Tomasz Brembor: „Ja wcale nie jestem zawodowym triathlonistą”

Z nim na trasie zawodów nie jest łatwo – wiedzą to wszyscy ścigający się z nim triathloniści. Tomasz Brembor to jeden z najlepszych zawodników w kraju, któremu w tym roku urodził się syn.

Zawodnik jednak nie zwalnia i dzięki odpowiedniej organizacji stara się pogodzić rodzicielstwo z treningami. O tym, jak teraz trenuje, co zmienił w jego życiu syn oraz o życiu w wielkim mieście opowiada w krótkiej rozmowie.

Kamila Stępniak: Cztery zwycięstwa podczas czterech Twoich startów na GIT. Ty jako numer 1 na mecie staje się już niemal tradycją. W Elblągu po piętach deptał Ci Maciek Bodnar. Powiedz, który ze startów w tym sezonie [z cyklu] był dla Ciebie największym wyzwaniem?

Tomasz Brembor: Bez względu na to, czy są to zawody z cyklu GIT, MP czy starty zagraniczne zawsze stając na linii startu, staram się zrobić jak najlepszy wyścig. Myślę, że paradoksalnie ten ostatni wyścig w Elblągu był małym wyzwaniem.

Po zmianie trasy kolarskiej było można pokusić się o naprawdę wysoką średnią na rowerze. Sęk w tym, że prostota tej trasy i brak zakrętów wyklucza również możliwość „odpoczynku” na zakrętach – trzeba cały czas ostro pchać w pedały. Wiedziałem, że muszę mimo wszystko ekonomicznie przejechać ten etap. Maciek zawsze jedzie agresywny rower i byłem przygotowany na to, że może mnie wyprzedzić.

KS: Jesteś już stałym „bywalcem” wyścigów GIT. Pozostało ich w tym roku jeszcze pięć. Będziesz „szedł po rekord” i planujesz pobić zeszłoroczne sześć zwycięstw?

TB: Trochę musiałem zmienić kalendarz startów i w najbliższym czasie nie będę startował w GIT. Do końca cyklu jest jeszcze trochę czasu i nigdy nic nie wiadomo.

ZOBACZ TEŻ: Piotr Ławicki: „Lubię o sobie mówić, że jestem zawodowcem na pół etatu”. 

KS: Za niecałe dwa tygodnie zobaczymy Cię na starcie MP na dystansie sprinterskim. W tym sezonie nie miałeś chyba jeszcze okazji sprawdzić się na tak krótkim dystansie – startujesz na „połówkach” i „ćwiartkach”. Będziesz miał okazję przypomnieć sobie „dawne czasy” i ponownie zawalczyć o medale w formule z draftingiem. Brakuje Ci ścigania w tej konwencji? Czy na całego wsiąkłeś już w świat dłuższych dystansów?

TB: Miałem prawie 2 lata przerwy od startów z draftem i nie mogę się doczekać tego startu. Bardzo mi brakuje tych wysokich intensywności i rywalizacji bark w bark. Na pewno już nie wrócę do regularnych startów w PE i PŚ, ale jak tylko będzie okazja na dobre ściganie w Polsce, to chętnie wystartuję dla samego siebie.

KS: Na liście startowej widnieje wiele czołowych nazwisk. Na pewno trzymasz rękę na pulsie i wiesz, kogo najbardziej się obawiać. Kogo uważasz za swoich największych rywali?

TB: Tak, jak wspominałem wcześniej miałem bardzo długą przerwę od wyścigów z draftem. Nie wiem, czy jeszcze pamiętam, jak to się robi. Chłopaki trenują i startują na co dzień w tej formule. Wyjątkiem jest Kacper Stępniak, który podobnie jak ja preferuje jazdę na kozie. W tym roku zaliczył jednak świetny występ na MP na dystansie supersprint, a to już bardzo dużo daje.

KS: Jak według Ciebie wyglądało będzie podium? Jaki byłby najkorzystniejszy dla Ciebie scenariusz, według którego potoczyłby się zbliżające się wyścig?

TB: Scenariusz hmmm – na pewno ucieczka w małej grupce 3-4 -osobowej. Obawiam się jednak, że mogę się już nie zabrać na pływaniu.

KS: Czas na to, byś odkurzył swoją szosę! A tak na poważnie – korzystasz z niej na treningach, czy faktycznie „zalegała” gdzieś w kącie mieszkania?

TB: W tym roku na szosie jeżdżę regularnie. Kozę używam tak naprawdę tylko do jakościowych treningów, gdzie muszę jeździć w pozycji czasowej i spoglądać na moc. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że jazda na szosie jest zdecydowanie bardziej komfortowa.

 

Tomasz Brembor trenujący na bieżni
źródło: archiwum zawodnika

KS: Niedawno urodził Ci się syn, Kuba. Jest to na pewno ogromna rewolucja w Twoim triathlonowym świecie. Co musiałeś zmienić w swoim dotychczasowych przyzwyczajeniach, by móc pogodzić rodzicielstwo oraz zawodowe trenowanie?

TB: Musiałem zmienić tak naprawdę wszystko, a już na pewno priorytety na ten sezon.
Jestem kosmicznie dumny, że Kasia urodziła mi syna, a ja zostałem ojcem – to piękna sprawa. Ja wcale nie jestem zawodowym triathlonistą. Nie utrzymuję się z wyścigów. Oczywiście ścigam się jako PRO – tak było od samego początku i tak pewnie będzie do samego końca.

KS: Udaje Ci się wykonywać wszystkie jednostki treningowe i założenia, czy elastycznie dopasowujesz je do „wymagań nowo narodzonego szefa”?

TB: Prezes Kuba nie ma jeszcze nawet 2 miesięcy i cały czas przystosowujemy się (głównie organizacyjnie) do nowej sytuacji. Treningi staram się realizować w 100%, ale wiadomo, że różnie to bywa… Czasami konieczna jest mniejsza lub większa zmiana. Nawet przed narodzinami dziecka czy nawet będąc w GVT nie funkcjonowałem tak, że zawsze wszystko musi być na zielono w Training Peaksie.

Czasami jest zbyt duże zmęczenie, gorszy sen, czy nawet ciężko się jest skupić na treningu. W moim przypadku realizowanie w takich chwilach jednostki za wszelką cenę przynosiło odwrotny skutek. Nie mam w zwyczaju wykonywania treningów ponad plan czy trenowania za wszelką cenę. Może też dlatego omijają mnie kontuzje i jestem w stanie reprezentować fajny – stabilny poziom przez kilka lat.

KS: Jesteś ze Śląska, ale mieszkasz w Warszawie. Jak trenuje Ci się w stolicy? Wielkie miasto ułatwia, czy utrudnia sportowe życie?

TB: Tak, zgadza się. Mieszkamy z Kasią na Bemowie. Jeżeli chodzi o treningi, to jest elegancko. Nie muszę się przebijać przez centrum miasta, żeby zrobić jakikolwiek trening.

KS: Nie licząc tego, że ciężko jest w centrum miasta sprawdzić osiągi auta, czego najbardziej nie lubisz w warszawskim życiu?

TB: Zdecydowanie „gonitwy”. Tutaj każdy pędzi za swoim projektem. Życie jest dwa albo nawet trzy razy szybsze. W powietrzu wręcz czuć unoszące się napięcie czy stres. Ten problem nie dotyczy tylko Warszawy, ale wszystkich dużych miast.

KS: Jeśli triathlon mógłby mieć dwie dyscypliny, z której z nich byś zrezygnował?

TB: Szczerze to już dawno się nad tym nie zastanawiałem jakoś specjalnie. Polubiłem ten sport właśnie za różnorodność. Właśnie przez to, że w triathlonie są trzy dyscypliny z zupełnie różnych środowisk, to jest bardzo duże pole do popisu i do pracy oczywiście.

Tomek Brembor na mecie zawodów
źródło: archiwum zawodnika

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,813ObserwującyObserwuj
21,600SubskrybującySubskrybuj

Polecane