„Triathlon. Sport dla rozwodników?” – odŻywka na weekend

Podobno osoby mające różnego rodzaju fobie zupełnie inaczej odbierają otaczającą ich rzeczywistość od tych, które takich lęków nie posiadają. Kiedy borykasz się z arachnofobią nie widzisz niezbyt ładnego robala. Widzisz monstrum zdolne odgryźć ci rękę, a tak przynajmniej odbiera to twój mózg. Jeżeli masz do czynienia z taką osobą w niczym nie pomogą tu krzyki, przekonywanie o nieszkodliwości pająka, czy wyśmiewanie się z przerażonego nieszczęśnika. Jego instynkt samozachowawczy wyłącza w tym momencie wszystkie kanały komunikacji nawołujące do rozsądnego podejścia do otoczenia. 

 

Komunikacja, to właśnie będzie główny temat dzisiejszego artykułu. Choć w opisywanej sytuacji jest ona bardzo trudna, to podzielenie się problemem przed nią w znacznym stopniu pozwoli szybciej się z tym problemem uporać w atmosferze wzajemnego zrozumienia, jak również przebrnąć przez ciężkie chwile. Triathlon jest dyscypliną niezwykle wciągającą i czasochłonną. Brownlee w swojej autobiografii pytają, czy do tej dyscypliny garną się ludzie o specjalnym typie osobowości łato wpadającej w uzależnienia, czy to dopiero triathlon takimi ich czyni? 

 

W takich warunkach bez odpowiedniej samodyscypliny trudno nawiązać kontakt z otoczeniem, jeszcze trudniej go utrzymać. Łatwo za to się zatracić. Kiedy stawiałem swoje pierwsze kroki w triathlonie, w głowie utkwiło mi zdanie, że jest to „sport dla rozwodników”. Rzeczywiście, pochłania bez reszty. Dziś jednak uważam, że powinno ono wtedy brzmieć, że jest to sport, w którym część osób ma problem z komunikacją z pozasportowym światem.

 

Rodzina

Jasno określone i dobrze umotywowane potrzeby powinny być przede wszystkim podstawą w komunikacji z najbliższymi. Musimy wyraźnie zaznaczyć, że sport jest dla nas ważnym elementem codzienności. Trening jest procesem budowania i realizacji pewnej wizji, nie możemy go bez przerwy przerywać, zmieniać, dostosowywać do prozy życia, jeżeli tylko da się takich zmian uniknąć. W przeciwnym wypadku staje się frustrującą syzyfową pracą. Jedną z tajemnic udanych związków jest pozwolenie partnerowi na nieco jego własnej przestrzeni, właśnie takiej przestrzeni i zrozumienia tu potrzebujemy. Trzeba to jednak spokojnie wytłumaczyć, aby druga strona miała szanse nas zrozumieć.

 

12019997 114965638863581_7370475904814739764_n

 

Potrzeba własnej przestrzeni i zrozumienia nie dotyczy jednak tylko ciebie. Równie często mam wrażenie, że rodziny sportowców starają się wspierać swoich domowych mistrzów kosztem własnych potrzeb. Przestrzeń i potrzeba zrozumienia działają najlepiej, jeżeli są relacją wzajemną. 

Jeżeli twoją rodzinę triathlon i twoje osiągnięcia obchodzą tyle, co zeszłoroczny śnieg, nie ma w tym nic złego. Gorzej, jeżeli to ty odbierasz to jako problem, ponieważ może to świadczyć o niewłaściwych źródłach motywacji do uprawiania sportu. Żona, mąż, dzieci nie muszą być twoją ekipą serwisową na zawodach. Jeżeli chcą tam jechać – świetnie, jeżeli chcą zająć się w tym czasie swoimi sprawami – to również dobra alternatywa. Ważne, abyście byli dla siebie wsparciem w chwilach trudnych, wymagających rady, oraz umieli znaleźć czas na podzielenie się własnymi zamiłowaniami. Posłuchać się wzajemnie. To zresztą świetna metoda na zdrowy podział dnia, gdzie nie zamykamy się w coraz bardziej obsesyjnym zainteresowaniu sportem. Pasjonat – to brzmi ciekawie w teorii, w realnym życiu jest to najczęściej nudziarz mówiący w kółko o tym samym. O sobie i swojej pasji.

 

Sport

Niedawno Filip Przymusiński napisał ciekawy tekst na łamach Akademii Triathlonu („Szanujcie sprinterów”), zwracający uwagę na trudne wyzwania jakie niesie ze sobą triathlon na dystansach olimpijskim i krótszych. Ściera się on tam z panującym wśród wielu osób przeświadczeniem, że im dłuższe zawody, tym trudniejsze. Dłuższe zarówno w rozumieniu odległości jak i czasu spędzonego na trasie.

 

Pojawiło się sporo komentarzy zwracających uwagę na brak obeznania w realiach sportu osób o takich przekonaniach, stawiając ich w kącie, w roli triathlonowych nieuków. Ja chciałbym jednak podejść do tego z nieco innej strony. Dlaczego w opinii wielu osób 15 godzin spędzonych na trasie Ironmana jest niewyobrażalnie większym wyzwaniem od godziny na sprincie? Ponieważ tak zostali oni ukształtowani przez media, lub osoby, na których barkach spoczywa szeroko rozumiana edukacja w triathlonie. Jest to raczej przykład na brak komunikacji , tym razem „międzypokoleniowej” w sporcie (lub niski poziom „nauczycieli”). Nie ma szacunku dla sprinterów? No cóż, samo się nie zrobi. Trzeba cierpliwie tłumaczyć mniej zorientowanym zawodnikom i kibicom, nie wartościując ich przy tym na mądrzejszych i głupszych. Tekst Filipa jest tu więc krokiem w dobrym kierunku. Ja również nie obrażam się na swoją czteroletnią córkę, że nie umie czytać sobie sama bajek. Na wszystko przychodzi czas i nikt nie rodzi się z całą mądrością świata.

 

W trakcie tego nauczania nie zamykajmy się na sposób postrzegania rzeczywistości przez innych ludzi. Z punktu widzenia sportowego wyczynu 15 godzin na trasie Ironmana to krajoznawcza wycieczka. Jednak dla tej osoby już sama wizja ponad 220 kilometrów aktywności fizycznej jest włochatym potworem, który chce odgryźć jej głowę. Sprint czy dystans długi? Ja wiem, co jest dla mnie łatwiejsze. Ale przyjmując uniwersalny system wartości trudno już tak łatwo to sklasyfikować. Obawiamy się różnych demonów. Również w sprincie tak naprawdę nie boli najbardziej sam start, ten ból ginie w ogniu walki i buzującej adrenalinie. Najwięcej dzieje się w głowie tuż przed wystrzałem startera, kiedy wiesz, że będzie bolało. Dlatego właśnie powinniśmy się ze sobą rozmawiać. Dzielić się własnymi opiniami, potrzebami, przemyśleniami, ale również być otwartym na problemy innych, co często bywa znacznie trudniejsze.

 

Spójrz do tyłu

Uczestniczyłem swego czasu w kilkudniowych szkoleniach biznesowych, gdzie na zajęciach o dość podstawowej tematyce pojawiali się wysoko kwalifikowani specjaliści. Na moje pytanie dlaczego to robią usłyszałem odpowiedź, że warto czasem wczuć się jeszcze raz w początek własnej drogi. Im dalej kroczymy tą drogą zawodowego (czy sportowego) rozwoju, tym bardziej tracimy z oczu jej początek. A to właśnie tam znajdują się podstawy, na których opiera się każdy kolejny krok.

Powiązane Artykuły

2 KOMENTARZE

  1. Maćku, wczoraj na trasie półmaratonu chciałem Cię dogonić, żeby Ci powiedzieć, że napisałeś kolejny dobry tekst. Niestety, nie dogoniłem..

    Co do stawianych pytań i tez:

    1. Konflikt żona/rodzina – należy wybrać partnera, który ma równie silną pasję. Może być oczywiście w innej dziedzinie.

    Jeśli partner/partnerka takowej nie posiada trzeba:
    a) zmienić partnera/partnerkę (wpadamy w syndrom rozwodnika)
    b) lub pomóc im znaleźć

    2. Sprint a dystans długi.
    Żeby nie mazgaić się w subiektywnych ocenach co bardziej boli i co bardziej zasługuje na szacunek, może jakiś parametr obiektywny. Niech któryś z fachowców poda jaki jest średni wydatek energetyczny na trasie IM i olimpijki 🙂

  2. Jako osoba panicznie bojąca się wody (i mająca jeszcze trochę lęków) wiem, że zdanie o innym postrzeganiu świata ludzi z fobiami jest w miarę prawdziwe. Oczywiście, w różnych przypadkach jest zawsze trochę inaczej. W moim przypadku świadoma część mózgu wie, że woda to nic strasznego. Ale podświadoma część mózgu powoduje atak paniki za każdym razem gdy wchodzę do basenu… I ludzie, którzy nie znają takiego kompletnie irracjonalnego lęku, nie mają szansy zrozumieć, jakie to uczucie. Tego się nie da opowiedzieć, ponieważ to się wymyka wszelkim regułom logiki.

    Najczęściej komunikujemy się mając założone soczewki przez które widzimy tylko naszą wizję świata. Wysyłamy treść, która dla odbiorcy może być niezrozumiała. A zanim zaczniemy się komunikować warto by poświęcić jakiś czas na choćby próbę zrozumienia drugiej strony. Z jakiego punku widzenia wychodzi? Jakie są jej oczekiwania? Mając tą wiedzę dużo łatwiej wysłać komunikat, który dla drugiej strony będzie miał sens. Na wszelakiej maści szkoleniach z komunikacji często podkreśla się, że mamy parę uszu, ale usta jedne i to coś nam powinno mówić 😉 Bo na tym, moim zdaniem, polega komunikacja – najpierw słuchaj (zrozum), potem mów (bądź zrozumianym).

    W związku warto rozmawiać o wzajemnych oczekiwaniach wobec siebie, jak i wspólnych oczekiwaniach wobec „świata”. Bo cały ten sport da się wpleść w miarę bezboleśnie we wspólne życie. Tylko musimy dać sobie szansę zrozumieć drugą stronę, jak i dać drugiej stronie szansę zrozumieć nas. Mam to szczęście, że moja narzeczona też trenuje triathlon, więc jest nam o wiele łatwiej to wszystko zgrać. Mimo, że treningi mamy osobne, to wychodzimy na nie w tym samym czasie, więc nie „tracimy” czasu rodzinnego. I każde z nas zmaga się ze swoimi demonami, dzięki czemu wsparcie, którego sobie udzielamy jest bardzo cenne. Każde z nas wie, jak to jest panicznie się czegoś bać. I to wzajemne wsparcie również cementuje nasz związek 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,815ObserwującyObserwuj
21,900SubskrybującySubskrybuj

Polecane