i teraz dając przykład tych 7h trochę próbujesz zamydlić temat;) Czas 7h to jest bardzo słaby czas, nawet Tomek (wiadomo, który takie osiąga praktycznie nie trenując). Ale już czas ok 6h dla kogoś bez jakiejkolwiek podbudowy wydolnościowej wcześniej w pierwszym starcie to taki solidny średni poziom. Czas ok. 5h10′ na początek to bardzo dobry wynik. I znowu zakładając poprawę nie można śrubować wyniku dla amatora do takich z górnej półki bo 4h to poziom pro. Więc znowu zamydlenie;) Ale uważam, że Dla mnie poprawa z 6h w pierwszym roku do 5.32 w drugim czyli 26′ kosztowała mnie równie dużo wysiłku jak Ciebie z 5h10′ na 4h48 czyli o 22′. Taka jest moja koncepcja;)

  9. To już tylko tak dla zasady bo jestem „czupurny” 😀
    Czy jeśli ktoś w pierwszym sezonie zrobił 1/2 IM w 7h (a są takie osoby), a ktoś inny w 5h (takie osoby pewnie też są) to uważasz że tyle samo wysiłku będzie kosztowało te osoby zejście o 1h „w dół” czyli odpowiednio na 6h i 4h? Wg mnie nie ma takiej opcji…

  10. Grzesiu wywołałeś ciekawą dyskusję to co się dziwisz, że postów tyle;)))

  11. A to czy Artur się zgadza ze mną czy nie to już musi się wypowiedzieć sam;) Jak mniemam pisząc o tym, że co innego poprawić się z 6.30 a co innego z 5.30 odnosił się do mnie czyli do mojego poziomu. I to jest fakt, że jak zaczynałem z poziomu ok. 6h to łatwiej było mi się poprawić w kolejnym roku do ok. 5.30 a już zdecydowanie trudniej w kolejnym roku z 5.30 na 5.19. Ciebie te liczby nie dotyczą, bo jak się ma mieć poprawa z 6h kiedy Ty w pierwszym starcie zrobiłeś 5.43 ale 2 m-ce później 5.05. Dlatego traktuje Twój poziom wyjściowy na ok. 5h no dobra ruskim targiem 5h10′ w pierwszym sezonie tri. U mnie te 6h też było w Gdyni czyli też w sierpniu, a ja idę o zakład, że jakbyś startował w Suszu w terminie Gdyni w 2014 to wynik byłby równie dobry. Po prostu zdobyłeś obycie w startach i ten ostatni zrobiłeś już na swoim poziomie. Teraz masz rok drugi czyli następuje realna poprawa. U mnie rok drugi to był 2014 i wtedy się poprawiłem o 26′. Teraz już zdecydowanie mniej ale to jest trzeci sezon startów czyli u Ciebie on będzie za rok i wtedy zobaczysz ile się poprawisz od wyniku ok. 4.45. W każdym następnym roku poprawa będzie co raz mniejsza i tego faktu nic nie zmieni. U mnie jak tak estymuje to nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się zbliżyć do 5h;)

  12. Właśnie dlatego jest tendencyjna… Pisałem, że wynik w Gdyni nie jest w pełni reprezentatywny (realnie tam powinno być coś w okolicach 5:10). Dla mnie prawdziwy progres rok do roku pokazał już Susz… Nie wspominając o punkcie wyjścia dla mnie, który wg Ciebie wynosi 5h co już traktuje w kategorii dobrego żartu :-DDD Co do urywania czasu z różnych wyników tu również się z Tobą nie zgadzam 😛 (i jak mniemam nie zgadza się również Artur o czym pisał w jednym z komentarzy :-)) ps ale Ci nabiję postów 🙂

  13. Grzegorz, to Ty chyba nie widziałeś tendencyjnej konkluzji, moja jest ze wszech miar wyważona i realna. Tak naprawdę jestem bardzo ciekawy Twojego wyniku w Gdyni, gdyż to on w mojej opinii (tendencyjnej) pokaże prawdziwy progres rok do roku. A jeszcze tak myślę, że urwanie kilkunastu minut czy to z 5.30 czy 5.05 jest równie trudne, gdyż każda z osób urywa ze swojego bazowego poziomu, który jest różny. Ja być może nigdy nie osiągnę czasu ok. 5h co dla Ciebie jest punktem wyjścia.

  14. Oj, Marcin, Marcin… Bynajmniej celem wpisu nie było „doktoryzowanie” się nad moimi rezultatami… I gdybym wiedział, że to pójdzie w tym kierunku to żadnego komentarza bym nie zamieszczał… Niemniej jednak czuję się zaszczycony, że dokonałeś tak wnikliwej analizy wyników (mimo, że z nieco tendencyjną konkluzją) :-DDD

  15. No widzisz, tak mnie zmusiłeś do analizy Twoich startów, co nie ukrywam zabrało mi trochę cennego czasu;))) Co do realnego/nierealnego progresu to zawsze jest to tak „mniej/więcej” bo wystarczy, że warunki pogodowe się różnią nawet na tej samej trasie i już jest inaczej. Ok. 15-20′ minut progresu w Twoim przypadku w porównaniu do ub roku to dużo czy mało? Na pewno fakt grania na hali nawet dwa razy w tyg regularnie to istotna podbudowa pod treningi tri – ja musiałem tą podbudowę budować nomen omen przez 2 lata i zaczynałem to robić w wieku 42 lat a nie 20-30-paru i w takim przypadku moje 13′ wcale nie wygląda tak blado na tle Twojej skromnej osoby;))) A tak na marginesie to przecież chciałeś być wyróżniony pisząc komentarz pod art. i wiedząc, że dużo osób to przeczyta więc postanowiłem spełnić Twoje oczekiwania;))) Pozdr!

  16. Uuuu… Tak długiego komentarza dotyczącego moich wyników się nie spodziewałem :-DDD. Czuję się wyróżniony 🙂 I jaka wnikliwa analiza, niczym zawodowy audytor :-O. W załączeniu kilka słów komentarza z mojej strony:
    1. zaczynając przygodę z tri po kilkunastu latach pracy w korporacji można powiedzieć że wstałem z kanapy, a w zasadzie z krzesła (w tym czasie regularnie grałem tylko w piłkę ale to max 2 razy w tygodniu po ok 30-40 minut czyli jak wcześniej pisałem bez szału). Na rowerze większe objętości robiłem tylko w 1999 roku gdy założyłem się z kolegami że w 3,5h dojadę z Krakowa nomen omen do Bielska (by the way próbę podjąłem na 16 kg góralu, bez spd i 97 km zrobiłem wtedy w 3h 21 min co przez kolejne kilkanaście lat było moim najlepszym rowerowym osiągnięciem :-))
    2. czas w debiucie w Serocku (5:43) nie jest wymierny bo trasa biegowa była tam o ok 3 km za długa (w dodatku w części była mocno interwałowa). Gdyby była dobrze wymierzona to pewnie czas byłby poniżej 5:30 (taki zresztą był target na debiut).
    3. czas roweru w Gdyni – tu mimo że walczyłem z peletonami mimo wszystko na pewno na tej walce skorzystałem. W dodatku zgodnie z moim rowerowym garminem trasa w Gdyni była krótsza od tej w Suszu o ok 2 km. Może to błąd pomiaru ale tak wyszło… Stad tamten czas dla mnie nie jest reprezentatywny.
    Reasumując myślę że realny mój progres w 2014 to skok z okolic 5:28 (skorygowany Serock) do ok 5:10 (skorygowana Gdynia) czyli mniej niż 20 min. Warto zauważyć że Gdynia w 2014 była bliżej środka sezonu, a Susz 2015 dla mnie to wciąż bliżej jego początku…. Z tego punktu widzenia można powiedzieć że progres od skorygowanej Gdyni 2014 (5:10) do Susza 2015 (4:48) to kolejne 20 minut z hakiem (a od Susza 2014 (5:19) to ponad 30 min i to jest dla mnie realny progres rok do roku), przy czym trzeba pamiętać że urwanie 20 min z 5:10 jest jednak sporo trudniejsze niż urwanie tych samych 20 min z okolic 5:30.
    Mój cel na ten rok to 4:45 i będę miał jeszcze co najmniej 2 próby (Poznań i Gdynia) żeby ten target osiągnąć, a jeśli się nie uda to będę miał dodatkową motywację na sezon 2016 :-). Ps na koniec dodam że poza pływaniem (gdzie przez kilka miesięcy pracowałem z trenerem), trenuję sam po prostu jeżdżąc i biegając bez żadnych dodatkowych ćwiczeń co pewnie w jakimś stopniu ogranicza efektywność mojego treningu… I na tym kończę bo idę biegać 😀

  17. Miało być „…ja nie z tych obrażalskich…” ale jak się pisze z pada to zawsze coś zje i czasem to zupełnie zmienia przekaz;))

  18. Ufff, wróciłem szczęśliwie do domu ale zmęczony jak diabli:) Grzesiu, nie martw się, humor dopisuje, ja z tych obrażalskich, nie bądź taki „delikatny”, jak sam prowokujesz musisz liczyć się z prowokacyjną ripostą;)))
    Wracając do postawionej tezy czy poprawa X przy objętości Y to dużo czy mało jedno na pewno można powiedzieć… problem jest złożony;) Gdyby założyć, że objętość treningu wprost proporcjonalnie determinuje progres wyników to mielibyśmy samych mistrzów świata. Naturalne predyspozycje, nawet niewielka przeszłość sportowa oraz wiek w jakim się zaczęło treningi w wieku dorosłym już na wstępie określają jak ktoś może się poprawiać w pierwszych latach startów. A jak już Artur napisał chociażby różnica wieku między nami z punktu widzenia fizjologii sportu to jest przepaść. I porównując nasze wyniki roweru, gdzie ja w debiucie w 2013 pojechałem w 1/2 chyba 3h05′ a Ty w czerwcu 2014 w debiucie (tak myślę) 2h43′ czyli tyle ile ja w 2015 po 2 latach treningów pokazuje jaka była różnica już na starcie (ja rzeczywiście wstałem z kanapy zaczynając przygodę z tri a Ty na pewno nie), w kolejnym starcie w lipcu w Suszu miałeś 5h19′ ale już w sierpniu w Gdyni 5h05 i rower 2h29′ (ok mógł być draft ale w tym roku ten czas roweru potwierdziłeś w Suszu choć poprawiając zaledwie o minutę z hakiem;) – teraz zagadka – czy w 2014 to był progres od czerwca 5h43′ do sierpnia 5h05′ czy po prostu Twój „stan wyjściowy” w pierwszym roku startów to właśnie te 5h05′ a pierwsze starty były słabsze tylko dlatego, że były pierwsze i robione z rezerwą? To jest bardziej prawdopodobne bo taki „progres” w 2 m-ce jest praktycznie nie możliwy i budziłby uzasadnione podejrzenia;) A jeśli tak to pomijając różnice w trasach (w Gdyni dłuższe strefy więc można przyjąć, że wynik dyscyplin jeszcze lepszy) poprawiłeś się z 5h05′ na 4h48′ licząc rok do roku a odejmując różnicę w strefach (Gdynia 11′ a Susz 5′) to Twoja poprawa to jest ok. 11 minut;) Czyli licząc Susz do Susza więcej ale już Susz do Gdyni trochę mniej. Mój stan wyjściowy w 2013 w Gdyni to było ok 5h59′, w 2014 w Suszu ok 5h32′ a w tym 5h19′ – czy to dużo jak na 2 lata treningów w moim wieku nie wiem ale czuję się z tym wyśmienicie;) Patrząc na Twoje wyniki rok do roku to na pewno zrobiłeś duży postęp w bieganiu, to jest zauważalne. Susz 2015 do Susza i Gdyni 2014 to ogromna poprawa. Teraz ciekawe jaki progres osiągniesz Gdynia do Gdyni 2014/2015 – to pokaże postęp rok do roku. Życzę Ci, żeby był na tyle duży, żeby motywacji do dalszych treningów i startów Ci nie zabrakło;)

  19. W pewnym wieku każde urwanie sekundy to sukces. A Marcin już swoje lata ma chociaż nie można nazwać go dziadkiem… :-). To już ten czas kiedy walczymy o jak najdłuższe utrzymanie status quo i jak najwolniejsze spadanie z wynikami w dół. Co wcale nie oznacza, że nie możemy się zbuntować i choć odrobinę postawić prawą natury…. I przede wszystkim cieszmy się, że w ogóle coś robimy i mamy z tego radochę…. Podoba mi się podejście Marcina.

  20. Grzegorz, bylo widac po usmiechach, ze prowokujesz dyskusje!:)) Sam autor niejednokrotnie wywoluje takowa na lamach AT bedac o wiele bardziej zaczepnym! Dyskusja fajna, zawsze kazda dyskusja pod artykulem mocno go uzupelnia. Co do urwanych minut to wielu z nas (jesli nie kazdy) chce je urwac na zawodach. Po to w nich startujemy kolejne razy! Inna sprawa, ze u kazdego przyjdzie kiedys czas konca progresu. I wtedy przyjdzie czas na pytanie (albo juz wczesniej): po co to robimy?! Czy tylko dla wyniku?!?:))) Mysle, ze takie pytanie nalezy postawic sobie juz wczesniej. Odpowiedz pozwoli unikanac ew. frustracji. A teraz jest sezon i bawmy sie! Zabawa rulez!!!!!

  21. Ech…. Celem mojego komentarza nie było bynajmniej psucie nikomu humoru, a raczej wywołanie dyskusji czy 13 min przy takiej objętości treningowej to dużo czy mało… Skoro fachowcy mówią że to dużo to znaczy że tak jest 🙂

  22. Marcin, szykuje tez swoja ale juz nie na Ciebie w tym sezonie:))) Na wysokosci 1890m latwe to to nie jest:) A Julka … Powiem tyle, ze bede robil zaklady w Gdyni:)

  23. Kurcze, niestety nie przeczytam wszystkiego z uwaga zanim nie wrócę do domu, net tylko w recepcji, do której nie zaglądam, bo nasz apartamencik mamy nad samym oceanem;) Powiem teraz tylko tyle… moja beczka miodu to nie ta, do której tego dziegciu chciałeś Grzesiu dorzucić… moja beczka miodu to Mikołaj przekraczający ze mną metę, Ania i Przyjaciele, z którymi mogłem ten i kazdy inny czas na zawodach spędzić;) Dlatego ja bede sie tym bawił długo…. A Ty dokąd bedzie progres;))) Co do postępów czysto sportowych to nie mam pojęcia czy to dużo czy mało zważywszy jak mogłem trenować ale po Suszu Filip był po raz kolejny w tym roku w szoku i to jest ocena, której sie bede trzymał;))
    A wracając do wakacji to bilans 2.5 dnia jest taki rower 2x po 70 km, 2x bieg po 7 i 6 km i 2x pływanie po ok. 2.2 km oczywiście ocean;) o jakości treningów pisał nie bede co by nie zanudzać;) I to jeszcze nie jest połowa tego co mam tu zrobic przez tydz;)) A pomiędzy z Mikołajem w wodzie także chwili wytchnienia;)
    A Artur w Szwajcarii szykuje formę swojej Julki zeby mi zloila tyłek w Gdyni także sami rozumiecie lekko nie jest;))

  24. Dzięki Łukasz 🙂
    Wygląda na to że pływanie raczej bez pianek :-/ chyba że się mocno ochłodzi pod koniec września…. Ale za to jest fajna trasa rowerowa 🙂

  25. @Jarek, Twój wynik, biorąc pod uwagę przeciwności losu również budzi szacunek! I też jesteś fajny… 🙂 Widocznie ta ,,fala” tak ma… hehe. @Tomuś, trzymam kciuki za Poznań i już nie mogę się doczekać relacji….

  26. Jak się doda trochę dziegciu to zawsze dyskusja na forum się lepiej kręci :-D. A Fuerciańskich lasów 🙂 zazdraszczam…
    By the way rozważam start w IM Majorka i mam pytanie: czy ktoś był i czy historycznie można było pływać w piankach? Sprawdzałem temp wody i we wrześniu jest „on the edge”…

  27. Marcin spróbuje dać Ci zmianę w przyszłym tygodniu bo tez się w tamte lasy wybieram, choć znając swoje lenistwo na wakacjach to 2,1 w oceanie to będzie raczej mój tygodniowy wynik.

  28. Wow! Ale sie dyskusja rozwinęła;) Przeczytam z uwaga jutro bo juz mnie Ania z Mikołajem gonią… jesteśmy na wczasach, w tych….;) Pozdr. z Fuerty, dzisiaj było 2.1 km w oceanie… bez pianki;) A od jutra rower rower rower i bieg bieg pływanie… nie odpocznę ja tu o nie:))

  29. brawo, bravissimo, jestem pod wrazeniem, szczere gratulacje!!!!
    @Tomek K. ….całe życie mi płacą za odwracanie kota ogonem..jak dobrze placa, chetnie sie dolacze, bo wlasciwie nic innego nie umiem robic -:))))))) a tak to moze i co zarobie -:))))

  30. @Marcin, dziekuję! Twój udział jest bezcenny, że 5:43 w Suszu po 3 miesiacach treningu cieszyło mnie jak 5:19 w Gdyni w zeszłym roku, @Artur,Arek,Andrzej – opoki AT, kazdy inny, kazdy fajny, cieszę się, że mogłem Was spotkać także w realu :))))

  31. No to ja Was „pogodzę” panowie w Poznaniu i na pewno tam zrobię swoją życiówką i to nie dlatego że cytuję za stroną organizatora „Trasa imprezy w Poznaniu należy do najszybszych tras triathlonowych na świecie i z pewnością predestynuje do bardzo znakomitych wyników, a nawet rekordów na tym dystansie”. Mój patent na życiówkę jest prostszy- debiut na tym dystansie.
    No chyba że nie skończę (tfuj) ale wtedy też coś się wymyśli . W końcu całe życie mi płacą za odwracanie kota ogonem 😉

  32. Grzegorz, chetnie sie przywitam w Poznaniu:) A fakt, Sierakow byl krotszy:) Tomasz, masz racje, definicja jeszcze zyjesz jest jak najbardziej na miejscu:)

  33. Marcin gratulacje a Professore podziękowania za z pewnością podbudowane naukowo spostrzeżenie co do wieku w którym rozpoczęcie treningów nie pozwala na „fenomenalne” zrywanie życiówek. Chyba rzeczywiście coś w tym jest bo w końcu w tym wskazanym okresie często występuje kryzys wieku średniego. Na szczeście więc dla mnie zacząłem trenować kilka wiosen po 50-ce, więc świat stoi przede mną otworem.
    Zresztą wystarczy przecież przedefiniować z lekka życiówkę np. w ten spoób że po zawodach jeszcze żyjesz

  34. Dobre 🙂
    ps – to tylko kończąc już „mój” wątek różnica pomiędzy Suszem i Sierakowem to głównie krótsze T1 i T2 i szybszy bieg w Suszu (tam naprawdę mi się dobrze biegło, a trasa biegowa w Sierakowie jest jednak bardziej wymagająca, mimo że była krótsza). Mam nadzieję do zobaczenia w Poznaniu (jak w Suszu przyszedłem się przywitać to namiotu AT to już Was nie było :-))

  35. Grzegorz, Ty potrafisz sie skokowo poprawiac zmiesiaca na miesiac,prawda?! Czasy w polowkach w tym samym roku roznia sie znacznie:) Sierakow 4.57, Susz 4.48. Progres w ciagu moesiaca?! Inny etap treningu, inne zawody, wszystko. Takie porownania prowadza czasami na tzw.manowce:)) A Twoje prawie 40 to 38:) Mlodosc! 7 lat roznicy to przepasc! Nie mowiac juz o 13 miedzy mna a Toba:) Juz nie odnoszac do Ciebie, przeczytalem ostatnio wpis na FB. Gosc dumny z siebie pisze,ze na swiezaka zrobil 1/4 w 2.40 pozyczajac sprzet… Wg mnie na swiezaka to: wstal od biurka,zalozyl pozyczona pianke (umial zdjac szybko:)), zalozyl pierwszy raz buty szosowe i sie po raz pierwszy w pedaly szosowki, pozyczyl buty biegowe i …pyknal jakies tam 2.40! Co bedzie jak zacznie trenowac?! Ławicki nie da rady:))Uwielbiam takie historie. Ogromnke budujace:) Ps. Grzegorz, starzejacy sie organizm wymaga innego treningu. Zawsze powtarzam przyjaciolom w Twoim wieku: ja musze 2xwiecej i mocniej zeby byc od was 2xslabszym:))))

  36. Nie mam niestety dużej bazy do porównań stąd porównuje wyniki do swoich… Nie mam też jakiejś przeszłości sportowej – do momentu rozpoczęcia na poważnie przygody z tri (początek 2014) średnio raz (max 2x) w tygodniu grałem w piłkę na hali (mecz trwa 40 min) czyli bez szału… Jestem młodszy ale dobijam już do 40 czyli najlepsze lata też mam już za sobą (choć łudzę się że to nie do końca prawda) :-). „Kilometraż” na basenie i biegowy mam zbliżony, a objętości rowerowe nawet mniejsze od Marcina, a mimo to w Suszu poprawiłem się z 5:19 (2014) na 4:48 (2015)… Generalnie 13 min to jest dużo ale przy tych objętościach treningowych, lepszej pogodzie i trasie rowerowej niż rok temu mogło by być jeszcze więcej 🙂

  37. Ja uwazam, ze 13 min to bardzo duzo!!! W zeszlym roku Marcin mial podobne, jesli nie wieksze objetosci treningowe. 13 min to bardzo duzo. Co innego urywac czas z 6.30 a co innego z 5.32… Osobiscie uwazam, ze poza pierwszym rokiem treningow i startow, kazda minuta urwana z zyciowki to progres.
    Chce tez podkreslic, ze poza nielicznymi wyjatkami z unikalnymi predyspozycjami do uprawiania sportow wytrzymalosciowych (Arek, chociaz tez z racji zawodu tez mial inny styk zes portem niz ja z Marcinem), rozpoczecie treningow w 43-48 roku zycia (Marcin i ja) nie jest okresem do „fenomenalnego” zrywania zyciowek. Glowa moze by chciala ale cialo mowi: hej stary, mamy swoje ograniczenia! Nas, mnie i Marcina, bawi i cieszy kazdy progres. A jak progresu nie bedzie?! To cieszy sam fakt aktywnosci na takim poziomie jak teraz. Na poziomie radosci i zdrowia dla nas samych. I tez na poziomie, ktory pozwala w tyle zostawiac rzesze 30-35 latkow, ktorzy docieraja na mete daleko za nami:)) A aspekt walki, rywalizacji zawsze bedzie. Po to tez sie w to bawimy:))))

  38. Najważniejsze że jest progres :-). Przynajmniej dla mnie to największa motywacja – zastanawiam się „co ze mną będzie” jak progres się skończy…. Ale żeby dodatkowo Cię zmotywować 🙂 dorzucę jednak trochę dziegciu… przynajmniej wg mnie (ofc expertem nie jestem) przy takich objętościach treningowych 13 min urwane w Suszu to chyba nie jest dużo…. :-DDD

  39. Idzie progres, idzie! Tylko patrzeć jak dziadkowi skopiesz odwłok! Gratuluje startu! Miło było poznać…..

  40. Atmosfera byla znakomita, i na Majorce, i w Suszu!!! A Ty Marcinie rosniesz w sile, brawo!!! I juz stary profesor nie moze podskoczyc Doktorowi:))) Ale czekaj, czekaj… Przygotuje cos na Ciebie:)))

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,812ObserwującyObserwuj
21,700SubskrybującySubskrybuj

Polecane