Sebastian Kienle przeszedł w zeszłym roku na emeryturę sportową. Zawodnik mówi teraz, że decyzja nie była trudna i znalazł nowe zainteresowanie – Hyrox. Problemem stało się jednak… zbyt ambitne podejście do tej dyscypliny.
ZOBACZ TEŻ: Robert Wilkowiecki: „Przed Hawajami wiedziałem, jakie jest ryzyko”
W pewnym momencie swojej kariery Sebastian Kienle zrozumiał, że nie będzie mógł rywalizować z młodszymi zawodnikami. Przeszedł na emeryturę. Teraz zajmuje się między innymi startami w Hyrox i przyznaje, że czasem bardzo trudno jest mu po prostu zwolnić się i wyluzować.
Odliczał treningi do końca
W rozmowie z triathlonistą Tomem Oosterdijkiem legendarny triathlonista mówi, że pod koniec kariery nie czuł już tej samej pasji do startów, co wcześniej. Wspomina, że w przeszłości, gdyby ktoś wyrwał go z łóżka, mógłby ruszyć na trasę. Gdy kariera zbliżała się ku końcowi, te odczucia były zupełnie inne.
– Ja po prostu nie chciałem już tam być. Budziłem się i myślałem „nie chcę tego robić”.
Zaplanowanie ostatnich dwóch sezonów było kluczem, aby znaleźć w sobie siłę, żeby wystartować jeszcze kilka razy. W pewnym momencie odliczał już sesje treningowe do końca. W ostatnim wyścigu (IRONMAN Cozumel) zajął 4. miejsce.
Po zakończeniu kariery Kienle zdał sobie sprawę, że ma sporo opcji. Zainteresował się wyścigami Hyrox, które łączą elementy biegania i ćwiczeń funkcjonalnych. Jak sam przyznaje, najprostszym rozwiązaniem byłoby wejście w tę dyscyplinę z tym samym mentalem, co w triathlonie. Takie nastawienie jest jednak problematyczne.
– Wstajesz rano, mając jeden cel. Chcesz być mocniejszy i szybszy w tej jednej rzeczy. Myślę jednak, że to nie jest dobry pomysł. Ja cieszę się, że mam jakby drugie życie. Pierwsze to był profesjonalny sport. Pytanie, czy w tym drugim chcesz być mistrzem świata age-group w innej dyscyplinie.
Ambicja nie daje mu spać
Kienle nie potrafi do końca znaleźć odpowiedzi na pytanie, jak powinien podchodzić do startów. Jednego dnia budzi się z ambitnym myśleniem o sukcesach, a kiedy indziej myśli, że nigdy już nie będzie „traktował tego jak pracy”.
– Czuję się w tych zawodach jak osoba bipolarna. Budzę się czasem z takim triathlonowym mindsetem. Myślę o każdym cholernym szczególe, który może mieć wpływ na wynik. Myślę o butach albo specjalnym talku do rąk. Mam całą siłownię Hyrox. Ale przykładowo teraz przed wyścigiem pomyślałem sobie „człowieku, zrelaksuj się, to tylko hobby”. To nie ma znaczenia.
W efekcie uspokaja się, ale później orientuje, że przecież „on taki nie jest” i na wynikach mu zależy. Wewnętrzna walka trwa i na razie nie znalazł rozwiązania.
– Potem przypominasz sobie. „Człowieku, przecież były powody twojej emerytury”. Nie chcesz tego robić przez kolejne 20 lat. Później pojawia się to inne myślenie – chcesz zrobić sub 1 godzina, chcesz zakwalifikować się do mistrzostw świata, chcesz zostać mistrzem.
„Ludzie myślą, że będą szczęśliwi, kiedy coś wygrają”
Kwestie mindsetowe w rozmowie pojawiają się kilka razy. Kienle zauważa, że wielu zawodników popełnia błąd, myśląc, że do szczęścia potrzeba im wygranej. W jego przypadku było odwrotnie.
– Oni myślą, że będą szczęśliwi, jak osiągną coś w sporcie. Wiem z doświadczenia, że jeśli chcesz wygrywać, musisz być szczęśliwy. Nie chodzi o satysfakcję. Jeśli masz problemy w życiu prywatnym i wyznaczasz sobie cele jak sub9 w Ironman, aby to cię uszczęśliwiło, nie tędy droga.
Całą rozmowę zobaczysz poniżej.