„Pompka na gumce od majtek, czyli 30 lat minęło” – J.Górski

Patrząc dziś na zawodników startujących w różnych zawodach triathlonowych, nie sposób nie zauważyć efektów postępu technologicznego, jaki przyniósł nam XXI wiek. Wszelkie prezentacje, wystawy czy spotkania  to możliwość  wymiany opinii i wybrania tego co najlepsze. Zawodnikom, którym zależy na poprawie rekordów życiowych, krążą po głowie przeróżne myśli. Na czym najwięcej zyskam? Na jakim rowerze szybciej pojadę? W czym najlepiej  pobiec? Itd., itd.  Triathloniści prześcigają się w wyborze nowości,  jakie są im proponowane.  Pływanie? Oczywiście, że w piance! Jazda na rowerze? Tylko takim, który jest zrobionym z super lekkich materiałów! Buty kolarskie? Zainstalowane bezpośrednio do pedałów. Buty biegowe? Te… prawie same biegają. Kiedy się z boku na to wszystko patrzy, wrażenie jest niesamowite. Do głowy ciśnie się myśl: „To właściwie nic nie trzeba robić”. Pianka unosi Cię na wodzie, rower prawie sam jedzie, a buty do biegania  są po to, żeby wszystko ładnie wyglądało. Dodatkowo ten piękny strój triathlonowy, niczym na pokazie mody. Aż chce się krzyknąć, jak pięknie to wszystko wygląda. A jak było?

 

I wspomnienie: 1987, Ironman Kalisz.

 

Pamiętam doskonale ten właśnie start. Człowiek zapakował w plecak buty do biegania  firmy „ Polsport Nowy Targ ”, skórzane płaskie czarne buty na rower bez progów, po drodze  sprawdził, czy paski są dobrze osadzone w noskach  pedałów i czy manetki przerzutek – te przy ramie – są odpowiednio naciągnięte. Co jeszcze? No tak! Dwie czarne dętki, pompka aluminiowa i kilka kluczyków w razie „w”. Kask na głowę? Jaki tam kask?! Najlepsza była opaska. Ci trochę lepsi nosili dumnie kaski kolarskie, niczym zawodnicy  „Wyścigu Pokoju”. A co do wody? Nic. Żadnych pianek triathlonowych wtedy w Polsce nie było. Jedyny Jarek Łabus, ten nasz pierwszy triathlonista, który startował na Hawajach ( 1987r.), jakimś własnym sumptem zorganizował piankę bez rękawków. Pozostali mieli inny problem – jaką maść wybrać do smarowania. Brak dokładnych przepisów i ustaleń spowodował, że na super pomysł wpadł jeden z pierwszych triathlonistów Karol Majewski, który ze swoim kolegą wystartowali w kombinezonach płetwonurków, niczym bohaterowie powieści „ Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi” Juliusza Gabriela Verne.  Śmiesznie to wyglądało, ale takie były czasy.  Inni mieli swój patent – owiane tajemnicą smary, tawoty, oliwki inne podobne wynalazki. Dziś dylematem jest to, którą piankę kupić. W tamtym czasie organizator zawodów nie miał dokładnych wytycznych, jak dokładnie przeprowadzić zawody, a więc stosował różne przepisy. Trochę  z ratownictwa wodnego, trochę z kolarstwa szosowego, trochę z zawodów biegowych. Kiedy wchodziliśmy do wody, tak naprawdę nikt dokładnie nie wiedział, czy ma ona 11 stopni  Celsjusza czy może 14 stopni. A właściwie… czy to było ważne? I tak chcieliśmy to zrobić.  

 

gorski2

 

Pamiętam, jak Pan Jan Nowak ze Szczecina, najstarszy wtedy zawodnik po sześćdziesiątce, którego zawsze podziwiałem, szanowałem i słuchałem, stwierdził, że  woda jest zimna, bo mu mały palec od ręki zdrętwiał. To był wskaźnik, że woda jest naprawdę zimna. Ale dla tych trzydziestu kilku odważnych triathlonistów, marzących o byciu człowiekiem z żelaza, nie miało to żadnego znaczenia. Skaczemy do wody. Wszystko drętwieje, ciężko z zimna oddychać i kiedy kolejny raz  dopada  mnie kurcz, nie mogąc sobie z tym poradzić, jestem zmuszony przyjąć pomoc ratowników z łodzi. Odholowali mnie na brzeg mimo, że nie mogłem się z tym pogodzić. Organizatorzy trzymając mnie za ręce i nogi, nieśli jak worek kartofli do miejsca pierwszej pomocy, a całe ciało trzęsło się niczym galareta.  Kiedy zobaczyłem w strefie zmian mój wspaniały rower marki Romet – 14 kilogramowe piękno stojące „boksie rowerowym” . Strefa zmian to rower oparty o krzesło, obok na ziemi leżał ręcznik, miska z wodą do omycia stóp z piasku i buty kolarskie. Łzy same cisnęły się do oczu ze złości, że nie dałem rady. Kiedy już włożyli mnie do namiotu, gdzie miałem dojść do siebie,  zobaczyłem, że takich samych gigantów jak ja jest aż jedenastu. Ogarnęła mnie ulga, że nie trzęsę się z zimna sam. Tak właśnie wyglądały pierwsze triathlony w Polsce.

 

 gorski3

 

II wspomnienie: Mistrzostwa Europy dystans ½ ironman Stein, Holandia 1998

  

To był wielki zaszczyt, kiedy mogłem założyć reprezentacyjny dres z napisem Polska. Rozpierała mnie duma i nie było istotne, że strój ktoś wcześniej już nosił. Taki był wtedy polski triathlon. Na ME ścigało się prawie czterystu zawodników w tym 3 Polaków: ja, Jarek Łabus i Zbigniew Szyba. Po pływaniu dopadłem swój 14-kilogramowy rower i kręciłem co sił w nogach. W pewnym momencie wjechałem na drogę z kostki brukowej, która przypominała trasę wielkiego wyścigu kolarskiego Paryż – Roubaix. Bardzo wyraźnie pamiętam  minę zawodnika, którego wyprzedzałem właśnie na tym odcinku. Zasada była wtedy prosta: każdy zawodnik przede mną musi być mój. Kiedy zobaczyłem w oddali jednego, pomyślałem: „Jesteś mój”. Telepało niemiłosiernie, a ja pędziłem coraz szybciej. Kiedy się zbliżyłem, zobaczyłem pochyloną sylwetkę,  z tyłu bardzo duże koło – tzw. pełne, z przodu małe koło, na głowie kask opływowy sięgający prawie do połowy pleców, na nosie piękne okulary. No cóż, kiedy go wyprzedzałem, moja pompka przymocowana do ramy najzwyklejszą gumką od majtek, wydawała taki huk, że strach mnie obleciał. Zaczepy do pompki zaginęły w transporcie do Holandii. Musiałem coś wymyślić, nie mając kasy na nowe rzeczy. Największe wrażenia na wyprzedzanym zawodniku zrobił ten huk pompki. Dokładnie wpatrywał się w mój rower marki Romet Sport. Pewnie zastanawiał się, jakie nowe rozwiązanie techniczne zastosowałem? Kiedy skończyłem zawody, poszedłem szybko do boksu rowerowego, ściągnąłem gumy i zdjąłem pompkę,  bo było mi wstyd. Wyprzedzony przeze mnie zawodnik krążył niedaleko mojego stanowiska, rzucając okiem na rower. Pewnie się zastanawiał , co jest grane? To były czasy, które już nie wrócą. Zmieniło się prawie wszystko. Jedna rzecz została: miłość do triathlonu. 

 

239 fot_GPI

 

I tę właśnie miłość w starym wydaniu chcemy pielęgnować w tym roku w Sławie, gdzie odbędzie się specjalny start : Otwarte Sztafety  EUCO  Triathlon- Retro. Zawody będą nawiązywały do czasów sprzed 30 lat. Wystartuje grupa naszych specjalnych gości, którzy ścigali się trzydzieści lat temu. Jeśli po przeczytaniu tego artykułu uznasz że spełniasz nasze wymagania, posiadasz rower podobny do opisanego wyżej i chcesz się z nami zabawić, proszę o kontakt. Zostało jeszcze trochę wolnych miejsc. Sławski Festiwal Triathlonu w 2014 roku będzie wyjątkowym wydarzeniem. Spotkamy się z tymi, którzy startowali w pierwszym triathlonie w Polsce. Tu odbędzie się specjalny otwarty, sztafetowy start retro. Tu zaprezentujemy namiastkę muzeum polskiego triathlonu, a noc z 19 na 20 lipca będzie nocą wspomnień, którą poprowadzą Jerzy Górski, Łukasz Grass i goście festiwalu. Każdy kto zdecyduje się na start otrzyma specjalny strój podkreślający XXX lat triathlonu. W dniu zawodów przewidzieliśmy osobne starty dla kobiet i dla mężczyzn. Reprezentacje różnych klubów triathlonowych będą walczyć o tytuł Klubowego Mistrza Polski w kategoriach Kobiet, Mężczyzn i Mix.

 

Zapisz się na www.triathlonslawa.pl

 

FORMULARZ ZGŁOSZENIOWY

 

 

plakaty A3_x6_kyocera

Powiązane Artykuły

3 KOMENTARZE

  1. Hi. Pierwsze zdjęcie to „wykopaliska” ,Międzybrodzie Bialskie-góra Żar i przełęcz Przegibek-to rower. Cieszę się że masz to zdjęcie. W tle M.M. Do zobaczenia w Sławie! Obecność Karola M. obowiązkowa!

  2. Dziękuje za ten artykuł, czekałem na to bardzo długo. Jak widzę sprzęt na jakim teraz się ludzie ścigają to jest to cena samochodu.

  3. Startowalismy chyba razem w 1987 w Poznaniu, a w 1989 zamienilismy pare slow po starcie w Gorze Kalwarii 🙂 to byly czasy! Pozdrawiam serdecznie!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,812ObserwującyObserwuj
21,700SubskrybującySubskrybuj

Polecane