Twórcami swimrunu są zawodnicy rajdów przygodowych, w których organizatorzy nie zawracają sobie głowy czymś tak banalnym jak znakowanie trasy. Tam po prostu teamy dostają mapę z naniesionymi punktami nawigacyjnymi, do których później muszą się jak najszybciej dostać. Napierają najlepszymi wariantami, tak by po kilku dniach na piechotę, rowerem, kajakiem, wielbłądem, konno, na rolkach, dotrzeć do mety.
W Skandynawii kolebce swimrunu i biegów na orientacje idea jest podobna. Startujący muszą być wyposażeni w kompas i wodoodporną mapę przekazaną przez organizatora. Mapa jest potrzebna, by poruszać się po wyznaczonej ścieżce, a w zasadzie gdy się z niej zboczy. A ścieżka oznaczona jest w sposób następujący, trochę inny do jakiego przyzwyczaili nas organizatorzy zawodów biegowych lub triathlonowych w Polsce…
U nas np. wielu organizatorów biegów asfaltowych na 10 km chlubi się tym, że do oznaczenia 10 km użyli 100 flag, 10 km taśmy, kilkuset pachołków, kilka bram. W swimrunie organizatorzy cieszą się natomiast, że tej taśmy na ok 40 km zużyli maksymalnie 40 m! Wbili kilka tabliczek kierunkowych, dzięki czemu udało się nie oszpecić krajobrazu bojami, bo wystarczają flagi kierunkowe lub bannery na brzegu. W swimrunie musisz zatem być skoncentrowany i wypatrywać oznaczeń przez całą trasę. Obciąża to głowę ale może dzięki temu mniej czuć zmęczenie? Szybciej mija czas, będąc non stop w standby’u.
W swimrunie zawodnicy nie mają pretensji do organizatorów w stylu „Źle oznakowaliście trasę, zgubiliśmy się!” Tu zawodnicy sami mają pilnować ścieżki. Organizatorzy uznają, że zawodnicy oprócz silnych mięśni, mózgiem również potrafią się posługiwać.
Choć muszę przyznać, że kilka lat startów w Polsce sprawiło, że lekko rozleniwiłem ten organ. Na swoich drugich zawodach, na zasadzie owczego pędu pobiegliśmy za kilkoma zespołami, mimo że wyraźnie widzieliśmy strzałkę w prawo. No ale jak wszyscy biegną w lewo, to przecież mają rację. Guzik prawda! Po chwili szwedzki zespół wskoczył w krzaki i zmienił kierunek biegu, a my za pozostałymi biegliśmy dalej po widocznej ścieżce, zastanawiając się już na głos – co za idioci. Po kilometrze wbiegliśmy w pole kapusty i musieliśmy wracać na szlak tą samą drogą, nadrabiając w sumie ok 2 km. Okazało się, że prawie każdy widział strzałkę w prawo ale wszyscy pobiegli za pierwszymi, bo wyglądali tak profi. Na mecie dopiero zrozumiałem, że była to ich taktyczna zagrywka pod nazwą „wyprowadzić innych w buraki”. Udała się! Zapłaciliśmy frycowe spadając z 20 pozycji na prawie 100, a do mety udało nam się odrobić tylko 40 miejsc. Bolesne doświadczenie ale bardzo pouczające. Do nikogo nie mogliśmy mieć pretensji – po prostu na własnej skórze przekonaliśmy się, że ścieżki pilnujemy sami! Zawsze!
Teraz sam tycząc trasy na Swimrun Wióry w Górach Świętokrzyskich, który odbędzie się 3 września jeszcze w tym roku i Swimrun Kaszebe w Stężycy – 27 maja 2018 r., stałem nie raz przed dylematem jak poprowadzić ścieżkę, by używać jak najmniej oznaczeń, a jednak by trasy były czytelne. W Polsce na razie nie wymagamy od zawodników map i kompasów. Mało kto potrafi z nich korzystać. Chcemy znaleźć złoty środek ale nie zatracić pierwotnego ducha swimrunu.
Dlatego teraz kilka rad związanych z oznaczeniami tras dla przyszłych swimrunnerów, które przydadzą się zarówno w startach za granicą jak i w Polsce:
Boje kierunkowe – jak sama nazwa wskazuje – sugerują właściwy kierunek. Ustawiane są zazwyczaj na „łamanych pływaniach”, czyli tam, gdzie na wejściu do wody nie widzimy jego wyjścia. Wówczas stawia się bojkę na którą się kierujemy. Nie ma jednak znaczenia, czy miniemy ją prawym czy lewym ramieniem. Pewne jest to, że dopływając do boi – będzie widoczne wyjście – najczęściej oznaczone już flagami lub banerem. Jeśli jednak pamiętamy z której strony boi będzie wyjście na brzeg – możemy ścinać trasę jak chcemy – byle wodą!
„Plan pływania„ lub ”instrukcja słowna od wolontariusza na brzegu” – czasem rezygnuje się z bojki na rzecz prostego szkicu jak pływanie ma wyglądać. To stosuje się najczęściej na krótszych odcinkach, na których wejściach do wody, nie widać wyjść. Wówczas też najczęściej osoba od organizatora stojąca na wejściu do wody – w trzech słowach wyjaśnia jak płynąć.
„Wstążki na trasie biegowej” – często w trudnym terenie ciężko zdecydować się czy biec z lewej, czy prawej strony drzewa. Tuż przy oznaczeniu czy kilka metrów obok? W swimrunie masz trzymać tylko kierunek. To czy przebiegniesz bardziej lub mniej bokiem zależy od Ciebie. Oznaczenia są kierunkowe. To organizator ma za zadanie poprowadzić tak trasę, by zawodnikom nie opłacało się jej ścinać.
„Strzałki kierunkowe” – tych musimy się pilnować, widząc nawet na mapie, że gdybyśmy pobiegli prosto – szybciej dobieglibyśmy do celu. Strzałki stawia się w celu ominięcia terenów bardzo niebezpiecznych lub prywatnych gruntów, których właściciele nie wyrazili zgody na przeprowadzenie wyścigu. Jeśli strzałka zmienia kierunek biegu – należy go zmienić.
„Track gpx” – raczej się go nie udostępnia, bo może tylko wprowadzić zawodników w błąd. Trasa może bowiem zmienić się lekko w ostatniej chwili z powodu np. powalonych drzew, wyższego lub niższego stanu wody etc. Tak więc to co teoretycznie miałoby ułatwić poruszanie się w terenie, może je utrudnić.
Podsumowując – swimrun to nie tylko fizyczne wyzwanie. To również umiejętność myślenia i podejmowania szybkich decyzji związanych z nawigacją na lądzie i wodzie. To bycie troglodą o inteligentnym wyrazie twarzy. To fun jakich mało. Samą siłą bowiem takich zawodów się nie wygrywa!