Wojownicy i Wojowniczki
Słuchając ostatnio podczas treningu moich ulubionych utworów Starego Dobrego Małżeństwa w uszy wpadła mi „Makatka z Wojownikiem”. W chwilach refleksji związanej ze zbliżającymi się świętami zacząłem analizować treść, która wcześniej wydawała mi się nic-nie-mówiąca. Choć mówi o wojowniku, trudno nie dostrzec w niej odbicia naszej piękniejszej części, naszych wojowniczek.
Wielki wojownik zdobył małą filiżankę
i księgę mądrą której nie przeczyta
wróci zmęczony z wojennej wyprawy
i wszystko rzuci u stóp żony
Czy każde z nas nie jest takim wielkim wojownikiem, wielką wojowniczką we własnych oczach? Udajemy się na nasze bitwy, w domu zostawiając rzeczy o wiele większe. Każdy trening, każdy start, każda wspólna wyprawa zdaje się być ogromną zdobyczą. A po powrocie z wojennej wyprawy naszym bliskim pozostaje często po nas posprzątać pobojowisko.
będzie roztrząsał swą ostatnią bitwę
bo stać go tylko na taki wysiłek
chwały wciąż sobie będzie przydawał
by lepiej czuć że naprawdę żyje
Analizy, dyskusje dlaczego tak wolno, dlaczego za szybko rower, za słabo pływanie. Nie liczy się nic poza tym. Po co zaprzatać sobie głowę domowymi sprawami, skoro ostatnia bitwa nam nie wyszła. A może wyszła? Tym bardziej pierś do przodu wysuwamy, prężymy się jak pawie przed nami samymi i nam podobnymi. Przygotowujemy kolejne plany, obiecujemy trenować ciężej rezygnując z jednej z wizyt u fryzjera czy kosmetyczki. Albo zwieszamy po prostu głowę i obiecujemy sobie, że przerzucimy się na szachy.
a gdy mu przyjdzie dzień do dnia dodawać
będzie się trapił i nuda go skręci
więc znów wymyśli nową wyprawę
bo uzna że i tak coś się święci
Żyjemy od zawodów do zawodów, od spotkania do spotkania, od treningu do treningu. Często zapominając o tak zwanej prozie życia. A czy w tej prozie nie kryją się przypadkiem rzeczy, na których najbardziej nam zależy? Lub zależeć powinno? Czym będą nasze zwycięstwa, jeżeli na mecie nie będzie czekał na nas ktoś nam najbliższy? Czym będą lśniące medale, jeżeli nie będziemy mieli ich komu pokazać? Czym będzie umieranie, jeżeli w nagrodę nie usłyszymy na trasie „dajesz mężu, dajesz, lekko jest”, albo na kresce „świetnie mamo, kochamy Cię”. Jaki sens będą miały wtedy kolejne wyprawy?
na szczęście znajdzie się ktoś z bliskich
kto księgę przeczyta filiżankę uniesie pod światło
Oby zawsze znalazł się taki ktoś, kto spojrzy na nasze bitwy i posprząta nam w głowach. Niech zawsze będą przy nas Ci, na których najbardziej nam zależy. Pamiętajmy o naszych „połówkach” i najbliższych. Pamiętajmy, że bez nich nie będziemy mieli tego, co mamy. Że to nie nasze km/h, godziny w siodle czy baseny kraula czynią nas wojownikami. Prawdziwy wojownik kupi choinkę, upiecze pierniki, wojowniczka pamiętać będzie o świątecznym nastroju, pomoże Mikołajowi obdarować najbliższych. Wspólnie ubiorą choinkę, zrobią z najbliższymi nowe ozdoby, pomalują bombki, znajdą wreszcie kilka spokojnych dni, aby porozmawiać, bez słów…
i znowu krok naprzód zrobi ziemia
choć wcale nie będzie jej łatwo
Niech te kilka dni świątecznej przerwy będą dla nas wszystkich odrobiną refleksji, może z „żelaznego” oka spłynie łza wzruszenia. Niech nasi najbliżsi zobaczą w nas to, co widzieli kilka, kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat temu. Bądźmy razem bardziej niż kiedykolwiek, aby z naładowanymi akumulatorami móc rozpocząć przygotowania do kolejnej bitwy. Tego wszystkiego życzy Wam i sobie samym caly zespół redakcyjny Akademii Triathlonu.